|
Franciszek Morawski
Nibavaton.
I wysłał siódmy Anioł czaszę swą na powietrze
i wyszedł glos wielki — Stało się!
Apocalipsis. |
Dziwneż to rzeczy w starych szpargałach się mieszczą,
Jest w nich proroctwo ręką nakreślone wieszczą,
Pismo stare — wpółstarte — jak na gockim murze,
Rąbanym już od wieków przez czasy i burze. —
Strasznej treści zapowiedź w kartach jego leży:
Nim tysiąc i znów tysiąc lat, dni, godzin zbieży,
Spadnie kara na ziemię zbrodniami zalaną.
Bóg zamknie łona kobiet i rodzić przestaną.
I nie będzie już matek — i przez całą ziemię
Mrożącym trwogi dreszczem ludzkie zadrży plemie.
Zimnym się nagle wstrętem obie płcie rozżenią,
Za nic młodość i wdzięki — serca w lód się zmienią;
Boleść tylko zostanie — rozpacz, którą wzbudzi
Widok dzieci, na których skończy się ród ludzi.
I powoli wymierać zacznie ludzkość cała,
I borami zarastać ziemia spustoszała.
Puszczą się każde państwo ociągnie do koła,
Naród się o narodzie dowiedzieć nie zdoła.
Wszystkie drogi zalegną i zwierza i gady,
I sprosne — oczom ludzkim nieznane szkarady!
Co dzień i codzień będzie ród nasz rzedniał, starzał,
A popłoch wsie rozpraszał, miasta głód wymarzał;
Wielkim grobem zostanie świat ten niezmierzony,
Ołtarze bez kapłanów — bez następców trony.
Człowiek będzie człowieka, jakby szczęścia szukał,
I próżno do wymarłych jego siedzib stukał.
A jeśli — jeśli kiedy w borach się obaczą,
Dziwić się sobie będą i gorzko zapłaczą.
Pierwszy raz w pośród ludzi bój ucichnie krwawy,
Z zimnym wzgardy uśmiechem ziemskie wspomną sławy;
Jak o płochych igraszkach, lub dziecinnych marach
Będą mówić o wielkich Newtonach, Cezarach.
Wszystka, — wszystka namiętność z zwiędłych serc uleci,
Cała ziemia podniesie jeden głos o dzieci!
Ryczeć będzie rozpaczą, z łzami łamać dłonie,
I całe — długie lata ciągle wołać o nie.
Próżno — nigdy się skutku próźb swych nie doczeka,
Cała natura będzie rodzić — prócz Człowieka!
I jakby na szyderstwo tej strasznej ruiny,
Żaden kwiatek nie zblednie — żaden śpiew ptaszyny
Nie zsmutnieje na chwilę — wszystko tak barwiste,
Słońce będzie tak jasne — a niebo tak czyste!
Biada! biada tym, którzy w przyszłość patrzeć muszą;
O! nigdy oni źrzenic z łez już nie osuszą;
Na ten wielki jęk świata, ryk całej ludzkości,
Stare w grobie Adama wzruszają się kości.
Wiekiem wieków zaspałe znów roztwiera oczy,
A zaledwie ostatnie swoje wnuki zoczy,
Krzyczy — cóżem uczynił!.. dłonią wzrok zakrywa,
I na grób swój roztwarty skał i gór przyzywa.
Kruszą się miast rozległych warowne ogromy,
Z hukiem gromów potężne odpadają łomy,
Wznoszą się góry urwisk — chylą ku ruinie,
I groźne królów zamki i Boskie świątynie;
Wszystko pada i ginie — same z pychą swoją,
Szczytne stolic posągi, jak na pośmiech stoją;
Zmarła ich niesmiertelność — gad ją przeżył sprosny,
Po tłumnych niegdyś rynkach rosną świerki, sosny.
Codzień smutniej — okropniej — rzadko gdzie dym siny
Samotnie po[d] nad tylu błąka się ruiny —
Pustość, głuchość po gmachach dawnej wrzawy, pychy;
Pół wieku milczą dzwony — zegar jak śmierć cichy
Nie oznacza już czasu — cisza straszna, sroga,
Zda się, że karzącego można słyszeć Boga,
Słyszeć i jęki piekła. — W całym kręgu świata
Jedno uczucie — rozpacz, jedna myśl — zatrata!
Rozpacz nawet tak zimna i zawarta w sobie
Jak skryte w trupach życie, gdy je zamkną w grobie.
Walą się góry nieszczęść, kara karę tłoczy,
Brat brata niepoznaje, lub odwraca oczy;
Nieme, zwiędłe i sprosne tylu klęsk ofiary,
W zgniłych już na pół szatach wloką się, jak mary,
Ten siadłszy na urwisku — dłonią wsparłszy czoło —
Zimnem jak lód spojrzeniem patrzy się w około;
Ten duma i skarzącem okiem niebios pyta,
Ten się zrywa od modłów i z wściekłości zgrzyta,
Sobie — Bogu złorzeczy, — świat — życie przeklina,
I zawyje boleścią i znów wargi ścina. —
Miesza się umysł niewiast gromem przerażenia,
Krążą wirem zamętu potworne marzenia,
Te w kwiaty, ślubne wieńce strojąc pierś i głowy,
Hymn weselny dzikiemi wynucają słowy,
I znów płaczą tak rzewnie — znów wrywszy źrzenice,
Zżołkłe, śmiechem szatańskim wykrzywiają lice;
Tamte w szale matczynym i na wstyd przyrody,
Drobne zwierzom domowym wykradają płody,
I nosząc je u piersi i tuląc miłośnie,
Dzikich świata dziedziców wypieszczają sprośnie.
Straszny! okropny widok zniżenia człowieka!
Ziemia go się ze wstrętem i wzgardą odrzeka,
Odtrąca najcelniejszą istotę stworzenia,
Jak sprosną i zraczoną narość przyrodzenia!
Ach! zda się, że tą straszną wzruszone rozpaczą,
Samo piekło dumieje i Anioły płaczą. —
— Stało się! Świat ogromny już się rozprzągł cały;
Nie ma królów, ni ludów, ni hańby, ni chwały,
Ni wolności, ni kajdan — wszystkie dole, stany.
Zrównał potop nieszczęścia na ród nasz wylany.
Stepy tylko i stepy — a głuchość nad niemi;
Nie widać już i śladu dawnych osad ziemi,
Niedomarła się tylko reszta do miast zwleka;
Tam ją może przynajmniej jakaś pewność czeka;
Tam przecież znajdzie litość, i przy niej schroniona,
I ludźmi się pocieszy i wśród ludzi skona. —
Krótka! sroga ułudo!.. Jakby huk nawały,
Wszystkie bory straszliwym rykiem się ozwały;
I coraz — coraz bliżej grzmiącemi hałasy,
Jakby wrzawą szatanów wrą i tętnią lasy.
Ryczą puszcze — drzy ziemia — widma jak śmierć zbladle,
Wdzierają się na dachy, wieże w pół rozpadle;
Patrzą — stoją — ostatnie już Adama syny,
Ruiny na ruinach — widzą, że godziny
Najdalszej juk dożyli — wszystkie góry, łany,
Świat cały, dzikim lasów mieszkańcem zalany;
Patrzą — stoją — i z ócz im łzy ostatnie płyną,
Rzucają się w głąb ulic i na głazach giną —
I wraz zjadłem, tysiącznem wdzierając się stadem,
Dziki zwierz wszystko wściekłym zalewa napadem.
Tłumnemi się po placach rozpędzając kupy,
Cisną się, rozdzierają i kłócą o trupy.
Szerzą się po wymarłych domach wycia, ryki;
Po tronach, po ołtarzach siada potwór dziki,
Wszystkie gmachy i okna dzicz zaludnia wściekła,
Paszcze mordem zjuszone, oczy jak żar piekła;
Niedość, niedość, że plemie wyżarła człowiecze,
Szarpie jeszcze szkielety i po rynkach wlecze.
Rośnie tłum — ciżba — wściekłość — mnożą się szkarady,
Cala ziemia sprosnemi zaściela się gady,
Z wszystkich szczelin, a nawet i z ciemnic grobowych,
Snuje się płaz zgłodniały i straw szuka nowych. —
I nagle — jakby wpółnoc czernieją lazury,
Grubemi sępów, orłów okirzone chmury;
Roi się czerń powietrzna, — dzika — zjadła, krwawa,
I przez całe niebiosa szerzy krzyków wrzawa;
Spada wreście — i pierwsze odstraszając tłuszcze,
Ostatni po człowieku łup roznosi w puszcze!
Taka to będzie postać ziemskiego przestworza,
I od mnóstwa potworów zaczernią się morza;
Król ziemi runie z tronu i w proch się obróci,
A świat zwierzom wydarty, na nowo im wróci!
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|