|
Antoni Doerffer, Wspomnienia, Poznań 1998, str. 16-18.
(A. Doerffer był synem Stefana - dyrektora majętności pawłowickich w latach 1915-1938).
W 1916 r. po śmierci hrabiego Maksymiliana Mielżyńskiego, przed moim Ojcem stanęły nowe, coraz rozleglejsze zadania już nie tylko wobec ziemi, ale i poszczególnych członków rodziny Mielżyńskich. Zgodnie z testamentem Maksymiliana Pawłowice i Mchy odziedziczył jego bratanek, Krzysztof Mielżyński, ale pod warunkiem, że ożeni się z Polką. Zmarły hrabia wiedział bowiem, że Krzysztof chce poślubić Niemkę. I tak doszło do małżeństwa Krzysztofa Mielżyńskiego z Krystyną Tyszkiewicz z Połągi.
Młodzi po ślubie zamieszkali w Pawłowicach, mieli dwóch synów: Andrzeja i Feliksa. Nie byli szczęśliwi. Hrabia rzadko przebywał w domu, coraz częściej i na coraz dłużej wyjeżdżał do Niemiec. Pobyt za granicą był bardzo kosztowny, zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak hrabia Krzysztof z łatwością i bez umiaru wydawał krocie.
Pewnego dnia nadszedł rachunek na pokaźną sumę pieniędzy od jubilera Kruka z Poznania. Zdziwiony i zaskoczony tym ojciec poszedł do hrabiego prosząc o wyjaśnienie. Dowiedział się, że na przyjęciu w Pawłowicach przy nakryciu każdej pani umieszczony był podarek w postaci czegoś z biżuterii. W tej sytuacji ojciec musiał hrabiego często mitygować i ograniczać dawanie mu pieniędzy, bo sytuacja finansowa dóbr, zwłaszcza w latach kryzysu nie była wcale łatwa. Krzysztofa Mielżyńskiego rolnictwo mało interesowało, a jego wyjazdy w pole ograniczały się do polowań. Ojciec uważał jednak, że hrabia powinien chociaż raz w roku pokazać się ludziom i namawiał go do wspólnego objazdu gospodarstw w okresie pełnej wegetacji zbóż. Hrabia robił to niechętnie i z dużym poświęceniem.
W 1927 r. Krzysztof Mielżyński zmarł nagle na dworcu w Berlinie. Pamiętam dobrze ten dzień. W niedzielę rano wraz z rodzicami i rodzeństwem wyjeżdżałem zaprzężoną w konie bryczką do kościoła. Po ujechaniu zaledwie kilkudziesięciu metrów zauważyliśmy galopującego w naszą stronę jeźdźca. Był nim pawłowicki stangret, Kuba Wiśniewski. Podjechał do nas, zeskoczył z konia i powiedział:
— Panie dyrektorze, przyszła wiadomość, że pan hrabia nie żyje.
Ojciec wydelegował po zwłoki nadleśniczego Brelińskiego, który samochodem pojechał do granicy państwa, dokąd dostarczono trumnę z Berlina. Uroczysty pogrzeb odbył się w Pawłowicach. Trumna na katafalku wystawiona była w sali kolumnowej. Środek sali, wokół kolumn, otoczony był kirem tworząc znacznie mniejszy pokój, w którym panował półmrok. Na zewnątrz pałacu zrobiono duży baldachim z kiru. Na pogrzeb zjechało okoliczne i dalsze ziemiaństwo, niektórzy zaprzęgami czwórkowymi, inni samochodami. Przybyła cała administracja majątków, a robotnicy przyjechali wagonikami kolejki polnej. Byłem z rodzicami na tym pogrzebie - świetnie go pamiętam.
Hrabia pozostawił testament. Starszemu synowi, Andrzejowi, zapisał Pawłowice i Wielką Łękę, a młodszemu, Feliksowi - Mchy i pieniądze, których tak naprawdę w ogóle nie było. Żonie zapisał 200 000 zł rocznej renty, a siostrzenicom, córkom ambasadora Chłapowskiego, tyle samo, ale jednorazowo. Na opiekunów nieletnich synów wyznaczył, nie żonę, ale swojego szwagra, ambasadora Chłapowskiego z Paryża, oraz mego Ojca.
Wkrótce w majątkach zaczęły się problemy finansowe, zaczynał się bowiem kryzys światowy, który trwał do 1935 r. Krótko po śmierci hrabiego nadeszło zawiadomienie z Gdyni, że w porcie czeka na odebranie zamówiony przez niego w Anglii samochód osobowy marki „Packard" i że należy zapłacić za niego 50 000 zł. Ojciec zaraz pojechał do Gdyni i sprzedał to auto, może nawet ze stratą.
Podatek spadkowy obliczono na pokaźną sumę 2 000 000 zł. Nie było na to pokrycia finansowego, podobnie jak nie było z czego zapłacić córkom ambasadora Chłapowskiego. Zebrała się więc rada rodzinna i zaproponowała sprzedaż łęckiego klucza majątków, na co ojciec nie wyraził zgody. Zaproponował oddanie córkom ambasadora trzech folwarków z tego klucza: Karolinowa, Krzysztofowa i Aleksandrowa, razem 425 hektarów tworzących zwarty pas ziemi przylegający do Goli, własności szambelana Edwarda Potworowskiego. Tak stworzone zostało nowe gospodarstwo o trzech podwórzach, którym początkowo zarządzał Zygmunt Siciński, a od 1938 r. wydzierżawiono je Goli.
Pozostał jeszcze problem spłacenia podatku spadkowego. Długotrwałe pertraktacje z Urzędem Skarbowym dały pozytywny wynik. Urząd zgodził się na przyjęcie gotówką 200 000 zł zamiast całej sumy i resztę należności umorzył. Udało to się spłacić z zysku z rocznej produkcji krochmalu.
Kłopoty dotyczyły nie tylko spraw finansowych. Po pogrzebie brat hrabiny, Janusz Tyszkiewicz zabrał do siebie młodych Mielżyńskich. Stosunki rodzinne Mielżyńskich i Tyszkiewiczów były nie najlepsze, dlatego ambasador Chłapowski postanowił odebrać dzieci i umieścić je przy sobie, w Paryżu. Na jego polecenie mój ojciec jako prawny opiekun zabrał dzieci Tyszkiewiczowi, czym bardzo naraził się ich matce. Konflikt między nimi był coraz trudniejszy do zażegnania.
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|