Marca 28 2024 21:34:23
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


RODZINA MORAWSKICH - linia Franciszka (generalska, lubońska)

LINIA FRANCISZKA (generalska, lubońska)

--------------------------------------------------------------

HERB RODZINY MORAWSKICH

NAŁĘCZ (NIEZWIĄZANY) III, Nałonie

W polu czerwonym srebrna chusta koło tworząca z końcami na dół założonymi jeden na drugim. Nad hełmem w koronie - między rogami jelenimi, trzy pióra strusie przebite strzałą.
Labry czerwone podbite srebrem.

Herb przysługiwał w Wielkopolsce Czarnkowskim i Morawskim.
Na wszystkich średniowiecznych pieczęciach herb Nałęcz jest niezwiązany.

Źródło: http://kolo-naleczow.w.interia.pl/odmiany.html



--------------------------------------------------------------

CZĘŚĆ I


Franciszek (Franciszek a Paolo), syn Wojciecha i Zofii ze Szczanieckich, urodził się 2.04.1783 roku w Pudliszkach koło Krobi, dzierżawionych przez ojca od rodziny Wilczyńskich. Ochrzczony został 28.04.1783 w Krobi. Początkowo pobierał naukę podstawową wspólnie ze swoimi trzema braćmi w domu w Belęcinie koło Krzywinia w parafii Świerczyna pod Lesznem. Później, mieszkając w Lesznie na stancji u niejakiego Chyliczkowskiego, chodził do szkoły średniej, znanej z wysokiego poziomu nauczania, ale ewangelickiej. Okres pobytu w tej szkole był chyba krótki. Od tej pory znowu uczył się w domu z braćmi. Wychowaniem braci Morawskich kierował w domu francuski pedagog ksiądz Bienaime, emigrant z ogarniętej rewolucją Francji, później biskup w Nancy.
Przez cztery lata, najprawdopodobniej od 1796 do 1800 roku Franciszek studiował prawo na uniwersytecie we Frankfurcie nad Odrą. We frankfurckim sądzie okręgowym odbył następnie dwuletnią praktykę aplikancką w wydziale karnym i po egzaminie, zapewne w 1802 roku został mianowany asesorem sądowym w sądzie w Kaliszu. Tam złożył w 1803 roku egzamin referendarski, nazwany przez niego: askultatorski. W następnych latach zajmował się wspólnie ze starszym bratem Józefem do 1806 roku administracją należących do ich rodziców dóbr Kotowiecko w dawnym powiecie kaliskim. Od 1806 roku przez jeden rok zarządzał innymi dobrami ojca – Lubonią pod Lesznem, która właśnie jemu miała później w działach spadkowych przypaść w udziale. Jego ojciec zmarł w kilka miesięcy później, w 1807 roku w parafii Świerczyna, lecz nie jest pewne, czy miejscem zgonu była Lubonia, czy też Oporowo.
Spokojną dotąd pracę na roli przerwały wydarzenia, które wstrząsnęły całym społeczeństwem polskim. Rozwinęła się kampania napoleońska, a armia Napoleona odniosła druzgocące zwycięstwo nad armią pruską, dotąd w oczach całej Europy uchodzącą za niezwyciężoną. Wiadomość o klęsce armii pruskiej w bitwie pod Jeną i o przybyciu do Poznania generała Jana Henryka Dąbrowskiego z Józefem Wybickim u boku wraz z forpocztą wojsk francuskich lotem błyskawicy rozeszła się po całej Wielkopolsce. Na tę wieść Franciszek Morawski rzucił pracę na roli i co prędzej udał się do Poznania. Liczył niewiele ponad dwadzieścia lat i, jak młodzi ludzie w tym wieku, nie namyślając się wiele, zaciągnął się pod sztandary narodowe. W 1806 roku wstąpił ochotniczo do gwardii honorowej Napoleona, w której szeregach znalazł się kwiat wielkopolskiej młodzieży ziemiańskiej. Już w listopadzie tego samego roku otrzymał awans na podporucznika, przechodząc do 1-go pułku piechoty, a z niego do 9-go pułku piechoty w III Legii. Jeszcze w 1806 roku otrzymał po walkach pod Tczewem kolejny awans, na porucznika. Prawdziwy chrzest bojowy przeszedł nieco później, w 1807 roku, w czasie oblężenia pruskiej załogi Gdańska. Otrzymał publiczną pochwałę i nominację na inspektora piechoty. Tam został po raz pierwszy ranny, postrzelony w nogę. Mimo młodego wieku awansując na kapitana i adiutanta majora, bił się z Prusakami pod Kołobrzegiem, gdzie został ranny w ramię. W 1808 roku za męstwo wykazane w tej kampanii został odznaczony Złotym Krzyżem Virtuti Militari.
W 1809 roku, w czasie wojny między Księstwem Warszawskim a Austrią, która dokonała agresji na jej terytorium, Franciszek Morawski uczestniczył w niej początkowo jako adiutant generała Stanisława Fiszera. Po bitwie pod Raszynem, w czasie której dziewięciokrotnie przestrzelono mu mundur, został szefem sztabu i otrzymał kolejny awans na podpułkownika z przydziałem do 12-go pułku piechoty Księstwa warszawskiego. Podczas kontrofensywy polskiej uczestniczył w obronie Sandomierza i po kilku zaledwie dniach spędzonych w austriackiej niewoli wrócił do armii. W toku dalszych działań, gdy Polacy zajęli Kraków, książę Józef Poniatowski wysłał go do opuszczonej przez wojska austriackie Wieliczki, ażeby objął ją we władanie. Pozostając w szeregach korpusu oficerskiego 12-go pułku piechoty, Franciszek Morawski otrzymał w 1810 roku awans na grosmajora. Nie wiadomo, gdzie stacjonował jego pułk od czasu tego awansu aż do maja 1811 roku, kiedy to znalazł się w nowym miejscu postoju, w Modlinie, gdzie wykonywał prace przy fortyfikowaniu twierdzy. W tym mieście pułk kwaterował do chwili rozpoczęcia kampanii w pamiętnym 1812 roku.
W pierwszej fazie działań wojennych 1812 roku Franciszek Morawski faktycznie sam dowodził pułkiem w zastępstwie generała Jana Weyssenhoffa, który pełnił obowiązki szefa sztabu 16 dywizji piechoty dowodzonej przez generała Jana Zajączka. Doprowadził pułk pod mury obronne Smoleńska. Za udział w zdobyciu miasta otrzymał w październiku 1812 roku Krzyż Kawalerski Legii Honorowej. Chociaż zabito pod nim konia, on sam wyszedł z bitwy bez szwanku. Po przeniesieniu go na stanowisko szefa sztabu dywizji generała Kniaziewicza, uczestniczył jako pułkownik w dalszych bitwach i potyczkach, aczkolwiek o nominacji dowiedział się dopiero w Warszawie po powrocie spod Moskwy. Miał w tym czasie 29 lat!
Z napoleońską Wielką Armią dotarł do Moskwy i walczył pod Tarutino. W czasie odwrotu walczył pod Wiaźmą, a następnie uczestniczył w dramatycznej przeprawie przez Berezynę, osłaniając odwrót. Po powrocie z tej kampanii był adiutantem komendanta sztabu generalnego księcia Józefa Poniatowskiego. Znajdując się w Krakowie u boku naczelnego wodza stopniałej armii polskiej, został przez księcia Józefa wysłany z depeszami do Napoleona. Scenę tę odmalował znany batalista January Suchodolski. Wraz z wycofującą się z kraju armią, uczestniczył w 1813 roku w kampanii saskiej jako szef sztabu ósmej dywizji lekkiej kawalerii, pozostającej pod dowództwem księcia Antoniego Sułkowskiego. Brał udział w bitwie pod Budziszynem i Hanau. U jego boku znajdował się także w czasie trzydniowej „Bitwy narodów” pod Lipskiem, za którą został odznaczony złotym Krzyżem Oficerskim Legii Honorowej. Po tragicznej śmierci w nurtach Elstery naczelnego wodza, księcia Józefa Poniatowskiego i objęciu po nim funkcji przez księcia Antoniego Sułkowskiego, Morawski został mianowany szefem sztabu generalnego Wojska Polskiego na miejsce opróżnione przez generała Stanisława Fiszera. Głośną stała się jego mowa wygłoszona 20.12.1813 roku do wojska polskiego zgromadzonego pod Sedanem, sławiąca we wzniosłych i rzewnych słowach bohaterską śmierć księcia Józefa Poniatowskiego. Chociaż nie brał czynnego udziału w działaniach zbrojnych roku 1814, pozostał szefem sztabu generalnego także w czasie, gdy wodzem naczelnym wojska był generał Jan Henryk Dąbrowski. Swą funkcję zachował do 1815 roku.
W 1814 roku na polecenie cesarza Aleksandra I, już po abdykacji cesarza Napoleona I, udał się do Danii po stacjonującą tam jeszcze brygadę polskiej kawalerii, aby sprowadzić ją do kraju. Od końca 1814 roku znów przebywał w Warszawie. Niezbyt mu życzliwy Franciszek Salezy Dmochowski tak o nim pisał: „W 1814 roku, po upadku Napoleona i powrocie naszego wojska do kraju, głośny stał się w salonach naszej arystokracji pułkownik Franciszek Morawski. Ogół publiczności znał go tylko z „Mowy”, którą miał na uczczenie pamięci księcia Józefa Poniatowskiego i z „Ody na powrót wojowników do zagrody ojczystej”. W „Mowie” były okresy wymowne i sympatyczne. „Oda”, chociaż przesadna, podobała się powszechnie. W salonach literackich stawiano go na równi z Osińskim i Koźmianem”.

W 1815 roku poza czynną służbą wojskową Morawski oddawał się także zgoła pokojowym zajęciom. W tym czasie po raz pierwszy przetłumaczył na język polski między innymi „Andromachę” Racine'a. Podczas reorganizacji wojska polskiego, które przeszło pod komendę wielkiego księcia Konstantego, Morawski został w lutym 1815 roku zastępcą szefa sztabu głównego wojska polskiego. W październiku 1819 roku 36-letni pułkownik został mianowany generałem brygady, otrzymując skierowanie do Lublina na dowódcę drugiej dywizji piechoty, którą już wcześniej, w 1818 roku krótko dowodził. Na początku 18120 opuścił więc na stałe stolicę, z którą zdążył się już bardzo zżyć i ponawiązywać wiele towarzyskich i przyjacielskich kontaktów. Oddaliło go to nieco od życia literackiego Warszawy i środowiska literatów. Zbliżył się natomiast do towarzystwa otaczającego Puławy i Czartoryskich, i w roku następnym poślubił Anielę Wierzchowską, wychowankę i daleką krewną księżnej Izabeli Czartoryskiej.

Aniela Wierzchowska hebu Pobóg urodziła się w 1801 roku. Była córką Kajetana, właściciela Sterdyni, dóbr leżących na Wołyniu i Marianny Zofii z Worcellów herbu Dąb, których Teodor Żychliński, wątpliwy autorytet w dziedzinie genealogii i heraldyki, w „Kronice żałobnej rodzin wielkopolskich” nazwał hrabiami, dodając im drugi człon nazwiska de Tamerstein. Trudno przynajmniej ten drugi człon podawać w wątpliwość, skoro brzmienie nazwiska Worcellów wskazuje na ich niemieckie pochodzenie. Żychliński także nadmienił, że Aniela Wierzchowska była cioteczną siostrą Emilii z Worcellów, córki Leonarda Worcella, kuchmistrza litewskiego i żony księcia Michała Radziwiłła, zmarłego w 1846 roku, pułkownika wojsk Księstwa Warszawskiego, właściciela dóbr Berdyczów. W jego życiorysie w „Polskim Słowniku Biograficznym” zaistniał błąd polegający na bezkrytycznym powtórzeniu po Żychlińskim nie piastowanego urzędu. Ojciec Emilii z Worcellów Radziwiłłowej nie był bowiem kuchmistrzem litewskim ani koronnym. Prawdziwa jest jedynie wzmianka o tym, że generała Morawska była spokrewniona z Czartoryskimi i Radziwiłłami przez Worcellów, jako że jej krewną była głośna postać tamtej epoki, księżna Marcelina z Radziwiłłów Czartoryska, bardzo utalentowana muzycznie i najlepsza uczennica Fryderyka Chopina. Jej współcześni jednogłośnie twierdzą, że nikt inny nie potrafił grać utworów Chopina tak jak ona, wiernie odtwarzająca sposób gry mistrza. Niewiele dziś można znaleźć informacji o najbliższej rodzinie generałowej Morawskiej, zmarłej w wieku zaledwie 25 lat. Miała siostrę Kamilę, z którą razem były podopiecznymi i wychowankami generałowej ziem podolskich, Izabeli Czartoryskiej w Sieniawie i Puławach. Jej matka, Marta z Worcellów Wierzchowska, była w pierwszym małżeństwie żoną Maurycego hr. Łosia, w 1788 roku szambelana króla Stanisława Augusta. Po kądzieli była generałowa Morawska wnuczką Stanisława Worcella, od 1774 roku kasztelana halickiego, zmarłego w 1778 roku i Tekli z Dunin Borkowskich, która u Bonieckiego w „Herbarzu Polskim” figuruje jako trzykrotnie zamężna, secundo voto Mrozowicka, tertio voto za Józefem Jabłonowskim. Ojcem Tekli był Jerzy Dunin Borkowski, kasztelan gostyński, a matką – jego druga żona, Scholastyka Olszewska.
Wychodząc za generała Franciszka Morawskiego, człowieka nie pierwszej już młodości, Aniela Wierzchowska liczyła dziewiętnaście lat, tak więc dysproporcja wieku między nimi była znaczna. Wiadomo, jak oboje się prezentowali, gdyż zachowały się dwa dobre portrety generała z okresu, gdy był mężczyzną w pełni wieku, oraz wspomnienia z okresu młodości dotyczące jego żony Anieli, pióra co najmniej dwóch osób: Natalii Kickiej oraz galicyjskiego pamiętnikarza, Ksawerego Konstantego Preka, oba dla niej pochlebne.
O generale Morawskim napisał sam Aleksander hr. Fredro, znający go dobrze z lat, kiedy obydwaj byli napoleońskimi oficerami i z lat późniejszych. Tak go oto widział:

Więcej niż średni wzrost, włosy ciemne, zwięzłej figury, zawsze w okularach. Chorujący trochę na Byrona. Doskonale deklamował swoje wiersze, szczególnie bajki”.

Fredrze zawdzięczamy także uwagę, że generał Morawski nigdy nie wyzbył się akcentu wielkopolskiego.
Ksawery Prek zachował w pamięci późniejszą generałową Morawską jako dziewczynę „wzrostu wysmukłego, pięknej postaci, twarzy, oczu”, pisząc gdzie indziej w pamiętniku, że artysta „zdawał się malować Anielę Wierzchowską. Nie można było trafniej wybrać, łączy bowiem w twarzy swojej rysy regularne, przyjemne, z wyrazem słodyczy i niewinności”. Dowiadujemy się też od niego, że na jednym z bali kostiumowych panna Aniela wystąpiła jako Diana, wiodąca na smyczy sforę chartów i zachwycała balujących „w tym ubiorze tyle stosownym do jej kibici, wzrostu i świeżości”.
Parę stającą na ślubnym kobiercu w 1820 roku wyswatała księżna Adamowa Czartoryska, generałowa ziem podolskich, wiec z pewnością huczny ślub odbył się w Puławach z tłumnym udziałem przyjaciół i kolegów generała, człowieka bardzo towarzyskiego i lubianego, oraz rodziny Czartoryskich i ich dworu. Generał zapewne żenił się z miłości, aczkolwiek panna zapewne była majętna i dobrze skoligacona. Cierpiała jednak na częstą wówczas „chorobę piersiową”, czyli gruźlicę płuc. W ciągu około siedmiu lat małżeństwa, które było – co do tego nie ma wątpliwości – prawdziwą sielanką, urodziła mu troje dzieci, z których dwoje pozostało przy życiu.. drugi syn zmarł wcześnie, w 1826 roku na „febrę kataralną”. Młoda matka opłakała gorzkimi łzami zgon syna, nie mogą się długo pogodzić z jego śmiercią.

Ksawery Prek należał chyba do cichych wielbicieli generałowej Morawskiej, gdyż bawiąc przejazdem w Puławach nadłożył drogi, żeby złożyć wizytę generałostwu, mieszkającemu wówczas w Lublinie, gdzie Franciszek Morawski dowodził brygadą. Autor pamiętnika wspominał, że pani Aniela [...] przyjęła nas jak siostra, ale z taką skromnością, która jest cechą dobrego wychowania. Generał Morawski przymuszony był tego dnia oddalić się, nie mieliśmy przeto ukontentowania widzieć go, jednak wieczór najprzyjemniej nam upłynął. Czytała Stadnickiemu wiersze swego męża, kiedy on niedbale je porozrzucał.

Ksawery Prek i tym razem zachwycał się postacią generałowej, jej powierzchownością, sposobem bycia, czymś tak słodkim w jej postawie i spojrzeniu, że zdawało się odzwierciedlać jej duszę. Co więcej, był urzeczony aranżacją wnętrza domu generałostwa, także kwiatami przez nią samą malowanymi, którymi upiększyła ściany mieszkania.
Gdy miał się odbyć kolejny poród, generał Krasiński należący do kręgu osób adorujących panią Morawską, zaproponował na miejsce jej połogu swój pałac przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, lecz tej propozycji generał Morawski nie przyjął. Mimo czułej opieki męża Aniela Morawska zmarła w maju 1826 roku. Spoczęła na Powązkach, a pełen bólu mąż wystawił przedwcześnie zmarłej żonie nagrobek.
Aniela z Wierzchowskich Morawska zostawiła dwoje drobnych dzieci, to jest syna Tadeusza i córkę Marię, urodzoną w 1822 roku w Warszawie. Dokładnej daty jej urodzenia nie znam.
Po śmierci żony Morawski napisał smętną elegię, kreśląc takie strofy na jej pożegnanie:

O żono, droga żono, matko moich dzieci
Może mnie tam niejeden błąd w Twych oczach szpeci,
Możem nie dość Twym cnotom winnej składał cześci,
Nie dość kwiatów pociechy wplatał w cierń boleści?
Tej jednej krzywdy przecie nie wyrządzę Tobie,
Bym łzy żalu na Twoim nie zostawił grobie.
Niechaj inni od przykrych mi pamiątek stronią,
I by uciec wspomnieniom, za nadzieją gonią,
Dla mnie całą rozkoszą opłakiwać Ciebie,
Tu Cię szukać mym żalem, a nadzieją w niebie.


Franciszek Morawski spędził w Lublinie siedem lat. Straciwszy żonę zaledwie kilka lat po ślubie, odtąd już sam musiał zajmować się dwójką małych dzieci. Z Lublina został przeniesiony służbowo do Radomia, lecz w 1828 roku wrócił stamtąd do garnizonu w Lublinie, gdzie dowodził do stycznia 1831 roku pierwszą brygadą należącą do 2-giej Dywizji Piechoty, dowodzonej przez generała Żółtowskiego. Teraz znów często bywał u Czartoryskich w Puławach oraz w niezbyt odległych od Lublina Piotrowicach, u swego bliskiego przyjaciela Kajetana Koźmiana. Wybuch Powstania Listopadowego zastał go w Lublinie, gdzie nadal dowodził tą samą brygadą. O wydarzeniach rewolucyjnych w Warszawie usłyszał 1.12.1830 roku z ust generała Weyshoffa. Zatrzymał dowództwo brygady nawet wówczas, gdy wódz naczelny, książę Michał Radziwiłł, wezwał go do Warszawy i mianował w dniu 30.01.1831 roku generałem dyżurnym wojska polskiego, dowodzącym jednostkami odwodowymi całej armii. Zakres jego nowych obowiązków był bardzo szeroki. Z racji piastowanej odtąd funkcji ponosił odpowiedzialność za uzbrojenie wojska, organizację i działanie zakładów zbrojeniowych, uzbrojenie i wyekwipowanie nowych jednostek bojowych, a także za sprawy personalne w wojsku, sądownictwo wojskowe, służbę zdrowia i żandarmerię wojskową. Jako generał dyżurny dowodził formacjami zapasowymi w dniu 25.02.1831 roku, w czasie słynnej bitwy pod Grochowem.
Po powołaniu generała Jana Skrzyneckiego w dniu 26.02.1831 roku na naczelnego wodza armii, generał Franciszek Morawski został na jego wniosek mianowany w dniu 7.03.1831 roku ministrem wojny na miejsce nieudolnego generała Izydora Krasińskiego. Funkcję ministra wojny piastował obok nadal pełnionej funkcji generalnego kwatermistrza wojsk polskich do dnia 11.09.1831 roku.
Jako minister wojny musiał występować w sejmie i odpowiadać na interpelacje poselskie. Składał więc między innymi wyjaśnienia na temat złego przygotowania wyprawy na Wołyń, zakończonej likwidacją korpusu generała Józefa Dwernickiego. Pomimo ostatniej zwycięskiej bitwy Dwernicki musiał schronić się w Galicji, a korpus został rozwiązany. W sejmie generał Morawski znajdował poparcie w gronie życzliwych sobie posłów z frakcji kaliskiej, której przewodzili bracia Niemojowscy.
Jego dymisja z urzędu ministra złożona została demonstracyjnie w dniu 7.09.1831 roku po tym, jak generał Krukowiecki zainicjował rokowania pokojowe, zmierzające do kapitulacji. Mimo to, już po kilku dniach generała Morawski przyjął misję negocjatora strony polskiej w tych rokowaniach, powierzoną mu przez generała Macieja Rybińskiego i prowadził je do 20.09.1831 roku, coraz bardziej skłaniając się ku kapitulacji na honorowych warunkach. Znany historyk wojskowości Wacław Tokarz nie szczędził generałowi Morawskiemu słów krytyki, zarzucając mu przede wszystkim brak zdolności organizacyjnych i stanowczości w działaniu.
W ostatnich dniach Powstania Listopadowego generał Morawski został mianowany pełnomocnikiem do ustalenia warunków złożenia broni. Gdy tylko krok dzielił od upadku powstania i dyscyplina w wojsku była w rozkładzie, generał Morawski zgłosił się u władz rosyjskich w Warszawie, składając przysięgę na wierność. Jego krok uznano za „niegodny”. Nikt jednak nie bierze pod uwagę faktu, że w tym czasie na Wołyniu, a więc pod władzą cara Mikołaja I, przebywała dwójka jego małych dzieci, które mogły stać się zakładnikami w rękach Moskali i z pewnością oboje zostaliby z polecenia cara zrusyfikowani. Generał był wdowcem i dzieci znalazły się w ogromnym zagrożeniu. Tak oceniając sytuację, nie miał wyboru.
W chwili ogólnego rozprężenia, wywołanego klęską i kapitulacją, generał Morawski przebywał w Warszawie i tam dostał się do niewoli. Ze stolicy jako więzień, decyzją cara Mikołaja I został zesłany do Wołogdy, leżącej o 450 wiorst na północ od Moskwy, gdzie zastał zesłanych tam kilku polskich generałów. Internowany, pozbawiony kontaktów ze swoimi bliskimi, generał czuł się źle i nie ukoiło jego tęsknoty za dziećmi nawet przysłanie mu do Wołogdy ich miniatury. Na zesłaniu przebywał do połowy 1833 roku, a więc stosunkowo krótko. W tym czasie przepadła bezpowrotnie spora część jego rękopisów, zawierających głównie utwory poetyckie, między innymi poemat „Yalle”. Jak sam napisał później, był to owoc kilkunastu lat pracy.
Po powrocie z Wołogdy znalazł się w Warszawie, gdzie podjął starania o paszport emigracyjny i o ściągnięcie dzieci z majątku żony, gdzie przebywały pod opieką ciotki Kamili, siostry żony generała. W sierpniu 1833 roku był w Warszawie, lecz zatrzymał się do czasu ich przybycia w Guzowie, dobrach rodziny Łubieńskich, później Sobańskich. Tam też spotkał się z bratem, bratową oraz kilkanaściorgiem ich dzieci. W sumie pod dachem Łubieńskich w Guzowie przebywało wówczas aż 76 osób z bardzo rozrodzonych potomków ministra Feliksa Łubieńskiego. Ciążył ten pobyt przybyłemu z wygnania generałowi, który odwykł, bytując wśród prostego rosyjskiego ludu, od bon ton-u i savoir vivre'u. Oczekiwanie jednak przedłużało się i dwójka dzieci generała dopiero w kwietniu 1834 roku zjawiła się w guzowskim pałacu.
Formalną dymisję otrzymał jako generał w służbie czynnej przed końcem 1833 roku, już po powrocie z zesłania. Otrzymując zwolnienie z wojska zachował jednak pewne przywileje – prawo do generalskiej rangi, do noszenia munduru wojskowego oraz do odznaczeń wojskowych, czyli orderów. Uzyskał także, lecz dopiero po długich, przeciągających się zabiegach, zgodę cara na opuszczenie granic Królestwa Polskiego i powrót do Wielkopolski. Generał z paszportem emigracyjnym w kieszeni ruszył do Luboni, ale jego droga rozeszła się z drogą córki. Marysia Morawska na jakiś czas wróciła wraz z ciotką na Wołyń. Ojciec z synem w czerwcu 1834 roku dotarli do Luboni, zarządzanej pod jego nieobecność przez starszego brata, Józefa, właściciela sąsiedniego Oporowa. Zaczął się dla generała nowy rozdział życia, niewątpliwie najbardziej monotonny, wypełniony obowiązkami. Odtąd, choć wcale nie przyszło mu to łatwo, z żołnierza przedzierzgnął się w hreczkosieja i gospodarował wzorowo na roli, lecz pióra z ręki nie wypuścił.

-------------------------------------------------------------------------------------
Wypis z: Leitgeber S., „Morawscy herbu Nałęcz I. 600 lat dziejów rodziny”, Poznań 1997.

WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.01 6,174,018 Unikalnych wizyt