Lew żółty powinien być z czerwonego muru niby wychodzący, tak, że go tylko połowę widać, a ogona do góry zadartego część, całym sobą w lewą tarczy obrócony, w przednich łapach, z których lewa górą, prawa spodem, trzyma koło żelazne, albo Prawdę, jakie więc na stołach stawiają, z hełmu i korony takiż Lew wypada, tylko że go trochę więcej widać, niżeli na tarczy; tak go opisują: Paproc, w Gniaździe fol. 1051. i 1187. O herb. fol. 491. Okol. t. 2. fol. 496. Klejnoty fol. 73. Biel. fol. 178. MS. P. Kojał. Poczet herbów Potockiego.
LEGENDA HERBOWA
Początek tego herbu pospolicie nasi autorowie zasiągają od Androda rodem z Dacyi, ten u Pana przyostrzejszego służąc, ciężko od niego i nieraz zbity, chcąc się od nieludzkiej człowieka owego passyi, salwować, na głęboką w Afryce pustynią schronił się, tam, dla zbyt dogorywającego sobie upału, do jaskini się przytuliwszy, w krótkim czasie widzi Lwa powracającego do tejże jamy, jako do swego łożyska; włosy od bojaźni na głowie Androdowi wstawały, ale nad swoje mniemanie, łaskawszym go doznał: bo Lew młodziana postrzegłszy, łasząc mu się grzywą i ogonem, zdał się mu prosić, żeby mu nogę, od ostrego skłutą ciernia, uwolnił; na to i nogę skaleczałą do góry podnosił, wyrwał ostrożnie ciernisko Androd, ropę wycisnął, oczyścił ranę i zawiązał; czego wdzięcznym chcąc się pokazać owa bestya, wypadłszy z jaskini na obłów, pojmaną zwierzyną, wpół się z swoim lekarzem dzielił; trzy lata lak karmił swego dobrodzieja Lew, aż leż Androd stęskniwszy sobie życie z bestyami, wyszedł z pustyni, błąkając się potem po świecie, od pana jednak swego proconsula Afrykańskiego, od którego był uszedł, poznany, do Rzymu był odesłany, tam na amfiteatrum w oczach całego miasta na igrzyska z bestyami wystawiony, czyli raczej jak na pewną zgubę. Pierwszy na tę scenę spuszczony Lew, tenże sam, z którym się w Afrykańskiej pustyni schował Androdus, ale nie dawno tąż przygodą żywo złapany, i do tegoż Rzymu przywieziony. Poznał zaraz lekarza swego najeżony Lew, i jako dobroczyńcy swemu łasząc się, do nóg słał, nogi lizał wszystkę swoje posturę do łaskawości kształtując. Patrzał na to Rzym, i nie mogąc pojąć, zkąd taka w dzikim Lwie ku Androdowi przyjemność, czarnoksięztwu to przypisał ; przetoż drugą jadowitą bestyą Rysia na niego spuszcza, co postrzegłszy Lew, z obłapiającego się Androda rąk wyrwawszy, skoczył do Rysia, i prędko rozszarpał. Pytany potem Androd, zkądby taka uczynność Lwa ku niemu wzięła się, gdy wszystko, co się z nim działo, opowiedział; nietylko że życiem darowany, ale w fortunę opatrzony, w herbie Lwa zażywać począł: to Okol. ex Aulo Gellio lib. 5. cap. 14. Antonio Balingheim S. J. Lib. morum a brutis petitu institutio, i inni. Opisał tęż sarnę historyą, Labbe in Elogiis fol. 552. ale ze w herbie Androdowi Lwa nadano, żaden krom Okolskiego nie namienia.
Bielski fol. 178. inszą za początek tego herbu, o Lwie, kładzie rewolucyą. Luzytańczyk prawi jeden do Afryki peregrynując, Lwa potkał passującego się ze Smokiem, gdy Lew w tej bitwie począł szwankować, dzielnością Luzytańczyka, ostatniej zguby uszedł; co mu nadgradzając, nie tylko że jako pies za nim wszędzie chodził, ale też i swego połowu zwierzyną karmił. W pewnej potem potyczce z Maurami, tak raniony Luzytańczyk, że go krew uchodziła: stał nad nim Lew i chciał swego dobrodzieja ratować, w tem jaszczurka przypadła, i gdy krew owę łeptać poczęła, Lew rozciął ją nogą, za tą druga przybiegła, ziele jakieś w pysku niosąc, którym gdy rozciętej jaszczurki dotknęła, zaraz ją zleczyła; co postrzegłszy Luzytańczyk; a jaszczurki pobiwszy, ziela owego tylko co do swojej rany przyłożył, zdrów został. Umarł potem Luzytańczyk, Lew dobywszy się do jego grobu, poty bez pokarmu nad trupem jego rycząc leżał, aż i sam zdechł. Kładzie Labbe in Elog. f. 554. i trzecią Alexego i ze Lwem z dołu od niego dźwignionym tranzakcyą, ślicznie od siebie napisaną, ale żeby albo temu, albo owemu do herbu z tej okazyi Lew miał się dostać chyba domyślać się kto może, nic co pewnego twierdzić. Pisze dalej Okolski, że gdy jeden z potomków Androda, mąż wojenny i dzielny, z familji Meninów, w Hetruryi, pojął wielkiej fortuny dziedziczkę, która się murem czerwonym pieczętowała, herb swój w ten kształt ułożył, że do muru czerwonego, Lwa swego przydał. Nad Renem potem niektórzy osiedli z tego domu, gdzie i podziśdzień hrabiowie de Dinheim Lwa z muru zażywają, z których jeden za Bolesława Krzywousta, sławą tak wielkiego wojownika ujęty, w Polszczę osiadł, Jędrzej Dinhein nazwiskiem, a popisawszy się temu panu z wielkiem sercem, zaślubił sobie, Jana Prawdy, sędziego ziemskiego Gostyńskiego, hrabi na Szczawinie i Trąbkach, jedynaczkę, o czem świadczą księgi ziemskie Gostyńskie: miało to być koło roku 1123. Pamiętając zaś na to, zkąd tak wielka fortuna na niego spadła, herb żony swojej Prawdę, albo koło żelazne, ojczystemu swemu Lwu w łapy złożył.
Rozmnożone zatem od niego potomstwo, od dóbr swoich, różnych nazwisk nabyło, bo na fundacyi kościoła Trąbskiego w roku 1313. już się podpisali hrabiowie z Trąbek, inni z Łabiszyna, inni z Gulczewa, inni z Szczawina. MS. Ks. Rutki powiada, że niektórzy z Prawdziców, nie koło proste, ale wieniec w Lwich łapach noszą, które więc u dawnych Rzymian, zwyczaj był tym rozdawać", którzy męztwem swojem przy dobywaniu jakiej fortecy, pierwsi na mury wskoczyli: z tej tedy okazyi nadany ten herb być rozumie, jednemu z odważniejszych kawalerów, za Alexandra Sewera, albo M. Aureliusza, a z czasem i do Polski wniesiony. Petrasancta cudzoziemskie herby opisując, żadnego podobnego naszemu Prawdzicowi nie kładzie, lubo wiele takich domów w nim znajdziesz, które Lwa na tarczy noszą, jako Emmeorum w Brytannji, Malaspinów we Włoszech itd. O polu na tarczy tego herbu niezgadzaja się: bo jedni w białem polu, drudzy w niebieskim, jedni Lwa w prawą tarczy, drudzy w lewą, głową kładą, inni Lwa takiegoż na hełmie drudzy trzy pióra
strusie.
---------------------------------------------------------------
Źródło:
„Herbarz Polski” Kaspra Niesieckiego , T. VII, str. 487-490, Lipsk 1841.
|