Nawiązując do czwartkowych biesiad literackich w warszawskich salonach generała Wincentego Krasińskiego (zwanego też Opinogórczykiem lub Korpuśnym) Lucjan Siemieński w „Żywocie Franciszka Morawskiego” pisze:
[...] Z generałem Wincentym Krasińskim łączyła Morawskiego dawna zażyłość w szeregach wojskowych i pewny literacki stosunek, Krasiński bowiem lubił mecenasować literaturze i rad gromadził u siebie ludzi odznaczających się talentem pisarskim. Jeszcze w roku 1814 na jednem z takich posiedzeń poobiednich, gdzie znajdował się Niemcewicz, Osiński, Koźmian, Morawski i wielu innych, podał on myśl, aby ktoś napisał wiersz o Czapce. Dopełnił tego Morawski w kształcie listu* na sposób Krasickiego, a nawet na końcu bardzo pochlebny dołożył komplement w tych słowach: „Mógłbym coś nadmienić na pochwałę Czapki generała, ale i temu dam pokój, chociaż była nieraz tem, czem pióro Henryka IV”
Zdołałbym może wzbudzić Muzę śmiałą
I godnym ciebie odezwać się pieniem,
Lecz ty uciekasz przed każdą pochwałą,
Jak nieprzyjaciel przed twojem imieniem.
Pochlebny ten czterowiersz zgadzał się z opinią, jakiej Krasiński używał po przyprowadzeniu wojsk polskich z Francyi; był więc jej wyrazem, a nie kadzidłem. [...]
W innym miejscu Lucjan Siemieński cytuje jedną ze zwrotek tego wiersza (wzmiankowaną również przez Kajetana Koźmiana w swoich „Pamiętnikach”), ilustrując nią następujący fragment „Żywota Franciszka Morawskiego”:
[…] Jakoż w początkowych latach po utworzeniu Królestwa, mianowicie w r. 1818 i 1819, kiedy zaczęły się szerzej rozwijać zasady konstytucyjne, kiedy zjawiły się dzienniczki jak Orzeł Biały i Kronika, słowem kiedy cenzura trzymała się w konstytucyjnch karbach, można było tu i ówdzie spotkać się z jakim artykułem Morawskiego lub dowcipną bajeczką. Tygodnik wydawany przez Brunona Kicińskiego, umieścił był nawet jego list do Wincentego Krasińskiego o Czapce, przeplatany wierszem i prozą, pełny znaczących alluzyj do tego narodowego godła, choć w tonie lekkiego żartu powiedzianych. Między innemi było tych kilka wierszy:
„Muzo, jeżeli pragniesz zyskać nieśmiertelność,
Powiedz wiekom, co mogła narodowa dzielność:
Jak plemię czapką kryte wzniosło się w niebiosy,
Jak niezłomną stałością zmordowało losy –
I kiedy światem trzęsła Bellona zajadła,
Jak spadały korony… a czapka nie spadła…”
Nie wiem czy te słowa względy znalazły u w. ks. Konstantego zaczynającego się coraz więcej niepokoić zuchwałością prassy. To pewna, że odtąd nigdzie się już nie spotkać z podpisem Morawskiego w żadnem piśmie czasowem. Jeżeli cywilni, jak Kiciński, Brykczyński i inni dostawali się do kozy, - jakaż kara mogłaby spotkać żołnierza, choćby w stopniu generalskim, gdyby odważył się był lekceważyć nieukontentowanie w. księcia! […]
---------------------------------
Marian Brandys, opiując ten sam epizod, przytacza nieco więcej szczegółów i obszerniejsze fragmenty niepublikowanej poezji Morawskiego:
[...] Po wojnie i powrocie do Warszawy, pomimo naporu dokonujących się przemian historycznych, zabrał się [generał Wincenty Krasiński – przyp. LD] niezwłocznie do ponownego skupiania wokół siebie dawnych towarzyszy sjest literacko-naukowych. Inauguracja „obiadów czwartkowych” w pałacu na Krakowskim Przedmieściu nastąpiła jeszcze przed rozwiązaniem pułku szwoleżerów. Świadczy o tym list jednego ze stałych bywalców tych zebrań, pułkownika (a wkrótce potem generała) Franciszka Dzierżykraj-Morawskiego, utalentowanego pisarza i zacnego człowieka, niezwykle popularnego w ówczesnym światku kulturalnym. List* pisany 20 października 1814 roku był odpowiedzią na zaproszenie generała.
„Wezwanie na obiad odebrałem dopiero o godzinie 9-tey rano – pisał Morawski – a sądząc po gorliwości o mowę Oyczystą, którą w tem piśmie widzę, nie trudno mi było w Janie Czystopisie odkryć Krasińskiego
Co pięknym działem fortuny
tyle w sobie darów mieści.
Wczoray rozrzucał pioruny,
Dzisiaj z muzami się pieści...”
Z dalszego ciągu listu można się dowiedzieć, jak wyglądały owe „pieszczoty z muzami” zasłużonego szwoleżera. Już żartobliwy kryptonim „Jana Czystopisa”, którym Krasiński podpisywał zaproszenia, pozwala się domyślać, że „obiady czwartkowe” były z góry starannie wyreżyserowane jako szczególnego rodzaju zabawy literackie. W zaproszeniu, na które odpowiadał Morawski, określono temat najbliższego zebrania. Gospodarz rozpisywał – jakby to dzisiaj powiedziano – zamknięty konkurs poetycki, wzywając każdego z gości do przygotowania wiersza „głoszącego pochwałę czapki”. Morawski, który z powodu choroby na obiad nie mógł się stawić, wiersz „głoszący pochwałę czapki” załączył do listu. Utwór ten, podobnie jak list, nie był nigdy dotychczas publikowany, lecz jego długość nie pozwala przytoczyć go tu w całości. Ograniczę się do zacytowania zwrotki, poświęconej nowym orłom na czapkach wojskowych. Weterani napoleońscy nie mogli początkowo do nich przywyknąć i nazywali je ironicznie „kogutkami”.
Wielu mówi, że to wada
I prędkości zowie skutkiem
Ale mnie milczeć nie wypada
I ostrożnym bydź z kogutkiem.
Może on ziści nadzieie
Może nam Polskę zapieie
Może obroni dziedziny
Może też dla tey przyczyny
O tak wielkie względy proszę
Że sam kogutka noszę...
Takimi to rymowanymi igraszkami zajmowali się wybitni poeci warszawscy pod batutą pomysłowego dowódcy szwoleżerów cesarskich. Było to zresztą całkowicie zgodne z duchem czasu. List Franciszka Morawskiego nie tylko ujawnia rytuał „obiadów czwartkowych” Wincentego Krasińskiego, lecz ponadto demaskuje jedną z istotnych cech poezji pseudoklasycznej. Poezja ta – przynajmniej w swym stadium schyłkowym – była przede wszystkim „sztuką pięknego pisania”. „Klasycy” warszawscy bez trudu i oporów wewnętrznych potrafili płodzić wiersze na każdy zadany temat. Mogły to być równie dobrze panegiryki na cześć Napoleona lub Aleksandra, jak pochwała zwykłej żołnierskiej czapki. Byle wiersz przestrzegał reguł klasycznej wersyfikacji i nie naruszał konwencji „dobrego smaku”.
W eleganckie zabawy poetyckie warszawskich salonów miała już wkrótce wtargnąć burza poezji romantycznej. Ale w czasie kiedy Franciszek Morawski odpowiadał na zaproszenie Krasińskiego, wielcy poeci romantyzmu byli jeszcze dziećmi. Adam Mickiewicz miał lat piętnaście, Juliusz Słowacki – pięć, a najmłodszy z przyszłej „trójcy wieszczów”, Zygmunt Krasiński, zbliżał się ledwo do trzeciej rocznicy urodzin. [...]
________________________
*/ Autograf tego listu znajduje się w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie (sygn. 9558, k. 122-123). Zbigniew Sudolski w książce „Wincenty Krasiński i współcześni – Studia i materiały” (Wydawnictwo ANCHER, Warszawa 2003), oprócz jednego listu generała Wincentego Krasińskiego do Franciszka Morawskiego, w dziale „Listy do Wincentego Krasińskiego” przytacza 16 listów Franciszka Morawskiego do Wincentego Krasińskiego, a wśród nich na pierwszym miejscu (str. 342-345) ów pełen aluzji, przeplatany wierszem i prozą list „o czapce” w całości, a mianowicie:
* * *
[Warszawa, 20 października 1814]
Wezwanie na obiad odebrałem dopiero o godzinie 9-tej rano, a sądząc po gorliwości o mowę ojczystą, którą w tem piśmie widzę, nietrudno było w Janie Czystopisie odkryć Krasińskiego,
Co pięknym działem fortuny,
Tyle w sobie darów mieści,
Wczoraj rozrzucał pioruny,
Dzisiaj z Muzami się pieści.
Pochwała czapek nadzwyczajnie mnie zajęła i już siadłem na Pegaza.
Lecz żeby z miejsca ruszyć,
Trzeba się napuszyć,
Trzeba wezwać Apollina,
A najbardziej łyknąć wina.
Jest to ów wielki sekret wierszopisów, z tego to źródła wylatują Ody, Epopeje i tym podobne twory.
Stara to prawda, że po samem piwie,
Wiersze nie bardzo płyną szczęśliwie.
Łyknąłem więc ja, jakoś dobrze mi się zrobiło, a więc z rozjaśnionem okiem, pełen tego ducha, co go to bogiem poetyckim zowią, tak śpiewać zacząłem:
Muzo, jeżeli pragniesz zyskać nieśmiertelność,
Powiedz wiekom, co mogła narodowa dzielność,
Jak plemię czapką kryte wzniosło się w niebiosy,
Jak niezłomną stałością zmordowało losy.
I kiedy światem trzęsła Bellona zajadła,
Jak spadały korony a czapka nie spadła.
Na szczęście moje przypomniałem sobie w tym zapale, że Osiński wezwany także do tej pracy i miłość własna tak mnie oświeciła i tak mówiłem sobie:
Ten obiad i ta czapka
Jest to na mnie łapka,
Wabią aby zawstydzić
I miłość własną wyszydzić;
Lecz ja poznałem sidełka,
Nie bito mnie w ciemię,
A więc spuściwszy skrzydełka,
Wróciłem na ziemię.
I bardzo rozsądnie uczyniłem.
Temu co trudno od ziemi się dźwignąć,
Śmiesznie chcieć orła doścignąć.
Lecz nie myśl Generale, żebym miał ze wszystkiem już zaprzestać dumania nad losami czapki; myślę i choć nie głęboko myślę, że nawet godłem wolności ją nazwano; gdy przy tem rzucę wzrok na czas późniejszy, na te pola chwały, gdzie ręka zwycięstwa tylekroć uwieńczyła czapkę:
Zaraz oddycham radośnie
I na nowo się odradzam,
Myśl goreje, serce rośnie
I czapkę na bakier wsadzam.
Lecz gdy pomnę klęski, straty,
Których doznały Sarmaty,
A szczególniej o Kongresie,
Jakie nam Losy przyniesie,
Ciężki smutek serce tłoczy,
Niepewnością udręczony,
Siadam w kącie zasępiony
I czapkę spuszczam na oczy.
Czapka ma inne jeszcze moralne zalety, że każdy kto trzy po trzy plecie, tak jak ja teraz:
Można litując się w duszy,
Czapkę nacisnąć na uszy.
Wypadałoby zapewne powiedzieć tu co o wojnie czapki z kapeluszem. Generał nawet więcej żądasz; chcesz abym mówił o kapłonich piórkach.
Wielu mówi, że to wada
I prędkości zowie skutkiem,
Ale mnie milczeć nie wypada
I ostrożnym być z kogutkiem.
Może on ziści nadzieje,
Może nam Polskę zapieje,
Może obroni dziedziny,
Może też dla tej przyczyny
O tak wielkie względy proszę,
Że sam kogutka noszę.
Kiedy się głowa rozgrzeje poecie, gotów trzy dni gadać, nie dbając czy nudzi lub nie, tak i ja się nagadałem; jeszcze wiele rzeczy miałbym o niej powiedzieć, jak to nierozsądnie i niebezpiecznie, gardząc wzmagającym się sąsiadem, nie myśleliśmy o wewnętrznej potędze, urągając się dumnie, że go czapkami zarzucim. Wspomnienie to zbyt żałosne i wolę skończyć.
Mógłbym także jeszcze coś wymienić na pochwałę czapki Generała, ale temu dam pokój, chociaż ona nieraz była tem, czem pióro Henryka.
Zdołałbym może wzbudzić Muzę śmiałą
I godnym Ciebie odezwać się pieniem,
Lecz Ty unikasz przed każdą pochwałą,
Jak nieprzyjaciel przed Twojem imieniem.
Przepraszam Generała, że być nie mogę na obiedzie, a jeszcze bardziej przepraszam za wiersze.
F. Morawski
D. 20 paździer[nika] 1814
* * *
________________________
Dla www.krzemieniewo.net
opracował: Leonard Dwornik
|