Przypis do utworu Franciszka Morawskiego „PARCHATKA” (zwanego przez niektórych poematem).
Parchatka.
(Ułamek z ogrodnictwa polskiego.)
Parchatka, jest to wioska w województwie lubelskiem, pod Kazimierzem, nad Wisłą leżąca. Nazwana od kilku par chatek, z których się składa, tuli się do góry zarosłej lasem, a która cały stanowi ogród. Wchód do niego jest z strony wioski, pomiędzy szerokiemi parowami, tak zręcznie mchem wyłożonemi, że nikt się dzieła ręki ludzkiej nie dorozumie. Uszedłszy dwieście może kroków w górę, przybywa się do kształtnego i ogajonego domku, gdzie wszystko się mieściło, co tylko do przyjęcia gości potrzebnem być może. Znajdowała się tam i oddzielna biblioteka Parchatki, z wyborowych dzieł pięknej literatury złożona. Z szerokiej wystawy domku nad zarosła przepaścią wzniesionej, okazują się Puławy, Wisła, rozległe łąki, gaje i wioski. Wygląda z dala z poza brzegu góry wysuwające się miasto Kazimierz, z za wierzchu zaś tejże wyziera większa połowa okrągła i olbrzymia wieża, do szczątku ruin zamku Kazimierza Wielkiego należąca. Nasyciwszy się tym widokiem podróżny, udaje się dalej ścieżkami mocno zaciemnionemi i wijącemi się brzegiem wspomnionej przepaści. Nic uroczniejszego być nie może nad tę przechadzkę. Gęstwina, zaledwie nieco dnia przepuszczająca, cała drżąca śpiewem słowika, zalana deszczem harmonij, za każdym przelotem ptaszyny spa¬dające śniegi z majowego kwiatu, Daleka piosnka oracza, dzwony kazimierskie, wszystko to tera milsze, że tak czarownej dosięga zaciszy. Jakże wdzięcznie dróżki te zaokrąglone, jak budzą ciekawość, jak błędnym podobne dumaniom. Cała dusza w tej rozkwitnionej rozwija się naturze, całe powietrze zdaje się być jednym oddechem roskoszy.
Rycina z okładki „Przyjaciela Ludu”
(nr 47 z 1838 roku)
Nieznacznie, lecz coraz wyżej dążąc w górę, podróżny nadchodzi do ogromnego jaru, przez który długi most rzucony, w najromantyczniejszy urok miejsce to przestraja. Z boku mostu, w głębi jam, przegląda w zarośli biała grota, uwieczniająca wspomnienia, z któremi się kryć musiano. Z mostu, ten sam prawie, co i z domku, odkrywa się widok; lecz chociaż widziane już powtarza piękności, przecież zdaje się nowym, w innem je bowiem świetle wystawia, w szerszym obrazie, więcej już nawet w obraz ten zbiera przedmiotów. Z miejsca tego idzie się wciąż w górę, ale już coraz przykrzej, drzewa karleją, zieloność płowieje. Natura, już nieco obumierająca, zdaje się zasmucać podróżnego, kiedy nagle wdartemu na górę w całej swej piękności, i że tak rzekę, w godowej okazuje się szacie. Cały prawie rozwija się Kazimierz z wyższa już wieżą i murami zburzonego gmachu, dołączają się ruiny Bochotnicy, Janowiec z rozległym i starożytnym zamkiem. Wisła, na cała milę widzialna, wijąc się po niezmiernym błonia jakby ogromny boa, z jednej strony pomiędzy zielonemi massami kępy puławskiej, z drugiej pomiędzy górami dwoma zwieńczonemi miasty, ukrywa się i ginie. Nie wystarczyłby lam człowiek, ani okiem tyłu widokom, ani dusza tylu uczuciom zachwycenia, gdyby zatopionego w pięknościach natury nie zwróciły nagle do smutnych dumań trzy krzyże, na samym szczycie góry wzniesione. Wystawiono je tam na pamiątkę Zofii z Maluszewiczów Kickiej, która w wiośnie życia, całym uroku piękności, całej swobodzie najczystszego szczęścia, z całem swojem potomstwem w kilka miesięcy zgasła. Krótkim jest opis Parchatki, gdyż i jej ogród zaledwie kilkanaście tamecznych morgów obejmuje; tak on przecież jest uroczy, tak zastosowany do miejscowości, tak natura w swych pomysłach podchwytywana, taka różnorodność scen i uczuć, przez które się przechodzi, a przytem taka prostota, jedność charakteru, harmonia w całości, iż śmiele możnaby Parchatce nadać imię małego poematu, pomyślonego szczęśliwie, wykonanego dokładnie. Niema tam klombów kwiatowych, niema drzew exotycznych, ani żadnych ozdób zwyczajnych ogrodu, jako niezgodnych z dzikszem nieco położeniem. Dzikość ta przecie daleka jest od zaniedbania, które wielu jeszcze nieszczęściem za jedno bierze, aby niechlujstwo swoje usprawiedliwić. O tyle ona jest okrzesana, aby przyjemniejsza stała się oku i piękniejszych nie słoniła widoków, nic jednak z pierwotnego nie utracą charakteru. Chcąc Parchatkę w całym jej uroku wystawić czytelnikowi, powinienbym mu jeszcze krajobraz ją otaczający zaludnić przejeżdżajacemi u stóp góry, mnóstwem żagli wiślanych, rozsypać trzody po błoniach hasające, a nadewszystko zejść do samej wioski, której lepianki aczkolwiek strzechą pokryte, tak są chędogie, zamożne, tak pięknemi okolone sady, a te sady tak przedziwnym obciążone owocem, w tyle nakoniec obfitujące pasiek, winogradów, iż wioska ta jako obraz swobody, za najdokładniejszy wzór sielskiej siedziby służyćby powinna. Najsilniejszym dowodem zachwycającej piękności miejsca są wyczerpane tam natchnienia przez wieszczów naszych, Niemcewicza i Morawskiego. Mówiłem o Parchatce, jaką jeszcze była w 1829 roku.
[bez podpisu]
____________________
Źródło: „Przyjaciel Ludu”, (rok czwarty), Nr 47, Leszno, dnia 26 Maja 1838 r. – str.370.
____________________________
Parchatka w maju 2007 r.
(fot. Leonard Dwornik)
_________________
dla www.klasaa.net
wybrał i opracował:
Leonard Dwornik
Powód pominięcia poematu PARCHATKA w opracowaniu „Wielkopolskie poematy Franciszka Dzierżykraja Morawskiego” (Poznań 2007)
|