|
Franciszek Kowalski
PRAWDZIC.
Smutne wędrowcom libijskie przestrzenie,
Gdzie ogniem palą słoneczne promienie,
Gdzie samowładnie zabójcze, straszliwe,
Szaleją, huczą i wrą huragany;
Gdzie niema ziemi, a piaski jak żywe,
Piętrzą się w spiekłe, olbrzymie bałwany.
Ileż ich głodne, żarłoczne wnętrzności
Połknęły bogactw, karawan i kości!
Tylko gdzieniegdzie cudnemi obrazy
Nad morzem piasków jaśnieją oazy;
A od północy Atlasu grzbiet stromy
Świeci śniegami, a stopy swe stroi
W wieńce palmowe i głazów ogromy.
Wkoło w zaroślach drapieżny zwierz broi,
Lew, tygrys, lampart co w czacie nie drzymie,
Słonie, pantery i gady olbrzymie.
Jakimże cudem szalonej odwagi
Spotka się z niemi człek wątły i nagi?
Jakim orężem i jaką się zbroją
Ma im zastawić by nie padł ich łupem?
Przecież był rycerz co dzielnością swoją
Smoka położył u swoich nóg trupem:
A z Luzytańskiej był mąż ten ziemicy,
Wielkiego serca, żelaznej prawicy:
Szukając przygód, przytomny a śmiały,
Wszedł w Numidyjskie wąwozy i skały.
Wtem nagle słyszy boleśne lwa ryki,
Spieszy na odgłos, i widzi tam zdala,
Jak lwa wąż potwór ze strasznemi syki
Kręgami cielska opasa, obala,
Ściska i dusi; lew szarpie go srogo,
Lecz jego siły wystarczyć nie mogą.
Nie długo trwała ta walka straszliwa;
Mąż Luzytańczyk koncerza dobywa,
I bez namysłu z błyszczącem żelazem
Ku lwa obronie jak piorun przylata,
I tnie potężnie, i jednym zarazem
Obrzydłe łbisko wężowi wpół płata,
I tnie przez szyję, a cielsko bez głowy
Legło na piasku jak maszt okrętowy.
Jak lew był wdzięczny, określić to trudno,
Ileż to ludzi ma wdzięczność obłudną.
Król skał i lasów potężny i srogi
Swemu obrońcy jak mógł się przymilał,
Lizał mu kornie kolana i nogi,
Wszelkie oznaki wdzięczności wysilał;
Rycerz z nim bawił i pieścił się długo,
Lew poszedł za nim i był mu jak sługą.
A tam za morzem, tam za Gibraltarem
Kraj jego płonie wojennym pożarem,
Maury wojują luzytańskie kraje.
Z niebezpieczeństwem wolności, żywota,
Mąż Luzytańczyk w szeregach swych staje,
Jak lew na Maurów obozy się miota,
Pierwszy wskakuje na mury, na wały,
Pierwszy swe szyki prowadzi do chwały.
Kiedy powracał z rozbitym puklerzem,
Król go prawdziwym nazywał rycerzem,
Bo on wojenną nie jedną zniósł burzę:
Więc na pamiątkę, za twierdzy zdobycie
Mur dał mu w tarczy i lwa na tym murze,
I lwa umieścił nad hełmem, na szczycie:
A godło zwycięstw i twierdz pogniecionych,
Lew trzyma wieniec w łapach wyciągnionych.
Lew numidyjski, lud mówi wierzący,
Żył aż do śmierci przy swoim obrońcy,
I przywiązania dla ludzi był wzorem,
Strzegł go przy zdrowiu, pilnował w chorobie.
Po skonie męża, on, jakby z uporem,
Rycząc na jego położył się grobie,
I długo ryczał i leżał bez jadła,
Aż nań na grobie leniwa śmierć padła.
Luzytańczyka rozmnożone plemię
Przeszło przez wieki na germańską ziemię,
Jeden potomek zrodzony do broni,
Za Krzywousta do Polski zawitał;
Król go za dzielność i potęgę dłoni
Prawdziwym w Polsce rycerzem poczytał,
I herb potwierdził. Ten prawdy jest wątek,
I taki Polskich Prawdziców początek.*
---------------------------------------------------
* Od połowy tej legendy, poszedłem za zdaniem Wacława Potockiego. [przypis Autora]
_________________________________
Źródło:
Franciszek Kowalski, „Legendy herbowe”, Żytomierz, 1862.
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|