|
Franciszek Morawski
Obłok.
(Marzenie.)
I.
Widzisz ten obłok z śnieżnych run spojony,
Zwolna od wschodniej żeglujący strony,
Co jak spokojne cnotliwego życie,
Cicho po czystym upływa błękicie;
Z kądże on dąży i dokąd ucieka?
Jakież go losy, jaka przyszłość czeka?
Może on kiedyś cały świat zachmurzy,
Wszystko zniszczy, spali, zburzy;
Rykną gromy, deszcze luną,
Całe lasy, grody runą,
Świat się potopem zaleje:
Może też dzisiaj — może w tej godzinie,
Pierwszy go wietrzyk rozwieje,
I na zawsze zginie.
II.
Ileż on kształtów w swojej brał podróży!
Ranek go przybrał w wdzięczną barwę róży,
I kiedy jeszcze w ciszy uroczystej,
Czekała wejścia tarczy dnia ognistej
Niebios przestrzeń niezmierzona:
On w tej przestrzeni tak drobny, maleńki,
Płynął sam jeden, jak zwiana zasłona
Z jasnego czoła jutrzenki.
Inną on teraz, i co chwila inną
Przybiera postać, kształt i barwy zwodne;
Patrz, jak go swoją igraszką dziecinną
Kołyszą wiatry łagodne.
To go jak żagiel na rozległem morzu,
Pędzą po wielkiem błękitów przestworzu,
To znów jak księżyc, gdy go mgła omroczy,
Śnieżnym się kręgiem po niebiosach toczy,
I jak on błyszczy z daleka.
To wreście w lekką zasłonę rozwiany.
Jak biały orzeł wichrami porwany,
Gdzieś tam z swą chwałą ucieka!
Nie takim będzie, gdy z wieczornym mrokiem,
Do kresu swego dopłynie zawodu,
I złotym zorzy oblany potokiem
Uwieńczy bramę zachodu!
Strasznym on, krwawym blaskiem się rozżarzy,
Jak płomień gniewu na rycerskiej twarzy;
Lecz w krótce, jak ta mgła ciemna, wątpliwa,
Co wszelkie słoniąc wspomnienie,
Świetną nam przeszłość pokrywa;
Tak i on z nocną ciemniejąc pomroką,
Zgasłej już gwiazdy pozgonne promienie
Mglistą zasunie powłoką. —
III.
Miło jest na nim twemu spocząć oku,
Ścigasz go chętnie przez niebios przestrzenie;
Ale jak kiedy wdzięczne wieszcza pienie,
Wznosi cię mocą boskiego uroku;
Poisz się, dziwisz, zachwycasz, bolejesz,
To łzy rozkoszy, to łzy żalu lejesz;
A jednak nie wiesz, co tak piękne dzieło
W piersi wieszcza tchnęło;
Z jakich chwil, zdarzeń i losów kolei,
Z jakich wspomnień swej młodości,
Z jakich ran serca, zwiedzionych nadziei
Tyle ci wywiódł piękności;
Tak i z tą chmurką, co tam w górze płynie,
Wzrok się twój bawi jedynie.
Lecz gdy z nią krąży po niebios błękicie,
Nie wiesz, nie pytasz co jej dało życie;
Czyli jest szczątkiem strasznej nawałnicy,
Czy się z wyziewów Oceanu wzniosła,
Czyli z pożaru ogromnej stolicy,
Czy też z pól krwawych wielkiej bitwy wzrosła,
Czy wreście z hołdu błagającej wiary
Palonej niebu ofiary!
Ileż to może z tej ziemskiej doliny
Łez, żalów w górne uniosła krainy!
Niejedna może nadzieja i chwała,
Z płonnym dymem uleciała!
I gdy niejednem może szczęściem świata,
Gdzieś tam po górze płochy wiatr pomiata;
Nędzny śmiertelnik przykuty do ziemi,
Musi na nowo walczyć z losy swemi;
I znów te same przechodzić koleje,
I drugą życia przetrwonić połowę,
Aby mógł jakąś uroić nadzieję,
Skleić szczęście nowe,
Stwarzać to nigdy nieskończone dzieło,
By może znowu jak pierwsze zginęło!
IV.
Płyń, płyń z wiatrami, kołysz się łagodnie,
Lotny żeglarzu górnego przestworza!
Jakże ci musi być błogo, swobodnie,
Te czyste, jasne przepływać tam morza.
O czemuż szczęsne wiatry cię nie zwiały
Z jakiej tam prawdy, dotąd zasłoniętej,
Z którejby ludy, króle dociekały
Szczęścia, pokoju tajemnicy świętej!
Płyń, płyń, ulatuj okiem niedościgły,
Nad te groźne gór tych igły,
Co jak olbrzym niezmierzony,
Na całej ległe krainie,
Aż tam cię swemi ramiony
W podniebne gonią pustynie!
Trzeba ci, trzeba wysoko żeglować,
Aż pod szczyt nieba uciekać przed niemi;
Kto chce swą wolność zachować,
Niech się nie zbliża do ziemi.
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|