Kwietnia 19 2024 09:40:52
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


List drugi do romantyków.

Franciszek Morawski
List drugi do romantyków.

I had rather be a kitten and cry mew!

Than one, of these same metre-ballad-mongers.

Shakspeare.


Zwycięztwo więc, zwycięztwo! krzyczą romantycy,
Odniesiony już tryumf, pierzchnęli Klassycy,
Nie pomogli im Homer, Flakkus, ni Wirgili;
Wszystkośmy to pogniotli i na miazgę zbili,
A jeżeli przez nasze oszczędzony wieszcze,
Jakiś tam niedobitek wałęsa się jeszcze,
Niechaj mu romantyczna wspaniałość przebaczy
Niech słucha naszych ballad i kona z rozpaczy.
Dalej więc, dalej bracia, roztwierajcie szranki,
Teraz czas się ubiegać, na zgliszcza, kurhanki,
Teraz czas roić, bujać, i w świetnym zawrocie
Rozbijać się po wielkim marzeń kołowrocie.
Zanurzać się w bezdenność, wznieść nad gromów wrzawę,
I na grobie Klassyków naszą wyryć sławę!

Wstrzymajcie się na chwilę z tym hucznym zapałem,
Musiż i radość u was koniecznie być szałem ?
Mniej oni od was krzywdzą i gniewają Feba;
Jeźli na nich satyry, na was gromu trzeba;
Napróżno mnie waszemi straszycie potwory,
Czary, duchy, szatany, strzygi i upiory;
Napróżno nawet smakiem i rymy waszemi,
Jużem się ich nasłuchał, i oswoił z niemi,
Śmiałą prawdę tym powiem, których hasłem śmiałość,
Zbyt często chodzą w parze śmieszność i zuchwałość;
Zuchwałością jest wszystkie pogwałcać ustawy,
A śmiesznością tym torem dobijać się sławy.
W liczne szkoły się ucznie dzielą Rafaela,
Lecz któraż tak dalece bredzić się ośmiela,
Aby w brew przyrodzenia odwiecznej zasadzie,
Nie tam kładła ust, nosów, gdzie je druga kładzie.
Dajmy na to, że wasze górnolotne skrzydła
Zbyt ciężkie dawnych wzorów tłoczyły prawidła,
Że trzeba było Muzę w nowszą sferę zwrócić,
I raz przecie to jarzmo tak haniebne zrzucić;
Lecz czyż jeniec, co swoje rozerwie okowy,
Ma koniecznie dla tego stracić rozum zdrowy,
W wszystkich błędów i szaleństw puszczać się bezdroże,
I tam chodzić na głowie, gdzie na nogach może?
Krzyczycie na Klassyków, że już nic nie śmieją,
Że od wieków wyrytą wlokąc się koleją,
Tak wreście w rozjeżdżonej zarznęli już drodze,
Że nie tylko sam Pelid, lecz i wszystkie wodze,
Wszystkie Bogi — Pół-Bogi, mimo szczerej woli,
Już ich z tej tak okropnej nie wydźwigną doli:
Krzyczycie, że wciąż same Sparty, Rzymy roją,
I mogąc się w swe własne, w cudze laury stroją,
Gdzieś tam zawsze wspomnieniem sięgają dalekiem,
Zawsze żyją z przeszłością, nigdy z swoim wiekiem,
I tak patrzą za siebie, a szczególnym losem,
Tego widzieć nie mogą co mają przed nosem.
Przyznaję, że skarg waszych słuszne są powody,
Bo na cóż zwiększać podłe naśladowców trzody,
Na cóż zawsze te same przerabiać obrazy,
I wciąż mi to powtarzać, com słyszał sto razy,
Kwiaty przez nazbyt liczne przechodzące dłonie
Tracą wreście pierwotne blask, świeżość i wonie
I słabe to już bywa tych rysów odbicie,
Które z naśladowania, naśladują życie;
Lecz jeśli i wy równie jesteście winnemi,
A mam wybrać koniecznie — wolę trzymać z niemi;
Oni przynajmniej, w smutnej małpienia potrzebie,
Homerów naśladują, a wy samych siebie.
Za nic wam są Szekspirów, Szyllerów przykłady,
Spętaną stopą własne powtarzacie ślady,
I tak cóście nowością samą darzyć mieli,
Ledwieście się zrodzili, a już zestarzeli.

— Przebóg! pókiż nam będą wasze głosić dźwięki,
I czułość tylu zbójców i wisielców wdzięki,
Kiedyż już wszystkie wasze zliczycie bożyszcza,
Mogiły, mogilniki, kurhanki i zgliszcza?
Zawszeż będą te widma głupich za nos wodzić
I pielgrzym podkasany przez potoki brodzić?
Wiecznież więc — wiecznie chcecie owczym dążyć pędem,
I też same obrazy długim ścigać rzędem?
Ledwie, że z was jednego nocna zdusi zmora,
Albo gdzieś tam brudnego wywlecze upiora;
Jużci się za nim drugi w nocnej zrywa porze,
Rozwala stare trumny, po cmentarzach orze,
Od wieków śpiące trupy strasznym rymem budzi,
I jakby nie dość żywych, jeszcze zmarłych nudzi;
Kochać się nawet każe marom nieszczęśliwym,
I w domiar losu wzdychać swoim wierszem ckliwym!
Cóż dopiero, gdy straszne zabrzękną kajdany,
I po rozstajnych drogach zawyją szatany;
Lub też wicher wśród stare zerwawszy się gruzy,
Gwizdnie tam w ucho jakiejś rozmarzonej Muzy;
Jużci z świetnym orszakiem i sów i puhaczy,
Cale pułki piekielnych sypią się tułaczy;
Już tysiąc wichrów razem w stare zamki bije,
Po pustych już piwnicach świszcze, jęczy, wyje;
Lub gdzieś tam przez dziurawe gwiżdże wam poddasze,
Jakby gwizdał Horacy słysząc rymy wasze.
Nie chcę ja was wstrzymywać w tylu uczuć tłumie,
Często się romantyczność w wielkim mieści szumie;
Lecz z takichżeto kwiatów sarmacki młodzieniec,
Narodowych nam wspomnień będzie splatał wieniec.
Takżeto będzie lutnię Kochanowskich kalał,
I mijał Batorego, aby z strzygą szalał?

Jest piękność Muzie waszej szczególnie właściwa,
Która pewne obrazy lekką mgłą pokrywa,
Powoli je nasuwa mojej wyobraźni,
Nie budzi jej gwałtownie, lecz przyjemnie draźni;
I tyle tylko wdzięcznych rysów mi odkryśli,
Bym sam rozkosz tworzenia w mojej uczuł myśli.
Lecz cóżeście z tak lubym zrobili urokiem?
Zamiast dnia gasnącego otaczać nas mrokiem,
Tem światłem przycienionem, co tak mile skłania
Do wdzięku tajemnicy, rozkoszy dumania
Wy nas nieraz wiedziecie w tak ciemne otchłanie,
Ze pomimo największe szukanie, macanie,
Zbyt trudno nie pomieszać skutkiem nocnych cieni,
Poety z opętańcem, a z szaleństwem pieni.
Żaden wiek się na świecie z ciemności nie chlubił,
Syn ciemności wśród raju jeszcze piękność zgubił,
Ciemność zawsze prawd wszystkich najsroższym jest wrogiem,
A Feb nie tylko rymów — lecz i światła Bogiem.

Ale cóż to za liczne żale, łzy, rozpacze,
Iluż tu młodych wieszczów szlocha, jęczy, płacze,
Ileż skarg, ile przekleństw, jak potwarcze głosy,
Na ziemię, ludzi, życie, naturę i losy!
Nie ma dla nich pociechy, wszystko płonne, marne,
I jak w starych grobowcach zgasłe, ciemne, czarne,
Zda się, że po wymarłej błąkają się ziemi
I cień Jeremiasza ulata nad niemi!

Stójcie! stójcie niebaczni! jakiż to szał nowy,
Tak rojne, cudotwórcze zawrócił wam głowy?
Dziwią was, oburzają te gruzy, urwiska,
Te młodą zgrzybiałością śmieszące zwaliska,
Co opłakując srogość udanej zagłady,
Niezgrabnie burz i wieków przedrzeźniają ślady,
Lecz czyliż i wy sami mniej gniewu budzicie,
Tak młode i kwitnące oczerniając życie,
Ledwie że się z Infimy, a nawet z pieluszek
Jakiś tam romantyczny wyrwie Jeniuszek,
Jużci się do nieszczęścia powołanym sądzi,
Błąka się w ciemnych lasach, po cmentarzach błądzi,
Z jakiejś tam urojonej tęsknoty usycha,
Je dobrze, pije lepiej, a do grobu wzdycha. —
Wiem ja, że nie żyjemy w tak wesołym czasie,
By sama tylko radość brzmiała na Parnasie,
Lecz na cóż wam nieznane niedole okryślać,
Niedosyćże istotnych, trzebaż nowe zmyślać?
Trzebaż, trzebaż tak srodze przez ten jęk żałosny,
Z pięknego maju życia zdzierać barwę wiosny,
Okradać z wszystkich pociech młodość przerażoną
I nieba, ziemię krwawą powlekać zasłoną,
Jakby już Bóg dobroci przestał światem władać,
I nie było mu za co dalszych dzięków składać!

— Ach! wskażę ja wam, wskażę do łez powód smutny,
Stokroć on istotniejszy, chociaż mniej okrutny;
Spojrzyjcie tylko sami na te klęski nowe,
Walące się na piękną ojców waszych mowę.
Gdzież ów język naddziadów, ten ich obraz własny,
Tak czysty, jak ich dzieje, a jak chwała jasny,
Co w wdzięcznym śpiewie dziewic — w silnym słowie męża,
Rozrzewniał jak łza matki, brzmiał jak szczęk oręża;
A jak ów wódz nad bratnie wyniesiony szyki
Tak wszystkie ziem sławiańskich przewyższał języki. —
Gdzież on jest, gdzie, powiedzcie, niebaczni pisarze,
Któż go pozna w tym gminnym i rozlazłym gwarze,
Wśród te twarde przybysze, wśród te chwasty szpetne,
Głuszące podłym plonem Skargów laury świetne?
Przebóg! cóż to za słowa? jakież dzikie brzmienia,
Kłócą się z złotym dźwiękiem sarmackiego pienia?
Tu głos surmy wśród lutni przebija się tonu,
I po lirycznych strofach pędzi brodacz Donu,
Tam się w wdzięczną balladę cała Smorgoń wpycha,
Tu jakiś gruby Kaszub po sielankach wzdycha;
Puszy się dziki Pińczuk w rzewnym triolecie,
Hajdamak w epopei, a Turek w sonecie!
Jeźli miłość ojczyzny wasze budzi lutnie,
Za cóż się nad jej mową pastwić tak okrutnie?
Szanowały ją wszystkie Sarmacyi wieszcze,
A jak raz nas przeżyła, może przeżyć jeszcze.
Polsko! jakże się w ów czas w swym żalu po tobie,
Wnuki nasze na twoim zrozumieją grobie!...
Lecz cóż to? patrzcie bracia! z łona wiecznej chwały
Powstaje Czarnolasu śpiewak osiwiały.
Patrzcie, jak z głębi wieków ręce ku wam wznosi
I nad mową Zygmuntów o litość was prosi.
Nie miał on wprawdzie waszej zdolności, zasługi,
Nie mruczały mu sosny piosenek żeglugi,
Ni puchacz po nad śnieżne majaczył mu Tatry,
Ni mgła mu zadrzymała, ni szczekały wiatry,
Nie znał on, nie znał nawet tych lubych katuszy,
By mu okropny powóz w tkliwej jeździł duszy,
Nie gardźcie przecież głosem, co tyle dzieł spładzał,
I który się przynajmniej zawsze z sensem zgadzał.
Nie chce on was w tym młodym ostudzać zapale,
Dążcie, dążcie ku nowej i nieznanej chwale,
Lecz jeśli świętej jego chcecie słuchać rady,
Łączcie dwóch szkól zalety, wygładzajcie wady,
I by samej śmiałości piękną nadać miarę,
Wysnute z nowych myśli piszcie wiersze stare.
Piszcie — ale nad wszystko stłumcie już te skargi,
Te nasz parnas ojczysty dwojące zatargi,
Czas niegodne szlachetnych bardów złożyć bronie
I starszym w chwale braciom polskie podać dłonie.
Na cóż wam te prawideł, rodzajów, wywody —
Bliższemi, niż sądzicie, już jesteście zgody,
Jedna matka was swemi uwieńcza laurami,
Żadnej lutni bezbożność, ni podłość nie plami,
Jedno macie prawidło — bratnie kształcić plemię,
I jeden tylko rodzaj — polską śpiewać ziemię.

_______________________

Przypiski do listu drugiego:

1) ...... I W ŚWIETNYM ZAWROCIE.
Rozbijać się po wielkim marzeń kołowrocie.
(Naśladowanie wiersza).
...... a dusza moja w wirowym obrocie
Rozbija się po wielkim cierpień kołowrocie.

Przytaczając wiersz ten z pamięci, przepraszam autora, jeślim jego wirom, lub kołowrotom ujął jakiego wdzięku.

2) STRZYGA ....
jest to, ile mi wiadomo — Upiór dama; —

3) LEDWIEŚCIE SIĘ ZRODZILI, A IUŻ ZESTARZELI.
Piękne ballady Mickiewicza, do których doliczyć można Jałmużnę, Bolesława i Zamek Jazłowiecki innych pisarzy, tyle nieszczęśliwych utworzyły naśladowców, że przez lat kilka same tylko klecono ballady i codzień nędzniejsze. — Sonety zrodziły drugie Sonety, po których, szczęściem, już nędzniejszych nie będzie. Wszystkie nasze nowoczesne poezye romantyczne, wyjąwszy pieni Brodzińskiego i Zalewskiego, mają jednę tylko barwę, tenże sam rodzaj niepoprawności i w jednej tylko krążą sferze. — Nigdy w najmierniejszych Klassykach naśladownictwo nie doszło do tego stopnia, jak w niezgrabnych przedrzeźniaczach Mickiewicza. Naśladowano z niego wszystkie drobiazgi nowości, wszystkie błędy języka, smaku, a żadnej piękności. Naśladowano format dzieła, druk, a nawet kolor okładek. — I tacyto balladziści rozprawiać nam będą, o oryginalności, o rozszerzaniu krain wyobraźni.

4) JAKBY GWIZDAŁ HORACY SŁYSZĄC RYMY WASZE.
Wiersz naśladowany.

5) LECZ Z TAKICHZE TO KWIATÓW SARMACKI MŁODZIENIEC
NARODOWYCH NAM WSPOMNIEŃ BĘDZIE SPLATAŁ WIENIEC?
Nie chcę ja tu powstawać przeciw gminnej poezyi, która do najszacowniejszych skarbów każdego ludu należy, ale mniemam, że zamykać nam się jedynie w jej obrębie, jest to zniżać dostojność poezyi naszej, a nawet i uwłaczać dziejom, jakoby dla nas nic ponętniejszego i wyższego nie miały nad guślarzy, lunatyki, rozbójniki i czarty, zwłaszcza że w tej tylko sferze podobało się u nas dostrzegać poezyi gminnej. Pierwsze dźwięki swojej lutni poświęcił Mickiewicz tejże poezyi, ale w krótce uczuł potrzebę nastrojenia jej do wyższych i godniejszych siebie tonów. Czemuż za tym przykładem nie idą jego naśladowcy?

6) TRZEBAŻ, TRZEBAŻ TAK SRODZE PRZEZ TEN IĘK ŻAŁOSNY
Z PIĘKNEGO MAIU ŻYCIA ZDZIERAĆ BARWĘ WIOSNY.
Stokroć lepiej niż moje wiersze, wytknęły już błąd tej dążności rozprawy Brodzińskiego o Klassyczności i romantyczności, umieszczane w pamiętniku Bentkowskiego. Nie pojmuję, jak odczytawszy te ważne i zbawienne przestrogi, można się jeszcze ociągać z powrotem na drogę prawdy. — Trudno jest silniej przemówić do przekonania, trudno właściwszym światłej krytyce odezwać się głosem, przecież dziwnem zdarzeniem w wszystkich sporach, recenzjach, najsławniejszych nawet przemowach, nie zacytowano ani jednej z tak światłych uwag, nie raczono nawet wspomnieć o nich, że istnieją w Ojczyźnie. Nie odmawiając winnego hołdu Lessyngom, Homom, Szleglom, Wilmenom, Hazlittom, sądzę, że warto przecież posłuchać i rodaka, który trafniej podobno, niż wszyscy obcy uczeni, stanowić może, jaka poezya właściwszą jest naszym wyobrażeniom, zwyczajom, podaniom i dziejom. Nie ma wprawdzie w Brodzińskim tych powabnych komerazów literackich, któremi krytyka teraźniejsza tyle wdzięku i świetności chce nadać gazetom, ale jest wszystko, czego rozum i serce polskie żądać mogą. —

7) PRZEBÓG, CÓŻ TO ZA SŁOWA, IAKIEŻ DZIKIE BRZMIENIA.
KŁÓCĄ SIĘ Z ZŁOTYM DŹWIĘKIEM SARMACKIEGO PIENIA.
Ile szkodliwem jest dla poezyi nadużywanie prowincyalizmów i wyrazów oryentalnych, przekonaliśmy się już z niektórych dzieł świeżo wyszłych. Bo do prowincyalizniów zwłaszcza, tem ostrożniejszymi być powinniśmy w przypuszczaniu ich do języka poetycznego, że niekiedy cudzoziemskie zupełnie wyrazy wciskają się do niego pod postacią prowincyalizmów, jak dziengi w Trzech Budrysach. Jeden wyraz przez pospiech może użyty nie zmniejszy chwały pisarza; dla tego tylko zwróciłem na niego uwagę, iż chromi naśladowcy Mickiewicza gotowi omdlewać z roskoszy, na widok tak nowego, niesłychanego dotąd wdzięku, i przez częste powtarzanie wyrazu oswoić z nim nareście język krajowy. — Lękam się także, aby, jeśli się kiedy zjawi jaki balladzista Wielkopolski, nie brał za tameczne prowincyalizmy tych słów niemieckich, które kraju tego wieśniak z Landwehru do wsi swejej przynosi. — Niemczyzny te wciśnione w język ludu, staną się kiedyś także prowincyalizmami, jeżeli go nie zagłuszą zupełnie. Już tam nie ma Żołdu i Broni, są tylko Lenungi i gwery, i. t. p.


8) NIEMRUCZAŁY MU SOSNY PIOSENEK ŻEGLUGI.
Pięć wierszy po sobie następujących wyjęte są z dzieł romantycznych niedawno drukowanych.

9) WYSNUTE Z NOWYCH MYŚLI PISZCIE WIERSZE STARE.
Samo się przez się rozumie, że nie o to tu idzie, aby wiersze koniecznie co do formy, zwrotów, strof podobne dawnym pisać, ale aby przy nowości myśli nadać im tę samą jasność, wybitność i gładkość, któremi dawne, dobre celują, i równie jak w nich szanować harmonią, czystość i prawidła mowy ojczystej. — Wiem ja, że każdy genialny pisarz ma i mieć powinien swój styl właściwy, lecz ta odrębność nie może się zasadzać na większem lub mniejszem gwałceniu języka. Jeśli kiedy, to przy wprowadzeniu nowego rodzaju, należy wystawiać swoje twory w całej doskonałości wykończenia, aby je w najpowabniejszej okazać postaci, i na samym wstępie nie zrażać, nie oburzać, lecz nęcić. — Błędy gramatyczne, ciemność, brak gustu, wydarzające się niekiedy w wielkich wieszczach, nie mogą służyć za obronę; bo błąd zawsze jest błędem, cóż dopiero, gdy nie jest nagrodzony liczbą i wielkością ich piękności. — Ile pomimo wewnętrznej wartości, poezya zewnętrznie kształconą być powinna, odsyłani wszystkich romantyków do listu Byrona, pisanego do Murreja, gdzie stawa w obronie klassycznego Popa.

(Przypiski te drukowane były 1829 roku, a więc do tego czasu odnosić je trzeba.)

-------------------------------------------

Franciszek Morawski: LIST PIERWSZY DO KLASSYKÓW

Przypisy LD do „Klassyków i romantyków polskich w dwóch listach” Franciszka Morawskiego



WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,226,076 Unikalnych wizyt