Ksiądz Władysław Woliński urodził się 26 czerwca 1838 roku w Kostrzynie w powiecie średzkim w ówczesnym Wielkim Księstwie Poznańskim. Jego rodzicami byli: Ignacy Woliński (nauczyciel przy Królewskim Zakładzie Guwernantek i Szkole Ludwiki w Poznaniu) oraz Józefa z Lewandowskich. Od 3 do 10 roku życia wychowywany był przez swojego wuja, księdza Wojciecha Lewandowskiego proboszcza w Kobylinie. Mając 10 lat rozpoczął naukę w gimnazjum w Ostrowie, skąd po półtora roku przeniósł się do Poznania (gdzie zamieszkali jego rodzice), do gimnazjum św. Marii Magdaleny. Przez te wszystkie lata dał się poznać jako bardzo pilny uczeń, przykładając się szczególnie do języka łacińskiego. Nad jego edukacją przez 8 lat pobytu w tym gimnazjum czuwali tacy profesorowie, jak: Gruszczyński, Motte, Szwemiński, Wojciechowski, Czarnecki, Ustynowicz. 29 czerwca 1858 roku młody Woliński ukończył gimnazjum i otrzymał świadectwo dojrzałości oraz nagrodę za wyniki w nauce. Po maturze rozpoczął naukę w Seminarium Duchownym w Poznaniu, gdzie pod kierunkiem księdza regensa Wojciechowskiego, profesorów Cybichowskiego, Karola Wojczyńskiego, księdza Karola Richtera profesora dogmatyki, profesora Antoniego Brzezińskiego od historii kościelnej i prawa kanonicznego, księdza Ołyńskiego nauczyciela obrzędów, oddawał się studiom teologicznym. Po trzech latach nauki udał się 28 października 1861 roku na tzw. studia praktyczne do Seminarium Duchownego w Gnieźnie, gdzie przygotowywał się do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Święcenia niższe przyjął 5 czerwca 1859 roku. Święceń kapłańskich udzielił mu sufragan poznański ks. biskup Stefanowicz 24 czerwca 1862 roku w Poznaniu.
Po święceniach wysłany został jako wikariusz do Brodów w dekanacie lwóweckim, gdzie proboszczem był w tym czasie ksiądz Łukasz Gieburowski. Przebywał tam półtora roku włączając się aktywnie w życie parafialne i społeczne, zakładając między innymi czytelnię ludową. Pisywał także artykuły do Tygodnika Katolickiego, jak również zajmował się tłumaczeniami z języka niemieckiego. W tym też czasie okrzepły jego poglądy polityczne. Był zwolennikiem nurtu ultramontańskiego w kościele oraz walki dyplomatycznej o wolność dla narodu polskiego. Takie poglądy (głównie ultramontańskie) doprowadziły do nieporozumienia z ówczesnym arcybiskupem Leonem Przyłuskim. Bywając w tym czasie dość często w Poznaniu spotykał się z księdzem Janem Koźmianem, który zaproponował mu objęcie obowiązków kapelana i sekretarza u biskupa Popiela w Płocku. Ksiądz Woliński przystał na tę propozycję z radością. Szybko wystarał się o odpowiednie pozwolenie od arcybiskupa Przyłuskiego i pod koniec lutego 1864 roku wyjechał do Płocka. Oprócz stanowiska kapelana biskupiego, powierzona mu została również funkcja profesora Seminarium Duchownego w Pułtusku. Sytuacja w tym Seminarium była wówczas tragiczna, co było następstwem polityki prowadzonej przez władze rosyjskie względem kościoła rzymsko-katolickiego. Mimo to ksiądz Woliński bez wahania podjął się i tego zadania, choć widział doskonale tragizm całej tej sytuacji w której się znalazł. Po kilku latach napisał na ten temat: „Jeden z profesorów uciekł za granicę, inny we więzieniu a następnie na 4 lata do kopalni wskazany. Tylko regens Grabowski i jego brat Bonawentura Grabowski uczyli. Kleryków było około 20, stopień ich wykształcenia bardzo niski, łaciny mało co umieli, wielu z nich ani dobrze ortograficznie pisać, ogólnego wykształcenia prawie żadnego. Stan materyalny seminaryum także w upadku wskutek złego zarządu. Kłopotów więc nie mało spadło na biskupa. Więc kurs w seminaryum przedłużył na lat 5, z których dwa lata miały być na studya przygotowawcze w łacinie, historyi, literaturze, języku polskim, a że nie było komu uczyć więc mnie zatrudnił jako zastępcę profesora. Uczyłem więc łaciny, historyi, literatury. Chodziłem z klerykami na przechadzki, miewałem konferencye z nimi, starałem się obudzić ducha pracy i gorliwości i poczucie godności stanu kapłańskiego i przyszłych obowiązków. Serca ich były dobre, ale jaka niedojrzałość i to na tak ciężkie czasy”.
Przebywając w Pułtusku, oprócz swych codziennych obowiązków, miał ksiądz Woliński czas na wizyty u biskupa Popiela oraz branie udziału w jego spotkaniach i rozmowach z biskupem Łubieńskim. W pierwszą niedzielę adwentu 1864 roku był również świadkiem ogłoszenia przez rosyjskiego pułkownika Kazina, carskiego ukazu z 10 września tego roku, na temat kasacji zakonów. W Pułtusku dotyczyło to rozporządzenie klasztoru Benedyktynów oraz Reformatów. To co się wtedy wydarzyło wpłynęło na dalsze losy księdza Wolińskiego, ponieważ 24 grudnia 1864 roku został aresztowany przez władze rosyjskie. Według księdza Wolińskiego przyczyna aresztowania były następująca: „W święto Niepokalanego Poczęcia (8 grudnia) podał mi pozostały O. Reformat Wojciechowski karteczkę abym zapowiedział wotywę zamówioną przez wieśniaków okolicznych o powrót zakonników wywiezionych. Na drugą niedzielę podobną wotywę zapowiedziałem. Nikt nie przeczuwał, aby w tem było coś przeciwnego ukazowi, aby nawet do pana Boga nie wolno było się modlić o powrót ukazem wywiezionych zakonników. Widać, że u Moskali i pan Bóg musi być carowi posłuszny. Szpiedzy jednak i to podobno czterech, natychmiast o tych naszych zapowiedziach donieśli do Trepowa, do oberpolicmajstra Królestwa i do jenerała Semeki do Płocka. Wietrzyli bowiem tu jakiś spisek duchowieństwa w celu podburzenia ludu i myśleli, że pierwszy pochwycili objaw tego potajemnego spisku w owych przeze mnie zapowiedzianych wotywach”.
Zarzut ten (o odprawieniu dwóch mszy św. w intencji zakonników) potwierdził się w późniejszym przesłuchaniu. Samo zaś aresztowanie według jego słów przebiegło spokojnie: „W samą wilię Bożego Narodzenia roku 1864 sposobiłem się na kazanie, jakie miałem mieć w Kościele poreformatorskim. Około południa wpada do mnie X. regens Grabowski z przestrachem, że za godzinę będę aresztowany. Czem prędzej popaliłem co było w listach i książkach wątpliwego pod względem patryotycznym i usiadłem najspokojniej do pracy, czekając co Bóg zdarzy. Około pierwszej godziny przyszedł do mnie policmajster Pułtuski, zostawiwszy na ganku seminaryjskim kilku żandarmów. Wstałem naprzeciwko niemu i gdym na zapytanie jego czym jest Xiędzem Wolińskim mu odpowiedziałem, że nim jestem, oświadczył mi, że jestem z rozkazu wyższego aresztowany i abym się zaraz z nim udał na ratusz do więzienia. Żandarmi zabrali mi zaraz futro, rzeczy, książki i poszedłem za nimi do więzienia w ratuszu będącego. W ratuszu wprowadzono mnie do wielkiej izby na dwie części przedzielonej, w której było 20 więźniów politycznych różnego stanu i wieku”.
W więzieniu pułtuskim ksiądz Woliński przebywał do 28 grudnia 1864 roku, skąd wywieziony został najpierw do Modlina, a po tygodniu już na piechotę powędrował do Warszawy, gdzie zamknięto go na Pawiaku. Po dwóch tygodniach pobytu w tym miejscu, poddany został przesłuchaniu, o którym wspomina: „Wprowadzono mnie do dość dużej sali przedzielonej kratką. Zatrzymałem się przy kracie, czekając co będzie. Wtem wchodzi w rozpiętym mundurze pułkownik Tuchułko, wąs czarny u niego, oko czarne złością i dzikością płonące. Przyskoczył do mnie i zakrzyknął nie pytając wcale mnie com za jeden, jak się nazywam, skąd pochodzę, coś ty huncfocie znów tam porobił? Odpowiedziałem na to spokojnie: „Panie pułkowniku jeszcze nie wiem o co oskarżony jestem”. On na to: „Już ja tobie pokażę łajdaku jak cię każę rózgami zlać jeżeli prawdy nie powiesz. Idź, zobacz te rózgi”. Wziął mnie żandarm chłop ogromny za rękę i poprowadził do ostatniego pokoiku małego. Tam mi pokazał kilka pęków rózg, tj. długich witek, przy tem ławka wąska stała, na którą przekładano więźniów. Zapytał mnie: „Czy widzisz?”. Ja krótki wzrok mając, a nie wziąwszy ze sobą okularów nie mogłem dobrze rozeznać, co na ziemi leży, schyliwszy się dopiero rozeznałem rózgi i odpowiedziałem: „Widzę, widzę”. Myślałem, że mnie już przełoży i że mnie smagać zaczną, lecz na szczęście nie miał jeszcze pobicia wykonania na mnie tej egzekucyi, tylko mnie zaprowadził napowrót do Tuchułka, a Tuchułko pisząc zawołał do mnie: „Widziałeś?”. Odpowiedziałem: „Widziałem panie pułkowniku”. Wtenczas dał mi dwa arkusze papieru i powiedział głośno: „Masz tu papier i napisz wszystko coś winien”.
Władze więzienne chciały go w ten sposób zmusić do zeznania, że biskup Popiel dążył do rozbudzenia agitacji między ludem na tle religijno-narodowym. Ksiądz Woliński oparł się jednak tej indagacji i w końcu usłyszał wyrok: „dwa miesiące więzienia za odprawienie mszy w intencji wydalonych z Pułtuska zakonników”. Po zakończeniu odsiadywania wyroku powrócił do Płocka, do biskupa Popiela. Po tygodniu, miejscowy naczelnik Ornowski oświadczył mu, że przyszedł rozkaz od namiestnika, aby wydalić go za granice Królestwa. Do Poznania wrócił w święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny (25 marca) 1865 roku.
Na temat swojego pobytu w Królestwie Polskim oraz represji, którym został tam poddany, ksiądz Woliński napisał później: „Czy dziś żałuję tego wszystkiego com tam przebył i przecierpiał. Bynajmniej. I dziś należą wspomnienia z tego roku do najmilszych wspomnień z całego życia. Rok pobytu w Królestwie niezmiernie na mnie wpłynął, rozszerzył zakres wyobrażeń moich, wiele ich sprostował. Towarzystwo biskupa światłego i gorliwego błogo na mnie działało. Stosunek z wielu osobami a w szczególności z Kapłanami nauczył mnie poznawać ludzi. Więzienie oczyściło mnie, nadało mocy memu charakterowi, nauczyło mnie cierpieć i znosić upokorzenia. W więzieniu nauczyłem się, że pięknie iść na męczeństwo, na prześladowanie, lecz trzeba do niego być przygotowanym, trzeba mieć wieli zasób wiary niezachwianej, silnej nadziei i gorącej miłości, aby je znieść po chrześcijańsku z chwałą Bożą i pożytku dla swej duszy, że jeżeli się nie ma tego wewnętrznego przygotowania, tej siły wewnętrznej którą daje łaska Boża wraz z wiarą mocną, to prędko upadek w zwątpienie w małoduszność następuje. Potrzeba namaszczenia i siły z nieba do cierpienia oraz męczeństwa. W Królestwie żyłem wielką sprawą Kościoła”.
3 kwietnia 1865 z polecenia administratora diecezji księdza prałata Józefa Brzezińskiego, objął posadę kapelana przy zakładzie chorych Przemienienia Pańskiego, pozostającym pod kierownictwem sióstr Miłosierdzia. Oprócz tego był korepetytorem w pensjonacie księdza Koźmiana. Po pół roku jako „politischt unverdächtig” musiał zrezygnować z tej funkcji i od 1 października 1865 został przez władze kościelne wyznaczony na 3 mansjonarza w Kościanie. Rozwijał się tam jego talent pisarski (posyłał swoje artykuły do Szkółki Niedzielnej redagowanej wtedy przez księdza Słonimskiego), a miejscową sensacją stało się odprawienie przez niego kolędy, której w tym mieście nie było od ponad 100 lat. W roku 1866 przeniesiony został do Buku na mansjonarza i administratora majątku kościelnego, gdzie założył Towarzystwo Czeladzi Katolickiej.
W 1867 roku otrzymał od księdza Wojciecha Morawskiego (właściciela dóbr oporowskich, kanonika honorowego kamienieckiego) prezentę na beneficjum oporowskie w dekanacie krobskim. Parafia, w której ksiądz Woliński został ustanowiony proboszczem nie należała do największych (obejmowała: Bielawy, Drobnin dominium, Grabowiec, Kałowo, Krzemieniewo, Nadolnik, Oporowo, Oporówko), ale pracy było w niej do wykonania bardzo dużo. Oprócz czynności czysto kościelnych i duchownych, musiał również troszczyć się o majątek ziemski (215 mórg ziemi ornej, łąk i sadu). Sprawował także nadzór nad szkołą w Oporówku. W dalszym ciągu interesował się sytuacją polityczną i społeczną w Księstwie Poznańskim, nie obce mu były także problemy kościoła powszechnego i sytuacja militarna w Europie. W swojej parafii był dobrym gospodarzem i potrafił pomimo dość szczupłych środków zadbać o świątynię i jej wyposażenie. Utrzymywał również dobre stosunki z rodziną Morawskich, czyli miejscowymi kolatorami. Odwiedzał także okoliczne parafie, będąc częstym gościem na Świętej Górze w Gostyniu, w Krobi, Żytowiecku i Pawłowicach. Udzielał się tam, pełniąc różne posługi podczas świąt kościelnych i odpustów. Był człowiekiem bardzo otwartym i życzliwym, potrafił zauważyć swoje błędy, nie bał się również odpowiedzialności za swoje czyny. Za to był szanowany i ceniony przez parafian oraz swoich kolegów księży. Potrafił być także bardzo stanowczym w oficjalnych kontaktach z pruską administracją rządową. Przy tym wszystkim znajdował czas na pisanie artykułów do „Tygodnika Katolickiego”, „Orędownika” i „Pielgrzyma”. Pozostawił również „Kronikę” parafii oporowskiej w której bardzo dokładnie opisał wydarzenia z lat 1870-1878, czyli z czasów kulturkampfu. Zresztą w wydarzeniach tych brał aktywny udział, za co był prześladowany przez władze pruskie. Śladów tej aktywności możemy się doszukać również w ówczesnej wielkopolskiej prasie, której redaktorzy odnotowywali większość antykościelnych postępków władzy, informując społeczeństwo o procesach księży, ściganiu ich listami gończymi, licytacjach majątków, nakładanych banicjach. Przodowały w tym takie gazety jak „Kurier Poznański” i „Orędownik” oraz wychodzący w diecezji pelplińskiej „Pielgrzym”.
Ksiądz Woliński otwarcie poparł zwołanie Soboru Watykańskiego I i uchwalony w 1870 roku dogmat o nieomylności papieża. Z tej też okazji organizował w parafii uroczystości kościelne, o których w Kronice napisał: „W parafii Oporowskiej o ile to podobna było także brano gorący udział w odbywającym się Soborze. Już to na rozpoczęcie postawiona została na placu przed Kościołem statua Immaculatae B.M., już to obrady Soboru to weselem, to smutkiem wskutek namiętnej oppozycyi członków mniejszości soborowej napełniały. Na koszta soborowe składka zrobiona w Kościele Oporowskim przyniosła talarów 34. na intencyę Soboru parafianie z własnej pobudki zamawiali msze u miejscowego plebana. Pomyślałem sobie: jest nadzieja dla narodu, który na takim ludzie się opiera. Popracujmy tylko nad naszym kochanym ludkiem polskim, a praca ta obfite plony dla Kościoła wyda i może to serce ludu naszego to bryła złota, którą trzeba oczyścić z pilnem staraniem, ale która zajaśnieć może pięknem połyskiem. Pod rządem pruskim Kościół ma dotąd wiele swobody. Trzeba z niej korzystać, bo kto wie jak długo ona potrwa, kto wie czy w liberalizmu szaty przybrany despotyzm, który dostawszy się do rządów wolności Kościoła zniszczyć nie będzie usiłował, czy tej wolności Kościoła niezadługo pętów i okowów nie nałożą. Czego dziś się zaniedba, to może później nie można będzie nagrodzić. Roztropnych ludzi a w szczególności Kapłanów zadaniem jest wyprzedzać czasy, aby na nie być przygotowanym. Aby wyjaśnić ludowi ważność Soboru Watykańskiego i obowiązki względem Soboru, miejscowy pleban miał szereg popularnych o istocie, przymiotach Kościoła, o obowiązkach względem niego i zakończył te nauki dwiema naukami o Soborze, w których starał się jasno wyłożyć nauczanie Soboru, kto na nim zasiada i w końcu wyliczył Sobory odbyte w Kościele”.
Działania te zwróciły na niego uwagę władzy, która nie mogła jednak nic zrobić, ponieważ stosowne ku temu prawa uchwalone zostały dopiero trzy lata później. Ksiądz Woliński wiedział, że działając roztropnie niewiele ryzykuje. Jako ultramontanin interesował się mocno losami papieża Piusa IX, który po zajęciu Rzymu przez wojska włoskie (20.09.1870) ogłosił się „więźniem Watykanu”. Również i tę sprawę nagłaśniał w swojej oporowskiej parafii, wzywając jej mieszkańców do podpisywania „adresów” do Ojca św. 18 czerwca 1871 roku zorganizował także obchody 25-lecia papieskiego pontyfikatu, które jak na tak małą parafię wypadły dość okazale. Nie omieszkał wspomnieć o tym w Kronice Oporowskiej: „Na intencyą Ojca św. komunię św. przyjęło od60 do 80 osób, strzelano cały dzień od 4 rano do 9 wieczorem z moździerzy, na wieży kościelnej powiewała chorągiew duża kolorów Ojca św. biało-żółta, a na bramach cmentarza około Kościoła i na furtce do plebanii prowadzącej powiewały chorągiewki takież w liczbie 7. W Kościele była postawiona śliczna brama tryumfalna obwiedziona girlandami ze świerków robionemi, a na bramie 100 świec paliło się podczas nabożeństwa. Brama była w stylu gotyckim, w środku jej był zawieszony portret Ojca św. Piusa IX, błogosławiącego Urbi et Orbi. Na wierzchu bramy pod Krzyżem dwie chorągiewki biało-żółte na Krzyż ułożone. Świętopietrze przyniosło kilkanaście (16) talarów. W kazaniu miejscowy pleban podał najważniejsze fakta z panowania Piusa IX w szczególności jednak mając na uwadze opiekę troskliwą jaką tenże Papież Kościół i naród polski zawsze otaczał”.
Kłopoty księdza Wolińskiego rozpoczęły się w roku 1873, w którym uchwalone i ogłoszone zostały tzw. „ustawy majowe”. Był on zresztą ich przeciwnikiem, a wszystkie działania władz godzące w kościół katolicki i jego wyznawców, nie tylko napawały go smutkiem, lecz także powodowały potrzebę obrony przed: „(…) podstępem, fałszem, nienawiścią posuniętą do najostateczniejszych granic ku wszystkiemu co Chrześcijańskie”.
W Zielone Świątki 1873 roku w intencji prześladowanego kościoła odbył ze swoimi parafianami pieszą pielgrzymkę na Świętą Górę w Gostyniu. Krótko potem otrzymał od Królewskiej Rejencji wezwanie, aby wystąpił z Towarzystwa Czeladzi Katolickiej w Poniecu, do którego należał jako członek honorowy, ponieważ: „Unzweifelhaft zu den Staats feindliche Tendenzen verfolgenden Gesellschaften gehört und daher er/es sich ziemt da er ein Geistlicher, der die Schulinspection führt zu derselben als Ehrenmitglied gehöre”. Obawiając się, że na skutek swojego uporu może stracić inspekcję nad szkołą w Oporówku, ustąpił przed tym żądaniem. Jednak już 9 listopada tego roku ksiądz Woliński odprawił mszę błagalną z powodu prześladowania kościoła, a w czasie Adwentu wszystkie nabożeństwa ofiarowane były w intencji „udręczonego arcypasterza”, arcybiskupa Mieczysława Ledóchowskiego.
3 lutego 1874 roku arcybiskup Mieczysław Ledóchowski został aresztowany i wywieziony do więzienia w Ostrowie. Informacja ta bardzo szybko dotarła do Oporowa i choć nie była zaskakująca (spodziewano się tego), wywołała szok o czym ksiądz Woliński napisał: „W parafii Oporowskiej boleść głęboka także ogarnęła umysły i serca parafian. Parafianie jedną mszę św. po drugiej zakupywali na intencyą arcypasterza, tak że pasterz miejscowy odprawił ich przeszło 20. Pozakupywali sobie także fotografie arcypasterza. Pleban miejscowy stosownie też zaraz w pierwszą niedzielę po uwięzieniu przemówił do parafian, zachęcił ich do wierności prawemu arcypasterzowi. Podczas przemówienia i głos jego drżał z boleści jaką był napełniony i niejedno oko w Kościele zrosiła łza boleści. Także nakazał swoim parafianom aby co dzień przy modlitwach wieczornych dodawali 1 Ojcze nasz i 1 Zdrowaś za uwięzionego arcypasterza”.
Tymczasem pruskie represje się nasilały. 15 kwietnia 1874 roku „Kurier Poznański” zamieścił na swych łamach krótką wiadomość telegraficzną: „Berlin, 15 kwietnia. Trybunał Kościelny złożył z urzędu ks. Prymasa Ledóchowskiego na mocy §24 prawa z 12 maja in contumatiam”. Jego zastępcą (nieoficjalnym) został ksiądz biskup Janiszewski. To właśnie z nim 13 czerwca 1874 roku, podczas swojego pobytu w Poznaniu, spotkał się ksiądz Woliński i odebrał instrukcje w sprawie postępowania z władzami świeckimi odnośnie majątku kościelnego. Jeszcze w tym samym miesiącu (25 czerwca) udał się proboszcz oporowski do Ponieca, gdzie podczas kongregacji księży dekanatu krobskiego wygłosił kazanie o cierpieniach kościoła katolickiego. Zgromadzeni tam duchowni, wystosowali adres do Kapituły w Poznaniu oświadczający: „(…) że tylko za prawego arcybiskupa uznawać będą Mieczysława Ledóchowskiego”.
4 listopada 1874 roku ksiądz Woliński otrzymał pismo od komisarza obwodowego z Osiecznej, którym odebrana mu została inspekcja nad szkołą w Oporówku. Komisarz nie podał przy tym żadnego powodu swojej decyzji. W tym samym miesiącu, musiał również ksiądz Woliński przekazać do Osiecznej wykaz wszystkich publicznych procesji, jakie odbywały się na terenie parafii. Odmowa wykonania tego polecenia, groziła zakazem ich organizowania, jak również administracyjnymi konsekwencjami dla oporowskiego proboszcza. Zresztą pretekstów do ukarania opornych księży było bez liku, czego przykładem mogą być księża dziekani Krygier z Siemowa i Tafelski z Krobi. Skazano ich na kilkutygodniowe więzienie za odmowę wydania tajnego delegata Stolicy Apostolskiej, który po aresztowaniu księdza arcybiskupa Ledóchowskiego, rządził diecezją.
Takie postępowanie władz było w tym czasie powszechne i dotyczyło każdego księdza, który niezależnie od pełnionej w kościele funkcji okazywał się dla niej niewygodny ze względu na swoją postawę i przekonania.
Ksiądz Woliński wierny swojemu powołaniu i kapłańskiej przysiędze, należycie wypełniał swoje obowiązki opiekując się oporowską parafią i jej mieszkańcami. Nadzorował także ochronkę istniejącą w pobliskim Oporówku od 1864 roku, a założoną przez Rozalię Morawską, gdzie okolicznymi dziećmi opiekowały się cztery siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Boga Rodzicy. Brał udział w odpustach organizowanych w sąsiednich parafiach oraz wiecach w obronie języka polskiego i religii. Szczególnie często odwiedzał w tych właśnie celach pobliski Poniec. 19 marca 1875 roku wygłosił tam kazanie podczas odpustu ku czci św. Józefa. 6 czerwca tego samego roku był też jednym z organizatorów ponieckiego wiecu dla mieszkających w okolicy polskich katolików. Ta aktywność sprowadziła na niego poważne kłopoty. 2 lipca 1875 roku za niekorespondowanie z zarządcą majątku kościelnego w diecezji poznańskiej Massenbachem, został ukarany grzywną w wysokości 90 marek (30 talarów). W związku z tym, że nie podporządkował się tej decyzji, 26 lipca 1875 roku Massenbach nałożył na niego kolejną grzywnę w wysokości 300 marek (100 talarów), żądając przy okazji zapłaty poprzedniej. 18 lipca 1875 roku stawał ksiądz Woliński, wspólnie z księżmi Drwęskim z Kąkolewa i Chiżyńskim z Leszna, przed leszczyńskim sądem, gdzie odbyła się rozprawa wstępna, podczas której dociekano jaki był ich udział w odpuście w Poniecu. Właściwa rozprawa wyznaczona została na 9 września przed sądem w Rawiczu. O całej tej sytuacji ksiądz Woliński zamieścił następującą notatkę w Kronice Oporowskiej: „O sprawowanie funkcyi duchownych w obcej parafii, tj. o miane kazanie i nieszpory w Kościele Ponieckim w dzień św. Józefa został miejscowy proboszcz X. Woliński oskarżony wraz z X. Chiżyńskim proboszczem z Leszna, X. Drwęckim proboszczem z Kąkolewa i X. Sikorskim proboszczem w Pempowie. Po odbytym terminie śledczym w Lesznie otrzymał termin do wyroku w Rawiczu na dzień 9 września. We wilią pogrzebu X. Morawskiego (30.08.1875) ukazał się Komisarz obwodowy pan Meyer z Osieczny w pełnym mundurze i wręczył X. Wolińskiemu rozporządzenie Naczelnego Prezesa Günthera nakazujące opuścić Xięstwo aż do prawomocnego wyroku. Na to oświadczył X. Woliński, że dobrowolnie nie wyjedzie, że tylko gwałtowi ulegnie. Wskutek czego oświadczył Komisarz, że będzie musiał dopełnić swego obowiązku w piątek, tj. za trzy dni i wywieźć go z parafii. Nazajutrz po ukończeniu mowy pogrzebowej oświadczył parafianom swoim X. Woliński, żeby po ukończeniu pogrzebu zebrali się na nowo w Kościele, że ma im jeszcze coś do powiedzenia, co i jego i ich dotyczy. Po pogrzebie wszyscy wrócili do kościoła i kiedy oświadczył X. Woliński, że otrzymał rozkaz opuszczenia parafii i całego Xięstwa, że w piątek będzie przez policyą wywieziony, powstał w Kościele wielki płacz, który długo się nie mógł uspokoić. Także X. Wolińskiemu trudno było mówić. Następnie dał rozporządzenie na czas swej nieobecności w parafii, wezwał do spokoju i wierności Kościołowi, a gdy z Kościoła następnie wychodził całowano go po rękach ze łzami. Przez 3 dni do piątku wielka liczba parafian zeszła się do spowiedzi, bo myśleli, że długo nie powróci ich pasterz. Na zapowiedzianą mszą św. w piątek rano o 6 zeszło się mnóstwo ludzi, tak że Kościół był nabity cały ludem, a po odprawionej mszy św. przemówił jeszcze raz X. Woliński żegnając się z parafianami, poczem cała parafia ze świecami i chorągwiami odprowadziła go na probostwo i wtenczas nastąpił rozczulający widok żegnania się z proboszczem. Każdy całował na pożegnanie ręce, które na nie jakiś czas miały przestać błogosławić ludowi. Na południe przybył Komisarz i po obiedzie o 3 godzinie wezwał do odjazdu, na co X. Woliński protestem odpowiedział, który to protest jeszcze raz powtórzył przed probostwem wobec zgromadzenia ludu. Poczem pokropiwszy lud święconą wodą wsiadł na wózek z Komisarzem, a za nim odprowadziły jeszcze 3 wozy wypełnione parafianami swego pasterza, którzy chcieli go aż do Bojanowa odprowadzić, atoli X. Woliński prosił ich, aby tylko do granicy parafii mu towarzyszyli, co też uczynili. Na granicy parafii, ponieważ X. Woliński dał słowo, że sam wyjedzie koleją do Wrocławia, pożegnał się z obecnymi i pojechał dalej na kolej do Wrocławia. Stamtąd udał się na Zgromadzenie Szląskich Katolików do Nysy, gdzie miłego doznał przyjęcia. Na 9 września stanął na termin w Rawiczu i razem z X. Drwęskim i X. Sikorskim został wskazany na 6 marek kary, a zapłaciwszy tę karę powrócił do parafii wieczorem o 10 godzinie, gdzie go parafia znów uroczyście przyjmowała czekając za nim do późnej nocy z chorągwiami i światłami. W Kościele rzęsiście oświeconym podziękował swym parafianom za okazane przywiązanie. Tak się skończyło smutne choć krótkie osierocenie parafii Oporowskiej. Oby Pan Bóg ją ratował od powtórnego i dłuższego sieroctwa”.
Po tym wydarzeniu ksiądz Woliński wrócił do swoich normalnych zajęć. Trwał też w dalszym ciągu przy swoich ultramontańskich poglądach, a to, co się stało, umocniło go w przeświadczeniu, że postępuje właściwie. Tam, gdzie uważał to za stosowne i nie wykraczające poza normy wyznaczone przez władze kościelne, przestrzegał pruskiego ustawodawstwa. Dlatego 12 lutego 1876 roku na plebanii w Oporowie dokonano wprowadzenia w urząd nowego, składającego się z ośmiu osób dozoru kościelnego. Jego prezesem został niejaki Walenty Mąkowski (rządca z Oporowa i żołnierz 1831 roku), a wiceprezesem sołtys z Oporówka, Antoni Giera. Powołanie tego dozoru było następstwem uchwalonego 20 czerwca 1875 roku „Prawa o zarządzie majątku w katolickich gminach kościelnych”.
13 lutego 1876 roku ksiądz Woliński ponownie udał się na wiec do Ponieca. Miał tam wygłosić mowę na temat szkoły i jej stosunku do kościoła i państwa. Nie przemawiał jednak długo, ponieważ po słowach: „(…) gdzie rodzice z przymusu powierzają swe dzieci szkole, gdzie nauczyciel jest bez religii to tam jest największy ucisk” – wiec został rozwiązany przez komisarza policyjnego Koczwarę z Bojanowa. Sprawa ta znalazła swój bieg przed prokuratorem w Lesznie, gdzie ksiądz Woliński oskarżony został o występowanie przeciwko rządowi. Za ten czyn 9 lipca 1876 roku sąd w Rawiczu skazał oporowskiego proboszcza na kolejne 300 marek (100 talarów) kary i opłacenie kosztów sądowych.
Ksiądz Woliński był osobą światłą i doskonale zorientowaną nie tylko w sprawach kościelnych, ale również tych, które dotyczyły polityki i życia społecznego ówczesnej Wielkopolski. Wiedział, jak wiele zależy w tej walce o religię i język polski od postawy całego duchowieństwa, które bardzo aktywnie włączało się także do pracy kulturalnej i gospodarczej na terenie archidiecezji. Hierarchia kościoła katolickiego wspierała te działania jak tylko mogła. Najczęściej były to słowa moralnego poparcia dla prześladowanych księży i nagłaśnianie ich procesów sądowych w ówczesnej prasie. W dalszym ciągu odbywały się również wizyty kościelnych oficjeli w poszczególnych parafiach.
29 sierpnia 1876 roku do Oporowa przybył sufragan poznański, biskup Janiszewski. Zaprosiła go tam wdowa po referendarzu Józefie Morawskim, Paula Morawska. Biskup Janiszewski nie omieszkał przy tej okazji wstąpić do miejscowego kościoła i spotkać się z księdzem Wolińskim oraz księżmi z sąsiedniej parafii ponieckiej: Blümelem, Fligierskim i Nowakowskim.
6 września tego samego roku, ksiądz Woliński udał się do Poznania, aby uczestniczyć w odbywającym się w tym dniu prowincjonalnym wiecu polsko-katolickim. Zebrani w sali Bazaru przedstawiciele ziemiaństwa, duchowieństwa oraz włościan, dyskutowali nad sprawami wyborów, oświaty i sytuacją polskojęzycznej prasy. Spotkanie to było również okazją do wysłania telegramów z wyrazami poparcia i czci do Ojca św. i arcybiskupa kardynała Ledóchowskiego. Pleban oporowski złożył na tym wiecu wniosek, by: „Zgromadzenie zechciało uchwalić, aby corocznie w Poznaniu odbywał się Wiec prowincyonalny polsko-katolicki w miesiącu wrześniu, aby Wiece prowincyonalne coroczne należały do stałych robót narodowych i aby Zgromadzenie już dziś komisarza wyznaczyło do zajęcia się urządzeniem Wieca prowincyonalnego na rok przyszły”. Wniosek został przyjęty przez aklamację.
Kolejne lata, to ciągła praca księdza Wolińskiego nad umacnianiem pobożności swoich parafian, działalność narodowa i ciągłe spory z pruskimi władzami administracyjnymi. Należy jednak stwierdzić, że dzięki temu, co go na co dzień spotykało, jego poglądy wyraźnie ewoluowały. Stał się bardziej bezkompromisowy w kontaktach z zaborcą i walce o prawa narodu polskiego do własnego języka i religii. Przez swoich parafian był bardzo lubiany i szanowany. Nie powinno w związku z tym dziwić, że kiedy otrzymał od władz kościelnych polecenie objęcia parafii św. Wojciecha w Poznaniu, oporowscy parafianie żegnali go z wielkim żalem i smutkiem. Ksiądz Woliński opuścił Oporowo 30 grudnia 1886 roku. Wydarzenie to zostało opisane w „Kurierze Poznańskim”: „Zmiany duszpasterzy w ostatnich czasach dały często dowody łączności ścisłej proboszcza ze swoimi parafianami. Jak wielkimi zaś węzłami życzliwości i miłości złączony był ks. Woliński, proboszcz i dziekan ze swoją parafią Oporowską, tego dowodem było pożegnanie Jego. Kiedy w drugie święto Bożego Narodzenia ks. proboszcz Woliński ostatni raz wstąpił na ambonę aby pożegnać swoich parafian, stała się w kościele cisza, jakoby przed burzą. Skoro zaś mówić począł, dały się słyszeć westchnienia i płacz, a gdy powiedział: „żegnam Was moi kochani parafianie”, wtenczas powstał płacz i żal, który trudno opisać. Rozczulony proboszcz zakończyć musiał, gdyż łzy również mowę mu odebrały. Zapowiedziana na środę msza św. na intencyą parafian, sprowadziła bardzo wiele ludu. Po mszy świętej wszyscy udali się kolejno do zakrystyi, aby ostatni raz pożegnać swego ukochanego pasterza. Ks. Woliński rozczulony, żegnał każdego z osobna, bo znał on też każdą swoją owieczkę. Najwięcej jednak rozczuliły ks. proboszcza dzieci, które udały się na probostwo, gdzie jeden z chłopców pożegnał Go stósownym do okoliczności wierszem; kochał On też dzieci najwięcej, uczył je wiary św., przysposabiając je do spowiedzi i komunii św., nie zważając często na niedomagania swoje. Wyjazd naznaczony był na 30 grudnia rano godzinę 6. Rozczulony i zmęczony proboszcz, spodziewał się że spokojnie wyjedzie, inaczej się jednak stało, większa część parafian bowiem zgromadziła się raz jeszcze, a wprowadziwszy swego ukochanego pasterze do kościoła, prosiła dla niego o błogosławieństwo. Bolesna to była chwila dla ks. proboszcza, bo i on całą duszą pokochał i przywiązał się do swoich owieczek, a najboleśniejsza, gdy wychodząc z kościoła, dały się słyszeć jęki i głosy: „Kochany Księże, zostań z nami”. Aleć trudno woli Władzy się sprzeciwić. Wyprowadzony procesyonalnie na wieś, z żalem wielkim opuścił swoich ukochanych parafian. Młodzież z Oporówka towarzyszyła na koniach swemu pasterzowi aż do granicy parafii. Ksiądz Woliński blisko 20 lat zarządzał parafią Oporowską, a opuścił ją, wezwany przez władzę duchowną do objęcia parafii św. Wojciecha w Poznaniu. Parafianie oporowscy do śmierci nie zapomną swego kochanego pasterza.”.
Z chwilą, kiedy ksiądz Woliński przybył do Poznania, aby objąć parafię św. Wojciecha, był już z racji swojej wcześniejszej działalności osobą dość dobrze znaną. Dlatego o jego uroczystej introdukcji nie omieszkała poinformować ówczesna poznańska prasa: „Uroczysta introdukcya ks. Władysława Wolińskiego na proboszcza św. Wojciecha odbyła się dzisiaj wobec licznie zebranych parafian. Około godziny 9½ wyruszył z probostwa pochód wśród pieśni starożytnej „Kto się w opiekę” i odgłosu dzwonów, z bractwami i cechami na czele do pięknie przystrojonej starożytnej tej świątyni. Przed bramą kościoła wręczył klucze nowemu proboszczowi delegat arcybiskupi ks. Oficyał dr. Likowski, który też od stóp ołtarza przemówił, wskazując na obowiązki proboszcza wobec parafii, a parafia wobec ich pasterza. Wśród mszy św., celebrowanej przez solenizanta, wstąpił na kazalnicę ks. proboszcz Pędziński, i biorąc asumpt z dzisiejszej uroczystości św. Józefa, nawiązał w pięknych słowach treść kazania do uroczystości tak dla parafii ważnej. Po nabożeństwie odprowadzono znowu solenizanta wśród pieśni kościelnych na probostwo, gdzie się odbyła skromna uczta. Duchowieństwa z Poznania i z bliższych i dalszych okolic było blisko 20”.
Swój kilkuletni pobyt w Poznaniu, poświęcił ksiądz Woliński pracy nie tylko kościelnej, ale również społecznej i przede wszystkim narodowej. Ta jego dbałość o wszystko co polskie, była kontynuacją tego, co robił wcześniej. Teraz jednak był w samym centrum wydarzeń i mógł działać na zdecydowanie większą skalę niż wcześniej w Oporowie. Praktycznie od razu znalazł się w składzie Dyrekcji Towarzystwa Pomocy Naukowej im. K. Marcinkowskiego, w której to pozostawał aż do śmierci. Szczególnie mocno zaangażował się jednak w dwie sprawy: utworzenie parafii i budowę kościoła w Jeżycach oraz naukę języka polskiego w poznańskich szkołach. Podporządkował temu cały swój wolny czas, poświęcając wiele godzin na pisanie petycji do władz, spotykając się z tymi, którzy mieli wpływ na podejmowanie określonych w tych kwestiach decyzji. Organizował wiece, wygłaszał mowy, przekonywał i namawiał. Wierzył przy tym, że to co robi jest słuszne i potrzebne. To jego wielkie zaangażowanie przynosiło bardzo wymierne efekty. Od 1.09.1891 roku, działała kierowana przez niego tzw. „Opieka Szkolna”, zajmująca się organizowaniem prywatnej nauki języka polskiego i zbieraniem na ten cel funduszy. Według sprawozdania opublikowanego w „Kurierze Poznańskim”, nauką języka ojczystego w okresie od 1.09.1891 do 31.03.1892 roku, objęto 2365 uczniów z 6 poznańskich szkół, przeznaczając na ten cel 5000 marek. Z kolejnego sprawozdania za czas od 1.09.1892 do 1.12.1893 roku wynika, że w zajęciach tych udział brało 2679 dzieci, a koszty nauczania, wynajmu sal i zakupu podręczników dla biednych uczniów wzrosły do 10759 marek. Niestety, w roku 1894, akcja ta, tak ważna dla rozwoju i umacniania naszej świadomości narodowej musiała zostać przerwana. Powody były dwa: wyczerpujące się na ten cel fundusze oraz utworzenie w Poznaniu antypolskiej organizacji, tzw. Hakaty.
Równie mocno zaangażował się ksiądz Woliński w działania na rzecz powstania parafii i budowy kościoła w Jeżycach. Już 9.09.1889 roku zawiązał się specjalny komitet, którego zadaniem miała być zbiórka pieniędzy na kupno gruntu i budowę świątyni w tej wówczas podpoznańskiej miejscowości. W tym samym roku, ksiądz Woliński otrzymał z ministerstwa spraw wewnętrznych i duchownych pozwolenie na otwarcie w Jeżycach domu sióstr Elżbietanek i kierowanej przez nie ochronki. Miały one pielęgnować chorych i opiekować się dziećmi, które nie chodziły jeszcze do szkoły. Rezultaty prac komitetu powołanego w 1889 roku, przeszły najśmielsze oczekiwania. Już bowiem w roku następnym zakupiony został grunt pod kościół za niebagatelną sumę 33000 marek. Podczas wiecu mieszkańców Jeżyc, który się odbył 9.09.1892 roku, przegłosowany został wniosek księdza Wolińskiego o utworzeniu na tym terenie samodzielnej parafii i wyłączeniu Jeżyc z parafii św. Wojciecha. Wybrano też wtedy delegację na czele z księdzem Wolińskim, która 11.09.1892 udała się do księdza biskupa Likowskiego, aby mu przedstawić prośbę Jeżyczan, argumentując ją przy tym następująco: „Prosimy o to z tego powodu, że Jeżyce liczą 8,000 katolików, przeważnie biednych rzemieślników i robotników, pracujących po fabrykach i wśród innowierców, i ztąd narażonych na podszepty socyalistyczne; że zatem potrzebny jest w miejscu osobny kapłan, któryby bezpośrednio wpływ wywierał na nich i złemu mógł skutecznie zaradzić”. Ksiądz biskup zbudowany taką postawą członków delegacji, odpowiedział: „Bardzo mi leży na sercu, mówił, aby w tej największej włości moich obydwóch archidyecezyi kościół jak najprędzej mógł stanąć, będzie to nowa twierdza przeciw socyalizmowi, który zwłaszcza pomiędzy biedniejszą ludnością Jerzyc mógłby znaleść zwolenników, bo bieda jest złym doradzcą. Wszystko zrobię co będę mógł, aby życzenia wasze zostały w jak najkrótszym czasie spełnione”.
Niestety, ksiądz Woliński nie doczekał końca tego dzieła, ponieważ z dniem 29.03.1894 roku został przeniesiony do Strzelna, by objąć tamtejszą parafię, po zmarłym 17.11.1893 roku księdzu, Antonim Kanteckim. O jego pożegnaniu z parafią św. Wojciecha i licznymi współpracownikami, krótką notkę zamieścił „Kurier Poznański”: „Księdza Szambelana i Dziekana Wolińskiego, wyjeżdżającego w tych dniach na probostwo Strzelińskie, żegnało wczoraj wieczorem skromną ucztą na sali hotelu Berlińskiego liczne grono obywateli, pomiędzy którymi przeważali mieszkańcy parafii św. Wojciecha, oraz członkowie „Opieki szkólnej”, której ks. Szambelan był przez cały czas bardzo gorliwym przewodniczącym. W imieniu parafian św. Wojciecha przemówił bardzo serdecznie pan adwokat Cichowicz, przedstawiając w wymownych słowach błogie skutki pasterskiego działania księdza proboszcza Wolińskiego w parafii świętego Wojciecha. Imieniem „Opieki szkólnej” przemawiał pan radzca Zielewicz, ks. Piotrowicz od wikaryuszów kościoła św. Wojciecha, w imieniu redakcyi „Kuryera Poznańskiego” redaktor Kantecki, od obywatelstwa poznańskiego p. dyrektor Więckowski; od młodszego duchowieństwa poznańskiego przemówił bardzo pięknie ksiądz mansyonarz Michalski od Fary, przypominając dzielne wystąpienie księdza Dziekana w początkach walki kulturalnej, kiedy to pewnej strony noszono się z myślą zupełnego rozdziału Kościoła od spraw społecznych i narodowych. Ksiądz Szambelan w długiem przemówieniu dziękował wszystkim mówcom za okazaną sympatyą i życzliwość. Następnie przemawiali jeszcze p. profesor Wituski na cześć ks. Szambelana, radzca Zielewicz na cześć obecnego na uczcie ks. prob. Kałkowskiego z Wilczyny i p. adwokat Głębocki”. Swoich kontaktów z Poznaniem ksiądz Woliński jednak nie zerwał. Często tam wracał w sprawach rodzinnych, jak również z racji wykonywanych obowiązków. Pod koniec 1894 roku, z woli ks. arcybiskupa, znalazł się w grupie osób, których zadaniem było zorganizowanie od podstaw pisma religijnego (istniejącego zresztą do dzisiaj), czyli „Przewodnika Katolickiego”. Ksiądz Woliński został jego reprezentantem dla Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Ten wybór nie był przypadkowy, ponieważ już wcześniej znany był ze swoich rozlicznych zainteresowań językowych i literackich. Od dawna też publikował różne artykuły w prasie. W roku 1881 wydana została jego autorstwa „Droga krzyżowa Kościoła Św. katolickiego w pierwszych trzech wiekach”, do kupna której zachęcano nawet w prasie warszawskiej. Był również autorem szeroko komentowanego, a wydanego w roku 1883 „Katechizmu rzymsko-katolickiego”.
Przejście do Strzelna, to nowe wyzwania dla tego kapłana. Znalazł się bowiem w zupełnie innym środowisku. Potrafił jednak dość szybko znaleźć zrozumienie wśród swoich nowych parafian, dzięki czemu i tutaj dał się poznać jako gorliwy duszpasterz, działacz narodowy i społeczny. Już 13.05.1894 roku założył w tym mieście Towarzystwo św. Wincentego a Paulo, zostając jego prezesem honorowym. 28 czerwca tego samego roku, został wybrany do komitetu Towarzystwa Pomocy Naukowej na powiat strzeliński. Z kolei w sierpniu roku następnego (1895), doprowadził za zgodą ministerstwa spraw wewnętrznych do założenia w Strzelnie drugiego domu sióstr Elżbietanek oraz prowadzonej przez nie ochronki. W marcu 1897 roku, powstało tam z jego inicjatywy Towarzystwo Robotników Katolickich, do którego zapisało się 88 osób.
W roku 1912 ksiądz Woliński obchodził złoty jubileusz swojego kapłaństwa. Notka na ten temat ukazała się w „Przewodniku Katolickim”: „W dniu 30 czerwca obchodził 50-letni jubileusz kapłaństwa X. prałat Woliński, proboszcz w Strzelnie. Dla uczczenia zasług i pracy około Kościoła św. i społeczeństwa czcigodnego jubilata, wziął osobiście udział w uroczystości Najprzew. X. Biskup Likowski z Poznania. Uczestniczyło w niej licznie zebrane duchowieństwo i obywatelstwo miejskie i okoliczne, aby dać wyraz swej czci dla zasłużonego kapłana i obywatela. Oby go Pan Bóg zachował w jak najdłuższe lata, obdarzając zdrowiem i siłami do dalszej pracy dla zbawienia dusz. Tem gorętsze i szczersze to nasze życzenie, że X. prałat Woliński w pierwszych latach istnienia „Przewodnika” popierał go gorliwie pracami swojego pióra”.
Ten gorliwy kapłan i wielki patriota zmarł 6.06.1914 roku. Jego śmierć odbiła się szerokim echem po całej Wielkopolsce. Informowała o tym również polskojęzyczna prasa. W „Kuryerze Poznańskim” z 9.06.1914 roku możemy przeczytać: „Ks. prałat Woliński, proboszcz w Strzelnie, zakończył żywot doczesny z piątku na sobotę, przeżywszy 75 lat. Śp. Ks. prałat Woliński wyświęcony został na kapłana 24. czerwca 1862 roku, poczem był proboszczem kolejno w Oporowie i u św. Wojciecha w Poznaniu, a od lat 19 w Strzelnie. Zmarły piastował też pewien czas stanowisko kapelana zmarłego arcybiskupa warszawskiego Popiela”. Podobna informacja ukazała się również w czasopiśmie „Postęp”: „W Strzelnie umarł tamtejszy proboszcz ks. prałat Władysław Woliński po dość długiej chorobie w 76 roku życia. Dawniejszemi czasy był także zmarły proboszczem kościoła św. Wojciecha w Poznaniu, po rozłączeniu parafii przeniósł się na probostwo w Strzelnie. Zmarły miał być mianowany kanonikiem przy katedrze poznańskiej, a przeszkodziła temu nagła śmierć ks. arcybiskupa Dindera. Śp. Ks. Woliński był gorliwym i zasłużonym kapłanem, a także brał udział w życiu obywatelskiem, dawniejszymi czasy był proboszczem w Oporowie”.
Pogrzeb księdza Władysława Wolińskiego odbył się 10.06.1914 roku, „… kondukt żałobny prowadził ksiądz prałat Poniński z Kościelca, mowę żałobną wygłosił ksiądz proboszcz Sołtysiński z Siedlimowa. Nazajutrz po odśpiewaniu wigilii i odprawieniu mszy żałobnej przez księdza dziekana Schwarca z Kucharek, wygłosił mowę żałobną ksiądz proboszcz Prądzyński z Gniezna. Pochód na cmentarz prowadził ksiądz biskup Kloske w licznej asyście kapłanów. W pogrzebie wzięły liczny udział towarzystwa i bractwa oraz mnóstwo parafian. Przed spuszczeniem trumny ze zwłokami do grobu przemówił jeszcze ksiądz Jaśkowski ze Strzelna”.
Pochowany został na cmentarzu parafialnym w Strzelnie.
---------------------------------------------------------
Źródło:
E. J. Kownaccy "Kronika Oporowska", Krzemieniewo 2013, s. 34-46.
|