Marca 29 2024 06:35:26
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Wspomnienia

Antoni Doerffer, Wspomnienia, Poznań 1998, str. 16-18.
(A. Doerffer był synem Stefana - dyrektora majętności pawłowickich w latach 1915-1938).

W 1916 r. po śmierci hrabiego Maksymiliana Mielżyńskiego, przed moim Ojcem stanęły nowe, coraz rozleglejsze zadania już nie tylko wobec ziemi, ale i poszczególnych członków rodziny Mielżyńskich. Zgodnie z testamentem Maksymiliana Pawłowice i Mchy odziedziczył jego bratanek, Krzysztof Mielżyński, ale pod warunkiem, że ożeni się z Polką. Zmarły hrabia wiedział bowiem, że Krzysztof chce poślubić Niemkę. I tak doszło do małżeństwa Krzysztofa Mielżyńskiego z Krystyną Tyszkiewicz z Połągi.
Młodzi po ślubie zamieszkali w Pawłowicach, mieli dwóch synów: Andrzeja i Feliksa. Nie byli szczęśliwi. Hrabia rzadko przebywał w domu, coraz częściej i na coraz dłużej wyjeżdżał do Niemiec. Pobyt za granicą był bardzo kosztowny, zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak hrabia Krzysztof z łatwością i bez umiaru wydawał krocie.
Pewnego dnia nadszedł rachunek na pokaźną sumę pieniędzy od jubilera Kruka z Poznania. Zdziwiony i zaskoczony tym ojciec poszedł do hrabiego prosząc o wyjaśnienie. Dowiedział się, że na przyjęciu w Pawłowicach przy nakryciu każdej pani umieszczony był podarek w postaci czegoś z biżuterii. W tej sytuacji ojciec musiał hrabiego często mitygować i ograniczać dawanie mu pieniędzy, bo sytuacja finansowa dóbr, zwłaszcza w latach kryzysu nie była wcale łatwa. Krzysztofa Mielżyńskiego rolnictwo mało interesowało, a jego wyjazdy w pole ograniczały się do polowań. Ojciec uważał jednak, że hrabia powinien chociaż raz w roku pokazać się ludziom i namawiał go do wspólnego objazdu gospodarstw w okresie pełnej wegetacji zbóż. Hrabia robił to niechętnie i z dużym poświęceniem.
W 1927 r. Krzysztof Mielżyński zmarł nagle na dworcu w Berlinie. Pamiętam dobrze ten dzień. W niedzielę rano wraz z rodzicami i rodzeństwem wyjeżdżałem zaprzężoną w konie bryczką do kościoła. Po ujechaniu zaledwie kilkudziesięciu metrów zauważyliśmy galopującego w naszą stronę jeźdźca. Był nim pawłowicki stangret, Kuba Wiśniewski. Podjechał do nas, zeskoczył z konia i powiedział:
Panie dyrektorze, przyszła wiadomość, że pan hrabia nie żyje.
Ojciec wydelegował po zwłoki nadleśniczego Brelińskiego, który samochodem pojechał do granicy państwa, dokąd dostarczono trumnę z Berlina. Uroczysty pogrzeb odbył się w Pawłowicach. Trumna na katafalku wystawiona była w sali kolumnowej. Środek sali, wokół kolumn, otoczony był kirem tworząc znacznie mniejszy pokój, w którym panował półmrok. Na zewnątrz pałacu zrobiono duży baldachim z kiru. Na pogrzeb zjechało okoliczne i dalsze ziemiaństwo, niektórzy zaprzęgami czwórkowymi, inni samochodami. Przybyła cała administracja majątków, a robotnicy przyjechali wagonikami kolejki polnej. Byłem z rodzicami na tym pogrzebie - świetnie go pamiętam.
Hrabia pozostawił testament. Starszemu synowi, Andrzejowi, zapisał Pawłowice i Wielką Łękę, a młodszemu, Feliksowi - Mchy i pieniądze, których tak naprawdę w ogóle nie było. Żonie zapisał 200 000 zł rocznej renty, a siostrzenicom, córkom ambasadora Chłapowskiego, tyle samo, ale jednorazowo. Na opiekunów nieletnich synów wyznaczył, nie żonę, ale swojego szwagra, ambasadora Chłapowskiego z Paryża, oraz mego Ojca.
Wkrótce w majątkach zaczęły się problemy finansowe, zaczynał się bowiem kryzys światowy, który trwał do 1935 r. Krótko po śmierci hrabiego nadeszło zawiadomienie z Gdyni, że w porcie czeka na odebranie zamówiony przez niego w Anglii samochód osobowy marki „Packard" i że należy zapłacić za niego 50 000 zł. Ojciec zaraz pojechał do Gdyni i sprzedał to auto, może nawet ze stratą.
Podatek spadkowy obliczono na pokaźną sumę 2 000 000 zł. Nie było na to pokrycia finansowego, podobnie jak nie było z czego zapłacić córkom ambasadora Chłapowskiego. Zebrała się więc rada rodzinna i zaproponowała sprzedaż łęckiego klucza majątków, na co ojciec nie wyraził zgody. Zaproponował oddanie córkom ambasadora trzech folwarków z tego klucza: Karolinowa, Krzysztofowa i Aleksandrowa, razem 425 hektarów tworzących zwarty pas ziemi przylegający do Goli, własności szambelana Edwarda Potworowskiego. Tak stworzone zostało nowe gospodarstwo o trzech podwórzach, którym początkowo zarządzał Zygmunt Siciński, a od 1938 r. wydzierżawiono je Goli.
Pozostał jeszcze problem spłacenia podatku spadkowego. Długotrwałe pertraktacje z Urzędem Skarbowym dały pozytywny wynik. Urząd zgodził się na przyjęcie gotówką 200 000 zł zamiast całej sumy i resztę należności umorzył. Udało to się spłacić z zysku z rocznej produkcji krochmalu.
Kłopoty dotyczyły nie tylko spraw finansowych. Po pogrzebie brat hrabiny, Janusz Tyszkiewicz zabrał do siebie młodych Mielżyńskich. Stosunki rodzinne Mielżyńskich i Tyszkiewiczów były nie najlepsze, dlatego ambasador Chłapowski postanowił odebrać dzieci i umieścić je przy sobie, w Paryżu. Na jego polecenie mój ojciec jako prawny opiekun zabrał dzieci Tyszkiewiczowi, czym bardzo naraził się ich matce. Konflikt między nimi był coraz trudniejszy do zażegnania.




WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.01 6,176,193 Unikalnych wizyt