Listopada 21 2024 13:12:57
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Lucjan H. Siemieński - "Podania i legendy..." - wstęp

Lucjan Hipolit Siemieński „Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie” (dwa ostatnie wydania – z 1975 r i „Tower Press” rok?)

wydanie z 1975 r.

wydanie ostatnie

W s t ę p (wypis bez skrótów)

---------------------------------------------------------------------------------

Motto: „Śpieszmy się, słuchajmy opowieści ludu, zanim on je zapomni, zanim będzie się rumienił z ich powodu i zanim jego dziewicza poezja, wstydząc się swej nagości, okryje się zasłoną jak Ewa wypędzona z raju”.

Ch. Nodier

KILKA SŁÓW O WAŻNOŚCI PODAŃ LUDOWYCH

l

Stary świat pogański przeminął; na jego miejscu powstała nowa wiara, poważna, tkliwa, pełna szczytnych tajemnic i szczytniejszych nadziei. Z nią zstąpiło w serce człowieka mnóstwo uczuć nie znanych starożytnym: jako to: święta gorliwość wiary, poświęcenie się, szlachetny zapał wolności, miłość, miłosierdzie, przebaczenie krzywd i uraz. Pod takimi wpływami zrodziła się poezja lepiej zastosowana do potrzeb chrześcijaństwa, poezja mająca także swoje mity i podania. Przez długi czas nowe to źródło natchnień zaniedbanym było przez umników wszelkiego rodzaju; pobożną i tkliwą legendę zostawiano tylko starym babom i dzieciom, jakby niegodną dostojniejszych uszu; podanie miejscowe o olbrzymach, duchach pokutujących itp. odrzucał poważny historyk jako nie przypadające do miary jego pojęć i poszukiwań. Zgoła, z biegiem czasu, z wzrastającym duchom dociekania i rozbiorowości psuła się owa szczytna prostota wiary, która tylu rozkoszy była źródłem, a bez której nie masz i być nie może prawdziwej poezji.

Poezja bowiem każdego okresu składa się zwykle z dwóch głównych żywiołów: ze szczerej wiary i wyobraźni człowieka, który wierzy w to, co opowiada i z wiary szczerej ludzi z czystym uczuciem, którzy wierzą w to, co im opowiadanym jest. Za granicami tej ufności i wspólnego pojęcia, gdzie się zbiegają harmonijne organizacje, poezja jest tylko czczym słowem, tylko sztuką jałową składania wierszy. Dlatego poezja w znaczeniu prostym i pierwotnym tego wyrazu nie istnieje dziś prawie, tylko między gminem, który sam jeden jest panem potrzebnych do niej warunków. Chcesz się z nią bliżej zapoznać, musisz szperać po starych księgach pisanych przez ludzi gorącej wiary i prostego ducha, albo też zasiąść w kole wieśniaczym. Tam to jeszcze krążą tkliwe i urocze podania, których powadze nikt się nie ośmieli zaprzeczyć, a które z pokolenia na pokolenie przechodzą jak puścizna w nieomylnym i poważnym słowie starców. Tam żadnej wziętości nie mogą mieć szydercze zarzuty zarozumiałych mędrków, dla których dociekań wiecznie są zamknięte tajemnice duchowo, bo aczkolwiek zdają się gonić za prawdą, zdobywają same tylko wątpliwości.

Klechda, podanie, legenda nie może przypuszczać żadnej rozprawy ani krytyki, tarcza bowiem głębokiej wiary odbija pociski wymagań rozumowych, jak i wzgardliwej filozofii; utwory te ludowe nie są zmuszone zamykać się w obrębach zwykłego prawdopodobieństwa, nawet w obrębach możliwości; bo to, co nie jest dziś możliwym, bez wątpienia było nim za dawnych czasów, kiedy świat młodszy i niewinniejszy zasługiwał, aby Bóg robił dla niego cuda, kiedy anieli i święci bez ubliżenia swej niebiańskiej dostojności mieszali się z ludem prostym i czystym, który dzielił swój żywot między pracą dnia każdego i pełnienia świętych powinności.

II

Najniebezpieczniejszym nieprzyjacielem klechdy, podania, pieśni gminnej, zgoła wszelkiej wiary jest (a ułamkowa cywilizacja stanów wyższych przeciskająca się do ludu; ona mu bowiem za odsłonienie kilku materialnych ulepszeń i celów odbiera szeroki świat duchowy, z którym wieśniak w ściślejszych zostawał stosunkach niż najwybujalszy filozof. Najlepiej o tym przekonamy się z doświadczenia na ludzie w ogólności, jeżeli rozważymy, jakim jest w krajach, gdzie go pewna oświata owionęła, a jakim w tych, gdzie przy dawnych swoich wyobrażeniach pozostał? Oto w pierwszych - stracił bardzo wiele z swojej prostoty, z swej świadomości duchowej, ze swojej poezji; piosnek, którymi od wieków odzywały się jego lasy i pola, dziś wstydzi się śpiewać jako zbyt prostackich; w powieść, którą opowiada, nie wierzy i nie gniewa się, gdy ktoś ją wyśmieje: zgoła, zamieniwszy wszystkie skarby uczuciowe na zyski materialne, staje się bardziej kosmopolitą i wszystko mu jedno, czy przewracać ziemię w przedpotopowych lasach nowego świata, czy na besarabskim stepie. Ta półcywilizacja odejmuje owę woń niewinności, owe szczytną prostotę właściwą plemionom, co pielęgnuje nie wygasłe ognisko wiary; i patrzmy tam, gdzie jeszcze nie dosięgła, pojawiają się niezmierne materiały, z których dłoń twórczego geniuszu może wznieść budowę spółczesną o wiele spanialszą nad wszystkie mrzonki nowoczesnych socjalistów. Rozumiem tu głównie lud w naszych polskich ziemiach tak ruski, jak litewski. Dzisiaj jest on takim jeszcze, jakim był przed tysiącem i więcej lat. Religia chrześcijańska podciągnęła tylko jego wyobrażenia pod jeden wielki system domowy, społeczny i polityczny, a bynajmniej nie zniszczyła dawnych podań, ale wytłumaczyła je i uzupełniła, co właśnie, jak się wyraża Mickiewicz, stanowi jej charakter postępu. Wiadome powszechnie, że między dogmatami chrześcijaństwa a dogmatami pogańskimi jest związek.*

Religia chrześcijańska nie zniosła ofiary, tylko wykryła jej znaczenie, nie odrzuciła pojęcia pierwiastków złego i dobrego, tylko objaśniła ich stosunek, łączyła się przeto z najistotniejszymi zasadami wiary pogan.

III

Sądzę, że źle ci robią, którzy za nic poczytując tę samorodną cywilizację ludu, gardzą nią jako przesądem lub zabobonem i gwałtem mu narzucają formy społeczeństwa zachodniego, które jak to dobrze dziś czujemy, opierają się na dość niegruntownych podstawach, gdyż lada system, lada wypadek, wstrząsa je i obala. Daleko ważniejszym zadaniem byłoby, miasto przewracać zbutwiałe karty przeszłości, z których nie może nic żywotnego się wysnuć, czytać w otwartej księdze ludu; zbadać jego życie wewnętrzne (zewnętrznym, to jest politycznym, dotąd nie żył) we wszystkich korzeniach i gałęziach tego tajemniczego drzewa i znaleźć klucz do jego serca, które dotąd jeszcze się nie otwarło i nie otworzy nawet za obiecane złote góry. W przedmiocie tym najjaśniej i najgłębiej wypisał się autor rozprawy O góralach tatrańskich umieszczonej w piśmie czasowym "Rok 1844" na miesiąc wrzesień posz[yt] IX, do niej więc odsyłam; tam znajdzie się i podział tej pracy, i wytknięte jej cele. To jeszcze natracę, że przedsięwzięcie to, tak pod względem użytku publicznego, jak literackiej zasługi, przyniosłoby tysiąckroć ważniejsze korzyści niż ogłaszanie zdań pscudopostcpowych, niż wertowanie starych broszur lub paszkwili i karykatur różnoczcsnych, z których pan Maciejowski odgadywał przeszłość polskiego i ruskiego narodu. Nie za stolikiem, to z piórkiem i okularami, nie nad stosem szpargałów przychodzi się do odkrycia nowych prawd lub światów; Kolumb mógł z niektórych wieści od islandzkich żeglarzy domyślać się o istnieniu nieznanej ziemi, ale byłby jej nigdy nie odkrył, bez spuszczenia się na wiatr i losy, bez poświęcenia swej osoby nie-pcwnościom morza. Nie przeczę, że w pracach tego rodzaju potrzebne są gruntowne i głębokie wiadomości, ale tylko jako środek, i to podrzędny. Przykład Chodakowskiego wielu w tym względzie poruszył, ale wszyscy cząstkowie działali tylko w tym nowym dla siebie żywiole; ci do pieśni, owi do klechdy, inni do strojów i zwyczajów ludu, a nikt jeszcze nic objął jednej prowincji jednego plemienia** ze wszystkimi zwyczajami, wyobrażeniami, pieśniami, muzyką, tańcami, przysłowiami, podaniami miejscowymi, tajemnicami lekarskimi, z nauką astronomii, historią naturalną (ludową) i innymi gałęziami świata umysłowego. Taki opis zaspokajałby potrzebę naszą; uczyłby szanować tę istotę, która acz stoi na najniższym szczeblu społeczeństwa, przechowała może w swym łonie pierwotne objawienie i najdawniejsze tradycje.

IV

Wykładając wysokie zasługi wyniknąć mogące z pracy tego rodzaju, nie przeczę, że na to potrzeba nie lada odwagi, nie lada siły moralnej, a nade wszystko szczytnej miłości i prostoty duszy; gdyż bez ostatnich warunków niepodobną jest rzeczą dostać się do tajemnic gminu. Chciawszy doznać wzajemności, należy takim stanąć w oczach wieśniaka, jakim on jest sam; z tą wiarą, z tym prostym czuciem, bez żądnej spekulacji ani podejścia. To bowiem, co ma służyć za przyszły żywioł, za tkankę wysokich przeznaczeń, nie powinno być użyte na karb dumy autorskiej lub dla nasycenia próżnej ciekawości. Wieśniak nasz jakby ostrzegany przeczuciem, że kwiat jego uczuć, popadłszy się w ręce nie poświęcone, utracą woń swą i barwy, ma się ciągle na baczeniu i niełatwo przed pierwszym lepszym tajemnicze słowo uroni lub pieśń odśpiewa. Najlepiej to wiedzą ci, co przestawali z ludem i chcieli zeń coś wyciągnąć***. Powiadał mi pewien, iż mając na myśli podanie podgórskie pytał we wsi, czy tu nie ma kogo, co by umiał opowiadać bajki? Wskazano mu jakiegoś starca. - Poznawszy się z nim, częstuję go kieliszkiem, mówi grzecznie, w końcu nakręca do podań miejscowych i klechd. Starzec ujęty zaczął opowiadać - myślicie, że klechdy i podania? Bynajmniej - zbył go jakimiś tłustymi anegdotami. - Inny znowu na Litwie nie mógł się doprosić pieśni u pewnego starca; dopiero kiedy raz podochoceni chłopcy zaczęli wyśpiewywać wszeteczne piosenki, starzec ów przejęty zgrozą obrócił się do zbieracza pieśni i zawołał: - Za moich młodych lat nie znano piosnek, jakie ta znikczemniona młodzież śpiewa, ale takie tylko śpiewano - i zawiódł przecudną dumę, sięgającą Bóg wie, jak głębokiej przeszłości Litwy. Wieśniak otoczony nieprzyjaznymi sobie żywiołami, ciśniony obca cywilizacją, broni swych płodów duchowych jak największej świętości, jakby bronił krzyża ze znakiem Zbawiciela, gdyby świętokradca przyszedł go wywracać. Co więcej, ma on swoje pewniki i prawa, które my nazywamy przesądem lub zabobonem, lecz bardzo fałszywie; albowiem są to prawdy uświęcone starym bardzo doświadczeniem, a utrzymujące się w postaci przysłowia lub przypowieści; do liczby takich prawd należy i ta, aby strzec swoich tajemnic jak oka w głowie, inaczej, rozpowszechnione tracą na swej mocy i potędze. Wiemy, jak trudno wydobyć jaki środek lekarski od chłopa, który go zbawiennie używa; w jego bowiem przekonaniu nie należy się zwierzać dla nasycenia czyjejś ciekawości, ale tylko pod uroczystą przysięgą, często na łożu śmierci, jak to ojcowie synom swoim czynić zwykli. Taką to ostrożność okazuje wieśniak w udzielaniu wszystkiego, w co wierzy; przeciwnie tam, gdzie za pierwszym słowem prawi, co ślina do ust przyniesie, gdzie pomiesza świeckie i obce wiadomości ze swymi własnymi, tam nie wierz jego bredniom, bo już uronił na zawsze tajemniczy kwiat paproci, który mu odkrywał wszystkie skarby.

Na dowód powyższych mych twierdzeń przypominam tu Staszica, który wyraźnie mówi w Ziemiorództwie gór karpackich, jak trudno było mu co wydobyć od górali, mianowicie o owych talizmanach gdzie nazwiska perskie, Amschapsans i Bachman, wspomniane były. Takie jedno odkrycie wyświeciłoby może lepiej nasze pochodzenie, nasze dawne stosunki, niż tylokrotne dociekania z pisarzów obcych, których stopa nigdy nie zabłądziła na polską ziemię; ucho nigdy dźwięku słowiańskiej nie słyszało mowy.

V

Z drugiej strony wszedłszy z ludem w duchowy stosunek, przypuszczeni zostajemy do wspólnego z nim dziedzictwa, wchodzimy do tej jaskini istnie-j jącej w podaniu, gdzie możemy garściami podnosić drogie kamienie i złoto, i byle się nie obracać poza siebie, byle nie mieć na myśli zdrady przeciw duchowi zostającemu na straży. Tak jest, wszedłszy raz do tej jaskini podań, .klechd, pieśni, uczuć i wyobrażeń, nie wolno nam obracać się na ten świat drugi, gdzie życie nagięło się tylko do konwcncjonalizmu, do kształtów zmysłowych, gdzie rozbiorowość, a razem konieczny jej wypadek - wątpliwość lub zaprzeczenie, zajęły miejsce silnej wiary i żywej poezji, bez których ludzkość nigdy nie jest w stanie ani podnieść się wysoko na drodze postępu, ani tworzyć dzieł przynoszących nieśmiertelność. - O, tylko spytajmy tych, co mieli szczęście rozmawiać z ludem, a raczej wyciągnąć z niego jaki nowy materiał, ile doznali rozkoszy wewnętrznej; jak ich pojęcia przeczyściły się zaraz, jak wszelkie dotychczasowe przypuszczenia nabrały przekonywającej pewności; Chodakowski odkrywszy jakieś zapomniane uroczysko lub horo-dyszcze, dowiedziawszy się o jakimś obrzędzie, jak po nici Ariadny odkrywa przejścia labiryntów dziejowych i nie posiada się w uniesieniu; Narbutt za odśpiewaną sobie piosnkę Mileńka Lietwa oddaje Litwinowi w zapale zegarek, bo z niej wionął zaraz duch ożywczy na tę przeszłość, za którą marnie ścigał po martwych kronikarzach. Drobne to tylko przykłady; bo i usiłowania dotąd były drobne. Najznamienitsze jednak dotąd zasługi oprócz Chodakowskiego i w części Wójcickiego położył pan Izopolski, o ile mogę wnosić z urywków jego umieszczonych w "Athenaeum". Od lat wielu szukał on po Ukrainie pieśni, podań, zwyczajów, obrzędów itp., wygotował obszerne dzieło, które nie wiem dlaczego, gdy tyle ramot się pojawia, notąd tylko ułamkami i wyjątkami nas dochodzi. Zajrzyjmy do niego, co mówi o Ukraińcu, kiedy ci pierś swoją otworzy:

Wszystkie pamiątki żywe obudzają uczucia w Ukraińcu, a oko jego, jakkolwiek z nimi jest oswojone, zawsze jednak zasępia się tęsknym uczuciem, gdy mu zwrócisz uwagę na te resztki przeszłości, w której żyje Ukrainiec, którą się pyszni i szczyci; i kto go tylko zdoła zniewolić dla siebie, komu on poufa, temu odśpiewa wszystkie pieśni, jakie umie o dawnych czasach, mieszając te razem z miłosnymi, hulackmi i tym podobnymi; opowie znane sobie powieści o zdarzeniach i bohaterach, w których cześć swą dici tych powieści i pamiątek zakończy tą tęskną myślą: tak kiedyś było! - Słysząc te wyrazy, gdy je Ukrainiec z całym rozrzewnieniem wymawia, widząc jego oczy na pół wzniesione do nieba, na pół jakby pamiątkami przeszłości olśnione; jego prawą rękę na piersiach złożoną lub splątaną na głowie w gęstych włosach; jego na koniec wyraz twarzy i poruszenie głowy malujące żywy obraz uczuć serca, nie możesz nie westchnąć l nie podzielić jego tęsknoty za przeszłością.

Taki to obraz wywnętrzającego się syna stepu podaje nam p. Izopolski; zobaczmyż, co mówi o góralu tatrzańskim pan Zejszner (Biblioteka [Warszawska] 1844. Lipiec):

Powieści opowiadają Podhalanie wielce dramatycznie. Zdaje się, jakoby tych zdarzeń byli naocznymi świadkami. Ich twarze i cała postać przybiera wtedy wyraz to podziwienia, to żalu, to smutku; w dali jednak przebija się, jakby spoza obloką, wyraz prawdy ostrzegającej, że to są piękne uludzenia, bez rzeczywistości, których sprawdzenia życzyć by sobie warto.

Ukraińca tęskny żal za piękną przeszłością, Podhalana pragnienie, aby się te złote rojenia sprawdziły, są jakby przeczuciem tej jasnej drogi, po której mamy dążyć do odrodzenia w postępie, czyli przechodzić z wysokiego wykształcenia form do również wysokiego wykształcenia ducha, już to stając się prostymi, wierzącymi, jak ten lud wielki w swej niewinności i ciemnocie, już to na tejże drodze, użyczając mu zasobów naszego doświadczenia i odkryć na polu nauk i życia społeczeńskiego.

VI

Z tych krótkich napomknień o ważności badań nad naszym ludem, jako też o trudnościach towarzyszących podobnym przedsięwzięciom, przystępuję do pomówienia kilku słów o niniejszym zbiorze podań i legend wykonanym przeze mnie. Nie roszcząc sobie bynajmniej prawa do tak wysokiej zasługi, jaką wskazałem tym, co się poświęcą doskonałemu zgłębieniu jakiej części kraju, pod względem badań nad światem umysłowym ludu, wykonałem tylko bardzo małą cząstkę tego wielkiego i pracowitego zadania, zbierając same podania, czyli tradycje miejscowe; już to odnoszące się do pomników, jak: mogiły, zamki, kamienie, już do miejsc, jak: jeziora, rzeki, lasy, góry, jaskinie; także do osób historycznych; do legend kościelnych przechowywanych w jakiej pamiątce - następnie też i do wyobrażeń dziś istniejących o nadzwyczajnych istotach, czarownicach, diabłach, wilkołakach itp. Wszystko, co tylko mogło mnie dojść z drukowanych źródeł, użyłem na ten cel; mianowicie zaś z Klechd p. Wójcickiego i ze Wspomnień Wielkopolski p. E. Raczyńskiego, aczkolwiek w ostatnie to dzieło wpłynęło wiele podań pióra znanego poety Berwińskiego i artykułów umieszczonych w "Przyjacielu Ludu". Wiele podań dostarczyły mi kroniki nasze; a legend - żywoty świętych; znaczna jednakże część doszła mnie z ustnych opowiadań, bądź wprost od ludu, bądź od osób, które przypadkowo lub z umysłu przyszły do posiadania onychże. Zwracam tu uwagę czytelnika, że do zbioru niniejszego nie przyjąłem tak zwanych klechd czyli bajek; ten rodzaj bowiem utworów gminu należy do innego działu. Podanie właściwe trzyma się albo pewnego miejsca, albo też nosi na sobie cechę pewnej rzeczywistości historycznej lub pochodzenia z czasów pogańskich, gdy przeciwnie klechda, swobodna jak wietrzyk, jest czystą igraszką fantazji lubującej się w pewnych obrazach i przedmiotach, a mianowicie w postaciach bohaterskich. Lud do niej nie przywiązuje tej religijnej wiary, jaką ma często w podanie; tym ona jest dla niego, czym dla nas romanse rycerskie lub powieści Hofmana. Niewypowiedzianej wartości byłby zbiór takich klechd, ale z koniecznym rozgatunkowaniem i oddzieleniem tych, które się z Tysiąca Nocy nasnuły. Z tego powodu niech się kto nie dziwi, dlaczego zbiór mój nie zawiera wiele więcej nad 150 podań - albowiem wiążąc się do pewnych miejsc, nie są tak łatwe do zebrania, jak klechdy lub pieśni; a co największa, że od lat wielu nie mając sposobności oddać się temu rodzajowi pracy, musiałem albo poprzestać na tych podaniach, które miałem nie ogłoszone w moim zbiorze, albo korzystać z uprzejmości osób posiadających takowe. Z tym wszystkim zamiar mój zbierania ich dalej, tak z dzieł ogłaszanych drukiem, jak z własnych poszukiwań, nie ustaje z wydaniem niniejszego dzieła; mam bowiem to przekonanie, że liczba podań ogromną jest w naszym kraju, a mianowicie w Krakowskiem i na Litwie. Ostatnie szczególniej odznaczają się nieporównanym urokiem poetyckim i wyraźnie czuć się w nich daje, że pogańska przeszłość Litwy nie jest zbyt jeszcze odległą Namienić tu muszę mimochodem o niektórych podaniach zasłyszanych przeze mnie, lecz tylko urywkowo lub niedokładnie. Warto, aby osoby, którym będą przystępne, postarały się o zebranie onych i ogłoszenie drukiem. I tak: w Krakowskiem krąży powieść o królewnie, która nie chciała iść za mąż, lecz gdy na nią nalegano, odrzekła, że ten będzie jej mężem, którego znajdą jedzącego na żelaznym stole; dworzanie wyszli szukać takiego człowieka i znaleźli rolnika w polu jedzącego obiad na żelaznym lemieszu. Zdarzenie to przypomina podanie o Libuszy. Znowu: olbrzymka wyszedłszy w pole znalazła wieśniaka orzącego wołmi, wzięła go więc, a myśląc, że to jaki osobliwy robak, przyniosła pokazać ojcu; lecz ten ją zgromił mówiąc, że bez tych robaków poumieralibyśmy z głodu. Podobne podanie słyszałem w Wogezach. Na Pobereżu opowiadano mi o Sołodywym Buniu, który miał tak ogromne brwi, że kiedy chciał popatrzeć, musiano mu dawać pod nie podpórki. O tymże samym Buniu jest dokładna powieść w kromce znajdującej się w archiwach konsystorza we Lwowie. Wnoszę, że w tej osobie przechowała się pamięć połowieckiego wodza, Boniaka.

W Górznie w Wielkopolsce, gdzie pokazują szczątki dawnego zamczyska, który miał należeć do króla Przemysława, rozpowiadają o białej niewieście, pojawiającej się zwykle w południe z pękiem kluczy. Jest że to pamiątka Ludgardy żyjąca w tym podaniu?

Na każdym prawie miejscu można znaleźć plon mniej więcej okwity, byle chęć mieć ku temu i nie ważyć lekce podobnych pamiątek. Nie licząc już innych stąd korzyści dla badaczy i poetów, każda okolica nabiera więcej powabu, jeżeli głośnym się stanie podanie o niej. Ktokolwiek zwiedzał nadreńskie zamki i zwaliska, ten przyzna, że największy swój urok winny romantycznym podaniom, które po ustąpieniu dawnych rycerzy same teraz z wijącym się bluszczem udzielnie w tych sokolich gniazdach panują i odmładzają myślą żywotną milczące i ponure głazy.

---------------------------------------------------------------------------------

* Nie można twierdzić, aby przy gorliwości pierwszych apostołów chrześcijańskich religia łamała sił: do wyobrażeń pogan, jak to utrzymują| niektórzy; raczej przyjąć należy, że w bezduszne formy wiar pierwotnych wstępował duch chrześcijański ożywiał je. Liczne tego mamy dowody: na Ukrainie obrzęd Kupajła zeszedł się z św. Janem Chrzcicielem, którego zowią Iwan Kupajło; toż samo o Kolladzie i Pałykopie, z których pierwsza przypada na Boże Narodzenie, drugi na dzień 27 lipca, kiedy Kościół obchodzi św. Pantelemona. Na Żmudzi także się modła do Perkunateli, czyli do Najświętszej Panny nazywanej u nich Panna Maria Perkunatele. W Poładze, jak mówi ks. Jncewicz, gdzie jest góra Biruly, lud odbywa pobożne pielgrzymki i uznaje ja za święty i właśnie kiedy zwiedzał tę górę, postrzegł wieśniaczkę chodzącą na kolanach około krzyża; gdy ją spytał, dlaczego się modli? Odrzekła: w czasie mojej choroby uczyniłam ślub, jeśli tylko przyjdą do zdrowia, odwiedzę grób świętej Biruty.

** Między ludem naszym, który acz jednego szczepu, postrzegać się dają znaczne różnice, już to w ubiorze, już w przechowywaniu podań miejscowych, już w zwyczajach; dlatego należy odróżniać tubylców od późniejszych osadników; tak np. w Krakowskiem plemię chrobackie daje się poznać od plemienia przybyłego z Wielkopolski, które się z nim pomieszało. To samo i gdzie indziej.

*** Nie tylko u nas, ale i gdzie indziej trudno jest dostać się do podań i pieśni ludu. Posłuchajmy, co mówi w tej mierze o wieśniakach kampańskich p. Visconti w dziełku Saggio de canti popolari delia provincia di Marittima e Campagna, Roma 1830. - "Ilekroć zdarzyło mi się prosić wieśniaków lub ich żony o powtórzenie śpiewanych piosnek, zawsze odbierałem odmowna odpowiedź i tylko niekiedy za wysoka nagrodę skłoniono się do mego żądania; a i to jeszcze winienem byt bardziej rozkazowi osób mających u wieśniaków powagę niż dobrej ich woli. Pieśni te tak wiernie malują wewnętrzne uczucia ich serca, iż żądanie moje zdawało im się być nie tylko dziwne, lecz obrażające; prawie jak gdyby im kto wydzierał najskrytszą tajemnicę. Twarze ich pokrywał wtedy rumieniec, w całej postaci okazywał się przymus, pomieszanie i kwaśny humor trudny do opisania - pudor guidam poene subrusticus - jak się wyraża Cicero."

---------------------------------------------------------------------------------

Po powyższym wstępie spisanych jest 158 podań i legend, między innymi:
[ . . . ]
52. Widmo w zamku rydzyńskim
[ . . . ]
62. Skarb w Luboni (pełny tekst pod odsyłaczem „Skarb w Luboni” – treść legendy – wypis z poz. 62 oraz wersja zasłyszana)
[ . . . ]
68. Brzoza gryżyńska (legenda zapisana też w formie poetyckiej przez Franciszka Morawskiego z Luboni – patrz dział UTWORY LITERACKIE pod odsyłaczem Franciszek Dzierżykraj-Morawski rodem z Luboni)
[ . . . ]



WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.01 6,923,395 Unikalnych wizyt