Pedagog, publicysta. Ur. Śremie z początkiem r. 1817 (13 I tego roku został ochrzczony), pochodził „z ludu” (M. Motty), był synem Adama i Katarzyny (tak zanotowano w „Księdze Chrztów”; wg nekrologu w „Dzienniku Poznańskim”: Ewy z Hoffmanów).
W Śremie Rakowicz uczęszczał do niższych klas gimnazjalnych, potem do Poznańskiego Gimnazjum Św. Marii Magdaleny, a następnie do tamtejszego seminarium nauczycielskiego. Pracę pedagogiczną rozpoczął jako nauczyciel wiejski, najpierw w Oporówku (pow. wschowski), gdzie poznał go gen. Franciszek Morawski i „do dalszego kształcenia się zachęcił, częstokroć przepisywaniem i pisaniem listów zatrudniał” (Motty), on także zachęcił Rakowicza do pracy publicystycznej. Później Rakowicz uczył w Golejewku pod Rawiczem. W r. 1845 pisał artykuły pedagogiczne do „Pisma dla Nauczycieli Ludu” i „Pisma dla Ludu Polskiego” – czasopism postulujących upowszechnianie oświaty, w r. 1846 po przeniesieniu się do Poznania, pomagał Julii Woykowskiej w redagowaniu obu pism. W Poznaniu pracował najpierw w szkole elementarnej na Chwaliszewie, a następnie kierował takąż szkołą „Za Bramką”. Zaprzyjaźnił się z Ewarystem Estkowskim, współdziałał z nim w założeniu we wrześniu 1848 Polskiego Tow. Pedagogicznego i przez cały czas trwania tej instytucji należał do jej zarządu. Współuczestniczył z Estkowskim w wydawaniu miesięcznika „Szkoła Polska”. Gdy w okresie Wiosny Ludów rozwinął się ruch wydawniczy, R. pomagał Hipolitowi Cegielskiemu w redagowaniu „Gazety Polskiej” (22 III 1848 - czerwiec 1850), do której także pisał artykuły. Ponadto współpracował – pisząc głównie na tematy pedagogiczne – z czasopismami poznańskimi: „Dziennikiem Polskim”, „Orędownikiem Naukowym”, „Wielkopolaninem” i in. Najważniejszym jego dziełem był elementarz zatytułowany Nauka czytania i pisania (P. 1850) używany przez dwadzieścia kilka lat zarówno w szkołach elementarnych zaboru pruskiego jak i w nauczaniu prywatnym – do r. 1872 osiągnął 111 wydań. Opracował też elementarz niemiecki dla dzieci polskich, także wielokrotnie wydawany (wyd. 17 w r. 1861).
R. był również zamiłowanym ogrodnikiem i pszczelarzem, w miejscowościach gdzie by nauczycielem, uczył chłopów tych umiejętności, pisał też na te tematy w czasopismach. Był postacią znaną w Poznaniu, m. in. z działalności charytatywnej: wspierał ubogą młodzież sam lub starał się dla niej o pomoc u zamożnych znajomych. Pod koniec życia R. uczył w poznańskiej szkole elementarnej na Św. Marcinie, a w r. 1874 przeszedł na emeryturę. Niedługo potem przeniósł się do Inowrocławia, skąd nadsyłał artykuły do „Dziennika Poznańskiego” i toruńskiego „Gospodarza”. Był też współzałożycielem Tow. Pszczelniczego w Inowrocławiu. Zmarł 7 XII 1876 w Inowrocławiu.
Rakowicz był żonaty z Emerancją z Osieckich, miał z nią kilkoro dzieci m. in. syna Franciszka.
----------------------------------------
Źródło:
"Polski Słownik Biograficzny", Tom XXX, str. 504-505, Wrocław - Warszawa - Kraków - Gdańsk - Łódź 1987.
___________________________________
----------------------------------------
Źródło:
"GAZETA TORUŃSKA", nr 285, 10.12.1976.
___________________________________
Na temat Emila Rakowicza, dość obszerną wzmiankę zamieścił w swoim dziele „Przechadzki po mieście Poznaniu”, Marceli Motty:
Drugim nauczycielem głośnym w tej szkółce, zwanej powszechnie Szkołą za bramką, o którym ci mówić chciałem, był bezpośredni następca Grafsztejna, Daniel Rakowicz, osobistość mająca prawo do pamięci naszej, jakkolwiek w skromnych żyła stosunkach i nierozgłośną odznaczała się zasługą. Poznałem się z nim czterdziestego ósmego roku w redakcji Gazety polskiej, a potem dość często widywałem i nieraz w długie zapuszczaliśmy się dyskusye, zwłaszcza, iż do tego wyraźną skłonność okazywał. Mówił spokojnie, nieunosząc się wcale, ale nieszczędząc przeciwnikom ironicznych uwag i uśmiechów, a przekonania swoje gorąco-patryotyczne demokratycznym kolorem mocno zafarbowane, łączył z widocznem poczuciem swej wartości. Pochodząc z ludu i od pierwszej młodości ciągle z nim przestając, nie tylko całe życie szczerem sercem dla dobra jego pracował, lecz dając ludowi najwyższe miejsce w państwie, domagał się, by tych co go uczą i wychowują do pierwszych między stanami policzono. Wszakże z tem zdaniem odzywał się rzadko i ostrożnie, do zaufanych, bo z resztą w praktyce życia był to człowiek skromny, cichy, który pełnił gorliwie obowiązki swoje, pracował korzystnie nad własnem wykształceniem, przedewszystkiem zaś myślał o tem, aby praca jego wyszła na pożytek dla ogółu.
Opowiadał mi raz niektóre szczegóły o sobie. Pochodził, zdaje mi się, ze Śremu; niższe klasy odbył w tutejszym gimnazyum, resztę nauki w seminaryum, które ukończywszy, rozpoczął swój zawód nauczycielski w Oporówku, gdzie go jenerał Morawski poznał, do dalszego kształcenia zachęcił, częstokroć przepisywaniem i pisaniem listów zatrudniał i przyczynił się niemało do tego, że Rakowicz już wcześnie puszczać się zaczął na pole literackie i wychodzące wtenczas pod redakcyą Wojkowskiego Pismo dla nauczycieli i ludu wiejskiego artykułami swemi zasilał. Zmieniwszy dwa, czy trzy razy miejsce na prowincyi, dostał się wreszcie, bodajnie czterdziestego szóstego roku, do Poznania, najpierw na Chwaliszewo, a potem tutaj do Szkoły za bramką. Ożywione wtenczas w mieście naszem duchowe życie wywarło wpływ na ruchawy umysł Rakowicza. Poznał się niebawem i porozumiał się z podobnie usposobionym Ewarystem Estkowskim i współdziałał z nim gorliwie w założeniu i utrzymaniu Towarzystwa pedagogicznego polskiego, złożonego po większej części z nauczycieli elementarnych, a należąc do zarządu tegoż towarzystwa przez cały czas jego trwania, przyczyniał się w znacznej mierze do wydawnictwa Szkoły, znakomitego czasopisma, którego Estkowski był redaktorem.
Nieprzestając wszakże na tej pracy fachowej, nieszczędził w rozmaitych sprawach artykułów swoich peryodycznym pismom wychodzącym u nas po czterdziestym ósmym roku. Znajdziesz je, panie Ludwiku, w Orędowniku literackim, Gazecie polskiej, Dzienniku polskim, w ówczesnym Gońcu i Wielkopolaninie; zawierały nieraz trafne myśli, chociaż do wybitniejszych literatów autor ich liczyć się niemógł. Ale najważniejszą pracą Rakowicza, która mu za główną zasługę poczytać trzeba i która rzeczywisty ogółowi przyniosła pożytek, była jego Nauka czytania i pisania. Wyborny ten elementarz przez lat dwadzieścia kilka we wszystkich szkółkach i prywatnie po domach był używany; uczyły się z niego początków ojczystego języka, od pięćdziesiątego roku począwszy, całe pokolenia niedorostków naszych, niedziw zatem, iż doczekał się podobno stu sześćdziesięciu wydań. Prócz tego ułożył także Rakowicz, dla tutejszego użytku, Elementarz niemiecki, z którego wiele łatwiej, niż z podręczników przez Niemców wydanych, uczyć się mogą dzieci polskie, jest bowiem bardzo biegle zastosowany do ich pojęcia i właściwości w wymawianiu; nieprzestając zaś na pracy w murach szkolnych i na zachciankach dziennikarskich, uprzyjemniał je sobie, ile mógł, zatrudnieniem na Innem polu, będącem w związku z zawodem nauczyciela wiejskiego. Miał od młodości zamiłowanie do ogrodnictwa i pszczelnictwa, i już przed osiedleniem swojem w mieście, na wsiach, gdzie urzędował, zakładał szkółki drzew owocowych i dokłada starania o to, aby wieśniacy hodowania warzyw, kwiatów, drzewek i pszczół niezaniedbywani, wskazując im korzyści z takiego zatrudnienia i ucząc odpowiednich sposobów. W Poznaniu zapoznał się z właścicielami kilku ogrodów, dawał im rady i nieraz pomagał w pracy, był bowiem w swym żywiole, gdy miał rydel lub nożyce w ręku i mógł, osobliwie krzaki róż i pędy brzoskwiń obrabiać. Dochody ówczesne nauczycieli miejskich nierównały się z teraźniejszemi, które też nie są zbyt świetne; musiał się więc nasz Rakowicz, zwłaszcza, iż miał żonę i kilkoro dzieci, całe życie kurczyć; tem większą mu to nieraz sprawiało przykrość, iż na biedę bliźnich, z którą przez szkołę w ciągłych zostawał stosunkach, bardzo był wrażliwy. Mimo skłonności do ironii i morałów, mimo pesymistycznych częstokroć zapatrywań, czułem sercem obdarzony, czynił co mógł; ubogim dzieciakom książki i zeszyty kupował, chorym lub starym ich rodzicom nieraz dał drobne wsparcie, w kilku przypadkach, jak mi wiadomo, za biednych gimnazyastów szkólne zapłacił, a gdy sam dopomódz niemógł, przychodził do znajomych sobie majętniejszych osób z prośbą, aby to lub owo dobrodziejstwo wyświadczyły. Rzadko mu odmawiano, bo pod tym względem miary nieprzekraczał, i każdy wiedział, że, stosując się do jego życzeń, niema do czynienia z nierozważnym orędownikiem. Chociaż w społeczeństwie skromne zajmował stanowisko, znanym był jednak tutaj i cenionym powszechnie dla rzetelnych zasług swoich i zacnych przymiotów. Gdy po tryumfach nad Francuzami nastały u nas czasy wytępiania tego co polskie i katolickie, gdy nawet biednym naszym dzieciakom po szkołach elementarnych niedano spokoju, strasznie duszno zrobiło się Rakowiczowi, od lat kilku przeniesionemu na Św. Marcin, gdzie wtenczas, zdaje mi się, jeden z inicjatorów niemczenia przez szkołę, nazwiskiem Hielscher, był rektorem; a ponieważ przytem zapadać zaczął na zdrowiu, przeto podał się do emerytury i siedemdziesiątego czwartego roku skończył zawód nauczycielski. Niewinem z jakiego powodu przeniósł niebawem penaty swoje do Inowrocławia; i tam jeszcze usiłował, ile mógł, przydać się na coś. Pisywał do Gospodarza toruńskiego artykuły o ogrodnictwie, założył w okolicy towarzystwo pszczelnicze, moralizował znajomym wedle swego zwyczaju; lecz krótko to trwało, gdyż, po niespełna dwóch latach, zabrał go Charon do swej łodzi.
----------------------------------------
Źródło:
Marceli Motty, „Przechadzki po mieście Poznaniu”, część V, str. 58-61, Poznań 1891.
|