Kwietnia 19 2024 21:31:16
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Kazanie wygłoszone w Paryżu podczas nabożeństwa za duszę ś.p. Franciszka Morawskiego w 1861 r.

---------------------------------------------
( WYPIS CAŁOŚCI )

PRZYMÓWIENIE SIĘ
Xiędza Hieronima Kajsiewicza,
Przełożonego Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego,
podczas nabożeństwa żałobnego, odbytego za staraniem rodaków
na dniu 12 grudnia 1861 r./A/, w kościele Wniebowzięcia N. Panny
(de l'Assomption) w Paryżu, za duszę ś. p.
FRANCISZKA A PAULO JEN. MORAWSKIEGO.

Drodzy w Panu Bracia!

„Wysławiajmy męże chwalebne, i Ojce nasze w rodzaju swoim;" (Ekkl. XLIV) woła na nas natchniony mędrzec Pański.

Tylu ich nam w tych czasach ubywa, takie ze wszech stron bogactwo żałoby, że ledwo podołać można cichej modlitwie. Pobożność jednak wasza, chciała uczcić uroczystym obchodem pamięć zasłużonego wielostronnie męża ś.p. Franciszka jenerała Morawskiego; chciała bym się odezwał ze słowem zbudowania.
Bracia moi! choć wiem że na miejscu i na razie wymowniej uczczono cnoty bliżej i dokładniej znane, nie śmiem jednak całkiem zamilczeć, gdy Duch św. woła: „Wysławiajcie męże chwalebne, i Ojce nasze w rodzaju w swoim." Ale czy nie przekraczamy wspólnie, wy i ja bracia moi, czy nie przekraczamy ostatniej woli zmarłego? Boć w wilią śmierci swojej, ś.p. jenerał, polecał podniesionym głosem synowi, aby go pochowano skromnie, bez najmniejszej wystawy, bez mów i kazania; by go pochowano nawet nie w rodzinnych sklepach pod kościołem, jedno na smętarzu pospolitym, pomiędzy braćmi wieśniakami, pośród których przeżył sercem całem ostatnich trzydzieści lat życia.
Bracia moi! Sama pobożność synowska, nie była zobowiązana wolą rodzicielską, do odpychania dobrowolnych hołdów. Co do nas, myśmy całkiem wolni, nietylko w obec zmarłego, ale w obec Boga samego, w sumieniu naszern. Bo jak mówi św. Ambroży: „bogaty przedmiot do pochwały przedstawia kto jej nie szuka, a ma ją u wszystkich; tem samem chwalebniejszy, że od wszystkich chwalonym być może./1/". Dopóki żyjemy w niebezpieczeństwach tej zepsutej przyrody, każdy sumienny chrześcianin zna że dobre ma głównie od Boga, że je ma prawie wyłącznie od Niego, i przeto unika wszelkiej pochwały ludzkiej z obawy, aby czasem chwały Twórcy swemu należnej sobie nie przywłaszczył i nie upadł. I dla tego Duch św. naucza: „nie chwal człowieka za życia, chwal go dopiero po śmierci”. Ale jak skoro duch ludzki wyzwoli się z więzów czasu i ciała, już się nie zmieni i tak jasno się przegląda w tem najczystszem zwierciadle jestestwa Bożego, że nie ma obawy, aby w nieporządnym zwrocie na siebie, sam w sobie upodobał. Owszem, raz w Bogu, cokolwiek w nim ludzie pochwalą i uczczą, on to wszystko wiernie do Boga, jako do źródła dobra wszelkiego odnosi. A i my, choć w czasie jeszcze uwięzieni, stojąc na tem przystolu prawdy w obec wieczności, tylko dary Boże w bliźnich naszych chwalimy: a więc bezpiecznie „wysławiajmy męże chwalebne, i Ojce nasze w rodzaju swoim”, a w liczbie ich, ś.p. Franciszka jenerała Morawskiego.

* * *

Już nie raz tę uwagę uczyniono, że od kilku pokoleń, tylu u nas ludzi zasłynęło. I to nie tylko w jednym zawodzie, ale często w kilku zarazem; jak gdyby Bóg na wielkie potrzeby, wielkie nielicznym pracującym zgotował zasoby. Myśl prawdziwa, i godna chrześcijańskiego pojmowania dróg macierzyńskiej Opatrzności. Ale także powiedzieć można, iż plemię nasze, tak bogato od Boga uposażone, jak sługa niedbały wiele talentów sobie powierzonych z lenistwa dawniej marnowało. W tych dopiero ostatnich czasach i sumienie obudzone i konieczność nakazywały wierniej z nich pożytkować. Jednym z takich obdarzonych był ś.p. Franciszek Morawski, bo był zarazem i niepospolitym wojownikiem i pisarzem i chrześcijańskim obywatelem: o każdym z tych jego trzech zawodów i przymiotów choć pokrótce natrącimy.

I.

Morawscy od dawna siedzieli na Oporowie w Wielkopolsce. Czterech braci w dziecięcym prawie wieku patrzyło na upadek kraju. Józef prawnik i filozof, referendarz stanu, wielkim nakładem czasu i majątku, zasłużył się w przeprowadzeniu uwłaszczenia wieśniaków w Poznańskiem. Kajetan za wcześnie umarł, by się mógł dostatecznie osobą swoją krajowi zasłużyć, ale się mu wypłacił dwoma pozostawionymi synami. Zawód Michała przeszedł cały w zaciszy domowej. Franciszek nasz nareszcie, urodzony roku 1783 w Pudliszkach pod Krobią, po odbytych szkołach i kursach prawnych, niechętny służbie pruskiej, zabierał się do gospodarstwa, kiedy Napoleon dotarł zwycięską stopą polskiej ziemi. Widzimy go wraz w pierwszej setni wojska księstwa warszawskiego: tak zaczął pierwszy swój zawód wojownika, w tym okresie pełnym nadziei i zapału, płochości obok bohaterstwa na polu bitwy i rozwijania się ducha organicznego narodu. Posłuchamy z jakim wymownym lakonizmem, a wyraźną troską by się nie pochwalić, podyktował krótko przed śmiercią swój stan służby. „Roku 1806 (prawi) wstąpiłem do gwardyi honorowej Napoleona... po bitwie pod Tczewem zostałem porucznikiem. Roku 1807 przy oblężeniu Gdańska ranny w nogę i mianowany kapitanem. Tegoż roku przy oblężeniu Kołobrzegu ranny byłem w ramię siekańcami; przy tej sposobności pochwałę męstwa, i od razu krzyż kawalerski emaliowany orderu Virtuti miiitari otrzvmałem. R. 1809 po bitwie pod Raszynem, gdzie miałem dziewięć razy przestrzelony mundur, zostałem podpółkownikiem. Tegoż roku byłem przy obronie Sandomierza i w różnych bitwach; wszedłszy zaś do Krakowa, wysłany zostałem na zdobycie Wieliczki." Czy uważacie, Bracia, jak od niechcenia pokazuje, że na wzór Czarneckiego rósł nie z soli ani z roli, ale z tego co boli. Słuchajmy dalej tego skąpego słów Lacedemończyka. Dotąd odpłacał się Niemcom, odtąd już Moskwie odsługiwać się będzie."Roku 1811 zostałem Gros-Majorem w 12 półku piechoty... dowodziłem nim aż do Smoleńska. Za tę bitwę w której podemną konia zabito, dostałem krzyż kawalerski legii honorowej. Całą tę kampanią 1812 roku odbyłem jako szef sztabu dywizji jenerała Kniaziewicza, i byłem we wszystkich wielkich bitwach, nawet pod Tarutynem/B/ za Moskwą... podczas odwrotu... pod Wiaźmą i Berezyną... . W czasie tej kampanii zostałem półkownikiem." Wielki zdobywca i zwycięzca, musiał z kolei ustępować i bronić się trzem naszym zaborcom. W szeregach ich znajdowało się ze 300.000 przymuszonych braci naszych. Nieliczne już szeregi wolnych Polaków, walczyły wiernie w nieszczęściu jak w pomyślności, nie mogąc wybierać piersi w jakie godziły. O! tragiczności naszego położenia! Słuchajmy dalej naszego wojownika. „Wróciwszy do Warszawy, mianowany zostałem adiutantem komendantem w sztabie księcia Poniatowskiego, przez którego wysłany z Krakowa z depeszami do Napoleona, znajdowałem się w bitwie pod Bautzen (Budyszynem Łużyckim). W kampanii saskiej, jako szef sztabu dywizyi jazdy księcia Sułkowskiego, byłem w bitwach wszystkich, a nakoniec pod Lipskiem, za którą otrzymałem krzyż złoty oficerski legii honorowej. Po śmierci księcia Poniatowskiego... mianowany szefem sztaba głównego... znajdowałem się w bitwach pod Hanau i pod Paryżem...”.
Bracia moi! Jakkolwiek różne jest powołanie rycerskie od apostolskiego, wszakże treściwa prostota naszego wojownika, mimowolnie przypomina mi stan służby św. Pawła, kiedy wylicza co wycierpiał: „Trzykroć (prawi) byłem bit rózgami, razem był ukamienowan, trzykroćem się z okrętem rozbił, przez dzień i przez noc byłem w głębi morskiej: w drogach częstokroć, w niebezpieczeństwach... w pracy, i w kłopocie, w niespaniu częstem, w głodzie, i w pragnieniu... i w zimnie... oprócz tych rzeczy które wewnątrz są… (II Korynt. XI, 25-27.) Widzicie bracia, iż jeżeli cel bezpośredni apostoła i rycerza różny jest, niebezpieczeństwo i trud podobny.
Wróćmy do stanu służby naszego wojownika... „Przy nowej organizacyi wojska polskiego (powiada), mianowany zostałem podszefem sztabu głównego." A nie dodaje, iż on jeden prawie zdolny był uśmierzyć dzikie zapędy wielkiego księcia. On, to słowem dowcipnem, to spokojną odwagą, mnóstwo winnych zasłonił, mnóstwo niewinnych zbawił; a azyatycką karność wojskową samemuż żołnierzowi znośną uczynił. „A w r. 1819 (ciągnie dalej) zostałem jenerałem brygady, w którym (to) przeciągu czasu, wiele rozmaitych nadesłano mi dekoracyi." Uważajcie, że nawet nie raczy ich wyliczyć, bo były obce, i nie krwią na polach bitwy za ojczyznę wylaną, okupione.
O udziale swoim w ostatniej walce narodowej tyle tylko mówi: „W czasie wojny r. 1831 komenderowałem naprzód brygadą, potem mianowano mnie jenerałem dyżurnym całej armii, i w tymże stopniu byłem jeszcze w pierwszej bitwie pod Warszawą (czyli pod Grochowem). Gdy Skrzynecki został naczelnym wodzem, na podanie jego do rządu narodowego, mianowany zostałem ministrem wojny”. I był nim aż do końca i z zadania trudnego, gdy izba prawodawcza była ostatecznie rządem, chlubnie się wywiązał. Prawnik, pisarz, doświadczony oficer sztabu, czynny, uprzejmy, jedyny był może zdolny sprostać stanowisku, któremu kilku innych przed nim podołać nie mogło.
„Po skończonej wojnie (dodaje nareszcie) odesłano mnie do Wołogdy w głąb Rosji, gdzie lat kilka przeżyłem, skąd wróciwszy, wziąłem paszport emigracyjny, i przeniosłem się do majątku mego w Wielkiem Księstwie Poznańskiem." Oto i koniec. Słusznie powiedziano, że styl to człowiek. Możnaż spotkać większą prostotę i mniej zajęcia się sobą, jakoż widzimy w tej notatce długiego i chlubnego rycerskiego zawodu. W kilku też tylko słowach objął trzy długie i ciężkie lata wygnania w głębi Rosji, tych przymusowych ćwiczeń duchownych, które nam za łaską Bożą wracają rodaków dojrzalszymi, poważniejszymi i pobożniejszymi. Ponieważ zmarły nasz wojownik, nic a nic na pochwałę swoją nie powiedział, z naszej strony, wychwalajmy męże sławne, i Ojce nasze w rodzaju swoim... panujące we władzach swych... rozkazujące ludowi czasu swego... ludzie wielkiej mocy, i mądrością obdarzone. Ci wszyscy w rodzajach, narodu swego chwałę otrzymali, a za dni swoich byli w pochwaleniu… sława ich nie będzie opuszczona.

II.

O zawodzie swoim pisarskim, ś.p. jenerał, jak widzieliśmy ani wspomniał; nieraczył nawet nagłówków pism swoich wyliczyć, jak gdyby niewarto się tem było zajmować. A jednak był on jednym ze znakomitych naszych pisarzy, mianowicie wiązaną mową: jednym z tych którzy niewątpliwie na zawsze w piśmiennictwie naszem pozostaną. Chwalmyż męże, którzy umiejętnością swoją wynajdywali śpiewania.... i wiersze pisma.... i mocą roztropności ludziom najświętsze słowa. Mówcą dał się już Morawski poznać w r. 1813 przy obchodzie pogrzebowym Księcia Józefa Poniatowskiego, w Sedan/2/. Zarówno z Brodzińskim, Godebskim, i innymi rycerzami śpiewakami pisywał już w obozach ulotne wiersze. Za czasów Królestwa bajki jego, i odpowiedne wesołości pustej często onych czasów satyry, z rąk do rąk w rękopismach krążyły. Tak znaną była niesłychana łatwość Morawskiego, iż wszyscy, czy to o sztuczkę do teatru amatorskiego, czy o jaki bądź wiersz przygodny, do niego się uciekali. W. Książe Konstanty niecierpiał wojskowych nietylko piszących, ale czytających nawet i myślących; jednemu Morawskiemu wyjątkowo przebaczał. Owszem raz polecił mu dorobić w ciągu jednej doby wiersz do wielkiej kompozycyi mszalnej. Talent jego tymczasem dojrzewał. Do własnych utworów dodawał tłomaczenia arcydzieł zagranicznych. Z niezmiernym poklaskiem przyjęto na widowni warszawskiej jego Andromakę. Tyle dodał siły do wdzięku Rasyna, iż trafnie powiedziano że ją zkornelizował. Wszy&stkie też pisma ubiegały się o jego spółpracownictwo, a towarzystwa uczone przybierały go do swego grona/3/. Towarzystw też domowych, w których ogłada, dowcip, i nauka popłacały, był ozdobą, a niekiedy stawał się dla nich powagą. Słowem po Niemcewiczu największego wtenczas w królestwie miru nasz Morawski używał. Oni też dwa, śród klassycyzmu panującego wyłącznie w Warszawie, któremu potulny Brodziński nieśmiał stawić czoła, oni dwaj mówię, sercem polskiem, i zmysłem sztuki, odgadli wartość nowej szkoły poetycznej litewsko-ruskiej. Tak zwani romantycy, sami może sobie nie zdając z tego narazie sprawy, zaczęli oddziaływać w duchu narodowo-duchowym, przeciwko niewolniczemu naśladownictwu staropogańskiego piśmiennictwa. Morawski pierwszy zdołał poczuć, ocenić i odróżnić natchnienie, niezależne od rozmaitości, i względnej piękności kształtów, jak pewno cenił piękność katedry kolońskiej, obok bazyliki Piotrowej w Rzymie. Przekonanie swoje starał się przelać w Niemcewicza, który w skutek znajomości piśmiennictwa angielskiego, sposobniejszy był do bezstronności. W tym celu napisał do sędziwego Ursyna dwa listy wierszem, w których dąży do pogodzenia dwóch zwaśnioych obozów. Zresztą klassycy mogli podrzeźniać raczej niezręcznych naśladowców romantyzmu przesadzających jak zwykle wady same mistrzów swoich. Boć naczelnikom nowej szkoły niebyli obcymi nietylko pisarze Zygmuntowscy, ale i klassycy Grecyi i Rzymu, którzy wziętość swoję pomimo ubóstwa treści, winni głównie poprawności formy. Trudno bowiem, Bracia moi, powiedzieć coś całkiem nowego; co zatem jest najlepiej wyrażone, to w piśmiennictwie przechodzi do potomności. Tej to ogładzie i plastyczności w oddaniu myśli, płody umysłowe naszego wodza, jakkolwiek drobniejszych rozmiarów, zawdzięczają swoją wziętość i trwałość.
Krwawe zapasy 1831 r. puściły w niepamięć oną szermierkę piśmienną. A podczas 30-letniego ucisku, najuporczywszy obrońca dawnej szkoły, sędziwy a dziarski śpiewak Czarneckiego, bratał się w najlepsze z wieszczem naszym bezimiennym. Trzecim a jakoby pośrednikiem pomiędzy niemi bywał nieraz nasz Jenerał, nawiedzający starego przyjaciela. On łabędzim głosem, wyśpiewał Odysseę naszego życia domowego w Wizycie w Sąsiedztwo, i w Dworcu mego dziadka. Inny poemat dłuższej treści Yella, wynucony pod bladem światłem biegunowem na wygnaniu, zaginął niepowrotnie.
I to co z pism naszego nieboszczyka wyszło na jaw/4/, winniśmy pobożnym fortelom domowników i bliższych przyjaciół: nigdy on bowiem do druku nie pisał. Wspierał jednak chętnie nowo zakładające się pisma, mianowicie ku oświeceniu włościan: taką drogą Przyjaciel ludu wiele swojej wziętości spółdziałaniu naszego Jenerała zawdzięczał.
O ile on był surowym sędzią dla siebie, o tyle wyrozumiałym dla inmch, i w każdym utworze by najpoziomszym, starał się zawsze jakąś zaletę odkryć i wykazać. Czyż nie widzicie, Bracia mili! naszego nieboszczyka, równie skromnjm pisarzem jak wojownkiem? Ponieważ zatem On sam siebie nie cenił, chwalmy męża, który umiejętnością swoją wynajdywał śpiewania, i wiersze pisma, i mocą roztropności podawał ludziom najświętsze słowa.

III.

Przechodzimy nareszcie do życia rodzinnego i obywatelskiego, zacnego naszego zmarłego. Drogie ono każdemu, mianowicie rozczarowanemu, droższem niż wielu innym było zawsze Polakom, najdroższe i prawie jedynem się stało odkąd życie publiczne tyle nam zawodów i upokorzeń przynosi. Ś.p. Franciszek Morawski choć w kwiecie wieka, bo jeszcze w r. 1825, utracił był małżonkę swoją Anielę z Wierzchowskich (z Wołynia), przecież w nowe związki wejść niechciał, całą miłość swoją przelewając na syna swego Tadeusza. Za powrotem z Wołogdy, oddal się gospodarstwu przy pomocy brata Józefa z poświęceniem obywatelskiem, przekonany, że niewolno ojcowizny zmarnować i w ręce gospodarniejszych przybyszów ją puścić. Kochał tę ziemię nie jako kupiec, zyski z niej obliczający, ale zaprzyjaźniony że tak rzekę, z każdym zagonem, z każdem drzewem jak z dawnym wiernym sługą. Gdy go już syn mógł zastąpić, wtenczas zaczęła się spokojna starość, płodna w prace piśmienne o którycheśmy już mówili i w dobre uczynki. Bo oszczędny na siebie, hojny prawie rozrzutny był dla ubogich. W Luboni jego icb niebyło, ale przychodniów gromadami z pobliższych miasteczek, dom jego nachodzących. Pierwszy zoczył i sam ich sowicie a pokryjomu opatrzył. Jak żonę tak synową w młodym wieku utracił, niańczył zatem wnuki swoje, i miłe szczebiotki, i przyrodzone błazenki Rejowskie, uczył kochać Boga i ojczyznę; opasany niemi jak dąb poważny zielonym wieńcem jemioły. Bo co rzadka umiał być starym, serce młode, bo niezużyte chowając do końca; był kochany bo kochał. Zachował co dobrego i serdecznego w gościnności polskiej, unikając zbytku a wystawy. Uczciwie podejmował sąsiadów i pielgrzymów do swego domu, ze wszystkich stron dawnej ojczyzny naszej, spieszących go uczcić, poznać, lub pozdrowić. Uderzał, zajmował świeżością jasnością swego umysłu, nawet gdy już mu stopy i dłonie wypowiedziały posłuszeństwo. To też nie miał nieprzyjaciół, raz zyskanego przyjaciela nigdy niepostradał.
Koroną wszystkich cnót jego była pobożność do wszystkiego zgodna, jak mówi Pismo, a pobożność miła i pociągająca bez rozpraw i przekonywania. Księgi treści religijnej tak cenił i lubił, iż dla nich i najlepszych świeckich czytanie i własnych tworzenie przerywał. Zdolny badać umysłem najwznioślejsze zadania spekulacyi teologicznych, w wieśniaczej prostocie serca korzył się przed Najwyższym. Kochał się też w towarzystwie kapłanów, najlepszy tem dając dowód praktycznej religijności: dzięki temu jego usposobieniu, i jam go poznał w ostatnich latach jego życia.
Ojczyznę miłował rzewnie do końca, i gasnącym już głosom nucił prośbę do Boga: Pozwól się pozwól spodziewać. To też na ziemi był jeszcze pocieszony. Książe Czartoryski konał szczęśliwy, bo ze ziemi wygnania zdaleka witał zorzę, odradzającego się życia Polski; Jenerał nasz widział je z bliska. Pomimo widocznego ubytku sił, dojechał do Królestwa, aby odetchnąć ciepłem powietrzem patryotyzmu, i wrócił orzeźwiony i pełen nadziei! Chwalmyż ludzie starające się o poczciwość, doma spokojnie mieszkające. Ci wszyscy w rodzajach narodu swego sławę otrzymali, a za dni swoich byli w pochwaleniu. Ludzie miłosierdzia, których pobożności nie ustały... nasienie ich, i sława ich nie będzie opuszczona.

* * *

Tak dobiegało życie ś.p. Jenerała cicho i pogodnie. Spokojnie czekał śmierci, choć ją przeczuwał i zapowiadał, bo się korzył z całego serca przed Bogiem, i unikał oddawna wszystkiego co Mu się mogło niepodobać, zaopatrając się natomiast w cnoty i dobre uczynki. A na własnych się zasługach nieopierając, uciekał się do Jezusowych, przez modlitwę i zaczerpywanie łaski w Sakramentach Świętych, tych studniach i kanałach zbawienia. Na godzinę ledwo przed śmiercią, kazał się przenieść z krzesła na łoże, i raz jeszcze przez spowiedź z Bogiem się pojednał, potem pożegnał wnuczki przycisnął oburącz syna do serca i zawołał: „wzrok mój ciemnieje, podajcie mi krzyż," bo krzyż był dla niego pochodnią żywota w czasie, i na ciemną tajemniczą drogę wieczności. A gdy mu krzyż podano: „nie ten, rzekł, ale tamten co wisi nademną nad łożem,” snać z odpustami na śmierć szczęśliwą. Objął go dłońmi, i całą miłością duszy swojej; a w tym uścisku miłości, dusza jego, niepostrzeżenie, rozstała się z ciałem, i niewątpię, że znalazła się w objęciach żywych Tego, którego w wierze, kościele, i wizerunku tak czcił i ukochał. Niewątpię, że przez takiego rzecznika, stawiony przed tronem sprawiedliwości, miłosierny wyrok posłyszał: i żyjąc tu na ziemi w sercach wszystkich dobrych Polaków, żyje tam pod sercem Zbawiciela, którego dobroć, łagodność i miłosierdzie z całego przemożenia swego naśladował. Ufam pokornie, że z nim wielką chwałę uczynił Pan z wielmożnością swą od wieku i na wszystkie wieki. (Ekkl.) „Wysławiajmyż (Bracia) męże chwalebne i Ojce nasze w rodzaju swoim. Ciała ich są w pokoju pogrzebione, a sława ich żyje na pokolenie i pokolenie. Mądrość ich niech opowiadają narody, a chwałę ich niech kościół opowiada." Amen.

______________________________
Przypisy Autora:

/1/ Proliza laudatio eat quae non quaeritur sed tenetur nemo laudabilior, quam qui ab omnibus laudari potest. (Lib. de Virginibus.)

/2/ Mowa ta wydana naprzód w Paryżu, oddrukowana została we Lwowie roku 1848;

/3/ Przede wszystkiem ono przyjaciół nauk, którego był jednym z czynniejszych członków;

/4/ Pisma ś.p. Jenerała wyszły pod koniec jego życia we Wrocławiu w 3 tomach/C/:
1) zawiera jego Bajki,
2) Wiersze ulotne,
3) Poemata.
W rękopismach pozostało pięć poematów tłómaczonych z Byrona, wiersze ulotne, i wiele pism prozą. Nic nie mówię o listach, mianowicie w przedmiotach literackich, w których by się pewno wiele zajmujących szczegółów znalazło.

______________________________
Źródło: „Przegląd Poznański”, Rocznik 1861, tom 32 (str. 405-412)

______________________________
Przypisy LD:

/A/ data 12 grudnia 1861 r. jest datą śmierci generała Franciszka Morawskiego, więc wiadomość o jego zgonie musiałaby dotrzeć do Paryża „lotem błyskawicy”, co wskazuje na oczywisty błąd wydawcy. Okazuje się, że nabożeństwo żałobne w Paryżu odbyło się 11 dni później, co jednoznacznie wynika z wpisu w zachowanym raptularzyku jednego z uczestników tej uroczystości - Leonarda Niedźwiedzkiego, który pod datą 23 grudnia 1861 r. zapisał:

Leonard Niedźwiecki (1810-1892), żołnierz, znawca emigracji, publicysta, wydawca i polityk. Po upadku powstania listopadowego i po zwolnieniu z niewoli wyjechał do Anglii, gdzie uzyskał pracę w kancelarii ks. Adama Czartoryskiego, a następnie w biurze angielskiego Towarzystwa Literackiego Przyjaciół Polski. Pod koniec 1839 roku osiadł na stałe w Paryżu i związał się do końca życia z Hotelem Lambert. [notka biograficzna według http://www.czytelnik.pl]

/B/ do bitwy nazywanej przez Rosjan bitwą pod Tarutino doszło właściwie pod Winkowem; bitwa ta przez Francuzów jest niekiedy nazywana starciem nad rz. Czemiszną.

/C/ Autor w przypisie /4/ błędnie twierdzi, że we Wrocławiu wyszły 3 tomy pism gen. Franciszka Morawskiego, podczas gdy wyszedł tam tylko wydany w 1841 roku Tom pierwszy – Poezje. Dalsze tomy PISM nakładem Autora we Wrocławiu nigdy nie zostały wydane.

__________________________
Dla www.krzemieniewo.net
jako przypomnienie 155. Rocznicy
Śmierci gen. Franciszka Morawskiego
przypadającej w dniu 12.12.2016 r.
wypisał: Leonard Dwornik

Fragment notki biograficznej o kaznodzieji:

Ks. Hieronim Kajsiewicz CR (07.12.1812–26.02.1873) był jedną z charyzmatycznych postaci XIX wieku. Otwarty na otaczający go świat, wybitny kaznodzieja (nazywany "kaznodzieją jakiego od czasów Skargi w Polsce nie było"), kierownik dusz, pisarz religijny i poeta, generał zakonu, współzałożyciel niepokalanek, formator kapłanów. Czuł się dobrze w roli przede wszystkim duszpasterza, inicjatora różnych dzieł apostolskich, wciągając do nich większe lub mniejsze grupy ludzkie. Będąc wiernym i odważnym realizatorem zapisów Reguły, zdołał poszerzyć pola pracy apostolskiej o nowe kraje w Europie i Ameryce Północnej, w których rozwinął apostolat parafialny, a przy nim wychowawczy i naukowo-wydawniczy oraz ekumeniczny. Przyczynił się do wzrostu powołań oraz umiędzynarodowienia wspólnoty zakonnej „Zmartwychwstańców”. [ze strony internetowej Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego - www.resurrectionist.eu/pl/]



WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,227,048 Unikalnych wizyt