Wdzięczność ludu polskiego
dla uczciwego nauczyciela.
W czasach dzisiejszych - skutkiem nowych praw kulturalnych - przykre w wielu miejscach wytworzyły się stósunki między nauczycielem a gminą. A jednak zgoda, wzajemna wyrozumiałość, bardzo nam są potrzebne.
Nauczyciele, dozorowani przez powiatowych inspektorów szkólnych, znajdują się w trudnem położeniu. Jaką jednak miłość zyskać mogą u ludu polskiego przy sumiennej i uczciwej pracy, niech świadczy wspomnienie pośmiertne, jakie przesłał do pisma naszego jeden z gospodarzy wiejskich, jako uczeń po swym zmarłym nauczycielu.
Niechaj wspomnienie to będzie zarazem pociechą dla starszych nauczycieli, którzy także z całem oddaniem się pracują dla ludu polskiego, a dla młodszych zachętą, aby sobie równą miłość i cześć pozyskać mogli.
Od Ponieca
Szanowna Redakcyo „Orędownika!”
Smutną i bolesną dzielę się nowiną z Wami oraz i z Waszymi czytelnikami, bo wielką stratę poniosła gmina Oporówko i Oporowo przez śmierć śp. nauczyciela Marcina Bajzerta, zmarłego w dniu 11. maja rb.
Był on prawdziwym nauczycielem, jakich pod te lata obecnej walki kulturalnej mamy nader mało, może on innym kolegom za wzór posłużyć, o czem się sami przekonali ci, którzy tu przybyli oddać mu ostatnią przysługę. Że był prawym synem Kościoła, dał mu wyraźne świadectwo jego własny pasterz w mowie pogrzebowej, ks. W. Woliński. A że i gmina wielce go czciła i szanowała, każdy niech pojmie, gdy się nieco zastanowi nad niniejszą korespondencyą.
W dniu 2. marca rb. widzieliśmy go, jak szedł przez nasze pola odwiedzić już w lata podeszłego kolegę. W czwartek idą dzieci do szkoły, on je odsyła, że mają przyjść dopiero w poniedziałek 7. marca, ale w dniu tym znowu dzieci wróciły, że mają przyjść 11. marca, to się jednak już nie ziściło, bo prędko rozeszła się wiadomość, że nauczyciel mocno zaniemógł. Początkowo przecież nie było żadnego niebezpieczeństwa, mozolił się długi czas, odbywał jednak prace piśmienne; tak trwało dziewięć tygodni, dopiero 9. maja choroba się wzmogła. Jeszcześmy ufali, że Pan Bóg nam go zostawi; 11. maja zażądał posiłku, ale tak zesłabł, że musiano posłać czemprędzej po księdza; ksiądz go zastał już konającego, ale przy dobrych jeszcze zmysłach. Wiadomość ta rozeszła się lotem błyskawicy po całej wsi; w pierwszej chwili myśleliśmy jednak, że to może tylko przywidzenie osób go otaczających; dzieci szkólne poszły się z nim pożegnać, ale zastały go już tak słabego, że ich wpuścić nie chciano, co było przykro dla dzieci, a tem boleśniej dla nas rodziców.
Po południu między godziną 4 a 5 już nam zwiastowały dzwony niechybną śmierć śp. Marcina Bajzerta, już nie jedna łza popłynęła, bośmy stracili tego, który dzielił dobre i złe czasy z nami, przez lat 43 znał on nas dobrze, ale my go jeszcze lepiej, czynił co mógł dla nas, za pisanie lub tłómaczenie różnych pism urzędowych w języku niemieckim pisanych, nigdy żadnego podarunku przyjąć nie chciał, w szkole był nader pilnym, bo przez lat 43 nikt nie pamięta, aby kiedy szkołę opuścił; choć był chory, biadolił się jak mógł w szkole.
Kiedy wyszły nowe prawa szkólne i niektórzy nauczyciele bardzo mało uczyli religii, u nas śp. M. Bajzert uczył religii jak przedtem, o czem może dać świadectwo miejscowy pasterz. Miał on wrodzoną miłość do małych dzieci, nawet do tych, które jeszcze do szkoły nie uczęszczały. Gdy miał owoc lub winogrona, zwoływał je do siebie, dzielił się z niemi i rozmawiał, jak gdyby ich własny ojciec. Ztąd też dzieci go lubiły a rodzice go wielce poważali, to też skoro skonał lud ciągle dążył do zwłok jego, aby tej twarzy tak nam dobrze znanej, raz się jeszcze przypatrzyć i pomodlić się o spokój Jego duszy. Bo w Oporówku i Oporowie z małym tylko wyjątkiem jesteśmy wszyscy jego uczniami.
Żałoba ztąd powstała prawdziwa; dnia 13. maja o godzinie 5 po południu cała ludność, tak dominialna, jak gospodarze, zebrała się przed szkołą; matki stały z niemowlętami na ręku, tak że wszystkie domy nieomal były pozamykane; przybyli znajomi Zmarłego zdziwili się nie mało, że tak mała wieś jak Oporówko, mogła mieć tyla ludu. Krótko przed godziną 6 stanęły dzieci szkólne, które nieboszczyk uczył, około 150, dwoma rzędami naprzód; potem Bractwo Najśw. Sakramentu ze światłem w rękach, które z wdzięczności Zmarłemu darmo ofiarowali, kapłan zaś, bliski krewny zmarłego, ubrany w kapę ze łzami w oczach odmówił modlitwy. W tem 6 uczni zmarłego, nie zważając na żadne trudy, biorą na swoje barki zwłoki (mówię, że nie zważają na żadne trudy, bo jak ludzka pamięć sięga, nikt nie pamięta, aby tu kogo z Oporówka do Oporowa niesiono tak, jak wielce zasłużonego śp. Marcina nauczyciela), mimo wątpliwości wszystkich zgromadzonych, miłość ku Zmarłemu zwyciężyła. Gdy się gospodarze pokazali z ciałem na dworze, powstał głośny płacz i żal prawdziwy, bo wynoszono zwłoki nauczyciela tak licznie zebranych uczni i uczennic.
Ten miłości pełen obowiązek uczyniło dwóch gospodarzy M. Łabusiński i M. Kumisarek, jako starsi uczniowie Zmarłego, dwóch niższego stanu o wiele młodszych jego uczni Antoni Staśkiewicz I Stanisław Mikołajczak, dwóch młodzieńców Jan Giera i Józef Ratajczak, wszyscy ubrani we wiejskie odświętne sukmany.
Gdyśmy przybyli do kościoła, zebrane matki z dziećmi małemi z Oporowa, jego uczennice, już czekały i przyłączyły się do żałobnego orszaku, tak że kościół był pełen ludu. Gospodarze złożyli ciężar, który im był przez przywiązanie do nieboszczyka lekki, na katafalk żałobny, w zieleń ubrany; westchnęliśmy wszyscy jeszcze raz do Boga o spokój duszy Jego i w smutku pogrążeni, wróciliśmy do domów naszych.
Następnego dnia w sobotę przybyło wielu kolegów nauczycieli i znajomych. O godzinie pół do 10 rozpoczęły się wigilie, ludu zebrało się wiele, dzieci szkólne znowu wszystkie; sześciu gospodarzy, którzy nieśli ciało klęczeli obok katafalku, każdy na swem miejscu. Po wigiliach była msza św. żałobna, do wigilii oprócz księży było kilku kolegów Zmarłego, za co im my uczniowie bardzo jesteśmy wdzięczni; po mszy św. żałobną mowę wypowiedział z ambony ks. Proboszcz miejscowy. Dobitnie i jasno wykazał obowiązki nauczyciela względem Kościoła, jakie śp. Marcin Bajzert wypełniał. Daj Boże, aby tak czcigodnego kapłana słowa sprawiły dobry skutek na niejednym koledze Zmarłego, który oby posłużył za przykład i wzór innym. Po żałobnej mowie i odśpiewanych psalmach, gospodarze wzięli znów ciało, aby je odnieść na miejsce wiecznego spoczynku i złożyć obok jego małżonki, zmarłej przeszło 20 lat temu. Kondukt zawsze prowadził braciniec zmarłego, ks. Bajzert z Rozdr… Jeżeli dotychczas każdy był w smutku i żałobie, to tem więcej rozczulający był widok, gdy zaczęto ciało spuszczać do grobu. Wszystkie jego uczennice młodsze zaczęły rzucać wieńce i girlandy za Zmarłym do grobu; drobne rączęta dziatek najniższej klasy wznosiły się do góry, aby przez głowy innym rzucić wianek do grobu. W kilku sekundach trumna wieńcami została przykryta.
Taki zaszczyt i przywiązanie nie spotkało zapewne żadnego jenerała, choćby zdobył najmocniejsze warownie, jaki spotkał śp. Marcina Bajzerta, który zajmował tylko niskie stanowisko przez lat 43 pomiędzy ludem wiejskim we wsi Oporówku. Jakie nam dał czyny, takie i myśmy mu dali zasługi. Pamięć Jego w sercach naszych nie wygaśnie, a lud ciągle sobie powtarza: takiego zapewne już nie dostaniemy!
My zaś jego uczniowie składamy najserdeczniejsze „Bóg zapłać” tym, którzy się przyłączyli do naszego żałobnego orszaku, aby towarzyszyć na miejsce wiecznego spoczynku śp. Marcinowi Bajzertowi, a Jego duszy za nauki podjęte w szkole Oporówczanej. Wieczny odpoczynek racz dać Panie i światłość wiekuista niech mu świeci na wieki wieków. Amen.
W dowód wdzięczności jeden z uczni jego
M. Ł.
gospodarz
Dopisek:
Bardzo upraszam Szanowną Redakcyą umieścić niniejszą korespondencyą w ciężkim tym czasie dla szkoły i Kościoła, a może niejeden nauczyciel się przekona, że może być dobrym synem Kościoła, choć w tak ciężkiem położeniu i zjednać sobie ludu zaufanie.
M. Ł.
__________________________________________
Źródło:
Orędownik, nr 60, Poznań, 19 Maja 1881
|