Przypisy LD do tragedii Rasyna „ANDROMAKA”
(wierszowanego przekładu „ANDROMACHY” Racine’a*)
*) „Andromaque” (1667); pol. „Andromacha”, dramat Jean-Babtiste Racine’a (1639-1699) oparty na motywach klasycznych.
„Twórczość literacką zaczyna Morawski jeszcze za czasów Księstwa Warszawskiego; są to wszystko drobne utwory, epigramaty, fraszki i wiersze okolicznościowe, [...] czasem wcale zabawne, ale doraźne, błahe, bez większego znaczenia; podobnie i za czasów Królestwa Morawski pisze rzadko, i to wyłącznie dla siebie i przyjaciół, utworów swych przeważnie nie przechowuje. Z większych prac można wymienić jedynie przekład wierszowany „Andromachy” Racine’a, który zresztą druku się doczekał dopiero po kilkudziesięciu latach (w wydaniu z r. 1882). [...] Nie miał Morawski przekonania o większej wartości swych prac; rzadki to autor bez zarozumiałości i miłości własnej. Dodać jeszcze należy, że Wielki Książę Konstanty, kulturalny analfabeta, niechętnie patrzał na oficerów w czynnej służbie, zajmujących się literaturą czy naukami, lepiej więc było nie ogłaszać swych poezji drukiem. Z tego też względu Morawski, wybrany członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w r. 1819 wyboru nie przyjął, twierdząc, że w pełnieniu obowiązków tych miałby nieprzezwyciężone przeszkody; otóż i tu zaważyła niechęć Konstantego, który nie chciał widzieć swoich podwładnych w Towarzystwie. Z tego też samego względu pisze on najczęściej anonimowo; nawet skończywszy żmudny przekład „Andromachy” Racine’a, który miał być wystawiony w teatrze, prosi o ścisłe zachowanie tajemnicy co do autora. „Niechże w przypadku pytania się o tłumacza, nie wymieniają tam mego nazwiska. Daliżby i mnie i sobie. Proś o to Osińskiego” – pisze do młodego Andrzeja Koźmiana. Tragedia ta ukazała się w przekładzie Morawskiego na scenie warszawskiej, zyskując wielkie uznanie publiczności; jedynie Franciszek Salezy Dmochowski, który również tłumaczył „Andromachę”, wyrażał się nieżyczliwie o konkurencie, ba, nawet porównał go z Jaksą Marcinkowskim:
Wielcy pisarze dzielą między siebie pracę,
Znać w „Rzekach” Morawskiego, Jaksę w „Andromace”.
„Rzeki” były głównym tytułem do sławy Jaksy; przypuszczać należy, że poeta-generał musiał się nieźle śmiać z tej złośliwości. Rzecz ciekawa, że i z drugiej strony spotyka go również wcale uszczypliwy wiersz, i to pióra najspokojniejszego chyba z pisarzy K. Brodzińskiego:
. . . . . . . . . Chcąc wzlecieć w górę
Trzeba mieć nie indyka, lecz orła naturę.
Prędzej by on przypomniał wiek śpiewaków złoty,
Gdyby częściej szykował rymy, niźli roty.
Jeżeli niewojennej tej rady usłucha,
Niech mniej ma wykwintności, ale więcej ducha.
Niesprawiedliwy to był atak; nie wiadomo, jak go należy tłumaczyć. Być może, że Brodziński, mimo odbytej kampanii wojennej, bardzo typowy człowiek „cywilny”, dawał w ten sposób wyraz niechęci do wojskowego, który traktuje poezję jako zabawę.”
Źródło:
Jan St. Bystroń, „LITERACI I GRAFOMANI z czasów Królestwa Kongresowego 1815-1831”, Książnica-Atlas, Lwów-Warszawa 1938.
________________________________________
Ulubieniec generała Franciszka Morawskiego - Andrzej Edward Koźmian, opisując w swoich wspomnieniach młodzieńczy okres pobytu z rodzicami w Warszawie (gdzie przez kilka lat jego ojciec – Kajetan Koźmian „referendarzował”) napisał:
„Morawski, dowodząc brygadą piechoty, stał na zimowych leżach w Lublinie; w lecie przybywał do obozu pod Powązkami, w zimie na Nowy Rok ruski zjeżdżał dla złożenia wraz z innymi dowódzcami wojska życzeń wielkiemu księciu. Wtenczas, kilkanaście dni zwykle bawiąc w Warszawie, część swego pobytu nam poświęcał; zbierało się wówczas nieliczne lecz dobrane grono to wieczorami, to na obiady, a gość nasz w całej sile wieku i talentu, rozgrzewał nasze dusze ogniem swego natchnienia, zasilał umysł wdzięcznemi i wesołemi utworami i z pamięci powtarzał nam swoje nowe poezye lub wybornie mówił wyborne tłómaczenie Andromaki, nad którego wykończeniem wtenczas właśnie pracował.”
W innym miejscu swoich wspomnień Andrzej Edward Koźmian pisze:
„Prawdziwą uroczystością literacką był dzień przedstawienia po raz pierwszy na scenie narodowej Andromaki, tłómaczonej przez Morawskiego. Licznie zebrała się na nie publiczność i hucznemi oklaskami uczciła ten wyborny przekład wybornych wierszy Rasynowskich. Panna Leontyna Żuczkowska (pani Halpert) doskonale odegrała Hermionę; już ona wtenczas ściągała na siebie uwagę wszystkich znawców, już wtenczas przewidywano w niej znakomitą artystkę. Franciszek Dmóchowski, który także Andromakę tłómaczył, zagniewany, że nie jego przekład na teatr przyjęty został, mścił się, poniżając tłómaczenie przyjęte; niektóre sceny tak jednego jak drugiego przekładu drukował obok siebie, wyzywając nierozważnie publiczność do porównywania obydwóch. Nareszcie puszczał rozmaite epigramata, które zwracały się przeciw niemu, niemogąc Morawskiego dosięgnąć. Między innemi i ten w obieg puścił, który byłby uszczypliwy, gdyby niesprawiedliwością nie stał się śmiesznym:
Wielcy pisarze dzielą między siebie pracę,
Znać w Rzekach Morawskiego, Jaksę w Andromace.
Morawski, który na Nowy rok ruski zjeżdżał corocznie z innymi jenerałami do Warszawy i stawał zawsze w naszem mieszkaniu, przybywszy w tym roku 12 stycznia, zastał tryumf swej Andromaki, pierwsze bowiem przedstawienie 11 stycznia miało miejsce.”
Źródło:
„PAMIĘTNIKI Z DZIEWIĘTNASTEGO WIEKU” - Tom drugi; „Wspomnienia Andrzeja Edwarda Koźmiana” – tom drugi - Nakładem Mieczysława Leitgebra - Poznań 1867]
________________________________________
Ten sam autor w „Domu starego wieszcza wielkopolskiego” pisze:
„...wyborny przekład Andromaki Rasyna, który w dawniejszych czasach na scenie warszawskiej z tak żywem uniesieniem został przyjęty, i który pozostanie wzorem jak poeta poetę tłómaczyć powinien. [...] Żaden krytyk dzisiejszy zasługujący na tę nazwę, nie będzie zachęcał piszących do naśladowania Rasyna, do tworzenia dramatów formą, układem, sposobem wysłowienia, jego tragedje przypominających, lecz żaden nie zaniedba wykazać jego głębokiego pojęcia serca ludzkiego, jego doskonałej znajomości namiętności — zwłaszcza miłości — jego sztuki w wywoływaniu silnych wrażeń i uroku jego mowy. A jeźliby zdanie takiego krytyka do przekonania nie trafiło, kiedy wyżej wspomniałem o wizycie mojej u autora Fausta, niech mi wolno będzie zapewnić, że gdy rozmowa toczyła się o sztuce dramatycznej francuzkiej dawnej i współczesnej, a w szczególności o Rasynie, i gdy rzekłem: "Dziś gdyby Rasyn powstał, uniknąłby błędów, jakie w nim rażą." Göthe z uśmiechem mi odpowiedział: "Wierz mi panie! życzmy sobie nowego Rasyna, choćby z dawnego błędami.”
i dalej:
”Cztery mamy przekłady Andromaki w polskim języku. Pierwszy Morsztyna, w którym w ustach Hermiony następujący wiersz i jemu podobne znajdujem:
„Kawaler w lot to pełni, co mu każe dama,”
i który prawie cały z tym smakiem właściwym u nas początkom ośmnastego wieku jest dokonany. Drugi przekład Alberta Miera, któremu tłómacz całe swoje literackie życie poświęcił, i który wystrugany, wyheblowany, wypoliturowany, jeden tylko rasynowski przymiot ogłady i poprawności zachował. Trzecie tłómaczenie Franciszka Salezego Dmochowskiego byłoby w wartości pierwszem, gdyby nie było przekładu Morawskiego. W tym ostatnim bowiem wszelkie cechy przekładu zatarte, i gdybyś nie znał w oryginale Andromaki czytając lub słysząc to jej tłómaczenie, pewny byłbyś że utwór oryginalny poznajesz.”
________________________________________
Kajetan Koźmian
O POWTÓRNEM WYSTAWIENIU "ANDROMAKI"
W NOWYM PRZEKŁADZIE
(przekład Franciszka Morawskiego – przyp.red.).
Piękne wiersze mają tę spólną zaletę z nadobnemi tworami snycerstwa i malarstwa, że im więcej słyszymy pierwsze, im w drugie wpatrujemy się częściej, tem więcej odkrywając w niech wdzięku i doskonałości, silniejszej doznajemy rozkoszy i trwalszego nabieramy upodobania.
Takie na nas sprawiło wrażenie powtórne wystawienie "Andromaki" i sprawiać go nie przestanie, bo przekład jej należy niewątpliwie do najznakomitszych płodów literatury ojczystej. Podwakroć doświadczyliśmy, jaka jest władza, jaka siła prawdziwej piękności. Aktorowie nietylko nie ostygli w usiłowaniach, lecz je podwoili. Publiczność i dla tłumacza i dla nich podwoiła oklaski. Z tej tylko zgody dobrego smaku pisarzy, aktorów i widzów wróżyć można wzrost scenie narodowej.
Za przykładem więc Szanownego Weterana literatury naszej możemy śmiało domagać się od tłumacza "Andromaki", aby się zajął przekładem celniejszych sztuk Rassyna, i wskrzesił dla teatru narodowego czasy, w których Osiński przez wzorowe tłumaczenia Kornelia podniósł scenę narodową i pozyskał wieniec znakomitego rymotwórcy i tłumacza.
Żródło
„PISMA PROZĄ Kajetana Koźmiana”, Nakładem Księgarni J. K. Żupańskiego & K. J. Heumanna, Kraków 1888.
|