Listopada 21 2024 17:59:45
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Relacja z ostatnich dni życia i z pogrzebu Niemcewicza na obczyźnie


(wypis ze stron 401-404)

Julian Ursyn Niemcewicz.

Przed kilką jeszcze dniami widzieliśmy wśród siebie wielkiego męża, którego imie u kilku już polskich pokoleń było we czci; który w rozmaitym zawodzie publicznego życia, bądź w wojnie, bądź przy piórze i u steru nauk, bądź na urzędach i poselstwach, przez cały wiek swój długi wiernie i chlubnie ojczyźnie służył; dla niej prace, boje, rany, więzienie, wygnanie, tułactwo kilkokrotne, majątku utratę cierpiał; dla niej na cudzej ziemi grób wreszcie miał znaleźć; Wzór patryotów, Ozdobę nauk, Przykład cnót narodowych, sławnego u swoich i u obcych; przed kilką jeszcze dniami widzieliśmy go w tułaczej naszej gromadce, przewodniczącego obchodom pamiątek krajowych, zebraniom naukowym i dobroczynnym, pełnego, acz w wielkiej już starości, wszystkich jeszcze sił ducha: wczoraj zwłoki jego przysypaliśmy ziemią! Pożegnał nas nagłą, lubo łagodną i dziwnie szczęśliwą śmiercią.

Opatrzność błogosławiąc jakiej rodzinie, zachowuje jej długo przy życiu starca, naczelnika, ojca, który jest jakoby widomym węzłem, widomą jednością całego plemienia; w którym wszyscy rodziny członkowie znają się, łączą, kochają; przez którego Bóg jest z nią, że tak powiem, jednym ciągiem; jest teżto błogosławieństwo Opatrzności dla narodu (oby je tylko czuć umiał!), gdy mu zostawia przezacnych i czcią powszechną na czoło jego wyniesionych starców, przewodników, ojców politycznych. Nie każdy naród i nie w każdej bytu swego epoce, może podobnych mężów pokazać, mężów mówię, w których tak się skupia i wciela całe jego życie, iż stają się jakoby uosobionym narodem, Człowiekiem-Polską, był przez dwie ostatnie ćwierci wieku Julian Ursyn Niemcewicz. Niezmierną, nieodżałowaną ponieśliśmy stratę!

Niemcewicz, jako polityczny i rodzinny wyobraziciel narodu, ustąpił przez śmierć miejsca innym; może nawet pod tym względem pamięć jego, prawem tego zmiennego i znikomego świata, zacząć się kiedyś osłabiać i zacierać wśród nowych wypadków, położeń, i przy odgłosie nowych imion; wszakże trwalszą jeszcze zapewnił sobie sławę, i nic jej w Polsce nigdy nie zgasi, jako uczony, jako poeta i historyk. Zasługi pióra Juliana Niemcewicza nie są jeszcze należycie ocenione. Przyzna kiedyś potomność, że on jak z jednej strony wyniósł i przechował z niknącej przeszłości głos dawnej Polski, tak z drugiej wszystko, co w2 nowej literaturze życie wziąć miało, pierwszy poruszył, zaczął, lub wskazał. Co go także między polskimi pisarzami odznaczać będzie, to rzadka wytrwałość i ustawiczność pracy. Pisał jeszcze na kilkanaście godzin przed zgonem, i gdy już czuć w członkach zaczynał zimno przychodzącej śmierci (1)

Obarczon ośmdziesięcią kilką laty i przytem smutkami tułactwa, przeczuwał sędziwy starzec od niejakiego czasu zbliżający się ostatni moment, i chociaż, prócz coraz bardziej upadających nóg, nie zachodziła w zdrowiu jego żadna zmiana, obraz śmierci ciągle już przed sobą nosił; „już mię nic na tym świecie nie obchodzi”, pisał 24. Marca b. r. do jednego z rodaków, którego względami swojemu zaszczycał; „nie mam przed oczyma, jak świat przyszły i śmierć… czuję się kończącym”. W kilka tygodni później odbył spowiedź, naprzód u siebie, potem w kościele Wniebowzięcia (de l’Assomption), i przystąpił w tymże kościele do Najświętszego stołu. Rzadziej wyjeżdżał z domu, częściej i w różne godziny dnia odwiedzał kościół; prócz Pisma ś., w którem od dawna codzień czytywał, czytał teraz także codzień de Imitatione J. C., którą dostał w darze od spowiednika; zresztą nie było na nim znać najmniejszej odmiany, nic, coby ostrzedz mogło, że tak prędko miał już zniknąć z ziemi. – 19. Maja wieczorem odwiedził jeszcze synowca, i wrócił do domu zdrów; nazajutrz, 20. Rano, zapisał kilka słów w dzienniku, czytał i śniadał jak zwykle; od południa począł się skarżyć i kładł się momentami na kanapie, to na łóżku; dopiero w wieczór koło siódmej posłał po doktora; przyjął też jeszcze wizytę dwóch przyjaciół; w nocy przystawiono mu pijawki, mówił jak najprzytomniej; z rana 21go posłano znowu po doktora; około godziny dziewiątej spytał się sam o niego; w kwadrans może doktor przyszedł; ręka kochanego starca, co przed chwilą jeszcze kładła często na czoło i usta znak krzyża świętego, już teraz stygła i martwiała, głos dobyć się nie mógł, oczy napróżno się siliły raz jeszcze wznieść powiekę, już światło dzienne niemiało więcej w nie zajrzeć; w kilka minut ustał i oddech bez żadnego jęknienia, w zupełnej rysów twarzy i całego ciała spokojności… to była już śmierć! Gość straszny, wszystkich nas na końcu tego nędznego i tak krótkiego żywota czekający, przyszedł do łoża Patryarchy dziwnie łaskawy, łagodny i całkiem zmienioną naturą; miłosierdzie boskie całą tu jego srogość złamało; przyszedł w postaci snu miłego po dniu spracowanym, uciszenia po wrzawie, wypoczynku po znoju, wytchnienia po męce! Zdaje się, że to umyślnie dla Niemcewicza napisał poprzednik jego Kochanowski te dwa wspaniałe wiersze:

Nakoniec pełen wieku i przystojnej chwały,
Sam się prawie położył, jako kłos dojrzały.

Zostawił testament, jak najporządniej zrobiony, z rozmaitemi zapisami, jakich po patryotyzmie jego, po miłości nauk i ludzi, zaszczyt ojczyźnie czyniących, można się było spodziewać; w darach i pamiątkach niezapomniał oprócz krewnych i przyjaciół w Paryżu znajdujących się, także przyjaciół nieobecnych i dawnych sług, albo ich dzieci. Kazał się pochować o 4 lieux pod Paryżem, w Montmorency, gdzie niedawno spędzał parę lat w towarzystwie godnego siebie przyjaciela, dziś jednego z exekutorów testamentu, jenerała Kniaziewicza.

Pogrzeb odbył się wczoraj, 24. Maja. O godzinie 10. zrana przeprowadzono ciało z mieszkania Nieboszczyka, rue Marché d’Auguesseau No. 8., do kościoła de l’Assomption, wśród bardzo licznego zgromadzenia Polaków i cudzoziemców; po mszy żałobnej udał się orszak zaraz do Montmorency. Pomimo odległości i gorącego dnia, wszyscy prawie współemigranci, w Paryżu zamieszkali, jechali lub szli przy trumnie; tych tylko chyba nie było, którym słabość, nieodbite obowiązki, brak zupełny kilku franków na pojazd, albo brak sił na dojście piechotą, przeszkodziły.

Nad grobem miał naprzód mowę książę Adam Czartoryski. Spodziewaliśmy się głos ten usłyszeć. Polska żalu swego nad stratą najstarszego i ukochanego syna, oraz czci dla jego imienia, nie mogła przez szlachetniejsze i godniejsze wyrazić usta. Znajome przymioty dostojnego mówcy, organ i ton pełen szlachetności i prawdy, język piękny i prosty, zacność myśli, wzniosłość uczucia, były i w tej chwili wyraźne, zakończenie modlitwą rzewne, wspaniałe, natchnione; w kilku miejscach głos mu pod łzami topniał i ginął; a lubo do końca z oczu ich nie puścił, znać jednak było przez cały ciąg mowy, że serce miał w płaczu; płacz ten popłynął także wokoło po twarzach wielu bardzo słuchaczy. Po księciu wystąpił przed trumnę czcigodny weteran, szanowny jenerał Karol Kniaziewicz. Samo jego pokazanie się, samo podniesienie głowy, dawno już białym włosem owianej, nad otwartym grobem przyjaciela, z którym przez trzy prawie ćwierci stulecia najtkliwsza go przyjaźń łączyła, było już niezmiernie wymowne. Odczytał krótkie swe przemówienie, głosem także słabszym nieco, bo wzruszonym. Następnie dali się słyszeć ksiądz Trepka i pan Antoni Gorecki, którego wiersz doskonale zadeklamowany, mocne na przytomnych sprawił wrażenie.

_________________
(1) W wigilię zgonu napisał w dzienniku, że mu zimno; zimna tego dnia nie było w powietrzu, gdyż dzień był zupełnie ciepły.

S.W.

Paryż, 25. Maja 1841.

- - - - - - - - - - - - - - -

Głos jenerała Kniaziewicza.

Rodacy!

Zdało mi się, że nad tym dołem grobowym powinienem także przemówić. Miałbym już ten obowiązek jako dawny wojskowy, ponieważ Niemcewicz służył Ojczyźnie także orężem, i na jednych ze mną polach niósł za nię życie; ale szczególniej mam ten obowiązek jako osobisty przyjaciel, jako całego życia jego towarzysz. Przyjaźń, co nas łączyła, przeszła z nami cały wiek nasz długi; zawiązaliśmy ją w pierwszej młodości, dochowaliśmy, jak widzicie, do grobu. Nie dziwujcie się, żeśmy w niej tak dotrwali: uczucie, którem ta przyjaźń szczególniej żyła, byłoto główne serc polskich uczucie, miłość Ojczyzny; związek nasz na niej oparty, łatwo mógł być trwały.

Zasług męża, któremu ostatnią chrześciańską posługę oddajemy, nieprzytaczam; wspomniał je dopiero głos wymowniejszy, i cała Polska o nich dobrze pamięta. Oby w niej kwiknęła zawsze cnota oddawania sprawiedliwości ludziom, co przedewszystkiem dobra i chwały Ojczyzny szukają; co wszystkie swe zdolności i całe życie na usługę jej poświęcili, ludziom podobnym Niemcewiczowi. Czcić mężów zasłużonych Ojczyźnie, jest to czcić Ojczyznę, i tylko małe i nikczemne dusze wolą zazdrościć i czernić, niż kochać i wielbić.

Duchu! co niedawno jeszcze zwłoki, przed któremi stoimy, oświecałeś; któremu i własne cnoty i świętości religijne pewno niebo otworzyły, uproś nam, iżbyśmy z drogi, po której zszedłeś, tak jak ty, nie zboczyli do śmierci. Wytrwałość ta dla jednych z nas nie może już być trudna, którym niedługo na ziemi być pozostaje; lecz wy szczególniej wszyscy młodsi Rodacy, weźcie za przykład Niecewicza. Podjąwszy dla Ojczyzny wcześnie boje, tułactwo, ubóstwo; dokochajcie ją, niestygnąc, do ostatniej jak on starości… Obyście, szczęśliwsi od nas, nie na obcej ziemi miejsca sobie na grób szukali!

- - - - - - - - - - - - - - -

Wiersz Antoniego Goreckiego.

Piękny maj w Montmorency zieleni się w koło,
Wam widok Niemcewicza zwłok zasępił czoło,
Ah! bracia, czyż się smucić, cieszyć się przystało,
Że mąż Ojczyźnie miły, tak dni skończył z chwałą.

O! Polsko, dziś twa wielka siewba się odbywa;
Ale przyjdzie radośny czas twojego żniwa.
Co dziś kopiesz po świecie wśród cichej żałoby,
Będziesz z chlubą wskazywać synów twoich groby.

Ty miasto! w którem Francya grobu mu użycza,
Naucz się ty wymawiać imię Niemcewicza:
Bo będą tu pielgrzymi, z Sławian pokolenia,
Trudnić cię pytaniami, gdzie miejsce spęcznienia
Barda, co wiek Ojczyźnie służąc nieszczęśliwej,
W nową burzę z nią porwan już starzec sędziwy,
Jeszcze dziesięć tułactwa lat przebył wytrwale.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

- - - - - - - - - - - - - - -

Słowa, które miał powiedzieć Karol Niemcewicz nad grobem stryja.

Szanowni Rodacy!

Ani żałoba otaczająca mnie, ani zdolności moje, nie pozwalają mi przemówić do was z tą wzniosłością myśli, jakiej uroczysty obrządek dzisiejszy wymaga. Słyszeliście wymowne głosy, które przemówiły do was; pozwólcież mi tylko ostatnie stryjowi memu złożyć pożegnanie.

Czcigodny cieniu! Niech cię Bóg prowadzi po zakrytej przed nami drodze przeznaczeń do nagrody, jaką za wzorowe twe życie i wielkie cnoty obywatelskie od dawna zgotował dla ciebie. Osierocony, pogrążony w smutku i zalany łzami, żegnam cię na zawsze, niestety! Stryju mój kochany, możesz czytać dzisiaj w mem sercu, z jak czystego sumienia odwagą stanąć mogę nad grobem twoim, i śmiało powiedzieć: że nie skażę dobrego imienia, któreś mi w puściźnie zostawił; że wierny narodowi polskiemu, w biegu całego życia mego, znajdę się wszędzie i zawsze tam, gdzie święta sprawa niepodległości jego nakazywać będzie. Ty ją błogosław, a wielkie czyny, da Bóg, narodu naszego, wkrótce pocieszą cię w grobie.

- - - - - - - - - - - - - - -

Jeden z obecnych przy grobie Amerykanów, pan Gibbs, chciał przemówić w imieniu swych współobywateli, u których pamięć Niemcewicza także w czci pozostaje. Po ostatniej mowie polskiej prędkie zaczęcie śpiewu kościelnego przeszkodziło temu. Pan Gibbs pragnie, aby Polacy wiedzieli przynajmniej o jego intencyi; w tym celu złożył niniejszy głos w ręce jednego z naszych rodaków. Umieszczamy tu tłumaczenie z francuzkiego:

Panowie!

Szlachetny Polak, któremu ostatnią oddajemy posługę, ma prawo do współczucia wszystkich moich rodaków; jako obywatel amerykański, towarzysz Kościuszki i przyjaciel wolności, pewny jestem, że wyprzedzam i wyrażam ich życzenie, kiedy składam w ich i Mojem imieniu hołd głębokiego uszanowania pamięci nieboszczyka.

Stały w swoich zasadach, wspaniałomyślny i niedbały o siebie w nadziejach szczęścia dla sprawy rodu ludzkiego, Niemcewicz, zasługuje na pochwały poczciwych każdego kraju ludzi.

Jego imię pomieszczone zostanie w rzędzie współrodaków moich, którzy są zaszczyceni nazwą dobrodziejów ludzkości.

- - - - - - - - - - - - - - -


(wypis ze strony 25)

Panie Redaktorze!

Przeczytawszy w 51. numerze roku siódmego pisma Twego piękne wspomnienie Nestora narodu naszego, ś. p. J. U. Niemcewicza; przypomniałem sobie, iż w tece mojej znajduje się jego wizerunek, wystawiający nam dokładniej rysy męża, jak rysunek na czele artykułu w nrze 51. zamieszczony. Wyszukałem go, i posełam Ci go, prosząc, abyś kopią jego pismo Twoje przyozdobił, przekazując potomności słodkie i uprzejme rysy prawego Ojczyzny syna.

J.S.

______________________________
Dla www.klasaa.net tekst wypisał
i skany wykadrował: Leonard Dwornik

Post scriptum:

Wielka Emigracja po 1830 roku, to kilka tysięcy wychodźców polskich, którzy przyjeżdżali i osiedlali się we Francji. Maurycy i Kamil Mochnaccy byli jednymi z pierwszych Polaków, którzy zamieszkali w Montmorency, miasteczku położonym kilkanaście kilometrów na północ od Paryża, słynnym dzięki zdrowemu klimatowi.

Od 1833 roku, Karol Kniaziewicz, uczestnik Powstania Kościuszkowskiego, Legionów Polskich we Włoszech, bohater bitwy pod Hohenlinden, weteran wojny 1812 roku oraz przedstawiciel dyplomatyczny Powstania Listopadowego we Francji, zapoczątkował systematyczne wyjazdy wiosną lub latem na wypoczynek do Montmorency. Od 1834 roku przyjeżdżał tam również jego przyjaciel, Julian Ursyn Niemcewicz, pisarz, publicysta, działacz polityczny. W salonie Delfiny Potockiej w Montmorency gościli między innymi Krasiński, Słowacki, Mickiewicz i Chopin. Pianista przyjeżdżał do tego miasteczka co najmniej dwa razy, w 1835 i 1837 roku. Niemcewicz i Kniaziewicz, zachwyceni urokiem miejsca, pragnęli być pochowani w Montmorency, na cmentarzu należącym do kościoła pod wezwaniem św. Marcina, zresztą jedynym istniejącym w owym czasie.
Niemcewicz był pierwszym Polakiem pochowanym na nowym cmentarzu Champeaux, 24 maja 1841 roku. W rok później, w maju 1842 roku, w tę samą, ostatnią wędrówkę wyruszyła trumna ze zwłokami Kniaziewicza, generała Armii kościuszkowskiej i napoleońskiej. Pogrzeb generała miał charakter szczególnie uroczysty, gdyż wzięli w nim udział przedstawiciele francuskich władz rządowych i wojskowych, a w kondukcie idącym z Paryża batalion piechoty oraz cała emigracja polska licząca wówczas koło pięćset osób. Został on pochowany obok Niemcewicza, z należnymi zwycięzcy spod Hohenlinden honorami wojskowymi francuskimi i polskimi, w obecności przedstawicieli duchowieństwa i rządu.

W marcu 1850 roku, w Kolegiacie św. Marcina ukończone zostało mauzoleum Kniaziewicza i Niemcewicza z leżącymi posągami dwóch przyjaciół. W 1851 roku umieszczono w nim ich prochy, lecz w 1909 roku były one ponownie przeniesione na cmentarz Champeaux. Dziś na tamtejszym cmentarzu mają wspólny grób, a w miejscowym kościele - pomnik z 1848 r., dłuta Władysława Oleszczyńskiego.


Podwójny grobowiec-mauzoleum Juliana Ursyna Niemcewicza i Karola Kniaziewicza
pod zachodnią ścianą kościoła Św. Marcina w Montmorency [Foto z www.serafitki.pl]
(dzieło emigracyjnego rzeźbiarza rodem z Końskowoli - Władysława Oleszczyńskiego).

Na tablicach nad leżącymi posągami dwóch przyjaciół umieszczono następujące teksty:

Niemcewiczowi wykuto:
„W naprawie Rzeczypospolitej
za przesławnego czteroletniego sejmu
zapaśnik dzielny i szczęśliwy,
żołnierz 1794 nieulękły,
ranny pod Maciejowicami i jeniec,
1830 roku senator,
poeta zawołany, mówca wyborny,
sławny przodków czciciel wierny,
dziejów ojczystych miłośnik i pisarz,
urodzony w Skokach w województwie brzesko–litewskim 1758 roku,
zmarły w Paryżu 21 maja 1841 roku,
czeka zmartwychwstania w Chrystusie”.

Druga tablica głosi:
„Za wojny napoleońskiej, 1798,
pod Civita–Castellana i pod Gaeta wsławiony,
czterdzieści chorągwi na nieprzyjacielu zdobytych wniósł tryumfalnie do Paryża,
za godnego przez wodza Champion wnet uznany,
nieszczęsnej wyprawy, 1812, odświeżając przodków zwycięskie ślady,
pod Smoleńskiem, pod Możajskiem, pod Czerykowem, pod Woronowem,
pod Wiazmą, pod Dąbrową, nad rzeką Berezyną,
cnocie żołnierza i fortunie Napoleona nawet zachwianej wiernym się stawił,
pod koniec wojny komandorem Legii Honorowej mianowan,
po zgonie imię swoje na tryumfalnym łuku paryskim wykute
i grobowiec na wygnaniu – Francji zostawia,
piękny wzór cnoty, wytrwałości i miłości Ojczyzny – Polsce przekazuje.
Urodzony w Assiten w Kurlandii 4 maja 1762 roku,
zmarły w Paryżu 9 maja 1842 roku
czeka zmartwychwstania w Chrystusie.
Na cmentarzu montmorenckim obok Niemcewicza pogrzebany –
Tu przed ołtarzem Boga Miłosiernego –
na pomniku wdzięcznością i nakładem Polaków wzniesionym cześć odbiera”.

W rok po pogrzebie Karola Kniaziewicza staraniem Wydziału Historycznego, któremu przewodniczył Adam Mickiewicz, ufundowano ze składek emigrantów wieczyste nabożeństwa żałobne za duszę Niemcewicza i Kniaziewicza, a także za dusze Polaków zmarłych na wygnaniu. Początkowo miały to być oddzielne Msze, odprawiane w dni powszednie, ale wkrótce przeniesiono je na niedziele i połączono w jedno nabożeństwo. Z czasem nabożeństwa te przekształciły się w doroczne majowe pielgrzymki patriotyczne, które trwają do dziś. Doraźne cele polityczne zacierają jednak pierwotny ich cel i charakter. Przekształcają się one w zwykłe manifestacje polityczne, w których hołd pamięci Niemcewicza i Kniaziewicza staje się mało znaczącym pretekstem organizacyjnym (termin i miejsce akcji; może za wyjątkiem roku 1991). I tak - w latach 1982 i 1983, pielgrzymi szli z Paryża do Montmorency, pod hasłem „20 km pieszo z modlitwą za Polskę” z udziałem Kardynała Jean-Marie Lustiger. Było to odpowiedzią na stan wojenny z 13 grudnia 1981 roku ogłoszony przez komunistyczny Rząd polski przeciw ”Solidarności” i przeciw całemu narodowi polskiemu; w 1990 roku, w pięćdziesiątą rocznicę mordu w Katyniu złożona została garstka ziemi, przywieziona z mogił ofiar Katynia, w specjalnej niszy przy Mauzoleum na cmentarzu w Montmorency; w 1991 roku pielgrzymka do Montmorency była jedną z licznych uroczystości zorganizowanych w Paryżu z okazji 200-lecia Konstytucji 3 Maja. Przy grobie Niemcewicza, jednego z redaktorów Ustawy Rządowej przemawiał profesor Tadeusz Wyrwa; w 1993 roku, polska pielgrzymka do Montmorency, patriotyczna i przede wszystkim religijna, obchodziła swoje 150 lecie, wzbogacona wielkimi wydarzeniami przeżytymi przez „Matkę–Polskę” - powstania, wojny, stan wojenny i wreszcie odzyskanie wolności. Organizatorzy takich manifestacji zawsze się znajdą, ale chętnych do przywrócenia nagrobków polskich emigrantów z okresu „emigracji polistopadowej” (w większości wyglądających żałośnie), do stanu godnego tej sztandarowej polskiej nekropolii emigracyjnej – ciągle brak.

__________________________
Dla www.klasaa.net
materiały do post scriptum zebrał
i opracował: Leonard Dwornik

BIOGRAM Juliana Ursyna Niemcewicza (1758-1841)


WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,924,136 Unikalnych wizyt