Zbierając dane do przypisów o leszczyńskim czasopiśmie „Szkółka Niedzielna” natrafiłem na „podarek dla szkółek ludu naszego” zatytułowany „Święty Izydor Oracz” autorstwa księdza Karola Antoniewicza. Mimo, że wydawnictwo to nie ma żadnego związku z adresatem utworu Franciszka Morawskiego – księdzem Tomaszem Borowiczem ani z włościańskim tygodnikiem „Szkółka Niedzielna”, sam tytuł i fakt wydania tego „podarku” w Lesznie skłoniły mnie do poniższego wypisu. Mam nadzieję, że niektórych Czytelników zainteresuje twórczość ks. K. Antoniewicza w ogóle lub forma i treść tylko tej książeczki, będącej faktycznie „podręcznikiem” dla autentycznych ówczesnych „szkółek niedzielnych”. Tekst książeczki podzielony jest na dwanaście nietytułowanych rozdziałów. Wypisy ograniczyłem tylko do trzech (dłuższego rozdziału pierwszego ze stron 3-8, oraz ostatnich dwóch krótkich rozdziałów ze stron 53-58), wystarczająco charakteryzujących całość.
___________________________________
___________________________________
†
J.M.J.
=========
Rozdział pierwszy.
---------
W dalekiej, w bardzo dalekiej od naszej Polski krainie, którą Hiszpania nazywają, żył, będzie temu już lat siedemset, Izydor, wieśniak, którego żywot chcę wam tu w krótkości, bracia wieśniacy, przedstawić za przykład, żebyście to dobrze poznali i zrozumieli, że na to, aby być szczęśliwym i tu na ziemi, i szczęśliwym na wieki w niebie, nie potrzeba koniecznie być bogatym, uczonym, ale koniecznie potrzeba być uczciwym, pobożnym, trzeźwym, pracowitym, nikomu krzywdy nie wyrządzać, nikomu szkody nie czynić, jednem słowem: kochać Pana Boga z całego serca swego, z całej duszy swojej, ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego. Bo kto Pana Boga kocha, ten i bliźniego kochać musi; a kto Pana Boga i bliźniego kocha, ten na grzech nigdy dobrowolnie się nie odważy; a jeśli z ułomności ludzkiej zgrzeszy, w grzechu nie trwa, ale stara się jak najprędzej z Bogiem pojednać; a kto nie grzeszy lub za grzech żałuje, ten będzie czuł zawsze w duszy pokój i swobodę, i zapewni przy miłosierdziu boskiem zbawienie swoje. Weźmy przykład: kochasz żonę, męża, ojca, matkę, a więc nie chciałbyś ich obrazić, a jeśli pomimowolnie przytrafi ci się to, starasz się twój błąd poprawić i nie masz w sercu pokoju, pokąd się z niemi nie pojednasz. Toż samo czyni ten, który Boga prawdziwie miłuje; za nic w świecie niechciałby Go grzechem obrazić; a jeśli popadnie w takie nieszczęście, to sumienie mu nie daje spokoju, pokąd żalem, łzami, modlitwą i spowiedzią nie przebłaga gniewu Jego. Tak to czynił nasz Izydor. Ubogi, pracowity chłopek, przeżył nie mało lat na tym świecie, na którym i my żyjemy; pracował, cierpiał, tak, jak niejeden z nas dziś pracuje, cierpi; a czyż i my się dostaniemy do tego nieba, w którem dusza Izydora w takiej chwale, jasności i szczęściu przebywa? Do tego nieba, gdzie już ani orać, ani siać, ani żąć nie potrzeba; gdzie nędza, ubóstwo, choroba, głód, upał, zimno i zły człowiek nie dokuczy więcej? Zapytałbym każdego z was, bracia wieśniacy, a czybyś nie pragnął po śmierci dostać się do nieba? a wiem, żeby każdy z was odrzekł: A któżby do nieba dostać się nie pragnął? Kiedy bo to tak trudno! – Nie tak trudno, jak ci się wydaje, bylebyś tylko szczerze i prawdziwie chciał; a tobie bracie wieśniaku lżej w tym stanie, do którego Bóg cię powołał, jak innym. Masz albowiem więcej sposobności do zbierania zasług przed Bogiem, ofiarując Mu wszystkie twoje w krwawym pocie czoła odbyte, uczciwe prace; a masz mniej pokus do zwalczenia i okazyj do grzechów, jako ci, co po miastach i miasteczkach mieszkają. Idź tylko tą drogą, którą szedł Izydor, a ujrzysz się z nim w niebie; był on wieśniakiem jako i ty, w takiej mieszkał chacie jako i ty; tak się żywił i odziewał, a może nędzniej, jak ty, i został nakoniec Świętym. Mógł on, a czemu nie ty? Ale on po całych nocach w karczmie nie przesiadywał, ale on po całych dniach djabłami nie przeklinał, nie kłócił się z sąsiadami, żoną, sługami, o najmniejszą rzecz, krzywdy nikomu nie czynił i był posłuszny i uległy rozkazom starszych i tych, co mu Bóg dał za przełożonych, czy to duchownych, czy świeckich, jeśli tylko to posłuszeństwo z grzechem nie było połączone. I dla tego Izydor już tu na ziemi doznawał prawdziwego pokoju i swobody, a tem samem prawdziwego szczęścia. Bo kto żyje po bożemu, ten ma już raj tu na ziemi; a kto żyje po djabelsku, ten ma piekło, już tu na ziemi, w domu swoim. Chciałbyś może wiedzieć, jak to czynił Izydor, aby się ustrzedz grzechu i obrazy boskiej, - i stać się miłym i Bogu i ludziom? Oj! odpowie z was może niejeden, chciałbym bardzo to wiedzieć, abym mógł błogosławieństwo boskie pozyskać dla siebie i dla całego domu mego. Dzięki Bogu, że masz taką dobrą wolę, ale nie dość chcieć, trzeba i popracować nad sobą! Nie zbierzesz pszeniczki z pola twego, jeśli to pole nie uprawisz z wielką pracą i mozołem! – Chociażbyś przez całą noc i cały dzień ciągle te słowa powtarzał: ja chcę pójść do lasu, a kroku byś z komory nie uczynił, to do lasu nigdy nie dojdziesz; chociażbyś przez całe życie powtarzał: ja chcę się dostać do nieba, a ani kroku nie uczynił na drodze doskonałości, która do nieba prowadzi, tobyś nigdy do nieba nie trafił. Od czegoż mam rozpocząć poprawę życia? (zapytasz może.) Dam ci przykład: co czyni dobra gospodyni, kiedy na wiosnę około ogrodu pracować zaczyna? Najpierw oczyszcza grzędy z chwastów, burzanów, i rozmaitych zielsk, odmiata wszystkie śmiecie, złamy, które burze zimowe nawiały; a widząc grzędę już dobrze sprawioną i oczyszczoną, zasiewa marchew, buraki, sadzi rozsadę, wtyka groch, cebulę, bób, i.t.p. Czyń i ty tak. Najpierw przez dobrą spowiedź, a najlepiejby było, jeśli szczerze do Boga chcesz się nawrócić, i wątpisz o przeszłych spowiedziach twoich, czyś je dobrze odprawił, przez spowiedź z całego życia, oczyść sumienie i serce twoje ze wszystkich grzechów twoich i złych nałogów, pijaństwa, rozpusty, przeklinania, lenistwa i tym podobnych; bo te złe nałogi są chwasty i zielska zatrute w duszy twojej, które głuszą wszystkie twoje dobre postanowienia, - pokąd one są w sercu, nie dadzą wzrość żadnej cnocie; - ależ kiedy to tak ciężko odzwyczaić się od złego! Wiem to dobrze; ależ bo niebo nie jest nagrodą, a o nagrodę nikt się upominać nie może, kto na nię nie zapracuje. Wszakże i ty słudze i najemnikowi twemu nie zapłacisz, jeśli cały dzień tylko próżnował – tak też i Pan Bóg nie zapłaci temu niebem, kto przez całe życie próżnował i nic dla Pana Boga uczynić nie chciał! Masz pniak stary, twardy, dębowy wśród łanu twego, zawsze o niego pługiem zaczepisz, i zniecierpliwiony, że przezto robota twoja się opóźnia, mówisz: trzeba ten pień wyrzucić; i póty motyką i siekierą koło niego pracujesz, pókąd go nie wydobędziesz. Każdy zły nałóg jest jakby dobrze wkorzeniony pniak w sercu twojem, o który się łamią wszystkie zbawienne postanowienia twoje; powiedz więc raz: muszę ten pniak, ten zły nałóg, wyrzucić z serca mego, bo mi opóźnia i zagradza drogę do Boga mego. Weź się więc szczerze do pracy, a jeźli nie od razu, to pomału, pomału, nie tracąc nadziei i ufności w Boga, wszystko ci dobrze się uda. Słuchaj, mój bracie, gdyby ci kto tak powiedział: „Jeśli przez cały dzień nie wymówisz jednego przekleństwa, złorzeczenia, bluźnierstwa, to ci zapłacę sto reńskich – a jeźli choć raz przeklniesz, zbluźnisz, to ty mi te pieniądze zapłacisz.* - Tobyś sobie pomyślał: Lepiej mi sto reńskich wziąć, jak sto reńskich dać, i czuwałbyś dobrze nad każdym słóweczkiem twojem. Więc cobyś dla stu reńskich mógł uczynić, tegobyś dla miłości nieba i zbawienia duszy twojej nie uczynił? – A gdybyś chciał się dopuścić jakiegoś bezwstydnego grzechu, wstrzymałbyś się od tego, gdybyś wiedział, że ludzie na ciebie patrzą – a że Bóg na ciebie patrzy, toby cię od złego nie wstrzymało? To ty się więcej ludzi boisz i wstydzisz, jak Boga samego? Bóg przytomny patrzy na mnie, tak myślał przy każdej sprawie Izydor, i dla tego nigdy nie zgrzeszył, i dla tego Świętym został – abyśmy zawsze na przytomność boską pamiętali, tobyśmy nigdy dobrowolnego nie dopuścili się grzechu!
=========
W miejsce pominiętych przy wypisach rozdziałów od drugiego do dziesiątego wstawiam jedyną ilustrację zamieszczoną w tej książeczce (przed stroną tytułową) oraz, niejako związany z tą ilustracją, wybrany fragment rozdziału trzeciego (ze strony 17).
[ . . . ] Nie przechodził Izydor nigdy około krzyża lub figury, aby nie uczynił, odkrywszy głowę, znaku krzyża świętego z największą pokorą i uszanowaniem [ . . . ] A u nas, jak to się zdarza, że w całej wiosce, ani przy drodze, ani na polu, ani w pobliżu wioski, nie masz i jednego krzyża; a jeśli jaki jest, to tak zbutwiały, spruchniały, pochylony, a około krzyża ziemia porosła bodziakiem i pokrzywą; oj widać dobrze, że tam żadne nie przyklęka kolano; i dla tego, że my zaniedbujemy szanować i czcić ten znak zbawienia, ten krzyż święty, zsyła Bóg na nas i na całe domy i na całe wioski i miasteczka, krzyże rozmaitego rodzaju, ubóstwo, nieurodzaj, głód, choroby, i.t.p. Wielu to przechodzą koło krzyża i czapki nawet nie zdejmą z głowy i znaku krzyża nie uczynią. [ . . . ]
[ . . . ]
=========
Rozdział jedenasty.
---------
I tak przeżył Izydor całe życie swoje w miłości i bojaźni Pana Boga, i patrzał wesołem okiem i spokojnem sercem na tę ziemię, która miała przyjąć kości jego i przechować je do wielkiego dnia zmartwychwstania, i patrzał wesołem okiem i spokojnem sercem na to niebo, które wkrótce miało zostać mieszkaniem jego na wieki. Pielgrzym idąc z odległych stron na cudowne miejsce dla otrzymania odpustu, o jakąż radość on czuje, gdy ujrzy, znużony ciężką drogą, w oddali wysmukłe wieże kościoła, gdy posłyszy odgłos wieczornych dzwonów! Takie właśnie uczucie przy schyłku życia przepełniało serce Izydora, przeczuwając się już bliskim do kresu miejsca cudownego, to jest do nieba. Chłopkiem żył i chłopkiem umarł; święte było życie jego, święta była śmierć jego. O! ileżto razy znękany pracą, siadał wieczorem pod cieniem rozłożystej lipy, i patrząc z uczuciem tęsknoty na zachodzące słońce, mawiał sam do siebie: Kiedyżto tak zajdzie i słońce życia mego, a dusza moja powróci do Stwórcy mego? Nie bał się Izydor śmierci, i o niej często myślał. Gdy przechodził koło cmentarza wiejskiego, ukląkłszy, odmówił paciórek za dusze wiernych zmarłych; bo wiedział dobrze, że wkrótce i dla niego tu mogiłkę wysypią; - gdy słyszał dzwony pogrzebowe, szedł za trumną, bo wiedział, że i jego toż samo wkrótce czeka. Ale ta myśl o śmierci nie czyniła go smutnym, lecz przeciwnie słodką pociechą napełniała serce jego. Gdy niedostatek lub jakakolwiek boleść dotknęła serce jego, mawiał w pokorze: Bóg dał, Bóg wziął; jak się Bogu podobało, tak się stało; niech będzie imię Pańskie pochwalone! Pocieszał się w nieszczęściu tą słodką nadzieją śmierci i wieczności, - i ta myśl dodawała mu siły do znoszenia kłopotów i krzyżyków codziennych – i ochoty do czynnego i zbawiennego działania i do strzeżenia się choćby najmniejszego grzechu. Wiedział on dobrze, że niebo nagrodą jest, a tylko ten wart nagrody, kto ma zasługi; a więc nie dość nic złego nie czynić, ale potrzeba dobrze czynić. Gdy w ciężkiem znajdował się położeniu, zawsze sobie to pytanie zadawał: - a gdyby mi po tej sprawie przyszło zaraz umierać, jakbym ją uczynił? I ta myśl zawsze kierowała działaniem jego. I dla tego, gdy przyszła na niego godzina śmierci, w całej przeszłości swojej nic takiego nie znalazł, coby go dręczyć i niepokoić mogło. Myślał Izydor ciągle o przytomności Boga, myślał o śmierci, i dla tego tak wielkim został Świętym. Rozstał się Izydor ze światem, z wielką serca radością, bo on świata nie kochał – tylko ludzi kochał, i to w Bogu i dla Boga. Umierał spokojnie, bo cudza krzywda nie ciążyła na sumieniu jego; bo wiedział, że popiołów jego przeklinać nikt nie będzie. W ostatniej chorobie swojej najostrzejsze bóle z największą znosił cierpliwością, ofiarując je Panu Bogu za wszystkie niedoskonałości swoje. Modlił się bez ustanku, przyciskał błogo i rzewnie do ust i do serca krucyfiks i medalik Bogarodzicy, powtarzając ciągle te najsłodsze imiona: Jezus, Marya, Józef! Oczekiwał z upragnieniem i tęsknotą chwili, coby go z Bogiem połączyła na wieki. O! z jaką pokorą, wdzięcznością, miłością przyjmował on Go raz ostatni w przenajświętszym Sakramencie; i zaopatrzony śś. Sakramentami, usnął snem sprawiedliwego około roku pańskiego 1130. Zaledwie ta nowina po wiosce gruchnęła, tłumy ludzi płaczących i rozpaczających zebrały się w około pomieszkania Izydora. Płacz i szlochanie już z daleka słyszeć się dawało; każdy sąsiad wyliczał dobrodziejstwa, jakie od niego był odebrał. Każdy wysławiał cnoty jego tak rozliczne, i przez długi czas jeszcze o niczem innem nie mówiono, jak o Izydorze, - i jak za życia, tak i po śmierci, wielu do Boga za jego przyczyną nawróciło się. Takto sprawiedliwy, a Boga miłujący i bojący się człowiek, nietylko że własną zbawi duszę, ale i niejednemu do nieba dopomoże.
=========
Rozdział dwunasty (ostatni).
---------
Czterdzieści lat po śmierci Izydora, z przyczyny i w skutek wielu cudów, któremi Bóg chciał wsławić imię sługi swego pomiędzy ludźmi, otworzono grób, w którym spoczywało ciało Izydora na cmentarzu św. Jędrzeja, obok wielkiego miasta Madrytu. Wielkie było podziwienie, gdy znaleziono ciało nic nie nadpsute, jakby dopiero do grobu złożone było. Przeniesione zostało to święte ciało do kościoła św. Jędrzeja; a w czasie tego uroczystego obchodu, wszystkie dzwony miasta Madrytu same od siebie dzwonić poczęły. Niezliczone cuda działy się za przyczyną Izydora św., i cały naród hiszpański obrał go sobie za szczególniejszego kraju patrona, tak jak my na przykład św. Stanisława i innych mamy polskiego kraju patronów. Wieśniacy i panowie, książęta i królowie, pielgrzymowali i pielgrzymują ciągle do grobu Izydora św., aby za jego przyczyną rozmaite łaski od Boga odbierać. Złotnicy miasta Madrytu, z własnego popędu złożyli wielką sumę pieniężną, i wylali srebrną, drogiemi kamieniami wysadzoną trumnę, w której spoczywa ciało św. Izydora. Wartość tej trumny wynosi 16,000 dukatów. W roku 1612. Izydor, wraz z św. Ignacym Lojola, Filipem Neryuszem i świętą Teresą, od Kościoła w poczet Świętych został policzony.
Zakończmy ten krótki żywot św. Izydora jedną uwagą do was, bracia wieśniacy! lub raczej jedną prośbą; nie ja, ale święty Izydor do was temi odzywa się słowy: „Bądźcie dobrymi, bójcie się Boga, kochajcie ludzi.” Starajcie się we wszystkiem iść za przykładem świętego Izydora. Nie oddawajcie się lenistwu, pijaństwu, rozpuście, bo ztąd pochodzą wszystkie nędze i duszy i ciała! Niech kłótnie, gniewy, processa, nie mięszają zgody i pokoju między krewnymi i sąsiadami. Dawajcie gospodarze i gospodynie dobry przykład sługom i dzieciom waszym. Nie słuchajcie tych, którzy od Boga was odciągają; ale tych, którzy was do Boga prowadzą, - którzy wam opowiadają słowo boże – i od Boga na to są ustanowieni i posłani, aby was w dobrem utwierdzali, ostrzegali i nauczali. Pamiętajcie, że Bóg przytomny patrzy na was, - widzi wszystkie uczynki wasze, przenika wszystkie myśli wasze, słyszy wszystkie słowa wasze. – Pamiętajmy zawsze na rzeczy ostateczne, na śmierć, na sąd, na niebo i piekło, a nigdy nie zgrzeszemy! Zachowujmy tylko dobrze te dwa przykazania miłości: Kochaj Pana Boga twego z całego serca twego, z całej duszy twojej, ze wszystkich sił twoich, - a bliźniego jak siebie samego. Czyńmy to, a nie umrzem na wieki. Amen.
Kto z Bogiem, Bóg z nim.
Freiwaldau [obecnie Jesenik w Czechach – przyp. LD], 10. Września 1848.
=========
_________________________
Ks. Karol Antoniewicz – kaznodzieja misyjny, autor pieśni, wierszy i książeczek religijnych
|