†
MARIA BERNARDA MORAWSKA
Przedłużony w naszej dzielnicy kulturkampf stawia nieprzeparte zapory powrotowi zgromadzeń zakonnych na ziemię naszą, i nie pozwala im objąć na nowo opustoszonych przed kilkunastu laty posterunków. Płynące ztąd osierocenie sposobniejszemi nas czyni do ocenienia straconych dobrodziejstw, do rozpamiętywania korzyści i błogosławieństw nieodłącznych od klasztornych w społeczeństwie osad. Potrzeba chrześciańskiego wychowania wśród ciemni chwili obecnej żywiej nam odczuć daje brak istniejących doniedawna zakonnych naukowych instytucyi. Świeży zaś zgon matki Maryi Bernardy Morawskiej zwraca myśl zasmętnioną na szlaki jej błogiego działania i dzieje poznańskiego domu Urszulanek. Nie daremną była jej serdeczna praca pomiędzy nami, trudy i znoje tyloletnie nie poszły na marne. Jeśli w dzisiejszym ucisku niewiasty przodują na wyłomie, pilne sprawując czaty, aby ustrzedz wiary i obyczaju przodków, nieprzeliczony ich poczet otrzymał utwierdzenie i pasowanie na to rycerstwo ducha i posłannictwo serca z rąk co dopiero zmarłej matki Bernardy. Pamięć jej nierozerwalnym splata się węzłem z dziejami Urszulanek poznańskich a cyrkularz przez nią samą spisany i przesłany francuzkim domom tejże reguły zakonnej, dopomoże nam do odtworzenia jej wizerunku na tle roczników jej zgromadzenia.
Ś. p. Marya Morawska urodziła się w r. 1830 z ojca Referendarza Józefa i Pauli z hr. Łubieńskich Morawskich. Ciężka ojczysta potrzeba, wśród której na świat przyszła, ukształtowała poniekąd jej charakter, od kolebki dziwnie poważny i do ofiar skłonny. Matka z osobnem upodobaniem rozwija bogate zdolności najmłodszego dziecięcia, kierując sama jej naukami i nie spuszczając z oka, tak iż przy stoliku sędzi wiejącej już pani Referendarzowej, liczni goście nawiedzający Oporów, widywali zawsze schyloną nad książką czy zeszytem postać dziewczynki, której nic od ulubionych nie odrywało nauk. Wcześnie w tej młodej duszy odezwała się żądza zupełnej onego poświęcenia, a pociąg do życia naukowego niebawem zawiódł ją do furty Urszulanek wrocławskich, gdzie oblekła suknią córek św. Anieli na dniu 20 lutego 1849 roku, aby w dwa lata później złożyć śluby w ręce Kardynała Diepenbrocka, znanego z przychylności dla Polaków księcia-biskupa wrocławskiego. Ten to dostojnik Kościoła, zwiedzając Górny Szlązk, do głębi duszy wzruszony tkliwą polskiego ludu pobożnością, mawiał, iż radby sobie dać uciąć kilka palców, gdyby tem mógł okupić i nabyć znajomość języka polskiego i do najwierniejszych z pośród swych owieczek w ich ojczystej przemówić mowie. Młoda zakonnica od pierwszej chwili całą duszą pragnęła wśród swoich i dla swoich na własnej ziemi pracować. O tę łaskę gorąco się modliła, wzywając mianowicie przyczyny bł. Czesława, którego samotny na obczyźnie grobowiec osobliwe jej wzbudzał nabożeństwo. Brat św. Jacka nie dal długo czekać na wysłuchanie próśb za jego pośrednictwem w niebo słanych. Dbały o dobro swej trzody ks. Arcybiskup Przyłuski wezwał Urszulanki wrocławskie do otworzenia nowego w Poznaniu zakładu, i Matka Bernarda z dwoma towarzyszkami przybyła na dniu 2 lipca 1857 roku do miasta naszego, aby w niem założyć prawdziwą warownię polskiego i chrześciańskiego wychowania. Trudne nad wyraz były początki nowej fundacyi przy ulicy Szewskiej. Pracy było dużo a robotnic mało, przytem ciasnota, brak ogrodu i różne niedostatki. Opieka księdza Arcybiskupa Przyłuskiego, czynna i ofiarna pomoc kilku przyjaciół życzliwych, żeby tylko wspomnieć hr. Grabowską, panią referendarzowi Morawską, córkę jej Różą i p. Tadeusza Morawskiego z Luboni, oraz księży Filipinów z Gostynia, których hojność i uczynność każdej zacnej rzeczy niosła stałe poparcie, ułatwiły wzrost i rozwój nowej instytucyi. Powoli rosły szeregi Bożych pracownic, rozszerzał się zakres ich działania. Przykupiono niebawem dwa sąsiednie domy, a Matka Bernarda podążyła do Blois we Francyi, aby ztamtąd przywieść sobie francuzką pomocnicę, co nawiązało nić serdeczną pomiędzy tamecznemi Urszulankami a domem poznańskim. Na te lata przypadł najpiękniejszy i najpełniejszy okres życia przełożonej nowo powstałego klasztoru. Uwielbiana przez pensyonarki, kierowała ich wychowaniem z niezrównaną jędrnością i prostotą, podnosząc jednocześnie poziom nauk nad zwykłą miarę pensyonatów żeńskich. Wpajała w te młode serca szczerą i gruntowną pobożność, opartą na praktyce życia, hartowała ich dusze na możliwe próby i pokusy, rozwijała ich gorące do kraju i rzeczy ojczystych przywiązanie, słowem stworzyła rzadki ideał rodzinnego stosunku między zakonnicami-nauczycielkami a dziećmi ich opiece oddanemi.
Zakład poznański obejmował trzy różne działy czynnego poświęcenia. Obok pensyonatu, liczącego w końcu do stu uczennic, znajdował się tama nieomal równie liczny eksternat, nareszcie szkółka ubogich, zabezpieczająca biednej dziatwie poznańskiej chrześciańskie wychowanie. Baczna na wszystkie potrzeby społeczne Matka Bernarda, postarała się niebawem o stworzenie osobnej wyższej klasy, tak zwanej selekty, dla panienek pragnących składać wyższe egzamina i zdobywać sobie patenta nauczycielskie. Osobnym przywilejem rząd zezwolił, aby owe egzamina składane były w samymże klasztorze przed komisyą złożoną z katolickich profesorów. Liczba panienek, które po to odznaczenie sięgnęły w przeciągu lat piętnastu, wynosi 222. Nie ujmując nic innym zakładom wychowawczym, które jednocześnie z chlubą na naszej pracowały ziemi, słusznie twierdzić można, iż pensyonat Urszulanek górował nad wszystkiemi innemi pod względem naukowym, a cechą rodzimą i szczeropolską osobliwie był pociągającym. Najpiękniejszym zaś dowodem wartości i znaczenia odebranego w tym domu Bożym wychowania, są dziś rozsiane po całej naszej dzielnicy zacne matki gorliwe chrześciańskie, dzielne i mężne niewiasty, które całem życiem świadczą o doskonałości kierunku nadanemu im w młodym wieku przez Matkę Bernardę i jej towarzyszki. Utrwalony stosunek z klasztorem, nawet po opuszczeniu onego progów, zaufana miłość do Matki Przełożonej, nie mało się przyczyniały do przeciągania na całe życie dobrych wpływów i wrażeń wyniesionych z tej ustronnej przystani.
Urszulanki poznańskie znalazły w Kardynale Ledóchowskim nie mniej przychylnego opiekuna, po zejściu Arcybiskupa Przyłuskiego. Owszem, podczas okresu religijnego ożywienia i ruchu, który bezpośrednio wyprzedził dni prześladowania, powstał nowy zakład naukowy w Gnieźnie, i Matka Bernarda drugi z kolei dom założyła na wielkopolskiej ziemi. W roku 1874 uroczyście święcono czterechsetletnią rocznicę urodzenia świętej Anieli Merici, patronki i fundatorki zakonu. Ś. p. Stanisław Koźmian, czcigodny prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk, ułożył na tę uroczystość piękny wiersz okolicznościowy, a jedna z dawnych uczennic napisała obszerny żywot świętej Anieli. Rodzinne to święto zakonne nie zastało już Urszulanek w pierwotnej ich siedzibie. Wymagania rozszerzonego zakładu zniewoliły je do przeniesienia się na ulicę Młyńską, gdzie nabyte obszerne z pięknym ogrodem jak wraz odpowiadały wszystkim warunkom i potrzebom wyższej instytucyi edukacyjnej. Mnożyły się w około Matki Bernardy powołania, przybywało jej współpracownic i uczennic, rojno tu było niby w ulu, rządzonym z wielką roztropnością i powagą przez coraz doświadczeńszą i dojrzalszą przełożoną. Przypominała ona jak wraz dzielne postacie owych średniowiecznych ksieni, panujących niezłomnością męzkiego ducha a miłością macierzyńskiego serca nad całem swem otoczeniem. I w tej to właśnie chwili rozkwitu umiłowanych instytucyi powiał wiatr przeciwności, zaczął się twardy okres prześladowania wszystkiego, co katolickie, co polskie. Zamykały się po kolei wszystkie, liczne podówczas między nami klasztory. Pierwsi Jezuici, zaszczytnie wyróżniani, wszędzie i zawsze pierwszemi strzałami rozpoczynających się dla Kościoła dni walki i ucisku, poszli na wygnanie, a za nimi niebawem rozpędzono inne zgromadzenia, zniesiono po kolei wszystkie dobroczynne zakłady, nie oszczędzając żadnego dzieła napiętnowanego podwójnem znamieniem katolicyzmu i polskości. Dom edukacyjny oczywiście nie mógł czekać aż go z dnia na dzień zamkną i rozwiążą. Należało zawczasu pomyśleć o zabezpieczeniu sobie, a zwłaszcza dzieciom, pewnej i spokojnej przystani. Zasięgnąwszy rady ludzi światłych i roztropnych, matka Bernarda umyśliła cały zakład przenieść do Krakowa. Przedwstępne odstrzeliwanie zakonnej twierdzy ostrzegało, aby nie zwlekać godziny przesiedlenia. Najprzód zamknięto szkółkę ubogich, później rząd kazał zwinąć selektę, nareszcie zawyrokowano wydalenie obcych poddanych. Codziennie nowy cios uderzał w zgromadzenie. Nie było czasu do stracenia. Zaczął się dla matki Bernardy najuciążliwszy okres znojnego życia. Ponieważ Urszulanki nigdy poprzednio nie były osiedlone w Galicyi, wypadało krzątać się, pukać do różnych drzwi i progów, objeżdżać władze i urzęda, zanim potrzebne uzyskać przyszło pozwolenia. Znana biurokratyczna powolność władz austryackich, przeciągała w nieskończoność żądanie formalności. Nareszcie w lutym 1876 ostatnie trudności zostały usunięte i matce Bernardzie przyszło z kolei trzeci dom na ziemi polskiej zakładać. Wkrótce i gnieźnieńskie Urszulanki przeniosły się do Tarnowa, odnajdując tamże bliską opiekę zawsze życzliwych ksks. Filipinów.
W Krakowie zaś matka Bernarda wielkiego doznała poparcia i pomocy ze strony Jego Ekscel. p. Pawła Popiela, który głównie się przyczynił do załatwienia trudnej sprawy nowej fundacyi i jej początków.
Atoli podjęte z tej okazyi zachody i podróże wyczerpnęły sterane przed czasem siły matki Bernardy. Nie zdołały jej dźwignąć pociechy, któremi jej P. Bóg osłodził bolesne z naszem Księstwem rozłączenie. Do tychże zaliczyć wypada odwiedziny ukochanego Prymasa i pasterza, kiedy po opuszczeniu kaźni ostrowskiej, w przejeździe do Rzymu, zatrzymał się w Krakowie i tamże odwiedził wielkopolskie rozbitki i ofiary prześladowania. Pomyślny rozwój nowego zakładu wieńczył wieloletnie usiłowania przełożonej, której dawał Bóg zbierać obfite żniwo długiej i poświęconej pracy dla Jego sprawy podjętej. Niestety! Zazdrosny nieprzyjaciel wszystkiego co dobre, co zacne, co pożyteczne pozazdrościł spokoju zakonnej osady, postanowił domieszać kąkolu do Bożej pszenicy. Świeckim niepodobna przenikać tajemnic klasztornych ustroni, ale że sprawa ta nabrała pewnego rozgłosu, trudno o nią nie potrącić. Niesie zaś z sobą naukę, ile zamętu sprowadzić może pominięcie choćby najmniejszej w życiu zakonnem reguły. Urszulanki, jak inne zgromadzenia, przepisany mają co trzy lata wybór nowej przełożonej. Tymczasem, ponieważ wszystkie zakonnice młodsze były powołaniem od matki Bernardy i przywykły w niej widzieć kierowniczkę całego domu, każde trzech lecie ponawiało tylko jej wybór i zatwierdzało ją w sprawowanym urzędzie. Gdy po długich latach władza duchowna zaleciła ścisłe trzymanie się litery prawa i obowiązującej w tym względzie karności, nastąpiły nieprzewidziane trudności, wynikające z naciągniętego długą praktyką położenia. Jednocześnie jasny umysł matki Bernardy uległ częściowemu zaćmieniu, a rozstrój fizyczny dosięgnął w pewnym stopniu i duchowego jej usposobienia. Bolesny by to zachód pełnego rzadkich i rzetelnych zasług życia. Dźwignęła się raz jeszcze, aby z dawną sprężystością nową, kresową przedsiębrać fundacyą w Czerniowcach, na Bukowinie. Rozumiała ważność tego posterunku i zapragnęła założyć w tych odległych stronach polską i katolicką warownią. Przeliczyła się atoli siłami swemi i środkami materialnemi zarazem. Nowy zakład z braku funduszów i poparcia runął wkrótce, a po kilku latach daremnych wysileń i wielkiego niedostatku, przyszło Matce Bernardzie opuścić Czerniowce w towarzystwie kilku Córek zakonnych, które jej przedwczesną opiekowały się sędziwością. Urszulanki wrocławskie pełne stałej życzliwości dla pożegnanej przed laty Siostry, ofiarowały jej natenczas gościnne schronienie. Że jednak kulturkampf zacieśnił własny ich klasztor, ubezpieczyły Matce Bernardzie cichą przystań ostatnią w klasztorku położonym przy grobie naszej wielkiej patronki, św. Jadwigi. Przybywszy do Trzebnicy w maju bieżącego roku, zgasła tamże w Bogu, po wielkich cierpieniach z największem poddaniem znoszonych na dniu 9 listopada 1889 roku. Wieść o jej zgonie odbije się niezawodnie bolesnem echem po wszystkich krańcach naszej dzielnicy, dla tego też, z pominięciem przygodnego uciszenia, jakie towarzyszyć zwykło zejściu ze świata zamarłych dlań od dawna zakonnic, pozwoliliśmy sobie ten krótki rys życia i działania Matki Bernardy Morawskiej przedłożyć wdzięcznym sercom licznych jej między nami uczennic i przyjaciół.
------------------------------------------------------------------
Źródło:
"Kuryer Poznański" nr 263 z dnia 15.11.1889.
|