wygłoszonego podczas mszy pogrzebowej swego ojca.
[ . . . ]
- Miłość do szkoły objawiała się przede wszystkim miłością do młodzieży. Zawsze na pierwszym miejscu była troska o wychowanie w duchu patriotycznym. W pamięci pozostaną doskonale przygotowane akademie i uroczystości, szczególnie te związane z przekazaniem sztandaru i nadaniem szkole imienia generała Franciszka Dzierżykraja-Morawskiego - mówił o swoim ojcu ks. Jakub Przybylski, podczas kazania wygłoszonego na mszy pogrzebowej 7 sierpnia 2007 r. - Szkole, którą kierował, nadał duchowość, etos i dobre zasady. Prowadził młodzież do kościoła, także do świątyni w Oporowie, z którą związany jest patron szkoły. Dążył do tego, aby miłość pedagogiczna zawsze polegała na tym, aby dobro ucznia było na pierwszym miejscu. Konsekwentnie uczył porządku i kultury osobistej. Spośród wszystkich metod wychowawczych na pierwszym miejscu zawsze był Uczniowski Klub Sportowy. Aby stworzyć możliwość rozwijania uczniowskich zainteresowań organizował kursy języków obcych, drużynę harcerską, młodzieżową orkiestrę dętą i wiele możliwości kształcenia. Miłość do młodzieży szła w parze z niezwykłym talentem pedagogicznym. Nie jest przesadzone stwierdzenie, że każdego ucznia traktował indywidualnie. Przejmował się każdym z nich. Zawsze miał dla uczniów czas, cieszył się jak do niego przychodzą i stawiają pytania. Lubił się z nimi spotykać. Chociaż stawiał wymagania, a czasem nawet był groźny, uczniowie go lubili i szanowali, ponieważ był nauczycielem sprawiedliwym.
- Podziwiałem w nim zawsze tę pasję, tę miłość do tego, co robi. Podziwiałem, że nigdy nie popadł w zawodową rutynę - przyznał ks. J. Przybylski.
- Przypatrując się jego życiu, wielu odkrywało swoje powołanie i uczyło się patrzeć na życie z pasją. Sam odkryłem swoje powołanie do kapłaństwa patrząc na ojca, jak kochał to, co robił. Ofiarne oddanie się pracy zawodowej nie przeszkodziło mu jednak w realizacji powołania do życia w rodzinie. Umiał łączyć w sobie te dwie misje - być nauczycielem i być wspaniałym mężem i ojcem. Jako ojciec nauczył nas, że w życiu nic nie przychodzi łatwo. Nauczył nas konsekwentnego dążenia do celu przez ciężką i wytrwałą pracę, tak fizyczną jak i intelektualną. Będzie nam brakowało tego ciepłego spojrzenia, tego zapatrzenia gdzieś w dal, tych planów i marzeń, tych serdecznych rad, tej wyrozumiałości i dobroci - mówił ze łzami w oczach ks. J. Przybylski. - Nie jest przypadkiem, że właśnie dziś żegnamy śp. Edwarda Przybylskiego, nauczyciela z powołania. Dziś przecież przypada liturgiczne wspomnienie błogosławionego Edmunda Bojanowskiego, który patronował mojemu ojcu. Błogosławiony Edmund też był społecznikiem, też miał w sobie tyle miłości pedagogicznej i zapału w pracy organicznej. Pamiętam jak bardzo ojciec przeżywał uroczystości beatyfikacyjne w 1999 roku, jak często przypominał nauczycielom i młodzieży o tej ważnej dla naszego regionu postaci i miał do niego szczególne nabożeństwo, a w wymiarze pedagogicznym naśladownictwo. Wytrwale organizował wycieczki do Grabonoga, aby tam uczyć młodzież dobra i miłości.
[ . . . ]
Ks. Jakub prosił Pana Boga, by wybaczył jego ojcu wszystkie ludzkie niedoskonałości i słabości oraz dał mu mieszkanie w niebie. Podziękował swojemu tacie za wspaniałą lekcję życia, za to, że żył nie tylko dla siebie, ale potrafił żyć dla innych.
__________________________________________________________
Z artykułu AJ „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...”,
zamieszczonego w bezpłatnym tygodniku „Nowa Gazeta Gostyńska”
numer 34/2007 (225, rok VII), z dnia 26 sierpnia 2007 r. (str. 9),
wypisał: Leonard Dwornik (przyjaciel Edwarda z okresu „drobnińskiego”)
Nekrolog zamieszczony w „Nowej Gazecie Gostyńskiej” nr 34/2007
|