Listopada 22 2024 04:56:09
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


KONNO PO POLSCE

Andrzej Kwilecki
KONNO PO POLSCE

„Konna jazda ma swoisty urok i łatwiej dotrzeć do różnych ciekawych zakątków konno, niż koleją żelazną lub samochodem".

P. POPIEL, 2918 kilometrów na koniu, Lwów 1933, s. 3.


W latach międzywojennych znani byli dwaj panowie, którzy poznawali kraj jeżdżąc od dworu do dworu. Podróże swe obmyślali i przygotowywali starannie, marszrutę realizowali konsekwentnie. Najciekawsze w ich wędrówkach było to, że odbywali je w siodle, a sami jeźdźcy byli już w podeszłym wieku.

Pierwszy z nich, to Józef Chełkowski (1868 -1954), zamiłowany hodowca i doskonały znawca koni, właściciel stadniny w Śmiełowie, który sam dobierał i kupował w kraju i za granicą rasowe konie oraz dbał o najdrobniejsze szczegóły związane z hodowlą, zajmował się uprzężą, dbał o właściwą pielęgnację kopyt, troszczył się o jakość paszy, którą zapewniały wspaniałe łąki w jego majątkach — Śmiełowie, Kuklinowie i Lipowcu. Chełkowski zajmował się też hodowlą koni dla wojska, czyli remontów. [...] Po przekazaniu dorosłym już synom swych majątków i folwarków – Śmiełowa z Gąsiorem, Starego Grodu, Kuklinowa, Lipowca, Rzembiechowa, Dzierżanowa, a więc po uwolnieniu się od codziennych obowiązków administracyjnych, Józef Chełkowski zaplanował kilka konnych wędrówek po Polsce. Odwiedzając rodziny właścicieli ziemskich, nie tylko poznawał ich gospodarstwa i hodowle, ale dzielił się z nimi własnymi doświadczeniami. [...] Trasa najdłuższej wyprawy zorganizowanej w 1937 r. i trwającej cztery miesiące, od maja do sierpnia, wynosiła około 4000 kilometrów. Józef Chełkowski odbył, jak zwykle, pielgrzymkę na Jasną Górę i odwiedził obie córki w Cieślicach (w Miechowskiem) i Brzozie (koło Kozienic w Radomskiem), ale cel końcowy znajdował się znacznie dalej: były nim Okopy Św. Trójcy, wieś położona w dawnym powiecie Borszczów (woj. tarnopolskie) u ujścia Zbrucza do Dniestru. Niegdyś znajdowała się tam polska warownia założona przez króla Jana III Sobieskiego. Wszystkie miejsca postoju na tej długiej i urozmaiconej trasie były wcześniej uzgodnione korespondencyjnie. Pokonując ten dystans na koniu Józef Chełkowski liczył sobie — bagatela! — 69 lat. Był to Wielkopolanin z krwi i kości.

Drugi podróżnik, którego warto tu przypomnieć, pochodził z Małopolski. Spokrewniony był jednak lub skoligacony z wieloma rodzinami z Poznańskiego, m.in. Chłapowskimi, Mańkowskimi, Morawskimi. Paweł Popiel* (1870-1936), bo o nim tu mowa, właściciel Kurozwęk na Kielecczyźnie, ożenił się w 1897 r. z Marią Mańkowską, córką bardzo zamożnych rodziców — Wacława i Antoniny z Chłapowskich, właścicieli Brodnicy pod Śremem; Wacław Mańkowski miał też własne dobra na Podolu i udziały w tamtejszych rodzinnych cukrowniach. Brat stryjeczny Pawła Popiela, Michał Popiel wziął sobie za żonę młodszą siostrę Marii — Jadwigę Mańkowską, a ich kuzyn Wacław Popiel żonaty w drugim małżeństwie z Józefą Chłapowską posiadał majątki Kostrzynek, Brzostowo i Mościska pod Wyrzyskiem. Wszystkie te ożenki bardzo wzmocniły więź rodzinną i towarzyską małopolskich Popielów z ziemiaństwem wielkopolskim.

Według Emanuela Rostworowskiego, siostry: Maria z Mańkowskich Pawłowa Popielowa i Jadwiga z Mańkowskich Michałowa Popielowa „wniosły do popielowskich domów pokaźne posagi z podolskich cukrowni Mańkowskich oraz wielkopolski standard cywilizacyjny. Pochodziły bowiem po kądzieli z bardzo zasłużonej na polu pracy organicznej wielkopolskiej rodziny Chłapowskich. Ich matka, Antonina z Chłapowskich Mańkowska, była wnuczką Dezyderego Chłapowskiego (1788-1879) z Turwii [...] słynnego z gospodarności organicznika. [...] Panie z Mańkowskich Popielowe wniosły więc do guberni kieleckiej wielkopolskie porządki i zmysł pracy społecznej”.

Bohater naszego opowiadania, Paweł Popiel, dobrze wykorzystał pieniądze posagowe żony. Nabył folwark Kotuszów, odrestaurował i unowocześnił zamek w Kurozwękach. „Zwłaszcza Maria doprowadziła nieco surowy zamek kurozwęcki do stanu dobrze wyfroterowanego, ogrzanego i oświetlonego (centralne ogrzewanie, elektryczność — wielkie na ówczesnej wsi kieleckiej nowości) dworu wielkopolskiego”.

Paweł Popiel miał trzy pasje życiowe. Intensywnie zajmował się odziedziczonymi po ojcu lasami (około 1500 ha powierzchni) i doprowadził je do wysokiego poziomu pod względem gospodarczym i krajobrazowym. Drugą pasją, której oddawał się szczególnie w późniejszych latach życia, było pisarstwo. Publikował w «Sylwanie» artykuły na temat leśnictwa, w «Czasie» i «Rolniku» przewodniki turystyczne dla młodzieży. Opracował i ogłosił drukiem monografię własnej rodziny (Popielów).

Jednakże główną pasją Pawła Popiela była hipika i hipologia. Prowadził przejętą po ojcu hodowlę koni pełnej i półkrwi i stał się w tej dziedzinie krajowym autorytetem. Utrzymywał kontakty nie tylko z polskimi, ale i zagranicznymi hodowcami; uchodził za specjalistę w zakresie końskich rodowodów. Publikował książki i artykuły poświęcone stadninom polskim, jeździectwu, hodowli koni itp. Dzięki współpracy z czasopismami niemieckimi i francuskimi, popularyzował za granicą polskie hodowle i jeździectwo.

Miał 60 lat, gdy powierzył synowi administrację Kurozwęk i zapragnął poznać dokładnie Polskę. Napisał wtedy: „Zawstydzała mnie myśl, że znam większą część Europy [...] a nie znam własnego kraju”. W lecie odbywał podróże na koniu z własnego stada, w zimie spisywał wrażenia i obserwacje. W ciągu pięciu lat 1931 - 1935 przebył 16 000 kilometrów, przemierzając Polskę wzdłuż i wszerz — od kraju Hucułów do Białowieży, z kresów wschodnich na kresy zachodnie i północne. Przyrównywano go do Don Kichota, a chłopca jadącego za nim na dwukółce z bagażem nazywano Sancho Panchą. Swoje wyprawy Popiel opisał prostym stylem i ładną polszczyzną w czterech publikacjach (łącznie 343 strony druku) stanowiących bardzo swoistą mieszaninę kronik ziemiańskich i końskich z krajoznawstwem i historią. [...] Adresował swoje przewodniki do młodzieży, wyrażając nadzieję, że pójdzie ona za nim, przekładając piękniejszą (i tańszą) turystykę konną nad źle widzianą przez jeźdźca z Kurozwęk turystykę samochodową.

Popiel odwiedzał dwory, stadniny końskie, koszary i stajnie pułków kawaleryjskich, oglądał zabytki i pamiątki historyczne. W czasie jednej z wypraw w 1932 r. zwiedził Wielkopolskę i następnie opisał ją szczegółowo w publikacji pt. „2918 kilometrów na koniu”. Znalazły się w niej charakterystyki spotkanych ludzi, spostrzeżenia dotyczące majątków, dokładne dane o stadninach i koniach, a także informacje historyczne, opisy zabytków architektury i dzieł sztuki. Już wcześniej interesował się Wielkopolską i opisał miejscowe stadniny w czasopiśmie «Jeździec i Hodowca». Z dużym znawstwem oceniał klacze stadne pełnej krwi nabyte w 1930 r. w Niemczech dla stadnin w Wituchowie, Iwnie, Posadowie, Szelejewie, Modrzu oraz zakupione wcześniej dla Golejewka.

Podróżował na swej czteroletniej, karo-gniadej klaczy «Jedynka», odpowiednio przygotowanej i wytrenowanej. Napisał o niej: „grzywa jedwabista, oznaka szlachetności, ogon bardzo długi, obfity i puszysty, oznaka siły". Opowiedział dokładnie, jak wyglądały przygotowania przed wyprawą z Kurozwęk na północny-zachód i jak prowadził konia:

„«Jedynka» występowała nie bez powodzenia na wyścigach w Poznaniu i Bydgoszczy, mimo to wydała się za młoda na tak daleką podróż: ufałem w dzielność i wytrzymałość, jaką się odznacza pełna krew angielska ponad wszystkie inne rasy i nie zawiodłem się. [...] Przygotowywałem klacz do wiosny, odbywając kilka razy w tygodniu spacery po własnej majętności, od 20 do 30 km dziennie wolnym kłusem i bardzo posuwistym stępem, takie tempo najlepiej wyrabia muskuły; jadła stale po 6 kg owsa na dzień.
W podróży należało oczywiście zużywać klaczy bardzo ostrożnie, wykorzystywać do kłusa każdy odpowiedni teren, a zwalniać do stępa, nawet na najkrótszym odstępie nierównej drogi; starannie omijać napotkane kamienie na pozór nawet mniej widoczne, unikać potykania się; koń o dobrych, rozumie się, nogach z płaskim, angielskiej rasie właściwym, chodem, potyka się najczęściej z własnej nieuwagi ale nieraz też z winy jeźdźca, który mógł i powinien był to uprzedzić poruszeniem wodzy lub dotknięciem łydkami, zwłaszcza jeśli zna dobrze sposób poruszania się swego konia. Częste potykanie się na dłuższym dystansie osłabia siłę odnóży i swobodę łopatek tem zmęczonych.
Nie mniej ważne jest odżywianie i pojenie. W upalne dni poiłem klacz kilka sekund w napotkanych strumieniach [...] na popasach dodawałem do wiadra wody garść otrąb pszennych, przyczem koń pije wolniej i ze smakiem; krzepiłem też klacz cukrem kostkowym.
Po zdrowem parsknięciu i po spokojnem przejściu obok przedmiotu mogącego budzić przestrach, nie szkodzi poklepać konia w myśl nagrody i zachęty; koń to bardzo rozumne stworzenie, przywiązuje się chętnie do swego stałego a delikatnego jeźdźca, dobrze zna głos jego i rękę. Polecenia godne jest zaopatrzenie się w małą apteczkę podróżną zawierającą amoniak, jodynę, krople Inoziemcowa, laurowe i walerianowe, fluid, wodę Burowa, bandaże i watę, zapasowe podkowy i ufnale odpowiedniego numeru. [...] Rozpocząłem od próbnej wycieczki po powiecie stopnickim (175 km). Za cel następnej wycieczki oznaczyłem zwiedzenie państwowej hodowli pełnej krwi w Kozienicach, tam i z powrotem 364 km".



Ponieważ jeździec uprzedzał o swym przybyciu, starając się podawać dokładną godzinę, więc właściciele majątków i hodowcy koni wyjeżdżali mu często naprzeciw konno, a później w dniu odjazdu odprowadzali go wiele kilometrów. Podróżując po Wielkopolsce, Popiel odwiedził państwowe stadniny w Gnieźnie, Sierakowie, Racocie. Zwiedzał regionalną wystawę rolno-ogrodniczą w Żninie. Złożył wizyty — i to było jego głównym celem — wielu właścicielom ziemskim.

Pierwszy nocleg na ziemi wielkopolskiej miał miejsce u Andrzeja Mańkowskiego w Winnogórze (Winnej Górze); stąd udał się do Iwna, „siedziby znanego hodowcy i sportsmena hr. Ignacego Mielżyńskiego". Tak wspominał Iwno: „... ze zdumieniem i wielką przyjemnością zobaczyłem hr. Mielżyńskiego, który naprzeciw na kasztanowatym «Cyrusie» pełnej krwi wyjechał. Na koniu tym odbył hr. Mielżyński kampanię przeciw bolszewikom, dowodząc pułkiem. [...] W Iwnie eldorado nie tylko dla gościa, ale i dla miłośnika konia. Długie godziny były poświęcone przeglądowi licznych matek stadnych, młodzieży i koni będących w treningu. [...] Po odwiedzeniu pp. J. Żychlińskich w niedalekim Uzarzewie [...] skierowałem się do Gniezna, znów uprzejmie odprowadzony milę drogi przez gościnnego hr. Mielżyńskiego".

W dalszej podróży Popiel zatrzymał się m.in. w Sobiejuchach, majętności Mieczysława Chłapowskiego. Oto uwagi związane z uczestnictwem w uroczystości dożynkowej:

„Trafiłem w Sobiejuchach na dożynki, śpiewy okolicznościowe i składanie Państwu Domu ozdobnych lecz wiele mniejszych, niż w Kongresówce, wieńców z czterech rodzai zbóż, za to z słodkimi niespodziankami pod ich spodem na talerzu. Jakże cenne są te patriarchalne zwyczaje, o ile samorzutne, a nie z zamówionym urzędowym charakterem. Powinny wyobrażać stosunek wsi do dworu, a nie kalejdoskop strojów i śpiewanych kupletów mniej może szczerych, a więcej aktorskich. Dożynki powinny pozostać tem, czem zawsze były, to jest dorocznemi bardzo cennemi miejscowemi zwyczajowemi uroczystościami, a nie przekształcać się w jakieś po powiatowych miastach urządzane kuligi i sztuczne «zaślubiny» wsi z miastem".

Na szlaku konnej wędrówki znalazło się też Brzostowo — Wacława Popiela i Gałowo — Michała Mycielskiego. Tu spędził dwa dni, dokonując przeglądu słynnej miejscowej stadniny oraz przy okazji koni hodowanych przez żonę Michała, Zofię z Karskich Mycielską w Wituchowie i przez Kazimierzostwa Turnów w Słopanowie. „Nazajutrz — wspominał Paweł Popiel — miałem zaszczyt być odprowadzony konno i to dość daleko przez Szanowną Panią Turno oraz przez hr. Mycielskiego, dosiadającego klaczy pełnej krwi «Gini», a na dystansie 3 kilometrów również przez 5-letnią Terenię Mycielską na biłgorajskim kucyku. Tak młodocianej a milutkiej towarzyszki jeszcze dotąd w mej wycieczce nie miałem".

Z innych majątków ziemskich Popiel odwiedził Posadowo — Stanisława Łąckiego, Modrze — Józefa Czapskiego, Głuchowo — Henryka i Marcelego Żółtowskich, Jarogniewice — Adama Żółtowskiego. W swej relacji z podróży wyróżnił ogród jarogniewicki: „... oprowadził mnie Szanowny Właściciel po jednym z piękniejszych dotąd widzianych parków, co niemało powiedzieć, gdyż nigdzie w kraju nie spotyka się tyle tak pięknie założonych i starannie utrzymanych parków, jak w tej części Polski".

Bardzo szczegółowo opisał Popiel swe odwiedziny w:
1) „pełnej wspomnień, pamiątkowej, poważnej" Turwi**, należącej już wtedy do Krzysztofa Morawskiego;
2) Czaczu, majętności Jana Żółtowskiego „zasłużonego obywatela, ekonomisty i myśliciela, który udzielił wytycznych, danych i uwag o powodach obecnego przesilenia rolniczego w tej dzielnicy kraju";
3) Goli należącej do Edwarda Potworowskiego, „jednego z najwybitniejszych działaczy na niwie rozszerzania akcji katolickiej i realnie pojętej i stosowanej pracy społecznej";
4) Szelejewie, gdzie pod nieobecność senatora Stanisława Karłowskiego rolę gospodarza majątku i domu pełnił jego syn;
5) Karminie, majętności Edwarda Morawskiego, wyróżniającej się lasem „prowadzonym ze szczególnem zamiłowaniem z istotnie wyjątkowo udanemi i bujnemi zagajnikami".

Szczególne wrażenie na gościu z Małopolski wywarł Gołuchów i jego właściciele. Tak napisał o swej wizycie: „... wyrażałem już na tem miejscu wdzięczność za życzliwe przyjęcia, jakich goszcząc w domach prywatnych doznawałem, słów mi jednak brak na należne ocenienie uprzejmości księstwa Adamów Czartoryskich. [...] Oboje Księstwo raczyli osobiście kilka godzin oprowadzać mnie po zamku zawierającym zbiory dzieł sztuki, należące bezsprzecznie do najbogatszych, jakie się znajdują w rękach prywatnych w naszym kraju, a może i za granicą. [...] Niezrównani w gościnności ks. Czartoryscy przewieźli mnie po parku, powiększonem i uzupelnionem przez hr. Działyńskich, którzy w to ulubione dzieło włożyli wiele lat pracy i znawstwa. Obecnie jest to rodzaj ogrodu botanicznego [...] nie brak w nim kilkusetletnich dębów, wiązów, grabów, jodeł. [...] W końcu zamknęła się za mną brama zamkowa, a ja uwiozłem ze sobą niezatarte wspomnienie tej siedziby sztuki i kultury. Było to dla mnie znamienne pożegnanie prastarej Wielkopolski z zabytkami jej wielkiej przeszłości, a współczesnym obrazem i przykładem hartu, pracy i niezłomnej energii w walce dawniej o ziemię i polskość, dziś o utrzymanie stanu posiadania".

Popiel obliczył, że w 1932 r. przejechał na koniu 2918 kilometrów i odbył trzy „wycieczki". Wrażenia swe spisywał na jesieni tego roku i ukończył pracę w listopadzie. Wydał ją w 1933 r. W zakończeniu zastanawiał się nad celem tych — jak je sam nazywał — wycieczek. „Nie zamierzam ukrywać — pisał — że chodziło mi o poznanie własnego kraju w sposób urozmaicony, co się da najlepiej osiągnąć na siodle. [...] Zastanawiałem się nad pytaniem, kogo do jazdy konnej zachęcić? Sądzę, że przede wszystkim drogą i dzielną naszą młodzież szkół średnich i wyższych podczas wywczasów letnich, a dalej emerytów, jak niżej podpisany, o ile nie wyszli lub żeby nie wyszli z formy — bo to utrzymuje w świeżości i tężyźnie tak umysł jak ciało".

W czasie swych wędrówek Paweł Popiel nie oszczędzał się. W wieku 63 lat potrafił przebyć jednego dnia nawet 90 kilometrów i to bez względu na pogodę. Moknął na deszczu i wysychał w siodle. W 1933 r. nie mógł dokończyć jednej z wycieczek, gdyż w wyniku 9-dniowego nieprzerwanego deszczu poważnie się zaziębił i zatrzymał się, chory, u gen. Stanisława Szeptyckiego w Korczynie. Jak sam wyznał, on, kawalerzysta, doznał niemałego upokorzenia, że musiał powrócić do domu samochodem.

Zbyt forsowna turystyka starszego pana [...] odbiła się na jego zdrowiu. W datowanym 12.IX.1935 posłowiu do ostatniej podróży Popiel pożegnał się z czytelnikami donosząc o ciężkiej chorobie. Zmarł na gruźlicę gardła 23.VI.1936 w Kurozwękach.

---------------------------------
Źródło: Andrzej Kwilecki, „Ziemiaństwo wielkopolskie – Między wsią a miastem”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2001 (rozdział „Konno po Polsce”, str. 183-191).

---------------------------------
Przypisy LD:

*/ PAWEŁ POPIEL (1870-1936)

Urodził się 25.II.1870 r. w Ruszczy. Ukończył gimnazjum im. Jana III Sobieskiego w Krakowie i śladem ojca studiował prawo na uniwersytecie w Krakowie i w Bonn. Po ojcu odziedziczył dobra kurozwęckie w pow. stopnickim liczące 4.931 morgów (w tym 3.087 lasu), które powiększył o folwark Kotuszów nabyty od Macieja Radziwiłła za posag żony. Ślub z Marią z Mańkowskich, córką Wacława i Antoniny z Chłapowskich, odbył się w kościele parafialnym w Brodnicy dnia 5.VIII.1897 r. Objąwszy majątek nadwerężony spłatami rodzinnymi (pociągnęły one trzebież lasów), Paweł Popiel z pasją prowadził akcję zalesiania i doprowadził lasy kurozwęckie do wysokiego poziomu zarówno pod względem gospodarczym, jak i krajobrazowym. Pisywał też artykuły z zakresu leśnictwa ogłaszane w „Sylwanie”. Drugą pasją Pawła Popiela była hipika i hipologia. Prowadził w Kurozwękach przejętą po ojcu niewielką hodowlę konia pełnej i pół krwi (stąd wywodziła się Kasztanka, ukochana klacz marszałka Józefa Piłsudskiego). Opracowywał monografie stad, publikował wiele artykułów, sprawozdań i wspomnień w czasopismach polskich i zagranicznych będąc autorytetem w dziedzinie teorii i hipologicznej erudycji. W latach 1931-1935 na klaczy ze swego stada (Jedynce) co roku przemierzał parę tysięcy kilometrów (w sumie w pięciu latach 16.000) w wędrówce po ziemiańskich dworach, stadninach i koszarach kawaleryjskich pułków, a także szlakiem historycznych pamiątek i zabytków sztuki. Wyprawy te opisał prostym stylem i ładną polszczyzną w czterech publikacjach. Opracował także monografię swojej rodziny „Rodzina Popielów herbu Sulima z przydomkiem Chościak - Rys historyczny”.
Pałac w Kurozwękach, starannie przez Marię i Pawła Popielów odrestaurowany i unowocześniony (oświetlenie elektryczne, centralne ogrzewanie, sieć wodno-kanalizacyjna), był ośrodkiem życia społeczno-kulturalnego i - w łączności z miejscowym klasztorem Sióstr Miłosierdzia - religijnego (organizowanie rekolekcji, zwłaszcza dla nauczycielstwa). Paweł Popiel dbał o chłopów oraz pomagał w prowadzeniu kurozwęckiego szpitalika. Zmarł 23.VI.1936 r. w Kurozwękach i został pochowany w kaplicy przy tamtejszym kościele.
W małżeństwie z Marią z Mańkowskich (1878-1968) Paweł Popiel miał pięcioro dzieci: Marię, zakonnicę w Zgromadzeniu Sacré Coeur; Zofię, żonę senatora RP Krzysztofa Radziwiłła; Jadwigę, doktora UJ w zakresie psychologii, pedagoga i bibliotekarkę; oraz synów Marcina i Stanisława, ostatnich przedwojennych właścicieli kurozwęckich dóbr. Po wojnie pałac najpierw trafił w ręce PGR, potem ZUS, wreszcie porzucony przez ludzi i instytucje, rozszabrowany, z podziurawionym dachem, zarósł zielskiem. W 1994 roku syn Stanisława - Jan Marcin Popiel (wnuk Pawła, urodzony w 1947 r.) - inżynier budownictwa po politechnice w Edynburgu, kawaler maltański i obywatel świata, który żył prawie pół wieku w Kongo, RPA, w Kanadzie i w Belgii - odzyskał rodzinną posiadłość. Ze swą norweską żoną Karen Jakobsen i pięciorgiem - z ośmiorga - dzieci osiadł w Polsce na stałe (zamiast w Hondurasie, gdzie planował kupić hacjendę). Po odkupieniu od państwa zespołu pałacowego w Kurozwękach, decyzją rodzinną przejął go i tu prowadzi działalność gospodarczo-hotelarsko-turystyczną pod nazwą „Zespół Pałacowy Sp.z o.o. Kurozwęki”.

Źródła: strony internetowe:
http://www.kurozweki.nazwa.pl/palac/index.php oraz
http://www.globtroter.info/polska/artykuly/0007.html
Portret: zbiory prywatne Jana Marcina Popiela, wnuka tegoż Pawła Popiela - portrecik eksponowany w przypałacowej oranżerii w Kurozwękach [fot. LD, czerwiec 2009 r.]

**/ Znamiennym jest fakt, że Paweł Popiel w swej podróży konnej po Wielkopolsce w 1932 r., odwiedzając siedzibę pradziada żony, nie odwiedził Luboni z dworkiem swojego pradziada. Pewnym usprawiedliweniem była wyjątkowo ciężka sytuacja lubońskiej majętności w owym roku. W kwietniu tego roku zmarł bowiem Antoni Morawski, a jego żona z dziećmi na początku lata wyprowadziła się do Lwowa, stawiając Lubonię w stan upadłości. Przymusowym zarządcą Luboni (mianowanym przez Sąd w Lesznie) został Krzysztof Morawski, z którym Paweł Popiel spotkał się w Turwi, i od którego zapewne dowiedział się szczegółów o stanie spraw w Luboni. Względy pryncypialne (brak w lubońskim majątku interesujących okazów koni i wyników w ich hodowli) oraz pragmatyczne (brak elementarnych funkcji pobytowych w praktycznie niezamieszkałym dworku) przeważyły więc nad względami sentymentalnymi i Paweł Popiel opuścił Wielkopolskę, nie odwiedzając siedziby swojego sławnego pradziada (którego pokój w Luboni zachowany był rzekomo bez jakichkolwiek zmian od śmierci generała-poety). Ciekawostką może być fakt, iż Franciszek Dzierżykraj-Morawski – podobnie, jak jego prawnuk Paweł Popiel – był także wielkim miłośnikiem koni. Sławomir Leitgeber pisze, że za czasów generała „W lubońskiej stajni cugowej koni było sporo, ale pańską faworytką była klacz Wilczata, która do naturalnej śmierci była u generała na łaskawym chlebie, a gdy zdechła, generał zapłakał. Ją także uczcił okolicznościowym wierszem.

Źródło:
Sławomir Leitgeber „Morawscy herbu Nałęcz I – 600 lat dziejów rodziny”,
Wydawnictwo PANOPTIKOS, Poznań 1997.

________________________
dla www.klasaa.net wybrał
i opracował: Leonard Dwornik


WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,925,718 Unikalnych wizyt