|
Stanisław Egbert Koźmian
GORZKIE ŻALE.
I. WSTĘP. [ . . . ]
II. BRAK JEDNOŚCI. [ . . . ]
III. MOWA POLSKA. [poniżej]
IV. ZGODA Z BOLEŚCIĄ. [ . . . ]
-----------------------------------------
III. MOWA POLSKA. (1)
Polska mowo ma świetlana,
O jedyna ty na ziemi,
Na tle niebios słońc wszystkiemi
Promieniami tęczowana!
Twój jedyny strój natchniony
Wszystkie dźwięki w sobie mieści,
I anielskich luteń tony,
I anielskich chórów treści.
Nie obcegoś szczepu kwiecie,
Nie cudzegoś rodu dziecie,
Nie ze szczątków, nie w odmęcie
Zgasłych plemion tyś zrodzona;
Lecz wprost z niebios twe poczęcie,
Tyś bożego tchnieniem łona,
Cudem cudów objawiona.
* * *
Wszelki kształt się zmienia, łamie,
Ty trwasz wieki niepożyta;
Wiecznie z ciebie bo wykwita
Bezpośrednie Boga znamie;
Z każdą myślą, a potrzebą,
Twój kwiat w nowe się rozplemia;
A co bujna zrodzi ziemia,
To na wieczność święci niebo:
I jak wszystko, co z przymierza,
Co z niebieskiej tchnie opieki, —
Zawsze nowa, młoda, świeża,
A ta sama co przed wieki
Na tle twojem błyszczy cecha.
W Pańskiej służbie ochotnicy
Dziś śpiewają do Dziewicy,
Bogarodzicy,
Jak śpiewali za Wojciecha.
I dziś naród, co z olbrzyma
W duch się rozwiał niewidomy,
W takie same tony ima
Gdzieś nad ziemią swych skarg gromy
Przeciw wrogom na poziomie, —
Jako niegdyś, gdy widomie,
Idąc szlaki zwycięzkiemi,
Pan i rządzca losów ziemi,
Z berłem w ręku, a w pokorze,
Głosił światu prawa Boże;
I przemówi nieinaczej,
Gdy się znowu uprzytomni
W rządach świata, — gdy w rozpaczy
Padną przed nim wiarołomni,
A on wszystkim wraz przebaczy.
* * *
Rozszarpany kraj na ćwierci,
Obleczony kirem śmierci,
Rozproszone Polski syny
Po kończynach wszystkich świata
Twa potęga w jedno splata:
Zasypuje rozpadliny,
Bez podejścia, bez oręża,
Pograniczów straż zwycięża,
I co polskie — wszystko społem —
Nieujętnem światła kołem
Wzdłuż i w szerz owidnokręża.
* * *
Choć nam życia wciąż ubywa
I pękają sił ogniwa,
Ty królujesz po nad nami
W pełnym ducha majestacie;
A gdy do cię my się sami
Wznieść nie możem, — ty nam w porę
Schodzisz na dół w skromnej szacie,
Wskrzeszasz zmarłe, cucisz chore,
Mdłe ukrzepiasz, — brata w bracie
Poznać dajesz, — idziesz w gości
I do zamku i do chatki,
Wznosisz gnuśnych w powinności,
Gromisz braki, niedostatki,
Nie tą grozą co oniemia,
Lecz miłością, która stwarza.
Tyś nam prorok z ponadziemia,
Tyś nam kapłan u ołtarza,
Tyś nam rycerz, co się łamie
Codzień z wrogiem, spiera, ściera, —
Bo gdzie tylko Polski znamie
Omdlewając skargi miota,
Gdzie bezbronny kraj sierota
W pomoc wzywa bohatera,
Gdzie obyczaj, wiara, cnota, —
Dawne Polski te rycerze, —
Już się chwieją, tam twe ramie
Obyczajom, cnocie, wierze,
Znów do ręki oręż wciska,
Wznawia walkę i wciąż wiedzie
Sród zamętu bojowiska
Nasz znak górą a na przedzie.
* * *
A my jakąż się odpłatą
Wywdzięczamy tobie za to,
Że nas moc twa ubezpiecza,
I za życie w grobie starczy?
My kazimy blask twej tarczy,
Tępim ostrze twego miecza"
Sami wrogów wiedziem w bramy
Twej warowni; — my szydercę,
Zawsze w własne godząc serce,
My się z ciebie naigrawamy: —
Wyszydzamy wiano złote,
Plon wiekowych twych zdobyczy,
Zwiem dzieciństwem wstyd dziewiczy,
A prostactwem twą prostotę.
I niepomni, że się w mowę, —
Ten narodu obraz żywy, —
Wszystkie cechy narodowe,
Wdzięki, chluby, chwały, dziwy,
W treść zbiegają, jak w krysztale
Rozpierzchnione światła fale,
I niepomni, że przystoi
Mężnych mowie hart ich zbroi,
I że tylko jednolita
Z całoszczepem w kwiat wykwita, —
My w to godzim, by w twą przędzę
Wsnuć szych obcy, obce nędze, —
Twoje wątki przeprząść na nić
Różno-barwnej zwodnej krasy,
Twój dźwięk rozbić w słów hałasy;
By cię zgnuśnić, przedworzanić
W mdłą przesadę, — z twardej stali
W puch przewinąć; — by zapasy,
Tylu wieków hojne żniwo,
Co ojcowie nam zebrali
Pracą ciężką a uczciwą,
Strwonić na raz, w mgnieniu oka;
I do szczętu w grze pustoty —
Wianem z tobą dan z wysoka
Przegrać posag szczerozłoty.
Lecz napróżno — my Kaimy —
Przeciw tobie, od kołyski
Aż do grobu, knujem spiski;
Bo lud własny — twój rodzimy —
Twoich ogniów wiecznie strzeże,
By Ablowe onych dymy,
Które niebu dzięki niosą,
Wprost do góry szły w ofierze.
On cię broni, chwali, święci,
Karmi manną swej pamięci,
Poi czystych natchnień rosą;
On ochoczo a w mozole,
Miecz przy pługu dzierżąc w dłoni,
Wciąż uprawia twoją rolę,
By ją ziele nie obsiadło; —
A gdy nierząd ją wypłoni,
Gdy ją zbytek na przepadła
W ugór puści, — wtedy z prawa
Znów ochotny na niej stawa,
Sięga śmiało aż w głąb ziemi,
Na wierzch żyzność wydobywa,
I zasiewy wiośnianemi
Znów obfite rodzi żniwa.
* * *
Więc miłujesz go jak matka,
Obejmujesz duszą całą,
Dzielisz się z nim do ostatka
Co z rozbicia ci zostało, —
Barwisz prace, koisz żale,
Łzy ozłacasz, — bo od syna,
Co na zbytek plon twój ścina,
Stokroć milszy ci w siermiędze
Syn ten młodszy, który w dziale
Dostał tylko trud i nędze.
Zawsześ przy nim jest widoczną,
Nieodstępną w każdej porze, —
W pieśń go budzisz, gdy na zorzę
W niebie chóry nucić poczną
Hymn poranny. Kiedy orze —
I z skowronkiem — kiedy sieje,
"Wyśpiewujesz mu nadzieję.
Nad żniwiarzów krążąc kołem, —
W rytm radości wiążesz społem
Z dźwiękiem sierpa, z chrzęstem kosy,
Złotodzwonne ziarnem kłosy.
Gdy na wieczór przy rodzinie
Siędziesz razem u ogniska,
Kto płomieniem po ścian bieli
Strachy, dziwy, czary ciska?
Zkąd im tyle pieśni płynie,
Czy od sierpa, czy od pługa?
Zkąd się snuje powieść długa,
Razem z nitką od kądzieli?
Kto go w twarde kładzie łoże,
I usypia jak na puchu
W imię Boże?
Oczy zwiera, a dla słuchu
Wciąż nabożną pieśń mu dzwoni,
I po snu powietrznej toni
Tęczowane toczy kręgi?
Tłumnie na nich płyną z góry —
Świętych Pańskich sądne chóry,
Świętych dziewic jasne wstęgi; —
W górę rzędem fale biją,
Jakby żywą litaniją;
Na księżyca zgiętej łodzi
Przenajświętsza z wszystkich wschodzi, —
Nad jej skronią gwiazd ogniwa
W skrzącą wiążą się koronę,
Z ramion w fałdach błękit spływa,
A z pod szaty wychylone
Na świat dłonie, — jakby cały
Wirem światła objąć chciały,
Sypią, każda snop promieni.......
I już zorza się rumieni.
* * *
Jakiż, jakiż duch to żywy,
Wszystkie sny te, jawy, dziwy —
Wiecznie sieje i poczyna,
Z słowa rodzi, wciela w słowo?
Duch to — duch twój — ah! jedyna
Ty ojczysta polska mowo!
* * *
Nieśże, nieś twój lot na sioła,
Nad wieśniacze wzlatuj chaty,
Wzlatuj, słuchaj — kto cię woła;
To nie woła cię bogaty,
Ani miasta, — ni pałace,
W których próżność pokryjomu
Wytężyła wszystkie prace,
Aby wstawić — między ściany
Ojczystego twego domu —
Świat ci obcy, — świat nieznany.
W pośród zbytków i rozkoszy
Cudzoziemka tam macoszy
Dzieciom twoim; — młode serca
Trądem fałszu wskroś przewierca.
W płochych myśli poi źródle,
Na próżności stawia szczudle, —
Wszystko lśniące zwodnie, sztucznie,
Wszystko obce wielbić każe,
A co polskie to wygania;
Na około mnoży straże,
By ochronić swoje ucznie
Od zetknięcia, od zbratania
Z pokornemi a cichemi,
Z tem, co innym nie zazdrości,
Lecz na własnej polskiej ziemi
Żyje w prawdzie i zacności.
Mijaj — niewchódź w te warownie,
Aż popchnięty w żal cudownie
Stary ród się upamięta,
I obczyzny skruszy pęta, —
Albo nowy się wychowa,
Co z kolebki pobratany
Wraz z wszystkiemi krzyknie stany:
Teraz jeden kraj i mowa!
* * *
Polska mowo ma świetlana,
O jedyna ty na ziemi,
Na tle niebios słońc wszystkiemi
Promieniami tęczowana!
Twój jedyny strój natchniony
Wszystkie dźwięki w sobie mieści,
I anielskich luteń tony,
I anielskich chórów treści.
Nie obcegoś szczepu kwiecie,
Nie cudzegoś rodu dziecie;
Nie ze szczątków, nie w odmęcie
Zgasłych plemion tyś zrodzona,
Lecz wprost z niebios twe poczęcie,
Tyś bożego tchnieniem łona,
Cudem cudów objawiona.
-----------------------------------------
(1) Część ta była osobno drukowaną. Znajduje się także w ostatniem, to jest czwartem wydaniu Wzorów Poezyi Cegielskiego.
________________________
Źródło: PISMA WIERSZEM I PROZĄ Stanisława Koźmiana, Tom I, Poznań 1870 (str. 16-23)
Inne utwory i biogram Stanisława Egberta Koźmiana
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|