Niedaleko wsi Lubonia stał niegdyś wielki zamek, dziś pozostał po nim jedynie kopiec i kilka kamieni. Z miejscem tym wiąże się legenda, warto o niej pamiętać, gdy chciwość ogarnia człowieka i owładnięty nią zapomina o tym, co w życiu najważniejsze – o miłości bliźniego i o tym, by zawsze mieć na względzie nie tylko dobro swoje, ale również drugiego człowieka.
Nie powinno się nigdy zapominać o innych, nawet, jeśli przed oczami i na wyciągnięcie ręki będziesz miał najpiękniejsze skarby, drogie kamienie, perły, złoto, czy diamenty – ich mocny blask może spowodować, że oślepniesz… choć nadal oczy będą wszystko widziały, to serce i rozum zamkną się na dobro i brnąc w chciwości, przywiedziesz swoje życie do niechybnej zguby – spotkało to pewną bogatą damę, dziedziczkę Luboni, znaną jako pani Zborowska…
Stare zamczysko górowało jeszcze nad lubońską okolicą, gdy do pobliskiego dworu wprowadziła się nowa dziedziczka ze swym dworem, bogata to była pani, posiadaczka kilkudziesięciu wsi, a nazywała się Zborowska. Zaraz po przybyciu do dworu rozejrzała się po swojej nowej siedzibie – przestronne pokoje i korytarze, piękne łazienki i gotowalnie, salon, jadalnia – wszystko zrobiło na niej bardzo dobre wrażenie. Nowa dziedziczka była zadowolona, po długim dniu spędzonym w podróży, szybko zasnęła w nowym łożu, gdy tylko zamknęła oczy zaczął się jej śnić dziwny sen, pojawiały się w nim obrazy górującego nad okolicą starego zamku, chodziła długo po jego korytarzach, aż nagle natrafiła na małą komnatę, gdy uchyliła niskie, choć bardzo ciężkie, kute drzwi, jej oczom ukazał się wielki blask, podeszła bliżej i zobaczyła skrzynie wypełnione wszelkiego rodzaju kosztownościami, złotem, diamentami, monetami, nie mogła ich jednak dotknąć, gdy tylko próbowała – w śnie uchwycić bryłkę złota, czy perłowy naszyjnik – marzenie senne opuszczało ją i budziła się w środku nocy czując jakiś niezrozumiały lęk i mimo, że skarby ukryte w zamku były niezwykle piękne, przeszywał ją, na wspomnienie tych kosztowności, dreszcz wstrętu i strachu.
Nie wiedziała co to może znaczyć, sen powtarzał się każdej nocy, wyczerpana dziedziczka nie mogła znaleźć sobie miejsca po nieprzespanych nocach, a gdy tylko zamykała oczy sen o skarbach znów ją nawiedzał, było tak każdej nocy przez okrągły rok. Pani Zborowska po upływie dwunastu miesięcy od przybycia do Luboni postanowiła wreszcie sprawdzić, co może się znajdować w zamkowych piwnicach. Wcześniej słyszała od okolicznego chłopstwa legendę o ukrytych w zamku skarbach, tym bardziej więc jej ciekawość z dnia na dzień rosła i rosła… Chłopi opowiadali między sobą, że skarb ukaże się oczom tego, który jest niewinny i czysty. Dziedziczka nie wahając się dłużej, kuszona wizją odnalezienia wielkiego skarbu, postanowiła zaprząc do niewdzięcznej pracy małe, niewinne dzieci – skarb miał być wykopany samymi rękami, potrzebnych jej było zatem wiele dziecięcych dłoni, a że były one małe i drobne, nie oszczędziła Zborowska nawet trzylatków, wszystkie dzieci z okolicznych wiosek do niej należących pracowały wiele godzin, tnąc sobie rączki na ostrych kamieniach zamkowych ścian…
Płacze dzieci odebranych rodzicom, głodnych i przestraszonych nie robiły na dziedziczce wielkiego wrażenia. Wizja skarbu całkowicie nią zawładnęła, o niczym innym nie potrafiła już myśleć, chciwość zmieniła ją nie do poznania, jeszcze przed przybyciem do Luboni znana z zamiłowania do wygodnego życia, teraz zdawała się myśleć tylko o wielkiej fortunie, którą już niedługo będzie się cieszyć!
Dzień za dniem mijał, a skarbów nie było widać, do czasu! Pewnego wieczoru natrafiono pod grubą warstwą ziemi na dziwną ścianę, okazało się, że to nie ściana, ale wrota – dziedziczce serce mocniej zabiło, wyglądały dokładnie jak w jej śnie! Z dużym wysiłkiem otworzono je, ale jak się okazało, za nimi były kolejne drzwi, kolejne i jeszcze jedne – po ich otworzeniu oczom wszystkich ukazały się wielkie skarby, pod sklepieniem małej piwniczki w wielkich skrzyniach i na ziemi – wszędzie pełno było złota i innych kosztowności, nikt z obecnych nie widział nigdy w życiu takiego bogactwa… poza panią Zborowską, która znała wszystko… ze snów.
Podeszli ludzie do najbliższej skrzyni, uchylono jej wieko, gdy wtem ryk straszny wstrząsnął powietrzem, okryło się ono w jednej chwili ciężkimi, szarymi chmurami, a w cieniu przepływających czarnych niemal obłoków pojawiła się złowieszcza postać rycerza odzianego w sino-czarne szaty siedzącego na karym, wielkim rumaku, wydawało się, jakby unosił się w powietrzu, a ostry jak świst wiatru głos rycerza dał się słyszeć dokładnie pośród wiatru rozdmuchującego ołowiane chmury – „Moje imię to Szatan!” – krzyczał, „a skarby są moje! Nikomu nie wolno ich ruszać!” – przerażone dzieci i chłopi padli na kolana, niejednemu włos stanął dęba na głowie, tak przerażający był głos jeźdźca, który wyjawił przed chwilą straszne swe imię. Jedna osoba wydawała się jednak nie przerażać obecnością Szatana, nie zważyła na jego przestrogę i szybko pobiegła do piwniczki, aby wreszcie po dwunastu miesiącach móc poczuć złoto dotąd tylko w śnie widziane, w swych dłoniach… była to pani Zborowska.
Otworzyła wieko skrzyni i wzięła pełną garść złota i drogich kamieni, w tej samej chwili przybiegł do niej jeden z służących i krzyknął – „wieś płonie!” Pobiegli wszyscy gasić płomienie i ratować dobytek, niestety, wszystkie domy spłonęły, a po wsi zostały tylko zgliszcza. Nie przejęła się nieszczęściem ludzi Zborowska i kolejnego dnia znów wiedziona chciwością do piwniczki ze skarbem przybyła, wystarczyła chwila, gdy po raz kolejny przerażone głosy nad okolicą się rozległy – kolejna wieś płonęła, tak dwanaście wsi istnieć przestało, a dziedziczka głucha na ludzką biedę wciąż kolejne skarby znosiła do swojego dworu… Nie wytrzymali więc chłopi i ukarali ją okrutnie – gdy po raz kolejny weszła do piwnicy, zakopali ją w niej, i tak na wieki ze skarbami swymi została…
(autor niepodpisany)
________________________
Źródło: www.legendy.pl
[tam:] http://www.legendy.pl/4586-o-chciwej-pani-z-luboni.php
________________________
dla www.krzemieniewo.net
wypisał: Leonard Dwornik
|