Listopada 21 2024 09:42:27
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


MOWA ŻAŁOBNA NA POGRZEBIE TEOFILI ŁUSZCZEWSKIEJ

MOWA ŻAŁOBNA
na pogrzebie
ś. p. Teofili z Skarżyńskich Łuszczewskiej
miana w Oporowie
dnia 11. Grudnia 1856. Roku
przez
KS. A. PRUSINOWSKIEGO

I pogrzebiona jest z mężem swym, a płakał jej wszystek lud”
Judith. 16, 28, 29.

Kiedy rozbitki po utracie nawy w coraz ciaśniejsze ściskają się koło, wtedy ilekroć którego z nich wyroki Boże odwołają, spoglądają po sobie z nowego żalu boleścią i rachują się, na ile ich ofiar jeszcze starczy dla sprawiedliwości niezgłębionego w wyrokach swych Boga, a im droższą dla nich była nowa ofiara, tem strata wprawdzie boleśniejsza, ale tem żywsza otucha, że Bóg nową a drogą ofiarą przebłagany skróci dni doświadczeń a chwile miłosierdzia przybliży. Bo choć niewolno Bogu ofiar żałować, przecież rachować je wolno, aby na tym bolesnym zegarze wśród nocy naszego pognębienia poznawać bliskość dnia białego błogosławieństw Bożych. Tak i dzisiaj, kiedy drogą duszę Bogu oddajemy, duszę Bogu miłej i Boga miłującej ś. p. Teofili z Skarżyńskich Łuszczewskiej, zapytujemy z psalmistą: „Panie, Boże zastępów, dokądże się będziesz gniewał na modlitwę sług twych, będziesz nas karmił chlebem płaczu, a będziesz napawał nas łzami miarą?”.
Bo niepróżno ja żal Twój, dostojna rodzino, łączę z żalem narodowego cierpienia. Jeżeli bowiem prawda, że stosunki rodzinne są podstawą narodowego szczęścia, że świętość domowego życia źródłem jest cnót publicznych; jeżeli prawda, że błogosławieństwo ogniska sprowadza błogosławieństwo na naród a upadek rodziny całe państwo wywraca; jeżeli prawda, że kraj nasz rozwolnieniem naprzód a potem rozchwianiem węzłów familijnych wielką sobie ruinę dzisiejszej niewoli przysposobił i że tylko nawróceniem z grzechów, przez które upadł, podnieść się zdoła; wtedy żałobni słuchacze, w zmarłej ś. p. Teofili nie prywatną jednej jakkolwiek wielkiej rodziny, ale stratę narodu całego opłakiwać nam należy. O niej bowiem pod tym względem godzi mi się powtórzyć słowa Pisma: „a była ta między wszystkiemi najsławniejsza, bo się bała Pana bardzo, ani był, ktoby o niej mówił słowa złe”. Lat kilkanaście na te cnoty patrzyłem, a patrzyłem tak blisko, jak tylko człowiekowi wolno jest i można zapatrywać się na sumienie człowieka i mogę na zapytanie mędrca: „Niewiastę mężną któż znajdzie?” odpowiedzieć: „otom tego doznał”. Niechże on sam oznaczy cenę jej: „daleka i od ostatecznych granic cena jej” kiedy nas do chwalenia jej pobudza i pochwały tej sam wskazuje drogę: „omylna wdzięczność i marna jest piękność: niewiasta bojąca się Boga ta będzie chwalona; dajcie jej z owoców ręku jej: a niech ją chwalą w bramach uczynki jej”. Tak więc może w pochwale jej zamilknąć słowo ludzkie, bo uczynki jej własne chwalić ją mają tutaj wobec nas i w bramach niebieskich, gdzie dusza jej pobożna już stanęła przed Bogiem odebrać nagrodę zgotowaną sobie.
Teofila Łuszczewska urodziła się dnia 26. Listopada roku 1807. w Warszawie z Maxymiliana Skarżyńskiego i Maryi z Łubieńskich, matki dziś jeszcze żyjącej i ciężkiem strapieniem dotkniętej. Wychowanie jej było chrześcijańskiem, a w tym wyrazie zawiera się cały jego charakter. Rzadkie dziś takiego wychowania przykłady rzadsze jeszcze były w tym czasie, w który młodość ś. p. Teofili przypada. Na wychowaniu chrześcijańskiem polegała świętość Chrześcijańskiej rodziny w czasach, kiedy ze starej wiary kościoła rozwijało się szczęście społeczeństwa ludzkiego i narodów: a gdy niewiernych doradzców winą wstrząsnęły się sumienia i osłabiła wiara, gdy nowe, prawu bożemu przeciwne a ludziom nieszczęsne nauki rozkrzewiły się i w naszym kraju, wszystkie życia posady się zachwiały, powaga Kościoła osłabiona, powaga rodzicielska wywrócona a prawo wychowania gwałt cierpi. Wielki i święty obowiązek wychowania rodzice z ręku puszczają, albo niezdolność własną widząc do prowadzenia dziatek po drogach przewrotnych wymagań świata ówczesnego, albo sami zepsuciu oddani, nie znajdując przed grzechem czasu do pilnowania obowiązków przez Boga i naturę na ich sumieniu ciążących. Obcym, niewiernym, zepsutym przychodniom porzucono dzieci na łup złych zasad a gorszych obyczajów.
Karmiły się młode umysły przewrotnemi zasadami encyklopedii francuzkiej albo niemieckiej filozofii i napawały pogardą wiary i lekceważeniem obyczajów narodowych; a z zasiewu takiego wyrosło zdeptanie świętych węzłów małżeńskich, zniewaga rodzicielskiej powagi, obojętność dla rodzinnego braterstwa, bo na miejsce cnót tych świętych wstąpiła nowa cnota nowego zakonu, miłość ciała samego. Takiem było to nowe wychowanie, ale w domu, do którego zmarła ś. p. Teofila należała, takie nie było. W rodzinie tej stary Bóg był Panem a stara wiara zakonem i według tej wiary gromadziły się dzieci, wnuki i prawnuki około jednej głowy patriarchalnej, gdzie u wspólnego ogniska strzeżono przymierza pańskiego, zaszczepiając w młode serca dorastającego pokolenia naukę Bożych objawień i przykazania pańskiego. Z tej nauki rozwijały się piękne te cnoty pokory, uległości i posłuszeństwa dla rodziców i starszych, przywiązania rodzinnego i miłości małżeńskiej, któremi później rozkwitnąć miało i rozkwitło serce drogiej nieboszczki. W takiem wychowaniu ś. p. Teofila nauczyła się być córką dla matki, kiedy ojca nader wcześnie utraciła, a jaką córką być umiała, tego dowodziło do ostatnich dni uległe dla matki posłuszeństwo tak świeże w dniach dojrzałości i macierzyństwa, jakby nigdy z domu rodzicielskiego nie była wyszła. Ciemnem jest to życie dla niedoświadczonego umysłu a świat błędnym labiryntem dla młodego serca: o szczęśliwa dusza, która w ojcu znajdzie przewodnika bezpiecznego i dosłyszy w słowie matki, że to głos Boga! Dosłyszała go ś. p. Teofila, a zawierzywszy mu w dniach niewinnej młodości, szła za nim do końca swego życia, pewna że nie zbłądzi, odnosząc się we wszystkich wątpliwych wypadkach i na wszystkich pokrzyżowanych kolejach do matki po wyrok. Nauczyła się być córką, więc umiała być małżonką i matką, kiedy ją Bóg do tego powołał.
Oddana w szluby małżeńskie ś. p. Adamowi Łuszczewskiemu znalazła w nim droga zmarła przewodnika i towarzysza, którego cnoty i piękna dusza w połączeniu z takiem sercem, jakie posiadała ś. p. Teofila uzupełniły obraz prawdziwie chrześcijańskiego małżeństwa. Zasiedli u wspólnego ogniska na ojczystej włości obdzielić tem szczęściem, które sami od Boga odebrali, powierzoną im od Boga czeladkę, chcieli młodą rodziną nowy rozwinąć obraz tych cnót domowych, które odebrali w dziedzictwie od własnych rodzin. Aliści Bogu inaczej się podobało rozrządzić ich losów koleją. Ś. p. Adam Łuszczewski zasiadał jako poseł sochaczewski na sejmie narodowym w Warszawie roku 1831 i skutkiem tego wygnany z rodzinnego majątku, wygnany z ojczyzny poszedł w zastępie pielgrzymów tułaczych obwoływać skargę nieszczęśliwego narodu. Poszła z nim na chlubną wędrówkę przywiązana żona i tutaj dopiero doznał i nieszczęściem ojczyzny i własną krzywdą przyciśniony mąż prawdę słowa świętego: „dom i majętności dane bywają od rodziców: ale żona roztropna właśnie od samego Pana”. Zabrano dział od rodziców odebrany, ale to, co mu Bóg dał, tego mu i nieprzyjaciel zabrać nie zdołał. Poszła z mężem dzielić trudy i ucisk wygnania, a jaką dla niego w ciężkich tego życia tułaczego kolejach była podporą, osłodą, pomocą, któż wypowiedzieć potrafi? Niemasz cię już między nami, szanowny mężu, uprzedziłeś ukochaną towarzyszkę do odpocznienia po tylu mozołach, a tyłbyś sam i jedyny był w stanie takie jej oddać świadectwo, jakie się jej należy. Tyłbyś jeden zdołał powiedzieć, jak wszelkie oddalała od twego serca strapienie, jak umiała miłości przemysłem grożące przypadki usuwać, już zadane ciosy pomocą wspólną dźwigać, a po doznanych stratach nadzieją w Opatrzność Boga umysł podnosić z upadku. A wielka to i rzadka jest cnota! Bo jeżeli trudno jest być cnotliwym w szczęściu i dostatkach, jeżeli trudno utrzymać się na wysokości praw Bożych, kiedy dusza zasłoniona od ucisku doczesnego; o jako daleko trudniej tym wytrwać przy świętej godności, których dopuszczenie Boże do upokorzenia wezwie? Jak trudno z wysokich szczebli bogactwa i dostatków zstąpić z uległą pokorą pod jarzmo doświadczenia a nie utracić wysokiej godności, którą dziedzictwo otacza bogatych? Jak trudno błogosławić dopuszczenia Boże, kiedy nam dziś odejmą, co wczoraj nam dały? Jak trudno nie utracić odwagi i męztwa, kiedy dzień każdy w miejsce zabranych nadziei nowych krzyżów doznaje? A przecież ś. p. Teofila Łuszczewska wszystkie te cnoty pokory i godności, odwagi i ulegania z doskonałością tak podziwienia godną łączyła, że trudno było rozstrzygnąć, której z tych cnót pierwszeństwo w niej należało. A są to cnoty, żałobni słuchacze, na któreśmy w naszem szczególnie położeniu usilną powinni zwrócić uwagę, bo chociaż nie wszyscy wygnańcy i tułacze, to wszyscy podobno na to dopuszczeniem Bożem wskazani, by z wspaniałej wysokości wielkich ojców naszych zstąpić na niższe szczeble upokorzenia a zstąpić bez utraty tej szanownej i szanowanej godności, która nieszczęściu przystoi. Pokory nam trzeba, aby wyrzec się blasku, który przodkom należał, do któregośmy przez ród zdawali się powołani, a którego niknące jak śnieg przed słońcem dziedzictwa nie zniosą; godności tam trzeba, aby nie uznać, jakoby nas upokorzenie przemijające miało poniżać, aby się nie wyrzec praw, które nam należą, nie wyrzec nadziei, która jest naszą!
W tych cnotach dojrzała ś. p. Teofila Łuszczewska na dwudziestoletniej pielgrzymce narodowej przybyła z rodziną już kilkorgiem dziatek bogatej do naszego zakątka ojczystej ziemi. Wielką to dla niej w strapieniu było pociechą, bo znalazła sposobność swe dziatki dla swego kraju wychować. I to jej tutaj było głównym życia zadaniem. Matka więcej niżeli ciałem, bo matka duszą, chciała im dać nietylko to doczesne życie, ale pragnęła im nieba nachylić. Troskliwa o wszystkie nauki i umysłowego wykształcenia potrzeby, na Pierwszem stawiała miejscu zbawienie duszy, zaszczepienie religii w młode serca, naukę o Bogu i przygotowanie do nieba. Nie odsyłała dziecięcia z pacierzem do służby lub przybieranych dozorców, ale zaledwie niemowlę usty władać poczęło, na łonie matki pierwszy słyszało pacierz, z matką wspólnie klęcząc, pierwszą odmawiało modlitwę, matki prowadzone ręką uczyło się nabożeństwa w kościele, przy boku matki religijną odbierało od kapłana naukę, wspólnie z matką pierwszy raz do stołu pańskiego przystępowało, bo czuła matka dobrze wiedziała, że to macierzyńskie spojrzenie, głos drżący ust matczynych wlewa do młodego serca te uczucia, które przetrwać mają całe życie, przetrwać i śmierć aż do wieczności. Tę moją zmarłej ś. p. Teofili pochwałę mogłyby poświadczyć obecne i nieobecne jej dzieci, a kiedy jednym żal a drugim nieobecność nie pozwala tego uczynić, ja sam za nie świadczyć będę, bo szczęśliwym się czuję i głoszę, żem patrzył codziennie nieomal na ten wzór matek, i żem, o ile potrzeba było a siły zdołały, pomagał jako sługa Boży zasiewać ziarno ewangelii do tych serc młodych pod czułym chrześcijańskiej matki dozorem. Zapewniwszy dopiero taką wszelkich nauk podstawę w wierze i pobożności, starała się o dalsze kształcenie umysłu w wiadomościach, których prawdziwa religijność nigdy nie potępia, ale jako ozdobę duszy i potrzebę narodową uważa. Ale i tutaj na polu naukowem takie wybierała przedmioty, taki nadawała kierunek, takie obierała dzieciom towarzystwa, takie wskazywała szkoły, aby przy wykształceniu umysłu przez nabywane nauki nie psuło się serce, zachwiać nie mogła wiara i nie cierpiały obyczaje. Usuwając złe a szukając dobrego, wiedziała bowiem, że wolno u Pana Boga nie być uczonym, ale nie wolno podkopaniem wiary i obyczajów zbawienie utracić! I błogosławił jej Bóg w skwapliwych zachodach, bo Bogu w ręce przyszłość dzieci powierzyła; a kiedy tenże jednę z córek pod mitrę książęcą a drugą pod pokorny kornet Chrystusowej służebnicy dla cierpiącej ludzkości powołał, równie pogodnem sercem odprowadziła pierwszą do ołtarza po zaszczyt dostojeństwa, drugą po ciężką służbę Siostry Miłosierdzia.
Takie cnoty, żałobni słuchacze, rodzą się tylko z życia wewnętrznego, bo kto pragnie innych świętością karmić, ten sam musiał wprzódy skarb sobie zebrać świętości. W nowszych to dopiero czasach pełnych i złudzenia i obłudy tworzy sobie próżność i pustota teorie cnoty jakiejś i moralności bez wiary i pobożności: ci co wiarę stracili a stracili dla złego życia, chcąc pozór przynajmniej jakiejś przyzwoitości zachować, mówią zawsze o nauce moralnej, o zasadach obyczajów, o uczciwem życiu bez dogmatu, bez wiary i nabożeństwa; nauka ta przewrotną jest a obłudną, uczciwość ich tylko tak daleko sięga, jak oko ludzkie dojrzy, albo granica prawa karnego nakreślona; ale doskonałość ta jest pobielanym grobem zewnątrz świecącym, napełnionym zaś wewnątrz zgnilizną zepsucia, próchnem świecącem lecz zimnem, jest to złudzenie, które się rozchwieje na pierwszy powiew przeciwnego wiatru, albo co gorsza obłuda, która prędzej czy później przed ludźmi lub Bogiem okaże się cnoty potworem. Bo czemżeż są rzeczywiście przepisy bez prawa w nauce moralności? Jakaż różnica pomiędzy nauką filozofii a religią, jeżeli w jednej i w drugiej tylko radę znajdziemy, którą nam wolno będzie wykonać lub zaniechać? Nie chodzi tutaj o radę, ale chodzi o dogmat, który posłuszeństwo wywoła. Jeżeli pragniesz, abym rad i przepisów twych słuchał, naprzód wskazać mi musisz źródło i powagę twej nauki, powiedz w czyjem imieniu twej cnoty odemnie wymagasz; przekonaj mnie, że mam inne jeszcze a wieczne życie przed sobą, w którem odbiorę zapłatę za zasługi lub winy życia obecnego; jednem słowem daj mi dogmat, a wtedy twej usłucham nauki o moralności i cnotach. Ale jeżeli innego nie znajdziesz na namiętności hamulca jak chwilowy poklask mego rozumu trwający tak długo jak mi wykładać będziesz systemat maxym już wielokroć słyszanych, ja w tem samem zostanę niebezpieczeństwie upadku, które mnie już tylekroć zwiodło. Jeżeli mi grozić będziesz karą, którą straszyć łatwo, ale której prócz dogmatu nic dowieść nie potrafi, to ja pozostanę ustawicznie w tej wygodnej wątpliwości, która się skłania do wiary, kiedy namiętności uśpione, a wiarę traci, zaledwie się ockną. Jeżeli mnie przekonywać będziesz, żem mógł lepiej zrobić a wiele szkody uniknąć, to mnie o tem już dawno przekonały kary doczesne przywiązane do każdego wykroczenia, ale to nie wystarcza, by mnie w cnocie popierać a dźwigać z upadku. Cnota chrześcijańska na głębszej i pewniejszej spoczywa posadzie, tam wiara jest węgielnym kamieniem a życie wewnętrzne, pobożność utrzymująca ustawiczną z Bogiem jedność dzielną sprężyną cnotliwego popędu. Wszystkie teorie moralności upadają wobec namiętności ludzkiej, najbystrzejsze systemata nauki moralnej nie nawrócą nikogo, najżywsze obrazy cnoty nie potrafią i jednego grzechu zgładzić: Chrystus powiedział: „wiara twoja cię uzdrowiła, odpuszczjąć się grzechy”; wiara też tylko zarzucić potrafi wędzidło wzburzonej żądzy człowieka, utrzymać go przy przykazaniu Bożem, wspierać stojącego, upadłego z upadku podźwignąć. To też cnota ś. p. Teofili Łuszczewskiej na posadzie wiary i pobożności spoczywała i dla tego takie rodziła owoce. Pobożność jej głęboka a skromna i spokojna nauczyła ją życia wewnętrznego, częstego z Bogiem obcowania w rozmyślaniu pobożnem i w częstej Komunii, przez te ćwiczenia ducha zgromadziła wielki skarb doskonałości, a sumiennie nim szafując, mogła obdzielić wszystkich, którzy się do niej zbliżali. Jest to wielki skarb dla każdego człowieka, bo każdy Bogu duszę winien; ale skarb ten szczególnie jest działem niewiasty: mąż powołany do życia publicznego rozstrzela swe myśli, swe uczucia, swą wolę na wszystkie tego świata kierunki, jemu przystoi zawód politycznego działania, dla niego otwarte pole nauk, sztuki i przemysłu, jego czynu woła naród i rodzina; niewiasta zamyka perłę swego życia w głębokiej skarbnicy swojego serca. Niechaj wielkie czyny, którym się świat dziwić będzie, pozostaną pochwałą męża, kto niewiastę znać i poznaną chwalić pragnie, zstąpić powinien do głębokich tajemnic życia wewnętrznego i ztamtąd wydobyć skarby ukryte, aby je światu pokazać, bo tam więcej jak gdziekolwiek „podobne jest królestwo niebieskie skarbowi ukrytemu”. Ale któżby zdołał to życie wewnętrzne w kilka słów ująć? Wszakże to cały świat walki i zwycięstwa, upokorzeń i uniesienia, radości i żalu, wątpliwości i natchnień, proźby i dziękczynień, modlitwy i umartwienia! A chociażby zimne słowo opowiedziało te rozliczne, pokrzyżowane, cierniste i bolesne, radosne i chwalebne koleje duszy; czyż słowo myśli dogoni a myśl uczucie ogarnie? Wszakżeż po Bogu nie masz dla duszy większej tajemnicy jak dusza sama! Nie będę więc próbował nakreślić ten obraz wewnętrznego życia pięknej duszy ś. p. Teofili Łuszczewskiej; ale to powiem bez obawy ubliżenia prawdzie, że, o ile ludzkie siły zdołają pracą wewnętrzną przyozdobić duszę, nieboszczka całą tą doskonałością była ozdobną, bo czego jej nie dało własne sił wytężenie, to dał Bóg kilkakrotnie co tydzień przyjmowany w Najświętszym Sakramencie. Ten to szczyt życia wewnętrznego jedności z Bogiem jakoby rosą niebieską napełnił jej duszę, bo przez to zbliżenie się stworzenia do Stwórcy tworzy się stósunek, który opiewa Pieśń nad Pieśniami w rozmowie duszy ludzkiej z oblubieńcem niebieskim, i mówi dusza: miły mój zstąpił do ogrodu swego, do grządki wonnych ziół, aby się pasł w ogrodzi ech a lilie zbierał, ja miłemu memu a mnie miły mój”. A miły on, Pan oblubiony odpowiada duszy: „pięknaś jest, przyjaciółko moja, i wdzięczna i ozdobna”.
Taki z bogiem stósunek nie mógł być bez wpływu na stósunek do ludzi, bo miłość miłość rodzi; ale jeżeli miłość do Boga unika od zgiełku tego świata i do tajemnic serca się kryje, to miłość do ludzi objawia się w uczynkach i miłosierdzie o niej świadczy. Miłosierdzie! O słodkie imię! O anielska pociecho cierpiącego strapienia! Oto tutaj zwłoki tej, która w życiu była twem życiem, święta cnoto, wcieleniem! Te tłumy ubogich rzewnie płaczących, te szeregi sióstr i dziatek biednych, ta Chrystusowa czeladka Sióstr Miłosierdzia, które wyprowadzały z mieszkania ś. p. Teofili orszak pogrzebowy, oneby lepiej od wszelkiej wymowy zaświadczyły, „że ucho słuchające błogosławiło jej, a oko widzące świadectwo jej dawało, że wybawiała ubogiego krzyczącego i sierotę, która nie miała pomocnika. Błogosławieństwo tego, który miał zaginąć, na nią przychodziło a serce wdowy cieszyła, była okiem ślepemu, a nogą chromemu, była matką ubogich, sprawy, której nie wiedziała, pilnie się wywiadując”. Już na wygnaniu dzieliła wszelkie trudy opieki nad ubogimi, chorymi, opuszczonymi wygnańcami a współtułaczami, często niewdzięczność odbierając w zamian za dobrodziejstwa świadczone; a zaledwo tutaj pomiędzy nami stanęła, wszystkie miłosierne przedsięwzięcia i prace o jej dom się opierały. Ona wspólnie z nieodżałowanym mężem najczynniej i najwytrwalej zajmowała się domami ochrony w Poznaniu, przez kilka lat prawie bez wszelkiej innej pomocy chodząc około utrzymania tych przytułków ubogich dziatek. Ona czynną przynosiła pomoc założycielom Domu Sierot, pracę chętnie dając, ale zakrywając imię skwapliwie. Ona w czasie powodzi radą i uczynkiem wspierała pomieszczenie i wyżywienie nędzarzy wygnanych przez dotknięcie Pańskie z własnych mieszkań. W jej domu zawiązały się pierwsze początki Towarzystwa Świętego Wincentego w Poznaniu. Ona więźniom roku 1846 i 1848 wyjednywać umiała ulżenie ciężkiej ich doli, ona zajmowała się wspólnie z mężem przyodzianiem nagiego, karmieniem głodnego w więzieniu! A ile prywatnej, cichej, nikomu nieznanej nędzy złagodziła, osłodziła i zapobiegła! Co jej czasu, co jej sił pozostało po wypełnieniu obowiązków dla rodziny, wszystko poświęciła odwiedzaniu ubogich, chorych, strapionych, z równą ochotą niosąc słowo swej pociechy na wysokie pokoje zamożnych domów jak do sklepów wilgotnych lub ciemnych poddaszy. I tutaj znajduję ja miejsce podziękowania Tobie, szlachetna duszo Teofili, by ulżyć choć w części małej długu wdzięczności powinnej. Nie pozwoliłaś sobie dziękować za życia, niech dzięki na Twój grób złożone świadectwo dadzą Twej cnocie, a wiem, że w chwili tej podzięki tysiące innych za mną stoi uczestników Twego miłosiernego serca, więc i w ich imieniu do Ciebie przemawiam. Tyś więźnia mi drogiego i bliskiego jako druga matka Twą miłością chrześcijańską cieszyła w niedoli i Twoje zachody kraty mu więzienia rozwarły a wolność wróciły. Tyś sędziwą mą matkę przez kilka miesięcy w chorobie bolesnej cieszyła i pielęgnowała, dniem i nocą niosąc ulgę i pomoc; przyjmij z podziękowaniem za to i modlitwę do Boga miłosierdzia aby ci to w niebie nagrodą niezwiędłą odpłacił, za co nagrody nie masz na ziemi!
Na tem to żałobni słuchacze, i wdzięki i wzniosłość cnoty polega, że jak w Bogu ma swój początek a w Jego wierze swój żywioł, tak też Bóg tylko jest jej celem i Bóg największą nagrodą. Ziemia nie ma bogactw ani zaszczytów, któryby nagrodą zrównoważyć mogły cnoty zasługę, to też cnota prawdziwa zrzeka się doczesnej odpłaty, do wszelkiej ofiary gotowa, całe swe życie jako całopalenie na chwałę Boga w ofierze przynosi, szczęście posiada jakoby go nie posiadała, póki trwa jeszcze, a kiedy się Bogu nie spodoba odjąć, co dał, cnota z weselem pokornem krzyż nosi, z bólu swego Bogu dobrowolną dając ofiarę. I tą doskonałości cechę Teofila namaściła swą cnotę, bo to życie tylu skołatane trudami, w tyle zawodów bogate, tylu doświadczeń pełne nie zdołało zamięszać pogody umysłu, wszelką krzywdę poniesioną zniosła z cierpliwością, prześladowanie z pokorną odwagą, a ciężkie dopuszczenie Boże z uległem poddaniem się pod Najwyższą wolę Opatrzności. Całe jej życie było ofiarą, bo ona sama cała się ofiarowała Bogu. I kiedy lat niewiele temu Bogu się podobało zawołać ś. p. Adama jej męża na temże miejscu, gdzie dzisiaj stoimy, któż nie podziwiał tej mężnej duszy, kto nie uczcił tej odważnej pokory, z jaką sama około drogich zwłok chodząc, zawołała syna, by wraz z nim wszystkie posługi pośmiertne ciału zmarłego uczynić! Zkądże ta siła i wielkość serca? Zkąd niewieście ta moc duszy przypominająca wieki odległe? Nie jest to czułość maluczka dni naszych, ale jest miłość wielka a tem właśnie wielka, że umiała z siebie Bogu przynieść ofiarę.
Takie życie, taka dojrzała cnota, taka prostotą wzniosła doskonałość nie mogła zostać beż głębokiego wrażenia na całe spółeczeństwo, wśród którego żyła ś. p. Teofila. To też dom jej skromnością ozdobny i prostotą wielki był dla wszystkich przedmiotem powszechnego uszanowania, osoba jej dla wielu przykładem i wzorem naśladowania, a jej cnota dla tych, którzy się jej bliżej przypatrzyć mieli sposobność, wyrazem uwielbienia głośnego. Przykład ten niewiasty chrześcijańskiej długo, daj Boże, zostanie pomiędzy nami w żywej pamięci, a jeżeli prawdą jest, że narody upadają przez upadek rodziny a rodziny na cnotach niewieścich stoją, wtedy dzisiaj przy zgonie Teofili nie tylko prywatną, ale publiczną opłakujemy stratę, bo nam śmierć wzięła przykład cnót narodowi całemu potrzebnych.
Takie sprawiedliwe życie śmierci się nie lęka, bo: „droga przed oblicznością pańską śmierć świętych jego”. To też śliczna śmierć przyszła uwieńczyć takie życie Teofili. Do ostatnich dni trwając w dobrych uczynkach, nie zrażając się nawet własnych sił upadkiem w bezwzględnem poświęceniu, od Boga znać miała odebrać tę nagrodę, by przy świadczeniu miłosierdzia a może nawet skutkiem jego popaść w ostatnią chorobę. Miało się to piękne, chrześcijańskie życie tak zakończyć, jako je wiodła nieboszczka. Krótką była choroba, ale niebezpieczeństwo od pierwszych dni sama chora naprzód spostrzegła, przyjmowała pomoc czułej rodziny i lekarzy troskliwych, bo się jeszcze widziała potrzebną na ziemi dla nierozporządzonych dzieci; ale z drugiej strony, ufając w opiekę Boga Opatrznego, Ojca sierót i uciśnionych, z uległością jak zawsze czekała wyroku Pańskiego. Jakiem iż ja wyrazami oddam tę świętą pogodę, ten pokój anielski, tę niezachwianą wiarę, z którą ś. p. Teofila ostatnie dni poświęciła na to, aby sama sposobią się stanąć przed Bogiem, przysposobiła i dzieci do pozostania sierotami na ziemi! Tu się Bogu modli i z sumieniem rachuje, tu ostatnich sił dobywa, by dzieciom na serce włożyć testament wierności Bogu i przykazaniom cnoty, jedną ręką błogosławi tym, których na świecie zostaw uje, drugą sięga do nieba, dokąd całe życie tęskniła. Wcześnie usprawiedliwiwszy swe sumienie w Sakramencie Pokuty, pokarmiona ciałem i krwią Zbawiciela, namaszczona olejem mocy do ostatniej a najcięższej walki, rozrządza własny pogrzeb, skromność największą przy nim zastrzegając, oznacza dalszy bieg wychowania młodszych dzieci, błogosławi, napomina, dziękczyni, żegna i wśród modlitwy skonała jak zaczęła, Bogu ducha oddając w dzień uroczysty Najświętszej Panny Niepokalanego Poczęcia. Poszła oglądać te święte tajemnice tutaj zasłoną otoczone od oblicza do oblicza i dziś, tak w Bogu ufamy, już szczęśliwa odebrała wieniec zwycięztwa za walkę świętą pobożnego żywota.
Ona szczęśliwa już się pojednała i z Bogiem i z mężem kochanym, do którego grobu przybyliśmy złożyć drogie te zwłoki. Ona szczęśliwa, ale Ciebie, szanowna, żałobą okryta rodzino, ale nas wszystkich ciężko po jej stracie strapionych zostawiła w smutku. Czemżeż ja Was pocieszę? Ciebie nasamprzód, dostojna pani, siostro zmarłego Adama, towarzyszko cnót i smutku ś. p. Teofili, czemże ja Ciebie pocieszę, potrójną w krótkim czasie żałobą okryta, po mężu, bracie i przyjaciółce pokrewnej? Marne są słowa, które rozżalonemu sercu pociechę chcą przynieść, ale niech Cię pocieszy nadzieja, że zasługą tych ofiar, któreś umiała dzielić z drogą zmarłą, pozyskasz siłę od nieba może za Teofili wstawieniem do dźwigania tego ciężaru słodkiej żałoby, pozyskasz odwagę wśród rozlicznych doświadczeń i krzyżów do pełnienia cnót, których nagrodą będzie szczęśliwe oglądanie u Boga dusz drogich, Tobie tutaj zabranych. I Was, dzieci, nic pocieszyć nie zdoła w osieroceniu po takiej matce, jeżeli nie to przekonanie, że dziedzictwem cnót jej bogaci, za proźbą w niebie i sieroctwo lżej znosić i łatwiej zasłużyć sobie na to zdołacie, aby nieodrodni od świętego przykładu po równie pobożnem życiu równie budującą śmiercią połączyć się z Bogiem i rodzicami obojgu! Dzięki Tobie wreszcie za Twą miłość, zacny bracie Adama a stryju sierot, z niewymownemi trudami już drugi raz pospieszający ze stron dalekich na smutne obrzędy pogrzebowe tej samej rodziny, w to samo miejsce; dzięki za przywiązanie Wasze, Wy wszyscy, coście w życiu bliscy i w śmierci ś. p. Teofili nie odstępowali. Ona na to przywiązanie i na tę miłość zasłużyła, ona za nią i modlitwami swemi u Boga wdzięczną Wam będzie. Niech się śmiercią ani uszanowanie dla niej ani miłość nie zmienia, a kiedyśmy przywiedli zwłoki Teofili do Adama grobu, by pogrzebiona była z mężem swym, niech modlitwa nasza, obie obejmując dusze, wzniesie się do Boga żywota za obu zbawienie słowami Kościoła: Wieczny odpoczynek racz duszom Adama i Teofili dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci na wieki wieków. Amen.

Grodzisk
CZCIONKAMI AUGUSTYNA SCHMAEDICKIEGO
1857



WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,922,558 Unikalnych wizyt