Marca 29 2024 05:49:03
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Stefan Ponikiewski - "Filipowscy z Świerczyny"

Chciałbym opowiedzieć najprostszymi słowami historię jednej rodziny, której licznych członków znałem i z nimi współpracowałem.

1. WALENTY FILIPOWSKI

Od licznych pokoleń zamieszkiwali Świerczynę w powiecie Leszczyńskim – Filipowscy. Byli ongiś bogatymi kmieciami, posiadając wolne sołectwo, 5 włók ziemi i 6 koni. Majątek ten przechodził różne koleje, zmnieszył się znacznie i Walenty Filipowski posiadał w drugiej połowie ubiegłego stulecia ca. 17 hektarów. Tenże Walenty, którego jeszcze sam pamiętam, urodził się około 184 roku, ożenił się z panną Kaczorówną z Witkówek w Kościańskim i wziął z nią duży posag 3000 talarów, był zapobiegliwy, oszczędny i mądry i pozostawił umierając około 1909 roku dzieciom ca. 38 ha. ziemi. Ale Walenty Filipowski był nie tylko rolnikiem i finansistą, był także wiernym synem Kościoła rzymsko-katolickiego, gorącym patryotą i dobrym obywatelem i sąsiadem, a przede wszystkim człowiekiem wielkiej prawości charakteru i w tym duchu wychował swoje dzieci, 5 synów i 2 córki. Kiedy przez proboszcza świerczyńskiego, księdza Theinerta około roku 1900 – zostaje zaprowadzona w Świerczynie biblioteka Towarzystwa Czytelni Ludowych, najstarszy syn Walentego, 13-letni Janek zostaje bibliotekarzem.

2. JAN FILIPOWSKI

Tak wcześnie zaczęła się działalność publiczna ś.p. Jana Filipowskiego z Grzybowa – Leszna, urodzonego w roku 1867, a zmarłego 8 lutego, bieżącego roku, którego zwłoki przed kilkoma tygodniami złożyliśmy do grobu. Od małego chłopca już podjął się poważnej pracy publicznej, obejmującej parafię Świerczyńską w okręgu 8 do 12 kilometrów od Świerczyny z górą 5000 mieszkańców.
Janek zabiera się ochoczo do nowego zadania, roznosi książki, namawia i także sam czyta z zapałem.
Mając lat 17 występował na publicznym wiecu w Osiecznie przeciw uciskowi pruskiemu. Po tej przemowie radzono mu zostać księdzem, ale Janek się nie zgodził, nadal pracował w gospodarstwie ojca i nie zaniedbywał pracy narodowej. W roku 1900 ś.p. Jan Filipowski zostaje wybranym pierwszym sekretarzem nowo założonego Kółka Rolniczego w Świerczynie, a później jego prezesem. W jego domu odbywały się zebrania kółka pod dozorem policyjnego komisarza z Osieczny. Później, kiedy z inicjatywy księdza i braci Filipowskich powstał w Świerczynie parafialny dom katolicki dla zebrań towarzystw i dla pomieszczenia dwóch skromnych bibliotek: Towarzystwa Czytelni Ludowych i Kółka Rolniczego, zebrania tam przeniesiono.
Mimo pracy obywatelskiej, ś.p. Jan nie zaniedbywał rolnictwa. Ojciec oddał mu 15 ha. gospodarstwa, do którego wprowadził w roku 1889 żonę Mariannę Trąbalankę z Kleszczewa. Okres długotrwałego kryzysu ogólnego zwłaszcza rolniczego 1880-190 przeminął i zaczęła się dobra koniunktura gospodarcza, która przetrwała aż do wojny. W tym czasie ś.p. Jan kupił wspólnie z bratem Stanisławem 20-hektarowe gospodarstwo z niemieckich rąk w Świerczynie, zatrzymując tylko połowę dla siebie, a resztę parcelując pomiędzy Polaków w Świerczynie, później nabył już sam gospodarstwo 17 ha. w sąsiednim Karchowie z młynem również od Niemca za pożyczone pieniądze i jeszcze wybudował w Świerczynie piekarnię.
Praca ta zawodowa, narodowa, polityczna i ekonomiczna braci Filipowskich podniecana i popierana przez proboszcza miejscowego księdza Stanisława Świderskiego, dała nadzwyczajny rezultat: Świerczyna i okolica odzyskała z powrotem charakter polskiej wsi.
W 1900 roku po śmierci ojca ś.p. Jan sprzedał swoje posiadłości – rodzinną ziemię, bratu Stanisławowi, właścicielowi drugiego gospodarstwa ojcowego, a resztę innym rodakom, i sam przeniósł się do bardzo zniemczonego Lginia położonego w powiecie Wschowskim, niegdyś siedziby Kęszyckich, gdzie kupił gospodarstwo z wodnym młynem o obszarze 50 hektarów.
Tutaj także oddał się pracy narodowej, gromadząc około siebie niedobitków Polaków z Lginia i zasłużył sobie u Niemców na przydomek polskiego agitatora. W pracy tej spotkał się z działaczami polskimi z okolicy i z Wschowy, z kupcem kolonialnym Metelskim Janem i adwokatem Dr. Jeszke z Wschowy, ks. Prob. Górnym, z większym właścicielem ziemskim Maciejem Szumskim i z gospodarzami Kaczmarkiem i Mikiem z Bukówca oraz Mireckim z Brenna.
Praca tych ludzi była owocna i chociaż nie doprowadziła do odzyskania całego powiatu wschowskiego, nie wątpliwie jednak przyczyniła się do uratowania polskich jego części.
Podczas wojny, władze pruskie otoczyły czujną opieką dom i rodzinę Filipowskich i mimo że jego czterej synowie służyli w armii niemieckiej, wydano po skończonej wojnie rozkaz aresztowania ś.p. Jana. Ojcu udało się uciec, ale pozostający w Lginiu syn Jan został uwięziony.
Przedarłszy się przez kordon wojsk ś.p. Jan próbował zdobyć Lgiń i uprosił oddział wojsk złożony z oficera i 30 kilku żołnierzy. Oddział ten wyruszył przez Zaborówiec, za przewodnika służył Jan Filipowski i był już bliski celu. Widocznie jednak Niemcy przez zdradę dowiedzieli się o ataku i osaczyli powstańców, którzy się znaleźli w strasznym niebezpieczeństwie, z trudem tylko udało się im jeszcze przedrzeć i wycofać. W największym niebezpieczeństwie był ś.p. Jan w razie dostania się do niewoli bo za pojmanie jego prokurator pruski w Lesznie wyznaczył nagrodę 2000 marek.
Dopiero po zakończeniu powstania Jan powrócił do siebie, ale narażony na przykrości i szykany, obawiając się o życie sprzedał gospodarstwo i wrócił czem prędzej do Leszna z częścią uzyskanych pieniędzy. Reszta uległa dewaluacji. W Lesznie kupił dom, a potem wziął w dzierżawę od miasta folwark Grzybowo o obszarze 115 ha. Mimo strat majątkowych i konieczności wychowania i wykształcenia dziesięcioro dzieci, dał sobie radę z trudnościami i gospodarował dobrze. Liczył na przedłużenie dzierżawy w roku 1936, ale spotkał go zawód i według jego mniemania – krzywda. Miasto Leszno oddało Grzybowo w inne ręce, a ś.p. Jan wrócił do Leszna, zamieszkał u córki i tylko niedługo przeżył stratę warsztatu pracy. W najgorszej sytuacji nigdy nie odstąpił od drogi prostej i prawej i nie przestawał myśleć o potrzebach społeczeństwa, któremu stale, do ostatka służył radą i pomocą. Społeczeństwo darzyło go dużym zaufaniem a dzieci rozwijały się dobrze. Uzyskał zaszczytny wybór na honorowego członka powiatowego Towarzystwa Kółek Rolniczych w Lesznie i z radością wspominał swój udział w 1919 roku w przyjęciu dla Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego w Poznaniu. Umarł 8 lutego 1937 roku.

DZIECI JANA FILIPOWSKIEGO

W ślady jego wstąpiły dzieci. Wszystkie dziesięcioro żyją w na ogół dobrych warunkach i opłakują w tej chwili śmierć ojca i drżą o zdrowie ciężko chorej matki. Najstarszy Władysław, pierwszy z młodej generacji Filipowskich, urodzony w 1891 roku, poszedł na wojnę światową, dostał się do niewoli rosyjskiej, stamtąd uciekł i wrócił do Lginia z zamiarem uczestniczenia w powstaniu. Został jednak pochwycony przez Niemców i wywieziony do twierdzy w Żaganiu gdzie go trzymano wspólnie z innymi obywatelami leszczyńskimi w strasznych warunkach. Wróciwszy, ożenił się, ma czworo dzieci, posiada 17-hektarowe gospodarstwo w Nowej Wsi pod Śmiglem, pracuje wybitnie w kółku rolniczem i należy do trzech spółdzielni. Najstarszy jego syn (najmłodsza generacja) przeszedł szkołę rolniczą i pracuje w przedsiębiorstwie handlu ziemiopłodami w Lesznie u swego stryja Czesława.
Drugi syn ś.p. Jana, podczas wojny światowej uciekł z niewoli u Rosjan, stawił się pod przybranem nazwiskiem (Stanisłąwa Wrzoska) do korpusu Dowbora-Muśnickiego. Z korpusu został zabrany przez Niemców i posłany do Pomeranii, na majątek ziemski, gdzie pracował wciąż jako Wrzosek, cierpiąc głód i niedostatek. Kilkakrotnie listownie zwracał się do ojca o pomoc, ale bezskutecznie, bo pisma jego w domu nie poznali, a Wrzoska Stanisława nie znali. Wreszcie brat Jan zorientował się i pojechał na Pomeranię. Jan z twarzy i stroju za ojcem swoim miał wygląd księdza, więc go tam wzięli za księdza i polecili słuchać spowiedzi. Zamiast spowiedzi nastąpiło czułe powitanie z bratem i z innymi Wielkopolanami, którzy tak samo uciekli z niewoli, służyli anonimowo w korpusie Dowbora i stamtąd zostali posłani razem z Filipowskim na Pomeranię. Jan Filipowski powróciwszy powiadomił ich rodziny. Po wybuchu rewolucji niemieckiej, Stanisław wrócił do kraju, stawił się do szeregów powstańczych, walczył pod Lesznem i w 1920 roku z Bolszewikami. Obecnie ożeniwszy się i sprzedawszy pierwsze gospodarstwo zamieszkał w Potrzebowie u młodszego brata Józefa na 50 ha. gospodarstwie. Stanisław o charakterze prawym jak wszyscy Filipowscy pracuje głównie zawodowo i poza tym dorywczo politycznie i w stowarzyszeniu weteranów.
Trzeci syn Jana, Jan po wojnie światowej powrócił do Lginia, aresztowany i więziony w Żaganiu długo nie mógł wrócić do kraju, w końcu wrócił z żoną i ma syna i 4 córki. Po wojnie bolszewickiej w której brał udział, powrócił do Leszna i tu założył restaurację w kamienicy ojca. Ciągnęło go jednak do roli i wziął w dzierżawę 250 ha. majątek Dąbrowę pod Wronkami. Nie mogąc się utrzymać na tak dużym warsztacie, zlikwidował i założył handel kolonialny we Wronkach.
Czwarty syn ś.p. Jana, Józef, obecnie w Potrzebowie właściciel 50 ha. gospodarstwa, służył w armii niemieckiej i wzięty do niewoli francuskiej, jako jeden z pierwszych zgłosił się do armii Hallera, dosłużył się szarży, wrócił do kraju i wziął udział w kampanii bolszewickiej. Po wojnie ożenił się i ma dwóch synów. Kupił 15 ha. gospodarstwo w Popowie Wonieskim, które zamienił naprzód na dzierżawę 100 ha. w powiecie Gnieźnieńskiem a potem na 50 ha. własne gospodarstwo w Potrzebowie, które obrabia wspólnie z bratem Stanisławem. Józef bierze żywy udział w pracy politycznej i społecznej i należy do organizacji Hallerczyków.
Piąty syn ś.p. Jana, Stefan brał udział w ostatniej fazie wojny światowej, potem stawił się jako ochotnik do powstania Wielkopolskiego, w roku 1920 walczył z Bolszewikami. Wróciwszy, ożenił się, ma córeczkę i gospodaruje na 9 ha. w powiecie ostrowskim.
Szósty z rzędu syn ś.p. Jana, Ludwik wstąpił do ułanów, walczył z Bolszewikami, wróciwszy wykształcił się i został nauczycielem szkoły powszechnej w Przybyszewie w powiecie Leszczyńskim. Ma żonę i troje dzieci. Jak wszyscy bracia odznacza się religijnością i patriotyzmem.
Ostatni dwaj synowie ś.p. Jana mieszkają w Lesznie. Najmłodszy Andrzej złożył maturę gimnazjalną i jest obecnie urzędnikiem Kasy Oszczędności. Siódmy z rzędu Czesław, prowadzi handel zbożem. Czesław miał w chwili wybuchu powstania 11 lat, ale już wtedy oddawał przysługi powstańcom, przejeżdżając kilkakrotnie starannie schowany na wozie z sianem przez kordon wojsk niemieckich i powstańczych i informując naszych o poczynaniach niemieckich.
Obie córki wyszły za mąż, jedna za mistrza stolarskiego w Koźminie, druga za etatowego listowego Langnera w Lesznie.

Ś.p. Jan Filipowski dołożył dużo starań, żeby swoje dziesięcioro dzieci wykształcić i wychować na uczciwych ludzi. Już przedtem pomagał ojcu w wychowaniu i kształceniu młodszego rodzeństwa. Ułatwiała Mu tę pracę biblioteka Towarzystwa Czytelni Ludowych, z której korzystali wszyscy.
Jak On, tak całe jego rodzeństwo odznaczało się prawością i patriotyzmem. Znałem dobrze trzech braci Filipowskich, pracowałem z nimi wspólnie narodowo i społecznie przez długie lata, przedtem z nimi i z ich ojcem pracowali mój Ojciec i mój Dziad, a niedługo da Bóg z ich dziećmi zaczną pracować moje dzieci.

JÓZEF FILIPOWSKI

Najbliższym sąsiadem moim został Józef Filipowski, drugi syn Walentego, właściciel 12 hektarowego gospodarstwa w Garzynie, dawniejszej siedzibie Szołdrskich. Kiedy Józef Filipowski ożenił się w roku 1895 zamieszkał w Garzynie, majątek Garzyn już od lat należał do Niemca Müllera, gorliwego germanizatora i równocześnie mądrego człowieka.
Józef Filipowski urządził czytelnię ludową w Garzynie i podnosił ducha narodowego. Najważniejszym zagadnieniem narodowym wówczas były wybory. W wsiach, w których majątek należał do Niemca, właściciele Niemcy wywierali duży nacisk na zależnych od siebie rzemieślników i robotników, żeby głosowali na kandydatów Niemców i szerzyli hasło: „Głosujesz na kandydata tego, czyj chleb jesz”. Garzyn oddawał liczne głosy na Niemca.
Dopiero Józef Filipowski od razu zmienił ten stan rzeczy i doprowadził do tego, że wszyscy Polacy, jak jeden mąż głosowali po polsku. Doszło do zatargu pomiędzy „agitatorem” Filipowskim a dziedzicem; Filipowski się nie dał, a pan Müller uznał jego rację i dał mu spokój. W uznaniu zasług Józef Filipowski został członkiem powiatowego Komitetu Wyborczego, podówczas najwyższej polskiej władzy powiatowej.
Józef Filipowski postawił sobie za cel życia postarania się o kościół dla Garzyna i okolicy, bardzo odległej od parafii, walczył o to kilkadziesiąt lat napróżno, aż w roku 1936 został konsekrowany nowy kościół w sąsiednim Drobninie, wybudowany wspólnym wysiłkiem ludzi i przy pomocy Bożej. Wtenczas Józef Filipowski powitał Księdza Kardynała Dr. Hlonda ślicznym własnym wierszem.
Ale największą jego życiową zasługą była niezachwiana wiara, że Państwo Polskie powstanie. Tą myślą żył i tą myśl szerzył. Na długo przed wojną brał udział z zebraniu, na którem jeden z mówców, patriota polski, w chwili rozpaczy, z powodu prześladowań polskości, pod wpływem ogromu potęgi niemieckiej i tej zdawało się niesłychanej siły armii niemieckiej i administracji pruskiej zawołał, że trzeba nam emigrować do zamorskich krajów, żeby uratować nie ziemię, a Polaków, Filipowski wyrzekł prorocze słowa, że jeszcze nasze pokolenie doczeka się wolnej Ojczyzny. Wybuch wojny powitał z radością jako bliskie spełnienie marzeń i nadziei i nieustraszenie głosił bez względu na obecność Niemców, że zaświtała jutrzenka wolności. Mimo początkowych zwycięstw niemieckich, nie zachwiał się nigdy i przy każdej okazji szerzył wiarę w Polskę. Pisywał listy skierowane przeciw prasie zbytnio bojaźliwej i żądał, żeby koła poselskie głosowały przeciw kredytom wojskowym. Kiedy wreszcie po czterech latach wojny doczekał się klęski niemieckiej, zgłosił się na początku stycznia 1919 roku do szeregów powstańczych jako ochotnik, ale odrzucony jako chorowity i niewyszkolony oddaje szeregom powstańczym do dyspozycji swoje budynki dla przechowania amunicji i pomaga jak może. Powstańcom daje najstarszego syna, trzej inni za młodzi, żeby służyć w wojsku, pomagają w domu; chodzą do szkoły powszechnej.

Józef Filipowski ma obecnie 68 lat, postarzał się, ale kraj kocha z tą samą gorącą, nieomal namiętną miłością i boleje nad licznymi niedomaganiami naszej młodej państwowości. Z powodu bezwzględnej uczciwości i prawości cieszy się szacunkiem u wszystkich, także u przeciwników. Przeciwników ma wielu z powodu prawdomówności i wytykania błędów bez względu na osobę i stanowisko. Swego czasu przeciwstawił się ostro hrabiemu Oppersdorffowi, który ofiarował mu pieniężną pomoc na wydatki związane z agitacją wyborczą za czasów pruskich, w czym nie było nic ubliżającego, bo wtenczas Polacy głosowali na Oppersdorffa przy ściślejszych wyborach. Józef Filipowski oświadczył delegatowi hrabiego: Powiedz swojemu panu, że on jest hrabią na Głogówku, a ja niezależnym, wolnym chłopem polskim w Garzynie, na moim gospodarstwie takim samym panem jak on.
Nadzwyczajnie ostro przeciwstawiał się radykalizmowi społecznemu i komunizmowi, a wszelką nieuczciwość chłostał bez miłosierdzia. Stąd miał nieraz przykrości i trudności z władzami polskimi na skutek niesłusznych donosów i intryg doznawał często niesprawiedliwego traktowania. Innym dawano ulgi i zapomogi, których jemu odmawiano.
Mimo, że był dobrym rolnikiem, nie dorobił się majątku i tylko nieznacznie powiększył obszar gospodarstwa na skutek częściowej przymusowej parcelacji Garzyna. Żona czasowo mu pomagała w pracy zawodowej i społecznej, a z czterech synów najstarszy Jan po przebyciu powstania i kampanii bolszewickiej, pozostał w wojsku, jest sierżantem u Saperów Poznańskich. Drugi Roman jest nauczycielem szkoły powszechnej, a dwaj najmłodsi są w domu.

STANISŁAW FILIPOWSKI

Stanisłąw Filipowski, dalszy syn Walentego, nieposzlakowany człowiek jest również głęboko religijnym, gorącym patryotą, a równocześnie umysł najtrzeźwiejszy. Stosunkowo młodo został prezesem Kółka Rolniczego w Świerczynie, brał udział w życiu wszystkich, coraz liczniejszych towarzystw świerczyńskich i pobliskiego miasteczka Osieczny. Obecnie Rada gminy zbiorowej w Osiecznie powołała go na wójta i ten urząd wypełnia wzorowo. Jak wszyscy bracia cieszy się opinią nieskazitelnej uczciwości i prawości, ma posłuch i znaczenie. Czterej synowie jego byli za młodymi, żeby brać udział w powstaniu i wojnie przeciw Bolszewikom, pracują na roli, odznaczają się zmysłem praktycznym. Trzeci syn ma specjalne zainteresowania do maszyn i wynalazł system ulepszony maneżu konego, oszczędzający podobno czterokrotnie użycie siły pociągowej.

Dobiegam końca. Oto krótka kronika życia Walentego Filipowskiego z Świerczyny, jego dzieci i wnuków. Staram się odtworzyć krótką historię ich życia, tak wiernie, jak tylko umiałem oddać najprościej w najgrubszym zarysie duszę ludzką i ducha czasu i danego zakątka, bez przesady i przejaskrawiania.
Dlaczego?
Napisałem te kilka uwag pod wpływem wspomnień, które wywołała we mnie śmierć ś.p. Jana Filipowskiego i dla uczczenia Jego pamięci, a równocześnie podświadomie tliła się myśl, że może te wspomnienia będą przyczynkiem do poznania głębi charakteru chłopa polskiego za czasów niewoli i za czasów pierwszych 18 lat wolnej Polski niepodległej. U zarania wolności głębsi wśród włościan, a równocześnie mniej śmiali, nie umiejący się wychwalać ani narzucać, nie doszli do głosu, a rej wodzili zbyt często powierzchowni krzykacze, ambitni karierowicze, bez charakteru, bez prawości, bez jasnej i konsekwentnej linii i bez wyrobionego światopoglądu. Obecnie już, zdaje się budzi się powoli zdrowszy instynkt wsi, już coraz więcej rozumnych włościan dochodzi do głosu i wójtowie włościańscy zwykle doskonale zdają egzamin ze swojej umiejętności rządzenia gminą.
Chciałbym wołać” „Filipowscy” – na front nie po to, żeby osięgnąć zaszczyty i ordery, Wy ich i tak nie macie, ale po to żeby wiernie służyć Rzeczypospolitej w dobrych czasach i w złych chwilach, za wynagrodzeniem lub bez niczego dla Ideału.
A równocześnie chciałbym zawołać: Włościanie Wielkopolscy, zwłaszcza Wy w typie Filipowskich, pamiętajcie o kształceniu Waszych dzieci dla chwały Bożej, dobra Waszego i naszej Ojczyzny.

Broszura wydana została w 1937 roku Czcionkami Drukarni Leszczyńskiej Sp. z o.o.


WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.01 6,176,038 Unikalnych wizyt