W Arkonie, nad morzem bałtyckiem, w północnej stronie półwyspu Wittow, stał za czasów Karola W. starożytny posąg bożka wendyjskiego, Światowita. Był to najwyższy bożek, sławny wyrocznią, do której z dalekich okolic schodziło się pogaństwo, badające przyszłości: corocznie znakomitsi kniaziowie i panowie słowiańscy przysyłali mu swe dary: kupcy przyjeżdżający z towarami, obowiązani byli, za pozwolenie przedawania ich tamże, najkosztowniejsze rzeczy składać bożkowi w ofierze. Nawet Sweno, król Duński, aczkolwiek chrześcianin, corok mu dary i haracz przysełał.
Żadne też miejsce nie było stosowniejsze na mieszkanie bogów, jak Arkona; z wysokiego przylądku można było przejrzeć znaczną przestrzeń bałtyku. Posąg sam bożka, olbrzymiej był wielkości; miał cztery ludzkie głowy, osadzone na tyluż szyjach, z których dwie naprzód, drugie dwie w tył były zwrócone. Twarze okazywały zamyślenie; broda rozczochrana; włosy zaś, obyczajem tamtejszych mieszkańców, nieco podstrzyżone. W prawej ręce trzymał róg, wykładany klejnotami, który corok świeżem winem napełniano. Lewa ręka na boku wsparta z ciałem łuk tworzyła. (Inni twierdzą, że istotnie łuk w ręku trzymał.) Nogami dotykał się ziemi. Suknia spadała aż do kolan. *)
________________________
*) [przypis oryginalny bez podpisu]
Posąg Światowita wyobrażał słońce: ogromna jego postać znaczyła moc przewyższającą wszystko: cztery głowy z tyluż twarzami, wystawiały zarazem cztery pory roku i cztery strony świata, na które równie świeci oblicze słońca: łuk i strzały brano za znak przenikliwych promieni słońca, a róg wyrażał obfitość, której pierwszym sprawcą jest słońce rozweselające całą naturę, podobnie, jak wino rozwesela człowieka: koń wyrażał szybki bieg tej gwiazdy. A tak widzimy, że posąg Światowita jest tworem rozsądku, a liczne własności słońca, nie mogły być ani wyraźniej, ani dowcipniej połączone w jednym zmysłowym obrazie.
[przypis LD do przypisu oryginalnego]
Saxo Gramaticus - duński kronikarz żyjący na przełomie XII i XIII wieku - tak opisuje posąg bóstwa: „[Posąg] przewyższający wielkością wszelkie rozmiary ciała ludzkiego, rażący czterema głowami i tyluż szyjami; dwie w przód, dwie w tył patrzyły, jedna głowa na prawo, druga na lewo. Wąs był tak ogolony, a głowa tak przystrzyżona, że umyślnie wyraził artysta figurę u Rugian zwyczajną. W prawej ręce trzymał róg urobiony z wszelakiego kruszcu, który kapłan świadomy obrzędu dorocznie winem nalewał, aby móc z płynu wróżyć o urodzaju przyszłego roku. Lewe ramię opierało się o bok niby zgięciem. Suknia posągu sięgała goleni, z drzewa innego urobionych, a tak nieznacznie w kolana wpojonych, żeś tylko przy starannych oględzinach dojrzał miejsce znitowania. Nogi spoczywały na ziemi, gdyż sama podstawa była w ziemi ukryta. Obok widziałeś wędzidło, siodło i liczne odznaki; miecz niezwykłej wielkości powiększał dziw, którego pochwę i rękojeść pysznej roboty srebro zalecało”.
[Saks Gramatyk: „Opis wojen Waldemara”, XIV 39, za: A. Gieysztor, „Mitologia Słowian”, Warszawa 1982, str. 95-98].
Rycina z „Przyjaciela Ludu” Nr 6/1836 - str. 48.
________________________
Świątynia Światowita stała na rynku w zamku; drewniana wprawdzie, ale była zewnątrz i wewnątrz przepychem, rozmaitą rzeźbą i niezmiernemi skarbami ozdobiona; dwa przysionki prowadziły do niej, przedzielone kosztowną ścianą; naokoło piękne zasłony i kobierce tworzyły ściany. Uchyliwszy ostatnią zasłonę, wchodziło się do samej świątyni, w której stał posąg. Niedaleko wisiało siodło i munsztuk bożka, tudzież inne godła jego bóstwa: nadto miecz jego ogromnej wielkości i cudnej roboty, wzbudzał podziwienie. W samejże świątyni ściany pokryte drogiemi obiciami, których kolor błyszczał jeszcze, ale wiekiem tak zbutwiałe, że za dotknięciem palca kruszyły się. Nadto w tej świątyni było mnóstwo rogów rozmaitych zwierząt, powiększej części kunsztownie wyrabianych. Arkona obwarowana była od wschodu, południa i północy skalistemi brzegami morza, na zachód zasłaniał ją wał na 50 łokci wysoki.
Przesądni Wendzi takie w tym rodzaju warowni pokładali zaufanie, że na wieży nie było innych narzędzi wojennych, prócz chorągwi, od których się ocalenia spodziewali. Dla tejże samej przyczyny w czasie pokoju, zamek ten, podobnie jak inne, wcale nie był ludźmi obsadzony: lecz zamknięty, polecany bywał opiece Światowita.
Świątynia Światowita bogato była uposażona: prócz podarunków i haraczu wyżej wzmiankowanego, przeznaczono dla niego trzecią część łupów zdobytych, pierwiastki owoców, dziesięcinę z bydła, i pogłówne od osób obojej płci. Na cześć Światowita i jego kosztem, utrzymywano trzysta zbrojnych jeźdzców, którzy łupy swe oddawali kapłanom. Kapłani ci, zostawali w wielkiem poważaniu u ludu, i mieli na sprawy publiczne wpływ znaczny. Im tylko wolno było ofiary sprawować, nosić długie brody: kapłanom jedynie dozwolony był przystęp do świątyni. Co dziwniejsza, najwyższy kapłan większą jeszcze od króla miał powagę. On, podług upodobania, kierował wojennemi wyprawami; nawet inne sławiańskie pokolenia nic ważnego nie przedsiębrały, nie zasiągnąwszy wprzód jego rady. On zawierał pokój i przepisywał nieprzyjaciołom warunki, albo jeżeli Słowianie zostali pokonani, był pośrednikiem, dla wyjednania pokoju: skarbów, złożonych w świątyni, umiał użyć na swe wygody i zbytki, wmawiając w lud, że leżą zamknięte w skrzyniach.
Światowitowi poświęcony był koń biały, na którym tylko jeden kapłan pielęgnujący go, jeździć mógł. Kapłani wmawiali w lud, że Światowit w nocy się na nim przejeżdża i nieprzyjacioły bije: aby lepiej udać oszukaństwo, pokazywali nieraz rano rumaka spoconego i okrytego kurzawą, jakoby dopiero wracał z przejażdżki. Żadnej wojny, i w ogólności żadnego ważnego dzieła nie przedsiębrano, niewybadawszy wprzódy przyszłości przez tego konia. Po uroczystej modlitwie, prowadził go kapłan z kaplicy za cugle przez potrójny rząd dzirytów, tak, że każdy rząd prawą nogą przestępował. Jeżeli raz tylko lewą nogą przestąpił, wyprawa nie przychodziła do skutku.
Po żniwach corok w Arkonie powszechna odbywała się uroczystość. Lud zgromadzał się z całego kraju, przynosząc bogu pierwiastki zebranych owoców i plonów. Przed świątynią stały zwierzęta przeznaczone na ofiarę. Dniem wprzódy, kapłan poważny, w długiej szacie, z długą brodą, spadającemi na barki włosami, zamiatał świątynią, do której sam wolny tylko miał przystęp. Przy tej pracy wystrzegać się musiał, aby oddechu nie wydał, gdyż to uważano za znieważenie bóstwa; ile razy więc oddychał, musiał zawsze wychodzić za drzwi. Pierwszem jego zatrudnieniem było, zrewidować wielki róg, w prawej ręce Światowita. Jeżeli jeszcze był pełny, to wróżyło rok bardzo urodzajny: jeżeli zaś trochę napoju ubyło, to znaczyło nieurodzaj i drożyznę; i podług tych znaków kapłan nakazywał oszczędzać plonów lub też używać w obfitości. Stary napój wylewał potem bałwanowi pod nogi, napełniony róg sam duszkiem wypijał, i powtórnie nalany oddawał bożkowi w ręce. Potem poświęcał bożkowi placek okrągły, takiej wielkości, że się w nim człowiek ukryć mógł: i położywszy go przed sobą, pytał ludu: a widzicie placek? Widzimy, - odpowiadali zgromadzeni. Za rok już go niezobaczycie! (i nie dziw, bo go kapłan po oddaleniu się ludu zjadał, twierdząc, że się nim bożek posilił). Potem napominał lud, aby szanował bogi, pozdrawiał go imieniem bożka, obiecując zwycięztwo i bogate łupy. Następowała ogólna uczta, na którą zabijano przyniesione na ofiarę zwierzęta, i oddawano się wesołości i wszelkiego rodzaju zbytkom.
Na przypadek wojny, znajdowała się w świątyni Arkony wielka krajowa, kolorowa chorągiew (stanica). Gdy ją obnoszono, można było popełniać wszelkie bezprawia bezkarnie, burzyć miasta, kruszyć ołtarze, bożków nawet obrażać i palić.
Ponieważ Arkona stolicą niejako była bałwochwalstwa słowiańskiego, łatwo pojąć, z jakiemi wprowadzenie chrześciaństwa walczyć tutaj musiało przeszkodami. Biskup Bambergski Otto, nawróciwszy Pomorzan, chciał z miasta Usedom udać się na wyspę Rugen; ale przyjaciele jego odradzali mu, aby tego nie czynił, i trzymali go niejako w więzieniu, by bez ich wiedzy potajemnie zamiaru swego nie wykonał. Mieszkańcy bowiem tej wyspy poprzysięgli biskupowi zemstę, grożąc mu śmiercią, gdyby się poważył przybyć do nich. Dla tego Otto skłonił swego kapelana Ulrycha do tego niebezpiecznego przedsiewzięcia. Jednak chwalebne zamiary gorliwego biskupa nie przyszły do skutku; albowiem okropna burza, 7 dni ciągle trwająca, wstrzymała Ulrycha. Jeszcze była nie wybiła ostatnia godzina Światowita; Arkona była jeszcze siedliskiem bałwanów, wysoki Światowita zamek jeszcze panował nad morzem, i groził jego rozhukanym wodom.
[bez podpisu]
____________________
Źródło: „Przyjaciel Ludu” Nr 6, Leszno, dnia 6. Sierpnia 1836 r. (Rok trzeci, str. 47-48)
____________________
Dla www.klasaa.net
wypisał: Leonard Dwornik
Franciszek Morawski – ŚWIATOWID (utwór prozą - artykuł zawierający wiadomości zebrane przez autora podczas pobytu na Rugii około roku 1856)
Franciszek Morawski – ŚWIATOWID (wiersz „bardzo silny w tym przedmiocie”)
|