W liczbie dzielnych Polaków, z których życia, bogatego w wypadki, dałby się snadno utworzyć romans historyczny, malujący Polskę w owej epoce, zda mi się znakomite miejsce trzymać Adam Szmigielski, starosta gnieźnieński. Był to szlachcic śmiały, gwałtowny nawet, zręczny, dowcipny, nieustraszony, siły wielkiej ciała, niemniejszego męstwa, a serca lubo w późnym wieku tkliwego. Sławę widział w zwycięstwie nie pytając jakiem i czyjem; miłość ku ojczyźnie i wolność zakładał (jak niemal cała wówczas szlachta) na utrzymywaniu swobód, nie pomnąc: że zwycięztwa, na braciach odniesione, do zguby prowadzą, a za dzikiem swobodami utrata niepodległości przychodzi. Urodzony w drugiej połowie panowania Jana Kazimierza, młodym był bardzo, kiedy za nieszczęsnego króla Michała, roku 1672, haniebny traktat Buczacki zawarty został; mocą którego rzeczpospolita haracz płacić miała, a Ukraina i Kamieniec przy Turkach zostały. Sędziwy Jan Kazimierz umarł na obcej ziemi, z nagłego wzruszenia, po odebraniu tej smutnej wiadomości: młody Adam Szmigielski, na skibie swojej, nowego życia na tę wieść nabrał, przypasał oręż, i przysiągł nie złożyć go, dopóki Kamieniec Rzeczypospolitej wróconym nie będzie. Jak powiedział, tak uczynił. W Sobieskim widząc godnego siebie wodza, służył pod nim, naprzód jako pod hetmanem, a potem jako pod królem; był z nim na wyprawie wiedeńskiej i wszędzie. Po śmierci Jana III, obstawał silnie za elektoratem saskim, bo w głośnej dzielności jego i męstwie, w skarbach, o których takie dziwy mówiono, widział sposoby do nowych i szczęśliwych zwycięztw. Na sejmie elekcyjnym przyłożył się nie mało do wzmocnienia w jednej nocy partyi saskiej, tak dalece, iż inni kandydaci, a nawet przeważny xiąże de Condé ucichnąć musieli. A kiedy August przysiągłszy w Piekarach na Pacta conventa, począł niebawem myśleć o ich wykonaniu, a zwłaszcza o przywróceniu Kamieńca, dusza i sercem przywiązał się do niego Szmigielski, i wierny ciągle swemu przyrzeczeniu, wojska nie rzucił, dopókąd traktat kartowiecki, roku 1699 zawarty, niepowrócił Kamieńca i Ukrainy rzeczypospolitej, i nie zniósł z niej haraczu. Wtedy po tylu latach wojennych trudów, Adam Szmigielski osiadł w dawniej już otrzymanem za męstwo i zasługi, starostwie gnieźnieńskiem, chcąc spocząć.
Ale taki mąż, jak on, w takim kraju, jak Polska w owych czasach, długo nowego spoczynku używać nie mógł. Opłakana to była, jak wiadomo każdemu, dla ojczyzny naszej epoka. August II. skutkiem zawartego tajemnie związku z Piotrem Wielkim, a pod pozorem odzyskania krajów oderwanych od Rzeczypospolitej, wojnę Szwedom wypowiedział, i sprowadził na Polskę ów stek niezliczonych nieszczęść. Zawzięty i śmiały Karól XII., z całym uporem i szczęściem swojem, przedsięwziął zrzucić Augusta z polskiego tronu, i posadzić na nim Piasta. Wtenczas nieszczęsna ziemia nasza zdeptaną została kopytami wojsk nieprzyjacielskich, a to rzucenie jabłka niezgody, ambicyi i intrygom panów, krwią bratnią zbroczyło jej zagony. Szmigielski, zawsze gorliwy stronnik Augusta, przeciwny Leszczyńskiemu jako obranemu nieprawnie i nie przez wolną szlachty elekcyą, słyszał ze zgrozą o zamachach na króla szwedzkiego i o udręczeniach, jakie kraj od wojsk jego znosić musiał, gdy jeszcze w roku 1703, z Małej do Wielkiej Polski przenieśli się Szwedzi, i on świadkiem i ofiarą tych ciemięztw być zaczął, nie przeniósł tego, i znów porwał za oręż; a nie szukając, ani czekając dowódzcy i wojska, sam dowódzcą i wojskiem się uczynił. Wśród Szwedów, zajmujących wioski okoliczne i jego własne, uzbroił potajemnie domowych, wpadł w nocy na nieprzyjaciół, jednych pozabijał, potopił drugich, a zostawiwszy dom swój na łup, 24 konie tylko mając i ludzi nie wiele więcej, postanowił ścigać, dręczyć i mordować Szwedów, gdzie ich dopadnie. Prawie cudownie mu się powiodło. Wszystko zasadzając w pośpiechu i śmiałości, już zabił nieprzyjaciela, nim ten się dowiedział, zkąd i kto go bije? Cisnęli się też do niego ludzi rozmaici, a on ich urządzał w roty i chorągwie, mianował starszych; zbroił żołnierzy swoich bronią, Szwedom zabraną; sadzał na konie, na nich zdobyte; płacił pieniędzmi im porwanemi; bo udało mu się nie raz odbić wielkie zdobycze, które Szwedzi z polskich rabunków do Szląska za granicę wywozili. Kiedy już przeszło dwadzieścia chorągwi miał pod sobą, skłonił się do króla Augusta, ofiarując mu usługi swoje, i chcąc przystąpienia do tak zwanej konfederacyi sandomirskiej pod łaską Stanisława Denhofa na stronę saską podniesionej. Znał już król August Szmigielskiego, i widział jak dzielnem było jego ramię; przyjął go zatem chętnie i pozwalał mu nawet do jego dywizyi swoich Sasów, dając mu ich na podjazdy, ile chciał; a że Saski ciężkie mieli konie, musieli insze lekkie do odprawowania podjazdów z Szmigielskim przy każdym regimencie mieć, które oni końmi Szmigielskiego nazywali. Zażywał ten wielki rycerz niezliczonych sposobów w wojowaniu swojem ze Szwedami; często z niebezpieczeństwem życia ufarbowawszy wąsy, przebrawszy się po chłopsku, w obozach szwedzkich miotły przedawał, piwo jednym koniem woził, albo chleb nosił; a przepatrzywszy stanowiska, w nocy z ludźmi swemi napadał, i tak wszędy z wielką klęską nieprzyjaciela wygrywał. Gdy szedł podjazdem a dowiedział się o Szwedach, na exekucyach będących, nigdy nie pytał o kwocie ich, tylko gdzie są? a wziąwszy informacyą, prosto biegł i wszędy z wielkiem szczęściem znosił. Tak dalece się był stał postrachem Szwedów, że się już nikogo nie obawiali, tylko jednego Szmigielskiego. Zbogacił się był bardzo zdobyczami wielkiemi od Szwedów, bo na jednem weselu szwedzkiem, wpadłszy podjazdem, wziął w srebrach i klejnotach na kilka kroć sto tysięcy, z tamtą wielu znacznych Szwedów przywiózł królowi, a żołdactwo w pień wyciął. Gdy wpadł do pokoju, podczas uczty weselnej, panna młoda zdjąwszy z siebie klejnoty, rzekła do niego : „bierz wszystko, co ci się zda, niech się tym łotrom nie dostanie!” (ludzi jego tak zowiąc). O co się Szmigielski tak rozgniewał, że ją chciał kazać utopić, gdyby go ludzie jego rotmistrze prośbą nie wstrzymali.
Ale nie tylko na Szwedów był tak zawzięty starosta gnieźnieński; gdziekolwiek gwałt zobaczył, a mógł go pokonać i pomścić, tam nie omieszkał. Tak przyszedłszy z dywizyą swoją do województwa sieradzkiego, zastał pod Kaliszem rozłożonego po wsiach jenerała Szulca z partyi saskiej, który różnych swawoli i rabunków dopuszczał się na okolicznej szlachcie, płci słabej zwłaszcza nie ochraniając. Szmigielski nie mogąc znieść tego widoku, porwał owego jenerała, okuł go w kajdany i pod strażą odesłał do jego kraju. Piotr Wielki do więzienia wtrącić go kazał, gdzie też i umarł. Adam Szmigielski uważał się poniekąd jako powołany do prostowania wszelkich zboczeń, i do naprowadzenia na prawą, według niego, drogę tych wszystkich, co zejść z niej chcieli. Nie przebaczał on w tym względzie i samemu Augustowi. Wolny do niego mając przystęp, śmiały był z nim, i co myślał, wręcz mówił, a czasem i sztuczki swoje mu wyrządzał. Stygnąć mu też cokolwiek serce do Sasa zaczęło, już to po przegranej bitwie pod Wschową, już gdy dostrzegł, jako August ciągle, hardy był i nieczuły, póki Szwedzi Polskę pustoszyli, a jak się zmiękczył i do poniżenia był gotów, skoro Karól XII. Zajął mu Saxonią. Przed innymi przewietrzył starosta gnieźnieński, iż rokowania o pokój się zaczęły, które jemu jako chciwemu boju wcale nie szły w smak. Gdy więc znaczna siła wojsk Piotra Wielkiego zebrała się pod Kaliszem nad Prosną, gdy Szwedzi byli niedaleko z jenerałem swoim Majerfeldem, i sposobność zupełna nastręczała się do zmierzenia tego, a mimo tego król August zwlekał wydanie bitwy; Szmigielski zgadł co się w tym święci, to jest, że Elektor czeka na wiadomości z Saxonii. Wypadł więc z obozu, rozstawił czaty, schwycił kuryera o pokoju znać dającego i zatrzymał go nic nie mówiąc nikomu; Augusta zaś naglił ciągle, honorem i interesem go zagrzewając do stoczenia bitwy. Usłuchał nareszcie król; przeprawiwszy się przez Prosnę, pierwszego listopada 1703 wydał bitwę Szwedom, i za dzielną pomocą jenerała Menżykowa i Szmigielskiego, zwyciężył. Krwawy to był bój; przeszło 12 tysięcy z obcej strony zginęło; a po obu stronach byli Polacy! Stanisław Leszczyński miał tak gorliwych przyjaciół, że nawet płeć słaba narażała się na trudy obozowe, dla zachęcenia wojowników do bronienia jego sprawy. Tak przy wojsku szwedzkiem pod komendą Majerfelda będącem, było kilku panów polskich z żonami i dziećmi. Potocka wojewodzina kijowska z córką, i Pisarzowa koronna wsiadłszy na konie, baryłki prochu przed bitwą woziły; a objeżdżając szyki żołnierzy, dodawały im serca, przemawiając do nich, i rozdając rękami swe ładunki. Mimo tego przegrali Szwedzi bitwę kaliską, a wojewodzina z mężem i z córką dostała się w niewolę Mężykowa. Szmigielski czynny w bitwie, i wszędzie mając oko, widział co się działo tak w szwedzkim, jako i swoim obozie. Dotknęła go była wieść o męzkiej odwadze Polek w obieżdżaniu szyków i rozdawaniu prochów; dotknęło go jeszcze bardziej gdy ujrzał owe bohaterki srogiej niewoli. Lubo nasz starosta już piąty krzyżyk poznaczał, jeszcze był bezżenny; Mars nie dozwolił dotąd myśleć o miłości. Ale, jak mówią, owa dziecina czy później czy prędzej najdzielniejszego rycerza dogoni: wojewodzanka nie Szmigielskiemu ani żołnierzom jego rozdawała prochy, przecież jej oczy zapaliły zimne dotąd serce, a co więcej zmieniły jego całego. Z narażeniem życia i honoru, w kilka dni po bitwie, kiedy już jenerał Mężyków znakomitych jeńców i piękną brankę do monarchy swego miał odesłać, Szmigielski staje przed wojewodą Kijowski i obiecuje wybawić go z żoną, byle mu dał rękę córki. Wojewoda rad niespodziewanej już wolności, jak zbawienia duszy, obiecuje wszystko, odkładając jednak do chwili, kiedy starosta gnieźnieński jawnie przejdzie na stronę Stanisława. Rozkochany Szmigielski, nie oburza się bynajmniej tem przypuszczeniem zmiany w politycznem zdaniu swojem; wyprowadza potajemnie wojewodę z rodziną z obozu; dostawia ich w bezpieczne miejsce; i w krótce ów wielbiciel Augusta, przeciwnik Leszczyńskiego, Szwedów postrach i pogromca, przechodzi zupełnie na ich stronę z dywizyą swoją, tłumacząc się przed rotmistrzami swymi i przed samym sobą, jakoby Augusta odstąpiło zwycięztwo; jakoby altranstadzkim traktatem się spodlił i sam uwolnił Polaków od wierności, własnoręcznym listem Stanisława winszując polskiej korony.
Tak tedy piękne oczy wojewodzianki Kijowskiej zwabiły Leszczyńskiemu dzielnego stronnika, ale ofiarę swoją zgubiły. Szmigielski był odtąd przy królu Stanisławie, wraz z ojcem przyszłej żony i całą dywizyą swoją; wiernie go strzegł, osłaniał i bronił dzielnie jak umiał, od wzmagającej się znowu Augusta strony. Miłość bodźcem była wrodzonemu męstwu. Ale w tym czasem wojewoda Kijowski pod różnemi pozorami zwlekał spełnienie danej obietnicy. Podobno (jak niewieście podania niosą) młoda wojewodzianka, jakkolwiek rycerskiego ducha pełnia, nie miała wielkie ochoty na sędziwego już wojaka. Rodzice jej takoż zamożni i znakomici, lubo w Szmigielskim majętnego zięcia widzieli, jednak męża dawniejszego imienia i wyższych tytułów życzyli córce. Kiedy tak rzecz szła w odwłokę, a naszemu staroście brakować zaczęło cierpliwości, nastąpiła pamiętna bitwa pod Pułtawą, tyle fatalna Karólowi XII. i Leszczyńskiemu. August skoro wieść o niej dostaje, natychmiast o odzyskaniu tronu polskiego zamyśla, protestując się uroczyście przeciw traktatowi altranstadzkiemu, jakoby do niego był gwałtem przymuszony; wyseła tajemnych gońców z listami do możnych stronników swoich, a między innymi do Szmigielskiego, wysokie mu obiecując dostojności. W staroście gnieźnieńskim odzywa się dawne przywiązanie do Augusta, powstaje zawsze czuwające w szlachcie ówczesnej ambicja; znowu zwycięzce w Elektorze widzi, gwałciciela swobód w Leszczyńskim. Stanowi przeto, iść z dywizyą swoją i złączyć się z konfederacją sandomierską. Stanisław Leszczyński ze swoimi i z korpusem szwedzkim, jaki był mu Karól XII,. zostawił pod dowództwem jenerała Krassau, stał pod Częstochową; we wsi Ostrowie Szmigielski miał kwaterę, tam był i wojewoda Kijowski. Szmigielski idzie do niego, i namawia go usilnie, ażeby widząc, co się dzieje, jak Szwed ginie, co August obiecuje, jak wszyscy odstępuje hurmem Leszczyńskiego, ażeby słowem dla uzyskania raz końca i jedności, przystąpił także do konfederacyi sandomirskiej. Wojewoda słucha całej mowy starosty i nie daje mu wyraźnej odpowiedzi; ale czychający od dawna na sposobnośc pozbycia się nieżyczonego zięcia, skoro może pospiesza do wsi Prusieka, do Leszczyńskiego i do jenerała Krassau, a zapalając się przed nimi gniewem wielkim, wydaje Szmigielskiego jako zdrajcę, zmiennika, i godnym śmierci go mianuje. Jenerał Krassau tej godziny rozkazuje wziąść Szmigielskiego w kajdany, trzyma go ściśle w własnej kawterze; a gdy wnet i Szwedom jego, i Leszczyńskiemu przyszło opuścić Polskę, ciągle w kajdanach prowadzony nieszczęśliwy starosta, w Szczecinie w fortecy osadzony jest.
Wymknęły się tak razem Achillesowi polskiemu (jak go Otwinkowski zowie) i wolność, i honory, i dostatki i przyszła żonka, całej zguby jego pierwsza przyczyna. Siedział w więzieniu czas niemały, nareszcie skutkiem zabiegów Stanisława Leszczyńskiego uwolniony został. Na mocy amnestyi, ogłoszonej przez króla Augusta wrócił do ojczyzny i swojego starostwa. Z zdobyczy wojennych, które składał na Śląsku po różnych miejscach, część znaczną odzyskał; i tak syt trudów, przygód i sławy, żył sobie już w domu, w nic się nie wdając, a nawet nie myśląc o żonce.
K.T.H
--------------------------------------------------------
Źródło:
„Przyjaciel Ludu”, rok czwarty, nr 4, Leszno, 29.07.1837
„Przyjaciel Ludu”, rok czwarty, nr 5, Leszno, 05.08.1837
|