(Rozdział IV – Pod urokiem mody – Krynoliny – str. 197-201)
W następnych okresach (latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XIX w.) moda europejska stanowiła połączenie tradycji i nowych osiągnięć technicznych, prezentowanych na urządzanych co pewien czas wielkich wystawach przemysłowych. Ubiór kobiecy owych lat zdominowała suknia nazwana krynoliną. Była ona skonstruowana z włosianki, a następnie z elastycznej taśmy stalowej, tworzącej giętką kratę pokrytą tkaniną. Krynolina przybierała różne formy: stożkowaty, kopulasty o ogromnym obwodzie, spłaszczonym w przodzie i przedłużonym z tyłu, aż do przejścia w turniurę. Kobiecie nadawała kształt wspaniałej piramidy z szeroką powierzchnią, na której można było umieszczać swobodnie różne ornamenty. Zmian dokonano również w górnej części sukni. Przez skrócenie i rozszerzenie dołem rękawów odsłonięto dłonie i ręce prawie do łokcia. Rozszerzony dekolt, zwłaszcza w kreacjach balowych i wizytowych, pozostawiał nieprzykryte ramiona i szyję, co pociągało za sobą potrzebę nakładania biżuterii, okazalszej niż w poprzednich okresach. W wykończeniach znajdowały odbicie upodobania cesarza Napoleona III. Ozdabiały więc krynoliny epolety, uniformowane naszywki, pętlice, szamerowania itd. Kapelusze coraz bardziej redukowano, tak że stały się one z czasem raczej przybraniem pięknie ułożonych włosów bądź wymyślnych loków. Kolory krynolin utrzymywano w głębokich, nasyconych tonacjach: krwistej czerwieni, ciężkiego fioletu czy trującej zieleni.
W takim stroju konieczne okazało się podwyższenie figury przez wysokie obcasy kolorowych skórzanych trzewików. Tu nadmienić należy, że dopiero w połowie XIX wieku zaczęto produkować osobne buty na prawą i lewą nogę. Wcześniej były one identyczne. Wykonane z materiału lub cienkiej skórki układały się już na stopie. W wyniku ciągłych ulepszeń krynoliny osiągnęły w początkach lat sześćdziesiątych monstrualne rozmiary. Nawet wytrwałym elegantkom poruszanie się w nich przychodziło z dużym trudem. „Ogromne obręcze kołysały się własnym ruchem, utrudniając, zwłaszcza przy wysokich obcasach, utrzymanie równowagi’ (A.Banach, O modzie XIX wieku).
Pierwsze krynoliny pojawiły się w Paryżu jesienią 1856 roku, a już wkrótce paradowały w nich nadążające szybko za modą niektóre damy ze sfer wielkopolskiego ziemiaństwa. Odwiedzający dwory wielkopolskie Andrzej E. Koźmian notował w listopadzie 1857 roku, że na urządzanych w nich przyjęciach niemało pań występowało w monstrualnych krynolinach. W Rokosowie bardzo długo czekano z obiadem na młodą żonę Jana Mielżyńskiego, gdyż „10-cio łokciowego obwodu krynoliny, tak długiego czasu do ubrania wymagały”. W trakcie oczekiwania generał Franciszek Morawski „omdlewał z głodu”, a Roman Załuski „chciał sąd doraźny złożyć na krynoliny i krynolinową elegantkę”. Szał krynolin, który ogarnął niemałą część pań z zamożnych sfer w Wielkopolsce, w tym zwłaszcza ze środowisk ziemiańskich, poddał ostrej krytyce Marceli Motty w swych felietonach drukowanych w latach 1865-1867 na łamach „Dziennika Poznańskiego”. Obdarzony zmysłem obserwacji i talentem pisarskim nie szczędził poznańskim modnisiom słów krytyki i kąśliwych uwag. Stwierdzał z ubolewaniem, że obszerne i straszliwie długie suknie „każde swobodne poruszenie czynią niepodobnym garnąc za sobą funtami kurzawę i błoto. Nikt na tym więcej nie cierpi jak owe same męczennice, skazane na wleczenie kilkunastu łokci jedwabiu lub wełny po kamieniach i piasku, a mimo to żadna z nich za nic w świecie nie chciałaby sobie tak dalece ubliżyć, żeby miała choćby na cal krótszą mieć suknię niż panna Stanisława lub pani Karolina, mianowicie jeżeli ze wsi pochodzi lub w najdrobniejszej mierze o wieś się ociera”. W czasie karnawału 1866 roku wielkopolskie elegantki bawiły się już w strojach skromniejszych, bardziej stosownych i pozbawionych „nieszczęsnych ogonów”, co poznański felietonista uznał po części za swoją zasługę. W rzeczywistości krynoliny wychodziły powoli z mody. Zniknęły w 1868 roku, po prawie dwudziestu latach królowania w świecie kobiecej mody.
|