|
Stanisław Egbert Koźmian
MOJA OKOLICA
3. JURKÓW.
Długiem łąk pasmem, wijących się kreto
Przez stare bory i bogate łany,
Płynął od wieków, lśniąc szczęścia ponętą,
Swobody słońcem strumień wyzłacany.
Lecz z czasem przyszły burze i powodzie,
Piasku i chwastów w koryto nagnały,
Podmyły bory, — niejeden wspaniały
Dąb weń się stoczył i ugrzązł na spodzie.
Strumień wstrzymany takiemi przeszkody,
Rozlał się w bagna, moczary, topiele;
Trzcina porosła, gdzie stały zagrody,
I smutek zapadł gdzie kwitło wesele.
Gdzieniegdzie tylko wysepka urocza
Na tej błotnistej została przestrzeni,
Niby wspomnienie, które się zieleni
Wśród posępnego niedoli zamroczą.
Na jednej, w wianku kwiecia i olszyny
Raz coś w noc drgnęło, jak gwiazdka nad falą.
Jedni mówili: "Czarownic zmówiny — "
Drudzy mądrzejsi: "Pieniądze się pala,. "
Co noc się ludzie zbierają i pragną
Dociec, lecz nie śmią dotrzeć do wysepki,
Aż się nareszcie znalazł młodzian krzepki
Męztwem a wiarą, — i przeszedł przez bagno.
Cóż ujrzał? Oto wśród kwiecia i ziela,
Jakby na ręku troskliwych piastunek,
Lśniąc się kołysze złoty wizerunek
Świętej, najświętszej Matki Zbawiciela.
"Cud! cud!" — zdumiona wykrzykuje rzesza, -
Dobra nas matka w nieszczęściu pociesza, — -
Nawiedza biednych, i żal w radość zmienia,
Więc tu jej wznieśmy domek Nawiedzenia. "
I wnet pobożni zbudowali ludzie
Skromną, kaplicę z pomostem przez wodę.
Więc Matka Boska siała im w nagrodę
Łaskę po łasce, a Bóg cud po cudzie.
Pod opiekuńczym cieniem tej kaplicy
Z czasem osiedli liczni osadnicy.
Najbliżej stanął dworek, bo się godzi
By dwór stał włości jak straż od powodzi.
Znałem ten dworek wiekiem już zczernialy, -
Liczne przystawki, szczyty i poddasza,
Mnogie okienka i drzwi wskazywały,
Że tu gościnność wszystkich w dom zaprasza.
Tam sąsiad dążył jak pod własną strzechę,
Żebrak napełniał swe torby podróżne,
Chory znajdował wsparcie i pociechę,
A każdy chleba lub słowa jałmużnę.
Gwar ptasząt zdał się odrywać od ziemi
Przytułek bluszczem do koła owity;
A chór dzieciątek proźby niewinnemi
Niebios ku niemu przychylać błękity.
A jeśli czasem zalew od strumienia
Wygnał z gniazdeczek i ptaszki i dziatki,
Z jakąż uciechą wracały do matki,
Pod święte skrzydła Matki Nawiedzenia.
Lecz przyszły wreszcie prac przemyślnych czasy,
Rozlany strumień, co dawniej szedł kreto,
Między dwa brzegi w prosty bieg ujęto
Jakby w dwa wzniosłe i warowne pasy.
Znikła wraz wszelka zalewu obawa.
Oschły moczary. Tam gdzie rosła trzcina
Tak bujna wszędzie puściła się trawa,
Że wiatr ją w fale jak zboże przegina.
I zasłynęły pomiędzy sąsiady
Z ładu i z mienia nadbrzeżne osady,
A za tę nową łaskę wdzięczne pienia
Lud wznosi zawsze Matce Nawiedzenia.
Tak niegdyś płynął nasz strumień dziejowy,
Kaczy, zwyzięzki, bogaty, wspaniały,
Aż wreszcie zbytki, kłótnie i narowy,
Zawad, klęsk, nieszczęść, mnogo weń nagnały.
Wtedy się rozlał w posępne moczary,
Skarby przeszłości skrył zgnilizną błota,
Tylko nadzieja ostała się złota,
Płomyk miłości i przybytek wiary.
Po ciężkim mroku dziś znowu zadniało
Na pracę cichą" pokorną, wytrwałą,
Nią trzeba ująć rozpierzchłe te wody
W warowne brzegi karności i zgody.
Ściągną się strugi zbłąkane w dolinie,
Znów dawne zdroje wytrysną obficie,
Wszędzie zakwitnie odmłodzone życie, —
I strumień dziejów zwycięzko popłynie.
Oby wspaniały płynął tak przez wieki
Ze starą, chwałą, a potęgą, nową,
Racz mu użyczać zawsze Twej opieki,
Korony polskiej Królowo!
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|