Marca 29 2024 01:45:59
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


MORAWSCY-DZIERŻYKRAJE herbu NAŁĘCZ I - według Żychlińskiego

Starożytny ród wielkopolski Dzierżykrajów-Morawskich jest, jak to już Lisiecki potwierdza, a jak to poświadczają, co o wiele więcej ma wagi, akta grodzkie, poznańskie, tym samym Domem, co słynni w dziejach naszych Czarnkowscy-Dzierżykraje, z którymi wspólny posiada herb Nałęcz I (nie związany). Okólski tak się o herbie rzeczonym wyraża: „Illustrior vista, qua In hoc orbis circulo iam illustrior fieri nequit, est Regum Witta, Guam scilicet Reges summo honori et pretio tenebant, Fascia namq., candida romanis et exteris Regibus pro diademate Regumque corona fuerat” co historycznemi cytacjami również jak inni heraldycy popiera. Obie wzwyż wzmiankowane rodziny wywodzą początek swój od Dzierżykrajów, udzielnych na Morawii książąt, którzy, jak zaświadcza Paprocki (herby Rycerstwa pag. 150) i Niesiecki w tomie I p. 352, przeniósłszy się w X wieku do Polski, porzucił tytuł książęcy i hrabiami na Słopie vel Człopie (na Pomorzu) pisać się poczęli, ztąd, jak dodaje Niesiecki, że książęcą prerogatywę sami sobie Piastowi potomkowie przywłaszczyli. I tak pierwszy Dzierżykraj de Słopa podpisał inter praesentes fundacyą Mieczysława Igo klasztorowi Trzemeszeńskiemu nadaną, z tytułem „hrabiego na Człopie” anno 966. Najprzód więc osiedlili się Dzierżykraje na Pomorzu, później nabywszy w Wielkopolsce Czarnków, pisali się na Czarnkowie, dalej na Chomęcicach pod Poznaniem i na „Morawsku”, którą to posiadłość wyłącznie dla przechowania pamięci udzielnego swego morawskiego pochodzenia tem mianem przezwali i odtąd w jednej gałęzi Morawskich-Dzierżykrajów istnieją. Że zaś do Dzierżykrajów owo „Morawsko” istotnie należało, czytać można Lib. Ter. Posn. 1427 fol. 73, 85 i 134 fol. 252, dalej Design. Posn. 1444 fol. 34, 1448 fol. 22, Inscript. Posn. 1559 fol. 56, 1504 fol. 110, przyczem z dokumentów tych wyraźnie się okazuje, iż te same osobistości raz jako Czarnkowscy, raz jako Morawscy są wspominane. Przechowała się tradycya, że przy zdobyciu Kijowa za Bolesława Chrobrego, Dzierżykraj z Człopy Wielkopolanom dowodził. I tak pisze Tymon Zaborowski w „Wojnie na Rusi czyli zdobyciu Kijowa” rozdz. I w czasopiśmie warszawskim „Ćwiczenia naukowe” T. II rok 1818 p. 203-205:

„Ci, którym wojna prawie stała się zwyczajem,
Poznańczycy pod dumnym przyszli Dzierżykrajem,
Wszystko odważne, silne i dorosłe chłopy,
Wiedzie ich herbu Nałęcz Dzierżykraj ze Człopy”.


Kajetan zaś Koźmian w swym „Stefanie Czarnieckim” (pieśń V str. 195, 196) takie kładzie słowa w usta Kordeckiego, przedstawiającemu rycerzy Janowi Kazimierzowi w Częstochowie:

„To jest Nałęcz Dzierżykraj: sprawą tego męża
Twierdzy tej do obrony nie braknie oręża:
Należy do poznańskich liczby Wielkopolan,
Lecz w Ujściu przed najezdzcą nie uniżył kolan:.
Król rzecze: „Z tej odwiecznej narodu kołyski
Nie odbieram dotąd, jak zdrady lub spiski.
Twój widok mnie pociesza: przecież od sromoty
Oddzielają się męże nieskażonej cnoty;
Ufam, że oni ducha niecnego przeważą,
Lecz sprawcy nieszczęść hańby swej niczem nie zmażą!”


Rozmiary niniejszej księgi nie pozwalają mi tu rozwodzić się zbytecznie na polu heraldycznem, wszakże niech mi wolno tu będzie poświadczyć, że wszelkie dokumenta udowadniające wspólność gniazda i rodu Dzierżykrajów Czarnkowskich i Dzierżykrajów Morawskich, co i Niesiecki potwierdza, na własne widziałem oczy, legalizowane przez tutejsze król. archiwum. To też zaszczytna nazwa rodowa Dzierżykrajów z Chomęcic została przyznana Morawskim Nałęczom tak przez heroldyą Królestwa Kongresowego na dniu 18 listopada 1854 r., jako też przez heroldyą państwa pruskiego na dniu 26 lutego 1859 roku.
Przejdźmy teraz do drzewa genealogicznego Dzierżykrajów Morawskich, które oparte na aktach grodu poznańskiego, przedstawia się począwszy od Sędziwoja Czarnkowskiego, kasztelana bnińskiego (1379-1397 r.) jak następuje:
I Sędziwój Dzierżykraj,*) kasztelan bniński, (Cromer 1.3., Bielski pag. 252, Okólski II 246, Niesiecki I 356, Lelewel Polski Dzieje IV 201) miał trzech synów, z których Wincenty (1397 do 1404) i Gniewosz (1403) pisali się dalej na Czarnkowie, a Mikołaj (1402-1446), ożeniwszy się z swą kuzynką Dzierżykrajówną Katarzyną na Morawsku, stale nazwę Morawskiego zatrzymał i dla swych następców przechował.
Dzieje rodziny Czarnkowskich Dzierżykrajów, tak ściśle zrosłe z historyą Rzeczypospolitej Polskiej, która od chwili rozdzielenia się obu gałęzi domu Dzierżykrajów, posiadała z linii na Czarnkowie znaczny jeszcze poczet senatorów, między tymi Biskupa poznańskiego, czterech wojewodów, kilkunastu kasztelanów itd., znajdzie czytelnik w każdym herbarzu; pomijam przeto dalszy ich rodowód, nadmieniając tylko, że ostatni jej potomkowie po mieczu byli dwaj bracia Adam Uriel i Władysław (um. 1727).
Powracam do Mikołaja (II pok.) na Morawsku, podkomorzego poznańskiego, który z Katarzyny Dzierżykrajówny spłodził dwóch synów (III pok.): Jana, ster. i Marcina (1497-1514). Ten ostatni z pierwszej żony Katarzyny z Chomickich herbu Poraj (z drugą żoną Katarzyną Wytkowską herbu Nowina nie miał potomstwa) miał synów (IV pok.) Jana (1517), Jędrzeja i Jakóba. Pierwszy pozostawił z Katarzyny Leszczyc Koszutskiej syna Wojciecha ster.; również i Jakuba z Barbary Nowowiejskiej herbu Jastrzębiec syn Piotr (1538) zgasł bezżennie.
Jędrzej, z Sabiny Gołyńskiej herbu Prawdzic spłodził synów Jakuba ster. i Mikołaja, owdowiawszy zaś, wstąpił do stanu duchownego i piastował godność poznańskiego kanonika katedralnego (Lib. Kapitan. Posn. 1514 fol. 108).
Mikołaj, syn Jędrzeja (V pok.), w r. 1570 starosta pobiedziski (Inser. Castr. Posn. 1630 fol. 305, 486) pozostawił z pierwszej żony Staręskiej herbu Topor (z drugą żoną Elżbietą Nałęcz Wierzbińską nie miał dzieci) syna:
Jędrzeja (VI pok.). Ten (1595-1630) spłodził z Anny Belęckiej herbu Samson trzech synów, z których najstarszy Mikołaj (um. 1631) i najmłodszy Jakób (1660) zmarli bezdzietnie, i córkę Jadwigę za Gnińskim herbu Trach. Natomiast średni syn Jędrzeja:
Paweł (VII pok.) poseł inowrocławski, podstarości drahimski (1636-1648) z dwóch żon liczne pozostawił potomstwo, stanowiące VIII od Sędziwoja pokolenie. I tak z pierwszej żony Zofii Dzierżykrajówny Czarnkowskiej spłodził syna Jana, kasztelana przemęckiego, z Zofią Gorajską herbu Orla bezdzietnie zmarłego w r. 1672, i córkę Annę pmo vto za Wyssogotą Kawieckim, sdo vto za Jastrzębcem Kierskim. Z drugiej żony Doroty Kaczkowskiej herbu Pomian pozostawił (VIII pok.) synów Pawła, Stefana Tomasza, Biskupa Nom. Sufragana kujawskiego, Stanisława, Jakuba ster. z Dobrzycką herbu Leszczyc, Wojciecha, oraz córki Jadwigę pmo vto Radoszewską herbu Oksza, sdo vto Chociszewską herbu Junosza, Przybysławską, i Białęską herbu Leszczyc. – Po Wojciechu z Trzebickiej herbu Łabędź, kasztelanki spicimirskiej, nie było potomstwa; z drugiej zaś żony Maryanny Brudzyńskiej herbu Prawdzic, spłodzony syn Roch (IX pok.) zgasł w r. 1756 bedzietnie, córka Teodora poszła za Nieświastowskiego. Tu zatem rozdziela się rodzina Morawskich na dwie gałęzie w potomstwie po Pawle i po Stanisławie, synach posła inowrocławskiego z Kaczkowskiej. Ponieważ linia młodsza już w drugiem pokoleniu wygasła, przeto od niej zaczynam.
VIII pokolenie, linia młodsza: Stanisław, poseł od konfederacyi wielkopolskiej do króla Augusta II w r. 1703 i po kilkakrotnie marszałek na sejmikach średzkich, spłodził z Teresy Obiezierskiej herbu Nałęcz, wdowy po Mikołaju Rogala Koczorowskim, córkę Joannę za Rutkowskim herbu Pobóg, i trzech synów, z których najstarszy Leon był kanonikiem gnieźnieńskim i poznańskim, oraz officyałem generalnym warszawskim, w r. zaś 1736 deputatem na trybunał koronny; wiele pism pozostawił po sobie. Najmłodszy syn Wojciech, sędzia ziemski wschowski (1775) z dwóch żon Będorskiej herbu Wyssogota i Sulimirskiej herbu Lubicz nie miał potomstwa. Natomiast średni syn Stanisława Jan (IX pok.), spłodził z Katarzyny Ossoria Szczanieckiej trzech synów, na których linia ta w X pokoleniu po mieczu wygasła: Stanisław (1761) był kanonikiem gnieźnieńskim, Franciszek (1763), wojski poznański, nie miał dzieci z Rozalii Łodzia Bnińskiej, kasztelanki śremskiej; wreszcie Jędrzej, także wojski i skarbnik poznański, pozostawił z Elżbiety Będorskiej herbu Wyssogota, podczaszanki łomżyńskiej, tylko dwie córki: Julię Ulatowską herbu Jastrzębiec, i Józefę za prezesem Gorzeńskim Ostrorogiem herbu Nałęcz.
VIII pokolenie, linia starsza: Paweł, syn Pawła z Kaczkowskiej, starosta gniewkowski, chorąży inowrocławski (1704) z pierwszej żony Żychlińskiej herbu Szeliga, siostry Adama Ż. Kasztelana międzyrzeckiego a wdowy po kasztelanie spicimirskim Trzebińskim, miał syna Adama, który zginął pod Koniecpolem, i córkę Maryannę za Czerwińskim herbu Raduli, kasztelanem kijowskim. Z drugą żoną Korzbokówną Łącką kasztelanką kaliską, żył bezdzietnie; z trzeciej wreszcie Ludwiki Rostockiej herbu Łabędź, starościanki lelowskiej, spłodził:
Kajetana (IX pok.), który z Wiktorii Kierskiej herbu Jastrzębiec pozostawił trzech synów i córkę Joannę za Wieruszem Kowalskim (matkę Biskupa Kowalskiego). Z synów Paweł, burgrabia pyzdrski (um. 1772) i Walenty (1755) zmarli bezdzietnie.
Trzeci:
Wojciech (X pok.) właściciel dóbr Belęcina, komisarz cywilno-wojskowy za Stanisława Augusta (1746-1807), ożeniony z Zofią Szczaniecką herbu Ossorya, był ojcem czterech synów, których sobie dobrze jeszcze przypominają starsze nasze pokolenia. Z tych:
I. Józef, (XI pok.) referendarz rady stanu, dziedzic Oporowa, pozostawił z Pauli hrabianki Łubieńskiej herbu Pomian, siedm córek i syna Wojciecha (XII pok.). z córek Eugenia jest małżonką Józefa Dzierżykraja Morawskiego na Kotowiecku (zob. niż.), Henryka była żoną śp. Stanisława Bodzanty Chłapowskiego herbu Drya, z Czerwonejwsi; Paula niezamężna; Irena za Karolem de la Barre Bodenham, jednym z głównych krzewicieli katolicyzmu w Anglii; Rozalia, panna, współfundatorka klasztoru Urszulanek w Poznaniu; Seweryna, siostra Miłosierdzia, przełożona Zakładu ś. Józefa, i Marya-Bernarda, matka przełożona poznańskiego klasztoru Urszulanek, dziś przeniesionego do Krakowa.
Wojciech (zob. wyż), syn referendarza, z hr. Maryi Grocholskiej herbu Syrokomla, pozostawił trzech synów (XIII pok.): Marya-Ignacego w zakonie Jezuitów, Marya-Stanisława, Marya-Józefa i córkę Maryą, w Zakonie Pań Serca Jezusowego.
II. Franciszek (XI pok.), jenerał wojsk polskich od 1819 i minister wojny w r. 1831 (zob. niż.) z Anieli Wierzchowskiej herbu Pobóg**), spłodził córkę za hr. Karolem Jezierskim herbu Prus II, i syna (XII pok.) Tadeusza, właściciela dóbr Luboni, długoletniego radzcę Ziemstwa, ces. Król. Szambelana, wicemarszałka sejmu W. Ks. Poznańskiego, kawalera wysokich orderów, współfundatora klasztoru Urszulanek w Poznaniu. Ten z pierwszej żony Zofii Kaczanowskiej herbu Jastrzębiec ma syna Henryka (XIII pok.) i córkę Elżbietę za hr. Witoldem Łubieńskim herbu Pomian; z drugiej zaś żony Tekli hr. Ostrowskiej herbu Rawicz, córki wojewody hr. Antoniego, a wnuczki wojewody i prezesa senatu hr. Tomasza, syna Franciszka (XIII pok.) i córkę Teresę. Starsza córka Matylda zgasła w dziecinnym wieku.
III. Kajetan (XI pok.), inspektor dóbr i lasów narodowych, z Julii Załuskowskiej herbu Rola, dwóch spłodził synów, (XII pok.) Józefa na Kotowiecku i Kajetana na Jurkowie, obu zaszczytnie znanych w obywatelstwie naszem.
A. Józef, dyrektor generalny Ziemstwa w Poznaniu, komandor orderu Piusa, wieloletni poseł na sejmy W. Ks. Poznańskiego, jeden z najwymowniejszych swego czasu członków Koła poselskiego w Berlinie, prezentowany w r. 1876 przez obywateli na członka pruskiej Izby Panów, ma z żoną Eugenią następujące potomstwo:
1. Wojciech (XIII pok.), z Teresą Różnowską herbu Nowina bezdzietny, wszedł w powtórne związki małżeńskie z Maryą Łempicką herbu Junosza***) i z tej ma dotąd dwóch synów (XIV pok.) Zygmunta i Karola, oraz córki Teresę i Maryą.
2. Zbigniew (XIII pok.), owdowiały w końcu 1876 po hrabiance Zdzisławie Miączyńskiej, z której mu pozostały dwie córki Joanna i Zdzisława.
3. Stefan (XIII pok.), ożeniony z Maryą Popielówną (Hościak) herbu Sulima.
4. Ignacy.
5. Paweł.
6. Jadwiga.
7. Antonina za Stefanem Suffczyńskim herbu Szeliga, właścicielem dóbr Ossa w Rawskiem.
8. Rozalia.
9. Eugenia.
Z tych Jadwiga i Eugenia umarły.
B. Kajetan, znany publicysta, gorący obrońca praw Kościoła, poseł na sejm W. Ks. Poznańskiego, komandor orderu Piusa, z Józefy kasztelanki Łempickiej herbu Junosza, ma synów (XIII pok.) Stanisława, Kazimierza, Tadeusza i Zdzisława, oraz córki Konstancyą, Julią, Zofią za hr. Ludwikiem Platerem, synem śp. hr. Cezarego, Maryą i Teresę, która umarła.
IV Michał (XI pok.), czwarty syn Wojciecha, a brat Józefa referendarza, Franciszka jenerała, i Kajetana, z Tekli Rogalińskije herbu Łodzia miał syna Macieja (XII pok.) w młodszym wieku zmarłego.

Rodowodu Dzierżykrajów Morawskich nie mogę bezwątpienia stosowniej zakończyć, jak podaniem w skróceniu żywota męża, przez całą Polskę czczonego i będącego jej chlubą. Że tu mam na myśli nieodżałowanej pamięci jenerała Franciszka Morawskiego, z łatwością każdy z czytelników odgadnie.
Życiorys przezemnie podany nie będzie ani dokładnym ani udanym. Do dokładności brak mi i zdolności i odpowiedniego miejsca w szczupłych „Kroniki” łamach; że zaś nie miałem szczęścia znać jenerała osobiście, portret, jaki tu naszkicuję, bladem jedynie musi być odbiciem tego, co mistrzowskie pióra Lucyana Siemińskiego i Stanisława Koźmiana, oraz piękne przemówienie ks. Kajsiewicza podczas nabożeństwa żałobnego, odbytego staraniem rodaków w Paryżu, w tak żywych i dosadnych przedstawiły potomności kolorach.
A jednakże nieraz mi się zdaje, gdy obu tych pisarzy studya o jenerale Morawskim odczytuję, że widzę jak na jawie tę piękną pochylonego wiekiem, trudami wojennymi i tęsknotą wygnania postać starca, walecznego rycerza, znakomitego poety, wzorowego obywatela, gorliwego syna Kościoła i tkliwego ojca rodziny: - że go spotykam gdy z cienistego parku w Luboni na zielone pola wyjeżdża, by zaczerpnąć woni wiosennej i pogawędzić z szczerze przywiązanymi doń wieśniakami. Słyszę niemal, jak w „ukochanego Tadzia” ogródku, budzi w młodem jego sercu pełną słodyczy i uroku rozmową zamiłowanie wszystkiego, co piękne i wzniosłe; jak później z rozpromienioną twarzą wita w progach Lubońskiego dworca uroczą synową, tyle przezeń wielbioną „złotą Zosię”, jak następnie wychowuje wnuczęta i rozwija ich dziecięcy umysł pełnemi dowcipu, prostoty i moralnej nauki bajeczki...
Widzę z żalem wreszcie, jak na czole jego żałoba po stracie drogiej synowej coraz smętniejszą odbija się cienią, słyszę jak z piersi omdlewającej pieśń pożegnania, pokory i gorącej wiary coraz ciszej szeleści, aż Anioł śmierci czystą i prawą jego duszę na wieki z tej ziemi na łono Boga unosi...

Śp. Franciszek de Paula Dzierżykraj z Chomęcic Morawski urodził się dnia 2 kwietnia 1783 r. w Pudliszkach pod Krobią z ojca Wojciecha, właściciela dóbr Belęcina i Karchowa, z matki Zofii Szczanieckiej, córki Michała i Krystyny z Bojanowskich. Nie można treściwiej i z większą prostotą opowiedzieć przebiegu pierwszej młodości jenerała, dalej tyle zaszczytnego zawodu jego wojskowego i publicznego aż do chwili powrotu w Poznańskie i stałego osiedlenia się w Luboni, jak to uczynił sam generał, dyktując synowi krótko przed zgonem następującą autobiografię:
„Najpierw – są to jego słowa – pobierałem nauki w domu rodzicielskim w Belęcinie, gdzie do tego czterech nauczycieli trzymano. Potem byłem na pensyi w Lesznie u niejakiego Chyliczkowskiego, potem znowu w domu, gdzie mi emigrant Francuz, ks. Bienaime, późniejszy sufragan w Nancy, dalszych nauk udzielał. Na uniwersytecie w Frankfurcie nad Odrą byłem cztery lata, potem pracowałem przy sądzie tamecznym w wydziale kryminalnym, następnie zaś złożywszy w Kaliszu egzamin auskultatorski przed Dankelmanem, pracowałem tamże dwa lata. Później przez dwa lata gospodarowałem w Kotowiecku wraz z bratem moim Józefem, a następnie rok jeden w Luboni, gdzie dowiedziawszy się o bitwie pod Jeną, pojechałem do Poznania i wstąpiłem do gwardii honorowej Napoleona w r. 1806. Zaraz zostałem podporucznikiem i w tymże jeszcze roku po bitwie pod Czczewem porucznikiem. Przy oblężeniu Gdańska w r. 1807 byłem ranny w nogę i mianowany kapitanem. Tegoż roku przy oblężeniu Kołobrzega ranny byłem w ramię siekańcami, przy tej sposobności pochwałę męztwa i od razu krzyż kawalerski, emaliowany, orderu virtuti militari otrzymałem. Roku 1809 odbyłem kampanią austriacką jako adiutant jenerała Fiszera. Po bitwie pod Raszynem, gdzie miałem dziewięć razy przestrzelony mundur, zostałem podpułkownikiem i przeszedłem do 12 pułku piechoty Księstwa warszawskiego. Tegoż roku byłem przy obronie Sandomierza i w różnych bitwach, wszedłszy zaś do Krakowa, posłany zostałem na zdobycie Wieliczki, którą też łatwo Austryacy odstąpili. W r. 1811 byłem z pułkiem przy fortyfikowaniu Modlina, potem wkrótce przed kampanią 1812 r. zostałem gros majorem w tymże 12 pułku piechoty, a że dowódca jego, jenerał Weyssenhoff poszedł na szefa sztabu dywizyi jenerała Zajączka, więc ja komenderowałem jako grosmajor pułkiem aż do Smoleńska. Roku 1812 przeznaczony zostałem na szefa sztabu dywizyi jenerała Kniaziewicza. Za tę bitwę, w której konia podemną zabito, dostałem krzyż kawalerski legii honorowej. Całą tę kampanią rosyjską jako szef sztabu odbyłem i znajdowałem się we wszystkich wielkich bitwach, nawet pod Tarutynem za Moskwą. W czasie tej kampanii zostałem także pułkownikiem, o czem się dopiero dowiedziałem za powrotem do Warszawy, gdyż kurier z podpisem nominacyi nie mógł dojechać do armii. Podczas odwrotu byłem w bitwach pod Wiaźmą i nad Berezyną.
„Wróciwszy do Warszawy, nominowany zostałem adiutantem-komendantem w sztabie księcia Poniatowskiego, przez którego z Krakowa z depeszami wysłany do Napoleona, znajdowałem się w bitwie pod Budziszynem (Bautzen). W kampanii sakiej przeszedłem do kawaleryi jako szef sztabu dywizy jazdy księcia Antoniego Sułkowskiego, przy którym byłem w bitwach wszystkich, a nakoniec pod Lipskiem, za którą otrzymałem krzyż złoty oficerski legii honorowej.
„Po śmierci ks. Poniatowskiego, gdy książę Sułkowski objął dowództwo naczelne wojska polskiego, mianowany zostałem szefem sztabu głównego: a gdy po Sułkowskim Dąbrowski objął dowództwo, i przez niego w tym stopniu potwierdzony zostałem. Znajdowałem się w bitwach pod Hanau i pod Paryżem, lecz w tej ostatniej już jako świadek tylko jeździłem z Marszałkiem Marymontem, gdyż nie należałem do organizacyi pułków będących na linii bojowej, wliczony bowiem zostałem do kompanii honorowej oficerów nieobjętych organizacją.
„Roku 1814 po abdykacji napoleona posłany zostałem przez cesarza Aleksandra do Danii, dla sprowadzenia brygady jazdy polskiej tamże znajdującej się. Przy nowej organizacyi wojska polskiego przez W. ks. Konstantego, mianowany zostałem podszefem sztabu głównego a w roku 1819 jenerałem brygady, w którym przeciągu czasu wiele rozmaitych nadesłano mi dekoracji.
„W czasie wojny 1831 r. komenderowałem najprzód brygadą, potem mianowano mnie jenerałem dyżurnym całej armii i w tymże stopniu byłem jeszcze w pierwszej bitwie pod Grochowem. Gdy Skrzynecki został naczelnym wodzem, na podanie jego do rządu narodowego, mianowano mnie ministrem wojny. „Po skończonej wojnie odesłano mię do Wołogdy w głąb Rosyi, gdzie kilka lat przeżyłem, skąd wróciwszy, otrzymałem dymisyą, przy której pozostawiono mi rangę, tytuły i wszystkie oznaki honorowe: poczem wziąłem paszport emigracyjny i przeniosłem się do majątku mego w W. Ks. Poznańskiem”.

Ileż tu skromności osobistej w tym króciutkim szkicu tak bogatej w czyny epoki życia jenerała. O rozprawie pod Wieliczką, który zdobył z mieczem w ręku, powiada, że jej Austriacy z łatwością odstąpili; o ciężkiej swej służbie przy boku W. ks. Konstantego nie wspomina słówkiem, jakkolwiek wiadomo, ile przez swą nieposzlakowaną prawość charakteru, przytomność umysłu, postępowanie nacechowane godnością, nieraz nawet przez swój humor niespożyty i dowcip, powstrzymał jego wybryków, ile przysług oddał swym towarzyszom broni. Nawet o srogich katuszach moralnych, jakie przeszedł na wygnaniu w Wołogdzie, przez lat dwa prawie całkiem pozbawiony wieści o dwojgu swych dziatkach nie napomyka. A przecież, jaką rzewną tęsknotą wówczas wzbierało nieraz jego serce, świadczy ów prześliczny ustęp z listu, pisanego do Andrzeja Edwarda Koźmiana:
....”Położyłem się wczoraj o godzinie 11 wieczorem. Księżyc świecił blado i smutno. Kilkadziesiąt sani chłopskich wracało z miasta na wieś przez moją ulicę. Zaczęto śpiewać na tych saniach smętne dumki: to jest jednę tylko wszyscy śpiewali, każde sanie swoją strofę, i tak czasem ostatnie sanie odpowiadały pierwszym sankom. Nie uwierzysz, jak to było melancholiczne, smętne, urocze, jak przypominające gondole Wenecyi. Wrażenie to było tem silniejsze, że odpowiadało i smętności nocy i stanowi obecnemu duszy. Otworzyłem okno mimo mrozu i ścigałem te głosy niknące w dali i w zawiejach burzy. Lud tutejszy bardzo jest śpiewający. Przedmiotem wszystkich prawie pieśni jest miłość, melodyą smętność”...
W innym liście do Koźmiana powiada:
„Z biciem serca odbieram wasze pisma. Ledwie list otworzę, już was czuję przy mojem sercu i całe widzę Piotrowice, każdy kątek, tych co tam są i co niegdyś byli, a teraz w grobie spoczywają. Po rodzinnej wiosce Piotrowice najsilniej do mojej duszy przemawiają”...
Tu nadmienić mi wypada, że w Piotrowicach mieszkał kasztelan Kajetan Koźmian z synem swym Andrzejem i że Morawski, zostawszy w r. 1819 jenerałem brygady strzelców pieszych załogujących w Lublinie, tem częściej do tego uroczego ustronia wiejskiego zaglądał, iż w niem zwykle całe lato przepędzała cierpiąca na piersi ukochana jego żona z dwojgiem dziatek, którą w r. 1826 utracił w Warszawie a po której już nigdy nie przestał nosić w sercu żałoby, jak świadczy ten jego jęk boleści:

Nie znam już słodszych pociech, jak łzy żalu sączyć,
I już innej nadziei, jak się z Tobą złączyć!


Jenerał kończy swoją autobiograficzną wzmiankę, że udzielając mu dymisyi, car Mikołaj pozostawił mu wszelkie rangi, tytuły i oznaki honorowe. Nie jestże to dowodem, że nawet najzacieklejszy wróg polskości musiał chylić czoła przed jego prawością i zasługami?
Nie tu jest miejsce rozpisywać się szerzej o świetnym zawodzie pisarskim jenerała, którego najsurowsi nawet krytycy do pierwszorzędnych polskich gwiazd poetyckich zaliczają. Odsyłając w tej mierze czytelników do kompetentniejszych sędziów, mianowicie zaś polecając im prace o jenerale Morawskim Lucyana Siemińskiego i Stanisława Koźmiana, tu po krótce tylko napomknę, że pierwszem wielkopolskiego tego wieszcza wystąpieniem literackiem, była ogłoszona w Paryżu mowa jego żałobna przy obchodzie pogrzebowym księcia Józefa Poniatowskiego w Sedan, miana na dniu 13 grudnia 1813 r., która powszechną zwróciła uwagę. Później, mianowicie w czasie pobytu jenerała w Warszawie, gdzie był czynnym członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk i gdzie go ścisła przyjaźń łączyła z pierwszemi znakomitościami literackiemi, mianowicie z Kajetanem Koźmianem i Niemcewiczem, poczęły jak z rękawa się sypać ulotne jego wierszyki, przedewszystkiem zaś tryskające dowcipem i trafnym sądem przedziwne epigramy i bajeczki, które w Warszawie z rąk do rąk krążąc, ustaloną wyrobiły mu sławę, podczas gdy jego przekład „Andromachy” Rasyna tak wielkie pięknością i jędrnością wiersza zrobił na krytykach wrażenie, iż mu jeden z najwytrawniejszych znawców tragicznego rodzaju poezji powiedział te pochlebne słowa: „Skornelizowałeś Rasyna!” „Zgoła można powiedzieć – pisze Stanisław Koźmian w nekrologu Morawskiego w „Dzienniku Poznańskim” – że po Niemcewiczu on z literatów był pierwszym ulubieńcem Warszawy. Z nim też jednym najprzód przeczuł on geniusz Mickiewicza i wielkie zadania nowej szkoły, a gdy najątrzyła się wojna między klasykami i romantykami, starał się pogodzić przeciwników sławnym swym listem, który dotąd jest najdowcipniejszym owych literackich bojów obrazem.” – Jakże pięknem i jak dobrze zarazem malującem gorącą Morawskiego miłość Ojczyzny jest czterowiersz zakończający ów list do romantyków, wzywający oba obozy w imię Polski do zgody:

Jedna matka was swemi uwieńcza laurami,
Żadnej lutni bezbożność lub podłość nie plami;
Jedno macie prawidło: bratnie kształcić plemię,
I jeden tylko rodzaj: polską śpiewać ziemię!


Podczas gdy u innych wieszczów z nadejściem zimy wieku słabnie zwykle poetycka wyobraźnia a z lutni coraz mniej porywające natchnieniem brzmią pieśni, u jenerała Morawskiego przeciwnie duch poetycki spotężniał w chwili, gdy włos szronem się pokrył a dziarska młodzieńczość ustąpiła miejsca poważnej sędziwości. Wtedy to dopiero zdobył się on na pierwszy oryginalny utwór większych rozmiarów: „Dworzec mojego dziadka” (wyszedł drukiem w Lesznie 1851 r.), który do najwspanialszych pomników naszej literatury ojczystej należy, a który, podobnie jak wpierw napisana „Wizyta w sąsiedztwo”, z szlacheckiego pożycia naszych ojców żywcem wyjęty, tak wiernie i z taką jowialnością serdeczną odtwarza starodawne, dziś już niestety, wygasłe typy i zwyczaje, iż po wieczne czasy dla każdego, co kocha Ojczyznę i jej przeszłość, ulubionym na zawsze świeżym będzie przedmiotem czytania.
Do lat dawniejszych jeszcze powracając, nie mogę się powstrzymać od przytoczenia tutaj chociażby tylko pierwszej zwrotki tej przecudnej modlitwy, którą Morawski na wieść o popaściu Mickiewicza w sidła Towiańskiego napisał w r. 1845:

Boże! przyjąć racz
Całej Polski płacz!
Wstrzymaj groźny sąd
Na Adama błąd,
Co w tak sprosny bój
Wyzwał kościół Twój.
Podnieś nad nim krzyż,
Dumę jego zniż;
Ześlij wiary dar,
Zgaś nieczysty żar;
Niech się wzniesie z win
Sławny Polski syn!
Boże przyjąć racz
Całej Polski płacz!


A jakież to prześliczne i rzewne to powitanie synowej w lubońskim dworcu:

Serca mego dziecię,
Zosiu, oczom, duszy miła:
Tyś ostatnie życia kwiecie
Już nad grobem mi uwiła...


Najulubieńszym przecież dla jenerała rodzajem poezji były bajki, które starannie wypieszczone niechętnie wypuszczał na świat. Wydobyte zwykle fortelem przez któregoś z przyjaciół z ukrycia, wnet stawały się one własnością całego narodu. Odznaczały się one bowiem rzadkim dowcipem bez żadnej przymieszki żółci. Któż nie zna bajek, jak „Wisła”, którą cały kraj ukochał, „Zięba”, „Świątynia szczęścia”, „Mrówka i pszczoła”, napisaną jako przeciwstawienie pięknej lecz nie na zasadach chrześcijańskich opartej bajce Lafontaina „Konik polny i mrówka”, wreszcie siłą zwięzłości znaną bajkę „Talar i bankocetel”, która pod tym względem z „Dwoma Czyżykami” Krasickiego na równi jeśli nie wyżej stoi. Brzmi ona:

Nie prawdaż, żeśmy bracia! — takiemi raz słowy
Ozwał się do srebrnego pieniądz papierowy —
Ja talar, i ty talar. — Przebacz! srebrny rzecze:
Że zupełnie naszemu braterstwu zaprzeczę;
Moja wartość istotna, twoja pożyczana,
Mnie czysty zrodził kruszec, tyś powstał z gałgana.


Śmierć synowej, którą nadzwyczaj cenił i kochał, ogromnie boleśnie dotknęła jenerała, który odtąd począł smętnieć, jakby przeczuwając, że i jego koniec się zbliża. Nie zmieniał wszakże dawnych zwyczai; zabawiał i pouczał wnuki; pisywał i czytywał dużo; wychodził na przechadzkę i hojnie ubogim rozdzielał jałmużny; z uprzejmością witał w swym domu gości i odwiedzających go przyjaciół, ale myślą już się przenosił w krainę wieczności, a na siłach coraz bardziej zapadał. Zawsze głęboko pobożny, z każdym dniem bardziej i goręcej korzył się przed Bogiem, sposobił się na śmierć z tym samym spokojem, z jakim tylekrotnie na polach bitew oko w oko się z nią spotykał. Wypadki warszawskie 1861 r. nieco go orzeźwiły, ale wkrótce potem, gdy na okół lubońskiego dworca wichry jesienne żałobną zawiodły muzykę, posmutniał jeszcze bardziej. Wtedy to napisał stygnącą już ręką:

Wszystko zwiędło, trawki zbladły
Zaległ ziemię liść opadły,
Wzmaga się pomrok wieczoru,
Zimny wietrzyk mię owiewa,
Obnażone szumią drzewa,
I puszczyk huczy po boru.
Smętna myśl się w umysł ciśnie,
Z nią raz po raz łza zabłyśnie,
Coś mnie ciągnie do stóp krzyża;
Bije z dala dzwon kościoła....
Ach, rozumiem, wszystko woła,
Że i dla mnie czas się zbliża.


A gdy już i ręka osłabiona nie mogła utrzymać pióra, gasnący wieszcz taką podyktował wnuczce dziwnej wzniosłości i chrześciańskiej pokory modlitwę:

Boże mój Boże! o jakże się boję
O wieczność moję!

------------
Tyś za warunek naszego zbawienia
Wskazał nam słodką cnotę przebaczenia;
A ja dopełnić jej nie byłem w stanie,
Bo nikt mię w życiu nie obraził Panie!

------------
Tak Panie! nikt mię obrazić nie raczył,
Bym dla miłości Twojej mu przebaczył;
Srogością dla mnie ludzka dobroć była,
Bo mię tem niebios może pozbawiła.

------------
Jestem więc Panie bez żadnej zasługi,
Nie uskarbiłem jej przez wiek tak długi;
Lękam się kary, którąś mi przeznaczył;
Bo czy przebaczysz, gdym ja nie przebaczył?..


Bóg wysłuchał modlitwy rycerza-poety! Zasnął łagodnie i spokojnie na rękach syna dnia 12 grudnia 1861 r. w Luboni, tuląc do ust ten krzyż, który w całem życiu był mu pochodnią przewodnią...
Śmierć jenerała Morawskiego całą Polskę okryła kirem. Wszyscy odczuli, że to strata narodowa. To też z najdalszych ziemi polskiej zakątków zbiegło się obywatelstwo do Luboni, by ostatnią oddać cześć pamięci znakomitego męża. Ks. Prymas Przyłuski w asystencyi ks. Prałata Brzezińskiego na czele licznego zastępu duchowieństwa świeckiego i klasztornego przez dwa dni przewodniczył osobiście obchodom żałobnym, wyprowadzeniu zwłok z Luboni do Oporowa i złożeniu ich na cichym tamtejszym cmentarzu wiejskim do grobu, stósownie do życzenia zmarłego. Trumnę przystrojoną w polskie oznaki jeneralskie, ponieśli na s ostatni spoczynek towarzysze broni jenerała na własnych barkach, nad mogiłą przemówił z rozrzewniającą prostotą ks. Jan Koźmian, którego rodzinę tyle drogich wspomnień łączyło ze zmarłym, a następnie pożegnał jego śmiertelne szczątki pleban miejscowy z serca płynącymi słowy w imieniu tego ludu, któren nieboszczyk tak gorąco i szczerze kochał i któremu za życia tyle świadczył dobrodziejstw. Nie było nikogo wśród obecnych tej smętnej uroczystości, którego oczy byłyby łzami zaszły, tak jak po dziś dzień nie ma nikogo wśród Polaków, któryby nie czcił pamięci jenerała Morawskiego.
Kończę własnemi słowy sędziwego wieszcza, które Stanisław Koźmian tak trafnie w nekrologu swoim Morawskiego przytoczył, a które tenże nad grobem jednego z najzacniejszych wypowiedział przyjaciół:
Spoczywaj w pamięci twego ludu, spoczywaj w łonie tej ziemi, którąś tak ukochał. Jak ją przybrałeś w twoją piękną chwałę, tak i ona grób ci daje z godłami zasłudze twej należnemi: lutnią poety, wieńcem obywatelskim i krzyżem chrześciańskim”.

___________________________________

PRZYPISKI AUTORA

*) Ów Sędziwój, jeśli dalej wstecz się cofniemy, miał następujących znakomitych w Polsce przodków. Już w r. 966 był wspomniany tu Dzierżykraj hrabia na Człopie przy fundacyi klasztoru trzemeszeńskiego, następnie 1020 Dzierżykraj herbu Nałęcz najpierwszy wojewoda poznański, dalej w r. 1192 był Mikołaj Dzierżykraj wojewodą kaliskim (Przywilej dat. w Rogoźnie 1199, Okólski II.2 245, Niesiecki T. I 353, Lelewel, Polska, Dzieje IV 172), Wincenty 1220 Arcybiskupem gnieźnieńskim (Cromer lib. V, Niesiecki I 354), Sędziwój, 1242 wojewoda kaliski, syn Mikołaja (Niesiecki I 353), Bogumił, wojewoda poznański w r. 1242 (u Damalewicza fol. 143 i u Nakiel. Miechow. 167, Cromer 1.8, Niesiecki I 254), Mikołaj w r. 1260 wojewoda poznański (Niesiecki ibid.), Tomasz w r. 1267 Biskup wrocławski (Miechowita lib. III, Cromer lib. V, Paprocki II, Ryc. 150-151, Niesiecki I 355), Janko, wojewoda poznański w r. 1270 (Starowolski in vitis Episc. Cracov. Niesiecki I 354), Mikołaj w r. 1288 wojewoda kaliski (Lelewel, Polska, Dzieje, IV 173(, Falkon czyli Fulko, syn Mikołaja, kasztelan gnieźnieński (Paprocki 150, Niesiecki I 355), Wincenty, kanclerz (Okólski II 246), Mikołaj w r. 1292 wojewoda poznański (Cromer 1. V, Paprocki 151) – Tu zachodzi pytanie, czy to nie ten sam, co w r. 1282 był wojewodą kaliskim? Sędziwój, kasztelan międzyrzecki w r. 1325 (Niesiecki I 355, Okólski II 246), Sędziwój w r. 1358 kasztelan nakielski (Okólski II 246, Lelewel, Polska, Dzieje IV 192), wreszcie Jan, podkanclerzy, kasztelan nakielski w r. 1358, syn Sędziwoja (Cromer lib. V, Paprocki 151).

**)Śp. jenerałowa Aniela Dzierżykrajowa Morawska była córką hrabianki Maryi Worcellówny de Tomerstein i Kajetana Wierzbowskiego, a wnuczką hr. Stanisława Worcella i hr. Dunin-Borkowskiej. Matka jenerałowej była pmo vto za hr. Michałem Łosiem. Przez Worcellów była zatem jenerałowa spowinowaconą z Radziwiłłami i Czartoryskimi, siostra jej bowiem cioteczna hr. Emilla Worcellówna, córka hr. Leona, brata pani Wierzchowskiej poszła za księcia Michała Radziwiłła, którego córka, księżniczka Marcelina poślubiła księcia Aleksandra Czartoryskiego. Przez Łosiów spokrewnili się Wierzchowscy z hr. Baworowskimi i książęcym domem Puzynów.

***)Józefa Łempicka, zamężna Kajetanowa Morawska, jest córką śp. kasztelana Ludwika Łempickiego z Konstancyi hr. Sołtykówny. Dziad jej po mieczu Józef Łempicki, był chorążym wyszogrodzkim, ożenionym z Urszulą Mikorską, córką Jana, kasztelana Rawskiego, z Krystyny Bończa Miaskowskiej, siostry Biskupa warszawskiego. Dziadem pani Kajetanówny Morawskiej po kądzieli był Stanisław hr. Sołtyk, podstoli koronny, marszałek sejmu 1811 r., senator-kasztelan, ożeniony z Karoliną księżniczką Sapieżanką, córką księcia Aleksandra, w. kanclerza litewskiego z księżniczki Lubomirskiej, urodzonej z Anny księżniczki Sanguszkówny, wnuczki Sobieskiej, siostry króla Jana III.

----------------------------------------
Źródło:
Teodor Żychliński, "KRONIKA ŻAŁOBNA RODZIN WIELKOPOLSKICH OD 1863-1876 Z UWZGLĘDNIENIEM WAŻNIEJSZYCH OSOBISTOŚCI ZMARŁYCH W TYM PRZECIĄGU CZASU W INNYCH DZIELNICACH POLSKI I NA OBCZYŹNIE", str. 274-287, Poznań 1877.


LINIA JÓZEFA (referendarska, oporowska)

LINIA FRANCISZKA (generalska, lubońska): część I

LINIA FRANCISZKA (generalska, lubońska): część II

LINIA FRANCISZKA (generalska, lubońska): część III

Franciszek Morawski 1783-1861 – generał-poeta z Luboni

Franciszek Dzierżykraj-Morawski – poeta z Luboni

Opisanie zawodu woyskowego jenerała Franciszka Morawskiego




WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.01 6,174,771 Unikalnych wizyt