[…] Książę Józef [Poniatowski], powróciwszy do Warszawy, powołuje [Franciszka] Morawskiego na stanowisko adiutanta – komendanta w swoim sztabie. Morawski po dwóch tygodniach anonsuje mu, że „nadciągnęły Pod Blachę pierwsze niedobitki piątego korpusu”.
– Ilu ich? - pyta książę.
– Paruset.
„Paruset ledwo ludzi wynędzniałych, lecz z artylerią i sztandarami. Poniatowski na ten widok zalał się łzami, słowa nie mógł powiedzieć”.
Sam na pół żywy, powracając z płomieni moskiewskich i berezyńskich lodów do nie tkniętej dotychczas, a już do głębi wstrząśniętej stolicy Księstwa, został on od razu ożywioną sprężyną ogółu i rządu i do powszechnej depresji wniósł innego ducha i ton inny. Pohamował negocjatorską skwapliwość swoich ministerialnych kolegów.
Na posiedzeniu Rady Księstwa mówi:
- Przybywszy tu stosownie do wyższych rozkazów jako dowódca korpusu piątego, z wojska narodowego składającego się, sądzę być moim obowiązkiem – przemawia swoją nie najzgrabniejszą polszczyzną – donieść Radzie równie smutną, jak nietajoną powszechnie wiadomość, że korpus rzeczony walecznością swą i miłością ojczyzny mierząc wszystkie tej tak krwawej kampanii nadarzające się trudy, niewygody, niedostatek, skutkiem poświęcenia się swojego i odpierania z odwagą natarczywości nieprzyjaciela, zupełnie prawie zniszczony został w ludziach, koniach, zaprzęgach etc. Tak dalece, że mała liczba pozostałych, powracając z orłami i artylerią, w zupełnej swojej całości utrzymaną, nie przynoszą z sobą jak tylko honor, rękojmię dalszych swych poświęceń, tę drogą pociechę, że wszystko uczynili i uczynią, co po nich miłość ojczyzny i króla wymagają. […]
_____________________
Źródło:
Jadwiga Dackiewicz: „Generał i muzy”, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1978 (str. 111-112)
_____________________
Dla www.klasaa.net
wypisał: Leonard Dwornik
Powrót wojska w 1812 r. mógł być zupełnie inny czyli „gdybanie” gen. Ignacego Prądzyńskiego o kampanii rosyjskiej
|