Kwietnia 25 2024 16:30:18
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Generał Michał Grabowski.

Franciszek Dzierżykraj Morawski

Generał Michał Grabowski.
(Zdarzenie prawdziwe.)

Czegoż się to nie można dowiedzieć w poufnej długiego wieczoru rozmowie! Otóż przy takiej pogadance małego towarzystwa znajdując się na początku 1812 roku w Warszawie, zwróciłem uwagę obecnych na bijącą już północ. Północ! zawołała jedna z dam młodych, wyczerpaliśmy wszystkie wieści stołeczne, mówmy o duchach. I zaczęto opowiadać z kolei, mniej więcej zajmujące zjawiska. Nikt przecież z opowiadających nie widział żadnego własnemi oczyma, opowiadał co mu opowiadano. Ostatni, który miał udzielić swojej historyjki duchowej, był generał Michał Grabowski, lecz ten tak dalece milczał, że żadnem nie odezwał się słowem. Twarz jego nawet, zwykle tak pogodna i wesoła, przybrała się w jakiś melancholiczny wyraz i smutek tajemniczy. Jakby więc przewidywano, że ma coś ważniejszego do opowiedzenia, bardziej jeszcze nalegać zaczęto. Bronił się długo, lecz wreście zmuszony proźbami wszystkich, skłaniać się zaczął do zadość uczynienia powszechnemu żądaniu.

Generał Michał Grabowski był młodym, przystojnym, dowcipnym, ozdobą, salonów stołecznych i wielkim czcicielem płci pięknej. "Wieść powszechna głosiła go synem króla Poniatowskiego. Wszystko to otaczało go pewnym urokiem, a ztąd i słowom jego niejakiego dodawało znaczenia.
— Każecie, ozwał się, opowiem więc. Lecz uprzedzam, że każdy uśmiech szyderczy, wszelka nawet wątpliwość z strony słuchających boleśnieby mię zraniły, gdyż ja nie ze słyszenia opowiadać będę. Prawda ta jest tak świętą jak honor, którym ręczę za nią. — Jak to? więc pan widziałeś? zawołały przerażone kobiety. Ducha? ducha widziałeś! — Widziałem, odrzekł z zimną, krwią generał. Na to wszystkie stołki i fotele zbliżyły się do opowiadającego, drżące i ciekawe ścisnęło się koło, a on tak dalej rzecz prowadził:
— Przed kilku laty był tu w Warszawie głośny i huczny karnawał, codzień bale i tańce, sięgające rana. Młody, nie opuszczałem żadnego i ostatnim zawsze byłem z odchodzących. Dnia jednego, przed końcem jeszcze tychże zabaw karnawałowych, znużony nareszcie i przesycony niemi, chciałem sobie przez kilka dni wypocząć. Trudno było o ten spoczynek w Warszawie, udałem się więc do wsi mojej Krupki, o kilka mil od stolicy leżącej. Szczęśliwy, bo spokojny, przebyłem dzień cały w żądanej swobodzie. Skutkiem przecież tylotygodniowego znużenia wcześniej, jak zwykle udałem się do łoża, na którem natychmiast zasnąłem.

Przed pójściem na spoczynek, kazałem w sypialni mojej rozniecić ogień na kominku. Miałem przytem zwyczaj, i to od niepamiętnych czasów, żem na stoliku przy łożu stojącym stawiał przy palącej się, całą noc lampie szklankę świeżej wody, którą po zbudzeniu się natychmiast wypijałem. Nigdym nie przepomniał, nigdy wcześniej, nigdy poźniej nie czyniłem tego, jak w chwili zbudzenia się rannego. Spałem więc w twardym śnie pogrążony, spałem tym ciężkim, dziwnym snem, który im bardziej zdaje się zbliżać do śmierci, tem bardziej pokrzepia siły i nowem darzy życiem. Kiedy w tem nagle czuję, że jakiś ciężar nogi mi przyciska. Budzę się choć z trudnością, i roztworzywszy oczy, widzę wyraźnie przed sobą siedzącego na mem łożu człowieka. Miał na sobie płaszcz czerwony. Włos siwy obficie mu spadał na ramiona. Twarz jego była cala zmarszczkami zfałdowana, zżółkła i wyschła. Z otwartego na przodzie płaszcza wyglądał jego szkielet, ale tak stary, że aż ciemno-mahoniowego był koloru, a kości gdzieniegdzie nadpróchniałe. — „Nie lękaj się, rzekł do mnie, gdyż zaprawdę nie straszyć cię przychodzę.” I zaczęła się rozmowa, i długo, dość długo, toczyła się nieprzerwanie. Poczem zniknął nagle, bez śladu żadnego, jakieś tylko grobowe powietrze zdało się jeszcze czas krótki mnie owiewać. Siadłem na łożu, zdało mi się, że jeszcze głos dziwnego starca słyszę. Wierzę, bom oczywiście widział, a przecież lękam się sennego może marzenia brać za prawdę. Wypijam szklankę stojącą wody, idę sparzyć palec w żarze pozostałym w kominku. Więcej nawet czynię, siadam u biórka mego i opisuję to całe zdarzenie, co wszystko ma mi służyć nazajutrz za dowód niezbity, żem nie spał i że zjawisko było istotne.

Mimo tak silnego i tak nadzwyczajnego wrażenia jakiego naturalnie doznać musiałem, zasypiam znowu, i zbudziwszy się dość późno z rana, widzę szklankę wypitą, czuję że palec mam sparzony, i czytam cały własnoręczny i dokładny opis tego com widział i słyszał. Poznaję ja z waszej niecierpliwości, że chcecie mnie pytać o treść naszej rozmowy. Płonne życzenia! zakazano mi wyjawiać. Dałem słowo i dotrzymać go muszę.
— A więc na tem koniec? Ozwał się jeden z obecnych.
— Na nieszczęście nie koniec jeszcze, odparł Grabowski. Otrzymawszy później dowództwo brygady, stanąłem załogą, w województwie poznańskiem, w mieście Rawiczu. I znowu po balu, i kiedym się najmniej jej spodziewał, ukazała mi się taż sama postać i dłużej jeszcze ze mną mówiła. Śmielszy już nieco, niż za pierwszem jej zjawieniem się, prosiłem, aby mi przynajmniej to, wskazanym przez siebie osobom, wyjawić dozwoliła, co się drogich istot i całego narodu tyczy, a jeźliby tego zabroniła, abym mógł przynajmniej to na piśmie zostawić po sobie. Prośba moja odrzuconą została. Milczeć muszę, a z wielu względów męką jest to milczenie.

Ale najważniejszem dla mnie osobiście, było trzecie zjawienie się czerwonego starca. Było to w Gdańsku roku 1811, gdziem stał z memi pułkami.W tej samej zawsze postaci ukazał mi się znowu, powtórzył co dawniej mówił, dodał więcej jeszcze i temi zakończył słowy: „W pierwszej bitwie nadchodzącej wojny zginiesz.” To jedno mi wyjawić dozwolił.

Znanym ludzi zwyczajem, jedni wierzyli, drudzy przez połowę, trzeci zaprzeczali w duszy prawdzie tej powieści. Zapomniano wreszcie o niej, zwłaszcza przy nowej burzy, która grzmiąc od zachodu groziła Północy. Do wojsk polskich ściągających się na wojnę sprowadzoną zostałą i brygada Grabowskiego z Gdańska. Jednym z składających ją pułków dowodził znany Krukowiecki (później generał). A że mniej posłusznego nadkomendnym nie było od niego, przeto w czasie obrotów wojennych nie tylko nie wypełnił danego mu rozkazu, ale jeszcze najnieprzyzwoitszych i krzywdzących wyrazów użył przeciw Grabowskiemu. Działo się to przed frontem, pod bronią i w obec całego wojska. Grabowski wyższej i szlachetnej natury, nie chcąc na mocy służącego mu prawa złamać i zgnębić natychmiast hardość zuchwalca, tak się odezwał do niego: Pułkowniku! gorszący dałeś przykład nieposłuszeństwa pod bronią; winienbym oddać cię pod sąd wojenny, któryby cię niezawodnie rozstrzelać kazał, ale szkoda byłoby w takiej chwili pozbawiać ojczyzny walecznego oficera. Nie mogę przecież rzeczy tej zostawiać bez koniecznych jej skutków. Wojna się zaczyna. Odkładam więc żądanie zadośćuczynienia memu honorowi aż do końca tej wojny. Ten tylko warunek kładę i obowiązuję cię do niego, abyśmy obaj w pierwszej bitwie szli obok siebie na czele kolumn naszych. — Krukowieckiemu mimo nieznośnej jego krnąbrności, odmówić nie można było istotnego męztwa. Przyjął podany mu warunek, tem bardziej iż oburzenie ogólne po swoim postępku na wszystkich widział twarzach.

Nadeszła wreszcie stanowcza chwila. Cała armia ruszyła naprzód. Przeszliśmy Niemen, Litwę całą, ścigając cofającego się nieprzyjaciela. Słyszeliśmy codzień strzały działowe korpusu w przedniej straży będącego, nam nigdzie nie przyszło do boju. Tak doszliśmy do Smoleńska, gdzie i nieprzyjaciel się zatrzymał dla położenia tamy naszej pogoni i zastawienia się twierdzą, którą silnem obsadził wojskiem. Przybyliśmy pod Smoleńsk nad wieczorem, znużeni trudami nadzwyczaj pospiesznego pochodu. Widzę jeszcze Napoleona leżącego pod brzozą na materacu i przypatrującego się przeciągowi pułków naszych. Leżący ten cezar dziwnie mnie wówczas uderzył, podniesionem bowiem nieco ciałem i sterczącem zgiętej nogi kolanem przypominał mi owe rycerskie postacie spoczywające na grobowcach wieku szesnastego. Otoczony był marszałkami i licznym sztabem. Konia jego trzymano w bliskości. Dwóch gwardzistów stało tuż z bronią na straży. Rozmawiał z księciem Poniatowskim. Wstąpiliśmy do obozu. Stopięćdziesiąt tysięcy wojska jak mówiono otaczało z tej strony Dniepru Smoleńsk. Spokojnie noc całą przebyliśmy.

Nąjpromienniejszy ranek rozjaśnił cały widnokrąg. Żadnej oznaki do bliskiej bitwy. Dzień ten zdał się przeznaczonym na spoczynek znużonego tylu marszami wojska. Wyraźnie słyszeliśmy zegary wież smoleńskich wybijających południe. Każdy jak mógł ogarniał się i po tylu krzepił trudach, kiedy z uderzeniem 1-szej godziny z południa, wrzawa tysiącznych bębnów, rozgłos trąb wojennych i ruch całego obozu, zwiastowały zjawienie się Napoleona. Szturm! Szturm! ozwano się zewsząd. Polacy na ważniejsze uderzą miejsca! — Przybywa generał Mouton, adjudant cesarski, do dywizyi Kniaziewicza. Z rozwiniętych pułków tworzy kolumny do attaku. Tenże sam rozkaz posyła do dywizyi Zajączka. Gdy w tem rzuciwszy okiem na wojsko stojące przy oddalonym folwarku, pyta, co to za pułki? Brygada Grabowskiego, odpowiadam. Pobież więc w całym pędzie, rzecze do mnie, aby natychmiast łączył się z swoją dywizyą. Powiedz mu, że cesarz już na czele wojska. Biegnę, przybywam. Grabowski wydaje rozkaz stawania pod bronią. Zastałem go, jakby dziś pamiętam, jedzącego z rądelka rosół na bulionie. Prosi aby z nim podzielić jego strawę ostatnią. Jakto ostatnią? zapytałem zdziwiony. Na co mi odrzekł: Pamiętasz ów wieczór u pani Chodkiewiczowej w Warszawie, gdziem opowiadał moje trzykrotne zjawisko wraz z przepowiednią dla mnie? — I ty temu wierzysz generale! zawołałem. Wierzę, odpowiedział, i wkrótce bardzo dowiesz się o jej ziszczeniu. Pożegnaj wszystkich moich, pożegnaj na zawsze. Huk dział rozpoczynającej się bitwy nie dozwalał mi dłużej przeciągać tej rozmowy. Zwróciłem konia, przybiegłem na czas szturmu. Grabowski szedł naprzeciw obsadzonemu przez nieprzyjaciela przedmieściu. Przywoławszy Krukowieckiego do siebie, uderzył na czele brygady swojej na pierwsze obwarowane domy. Ale zaledwie pierwszy padł wystrzał nieprzyjacielski, Krukowiecki został rannym, a Grabowski poległ. Tak spełnione zostały słowa czerwonego starca, spełniony i rozkaz milczenia przez Grabowskiego. Żadnego bowiem śladu tego zdarzenia, przynajmniej dotąd, nie odkryto w papierach po nim pozostałych.

_______________________________
Dla www.klasaa.net wypisał
i przypisem opatrzył: Leonard Dwornik

O dwóch takich, co się kulom nie kłaniali – opis okoliczności śmierci gen. Michała Grabowskiego z pamiętnika naocznego świadka

Biogram gen. Michała Grabowskiego zawierający inne opisy okoliczności jego śmierci. (uczestnika szturmu na Smoleńsk 1812)



WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,239,444 Unikalnych wizyt