|
Franciszek Morawski
Zięba.
Zięba po kilku tygodniach zamęścia,
Czując że w krótce ma ród swój pomnożyć,
Już niewiedziała z tak wielkiego szczęścia,
Gdzie ma swe gniazdo założyć.
Obrała sobie dąb najwyższy w lesie,
I już natychmiast krząta się i cieszy,
To suchy listek, to znów słomkę niesie,
To z jakąś trawką na wierzch dębu spieszy.
Zwija się, szuka na prawo, na lewo,
Sztucznie dowcipną swą kołyskę splata,
Stokroć na ziemię i stokroć na drzewo
W jednej godzinie przelata.
Ale nie długą każda radość bywa,
Zwłaszcza gdy szczęścia chcemy szukać w górze,
Płakała w krótce zięba nieszczęśliwa,
Na skwary słońca, na okropne burze;
Biły pioruny, huczał wicher wściekły,
A zwłaszcza grady niezmiernie ją siekły.
Na dół więc, na dół, czemprędzej się chroni,
I w pośród trawy drugie gniazdo wije —
Lecz i tam znowu nieszczęście ją goni,
Bo któż się przed niem ukryje?
Zaledwie pracę ukończyła swoję,
Wszystkie się na nią przeciwności zlały:
Wilgoć, kurzawa i robactwa roje
Biedną ptaszynę wygnały;
Siada więc sobie i z ciężkiem westchnieniem
Duma, co dalej uczynić.
Szczerze się z swojem rachuje sumieniem,
W czem mogła Niebu zawinić.
Płacze i płacze nieszczęsna ptaszyna,
Lecz czegóż matka nie czyni!
Skarzy się, dręczy, — losy, Nieba wini,
A trzecie gniazdo zaczyna.
Ściele je sobie na młodej leszczynie,
Ściele i znowu po górach, dolinie,
Szuka i zbiera i niesie.
I jakby w inną przeniesiona knieję,
W krótce się dziwi, durnieje,
Zkąd taka zmiana po lesie;
Jakaś nieznana jej władza
Całą naturę odradza,
I wszystko cichszem się zdaje —
Rośnie jej praca miłosna,
Milsze życie, milsza wiosna,
Nakoniec matką zostaje.
O jakże wówczas wołała na zięby,
Na wszystkie nawet ptaszyny:
Nie lećcie siostry na wysokie dęby,
Nie spadajcie na niziny.
Nie gońcie płochych urojeń po świecie,
Obierzcie sobie jaki krzaczek bliski —
Ni zbyt wysoki, ni też nazbyt niski,
A pewno szczęście znajdziecie.
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|