MOWA ŻAŁOBNA
NA POGRZEBIE
ADAMA ŁUSZCZEWSKIEGO
POSŁA SOCHACZEWSKIEGO
NA SEJM WARSZAWSKI ROKU 1830
MIANA
W OPOROWIE DNIA 7 MAJA 1853
PRZEZ KS. ALEKSEGO PRUSINOWSKIEGO
Zanim głos zabiorę do zbudowania zgromadzonego w żałobie słuchacza opowiadaniem żywota Twego, szanowna i kochana duszo Adama, pozwól że się do Ciebie zwrócę, boś Ty choć przed Boga powołan jeszcze pomiędzy nami, bo Ty wspólnie z nami modlisz się zapewne o swoje i nasze zbawienie; pozwól mi odstąpić od Twej woli, pozwól odezwać się wśród Twej rodziny w chrześciańskim żalu pogrążonej, odezwać się w gronie przyjaciół i ziomków w smutku około Twej trumny zebranych; odezwać się wśród zgromadzonych Chrześcian, ku pociesze jednym w ciężkim strapieniu, ku zbudowaniu wszystkim Twojemi cnotami. Tyś wprawdzie sam tak sądził, że w cichym Twym żywocie, niema głośnych do obwoływania czynów, ale kościół nie mierzy świata wielkością zasługi przed Bogiem i światem! Niech sługa jego nieudolnie może, ale z głębi serca przyjacielskiego opowie w duchu chrześciańskiej nauki życie Twe, abyśmy tyle za Twego żywota doznawszy od Ciebie dobrego i po Twej śmierci jeszcze cieszyli się Twej cnoty owocem.
Tak Chrześcianie, Kościół inaczej od świata mierzy wielkość zasługi, bo gdyby wypadków wielkość, rozgłos bohaterskich czynów miał tylko być pochwały przedmiotem i celem zasługi, musielibyśmy wielokroć burzliwej niecnocie pierwszeństwo oddać przed cichą świętością, a wobec świetności doczesnej zapomnieć o wieczności skromnie dojrzewającej. Czyż ten, co w najezdniczym zapędzie świat cały zawichrzył, którego imię na ziemi zapisane głoskami krwi rozlanej, zgliszcz niedopalonych, łzą wdów i sierót, którego sława rozlega się jękiem ucisku lub głosem o pomstę do nieba wołającym, czyż ten tylko zasługuje na to, aby wtedy, kiedy się cała jego marność w prawdziwem znikomości świetle okazuje, kiedy proch jego chwały wraca do prochu powszechnego ziemi, aby wtedy mówię kościół swój głos podnosił na obwołanie jego wielkich marności? A miałażby zostać bez uznania już tutaj na ziemi dojrzewająca w cichości doskonałość chrześciańska, co przechodząc wszystkie stopnie prób i doświadczeń z nieba zsyłanych, wszędzie z pokorną uległością ale i z wytrwaniem sumienia chrześciańskiego pełniła zadanie przez Boga sobie przeznaczone? Wybrańcom swoim tylko Bóg kazał być w wielki sposób wielkimi, ludzi takich Boże zamiary rzadko na ziemię zsyłają, ale Pan także powiedział: „błogosławieni cisi” i woła sługę dobrego co nad małem był wiernym, aby wiele posiadł, dla tego że umiał małem wiernie zarządzać, woła go, aby wszedł do wesela Pańskiego. Wybrani tylko Pana mają zadanie, wielkie pełnić rzeczy, nauka z wielkich ludzi żywota małej tylko liczbie przydatnąby być mogła; naszemu pokoleniu raczej za takiemi wzorami oglądać się należy, któreby nas nauczyły pilnować naszych cnót powszednich, naszych codziennych powinności, tego się uczmy, jak w małem Panu naszemu, być wiernymi, abyśmy wiele posiedli; bo Pan więcej na to patrzy, jakeśmy to, co na nas włożył, zrobili, niżeli na to, cośmy zrobili. A w tem Chrześcianie śmiało przed wami staję z opowiedzeniem żywota brata, którego opłakujemy wszyscy, bo ś. p. Adam Łuszczewski stawia nam rzadki wzór i bogaty przykład tak sumiennej pracy około swego zadania, tak wszechstronnego wypełniania powinności nań włożonej, iż bez wszelkiego uwłaczania najświętszej prawdzie przed ołtarzem Pana i Bogiem wszystko wiedzącym głośno wyrzeknę, jako mało kto mu w tym względzie wyrównać zdoła, nikt go przewyższyć nie potrafi. A ta sumienna troskliwość przestrzegania obowiązków swoich we wszystkich położeniach, jakie mu Bóg naznaczył, na tem żywsze uznanie, na tem głośniejsze zasługuje wysławienie, że jej towarzyszyła skromność i pokora niewiedząca o swej wysokości, uznająca wszystkie prócz własnej zalety.
Adam Łuszczewski urodził się dnia 7. Listopada r. 1798 w majątku rodzinnym Strugach pod Sochaczewem z ojca Jana Pawła Łuszczewskiego Ministra spraw wewnętrznych i matki Alexandry Cieciszewskiej córki Pisarza Koronnego. Jeżeli młodzież ówczesna w ogóle czuła szczególną potrzebę gruntownego do usług publicznych przysposobienia, w czasach, gdzie ojczyzna nasza po całowiekowem przeszło niedołężnem zwątleniu już podobno niewcześnie we własnych sił wzniesieniu moralnem szukać poczęła przeciw obcej przemocy podpory; Adam Łuszczewski Wysokiem stanowiskiem, jakie rodzina jego w kraju zajmowała, szczególnie musiał się czuć i czuł się zobowiązanym do gromadzenia zasobów naukowych, aby się wywiązać z długu, jaki na każdego wkłada wyższe w narodzie położenie. Odpowiedział temu zadaniu zupełnie. W Warszawie ukończywszy szkoły, odwiedzał uniwersytet wtedy niedawno co otworzony w stolicy i w skutek zabiegów gorliwych obywateli i zasłużonych nauką mężów w kwiecie swoim zajmujący w dziejach oświaty narodowej wysokie stanowisko. Umiał młodzieniec z podawanych sobie nauk korzystać i w dziewiętnastym już roku życia swego odbył zaszczytnie Kursa akademickie. Jak gdyby zrządzeniem Opatrzności wcześnie przysposobiony do życia czynnego, nie miał ani czasu pomyśleć, w którą stronę ma swe działania zwrócić; sam Pan Bóg mu podał wielkie zadanie, pojął je od razu Adam Łuszczewski i spełnił; rodzice jego dawniej już byli przenieśli się do wieczności, Adam więc dziewiętnastoletni, ujrzał się jako najstarszy syn na czele rodziny opiekunem osieroconej siostry i dwu młodszych braci. Objął ten święty obowiązek i wypełnił go z sumienną troskliwością, za którą w podziękę pozyskał sobie bezwarunkowe zaufanie, wylaną miłość rodzeństwa przywiązanego doń we wszystkich losu kolejach z rzewną i rozrzewniającą czułością. Dopiero po ukończeniu wychowania rodzeństwa, po ułożeniu spraw rodzinnych, kiedy się widział niejako zwolnionym od obowiązków opieki nad braćmi i siostrą, postanowił o swym losie i zaślubił sobie JW. Teofilę Skarżyńską, łącząc przez to swą dostojną rodzinę z domem, w którym cnoty familijne na wzór patriarchalnych czasów z dziada i pradziada przechodzą na wnuki i prawnuki całej Polsce najświętobliwszym przykładem. Ale niedługo pozwolił mu Bóg cieszyć się pokojem domowej zagrody, bo gdzie w rzeczy pospolitej nie masz pokoju, gdzie sprawa publiczna ustawicznie jakoby w zawieszeniu broni tylko hasła czeka od niebieskiego wodza, aby lemiesz na miecz zamieniło żołnierstwo tylko do czasu rozpuszczone, tam daremnie prywata pokoju szuka, ludzie poczciwi zawsze gotowi do służenia ojczyźnie, jak ich Bóg przeznaczy orężem lub radą. Wrzała taką gotowością mianowicie przed rokiem 1830 cała ludność ziemi naszej, bo zdaje się Opatrzność chciała, aby pokolenia wieku dziewiętnastego w Polsce opłaciły gnuśność obojętną ojców, swawolę rozpustną dziadów pracą poświęcenia i uciskiem cierpień bolesnych. Powstanie listopadowe powołało Adama do służby publicznej, słusznie bowiem obywatele sądzili, że ten, kto z takiem poświęceniem, z taką godnością i zgodnością osieroconemu radził rodzeństwu i był sprawy familijnej opiekunem, potrafi godnie i zgodnie osieroconemu radzić narodowi i obrali Adama Łuszczewskiego posłem Sochaczewskim na Sejm do Warszawy. Z jakąż to wtedy radością ziomek każdy witał bohaterską stolicę, której męztwu cały chciał naród wtórować? Jakież nadzieje obudziły się w całem pokoleniu? Ale pomijam te ciężkie zapasy, pocóż i tak już rozżalone serca nasze nowemi orać ranami, wszakżeż wziąłem sobie inną stronę życia ś. p. Adama Łuszczewskiego za przedmiot naszego zbudowania, służył on z sumiennością sobie właściwą na każdem miejscu, które mu przeznaczyła Opatrzność, służył i na sejmie; ale niemogąc tutaj z zupełną swobodą tego ustępu jego życia w właściwem wystawić świetle, wolę raczej zasłoną żałoby i smutku, co nas wszystkich dziś pokrywa, pokryć i to bolesne ze świetnych nadziei rozczarowanie, wolę spieszyć do opowiedzenia cnót, które nam przy rozrzewnieniu spokojną przyniosą pociechę. Po ustąpieniu sejmu z Warszawy do Zakroczymia, po bolesnem ukończeniu krwawej walki ś. p. Adam Łuszczewski nie widział podobieństwa pozostania w kraju, musiał porzucić domową zagrodę, włości rodzinne i uchodzić z własnej ziemi przed prześladowaniem, które dla niejednego mogło się było stać krwawem. Wychodztwo ówczesne było czemś więcej jak bojaźliwem unikaniem chwilowego cierpienia, czemś więcej jak powtarzająca się i rosnąca coraz lekkomyślność w opuszczaniu wyraźnych w kraju wyznaczonych obowiązków, miało ono wystąpieniem tylu tysięcy prawych obywateli z ziemi rodzinnej założyć protestacyą przeciw gwałtom na ich braciach pełnionym, miało być skargą głośno obwołaną na krwawe krzywdy całemu zadawane narodowi. Jest Bóg i żyje prawda jego od wieku do wieku, a wierzymy że prawa Jego choć pogwałcone do czasu świętemi zostaną od pokolenia do pokolenia, wierzymy że grzechy, występki i zbrodnie ramieniem sprawiedliwości karane na ludziach znajdą i w trybunale narodów słuszności wymiar pomiędzy krzywdzącym i krzywdzicielem, bo „sprawiedliwość Pańska sprawiedliwość na wieki a Pan sądzi narody”. A gdy mówiono nam bluźniąc: „jeżeli wżdy jest pożytek sprawiedliwemu” odpowiadaliśmy z psalmistą: „przedsięć jest Bóg, który sądzi na ziemi” bośmy wierzyli, „że Pan sądzi ludzie sprawiedliwie i narody na ziemi sprawuje”. Chodziło o to aby tę wiarę taką wypowiedzieć przed ziemią i niebem, wysłał więc naród przed trybunał Europy jakoby prokuratorów narodowych do wytoczenia skargi zastęp licznej emigracyi, któraby była niejako głosem sumienia dla świata, dla nas obroną praw naszych świętych, niczem nigdy nieprzedawnionych jak nieprzedawnioną jest wiara w sprawiedliwego Boga. Tak emigracyą pojmował Adam Łuszczewski i w takiej myśli poszedł na obcą ziemię dzielić jej losy, bo i czegoż miał w kraju czekać, czego się spodziewać? Rodzinne dostatki zabrane i złupione, krwawy odwet groził mu nawet życia niebezpieczeństwem, więc poszedł cierniową drogą jeść gorzki chleb obcej ziemi i mięszać sól łez swych z napojem obcego zdroju. Chciał się wprawdzie pozostać chociaż w dalekim od rodzinnego gniazda krańcu, tutaj w naszych stronach, wydalony i z naszej zagrody przeniósł się do Saxonii, ale i tam gnany prześladowaniem od miasta do miasta uchodzić musiał i schronił się do Francyi. Twardą dolę tułacza narodowego znosił z godnością męzką i z rezygnacyą chrześciańską a nie zapominając, że życie jego do kraju i rodziny należy, poświęcił czas swój na usługę swej rodziny na to, aby zasób swych wiadomości i nauk nowemi bogacić nabytkami. Dziesięć lat pomiędzy obcymi spędziwszy, korzystał z pogodnej sposobności i przeniósł się do nas tem już teraz przedewszystkiem zajęty, aby swym dziatkom dać wychowanie najtroskliwsze, tem uszczęśliwiony, że mu Bóg pozwala dać im to wychowanie na ziemi ojczystej. Od roku 1840 zamieszkał w Poznaniu i odtąd prawie codzienny świadek cnót jego, przyjaciela domowego zaszczycony szczęściem przez dostojną Zmarłego rodzinę, będę mówił, com widział, będę głosił cnoty, na którem sam patrzał, chcąc przez to ulżyć własnego serca potrzebie i odnieść choć szeląg długu wdzięczności za doznaną dobroć w gronie szlachetnej familii. O! nigdy nie zapomnę tej pogodnej twarzy, tego spokojnego smutku, tego męzkiego i słodkiego cierpienia, bo tam pokój płynął z świadectwa sumienia po wypełnionym obowiązku, bo tam pogodę rozlewało pokorne poddanie się pod wyroki Boże. Takie tylko usposobienie, taka wiara w rządy Boga i odpowiedzialność za życie przed Bogiem może zrodzić tę bezpośrednią moc duszy do najsumienniejszego wypełniania wszystkich i najdrobniejszych powinności ze skwapliwością przynależną dziełu Bożemu. Jakżeż ja słabemi wyrazami skreślić potrafię tę nieustanną czynność i uczynność ś. p. Adama w jego domowej zagrodzie, jak oddam to spokojne krzątanie się około obowiązków rodzinnych? Jak troskliwie i sumiennie czuwał nad ocaleniem reszty majątku, która mu z bogatej ojcowskiej pozostała puścizny, aby dziatkom zostawić pamiątkę po troskliwym ojcu i po przodkach zamożnych? Nie dbał o wystawę i przepych w Cichem zastosowaniu się do woli Opatrzności, porządkiem ozdobnym w czwórnasób zastąpił wydarty sobie majątek a za świetne bogactwa stała mu najszanowniejsza godność osobista. Z taką pogodą ojca rodziny zajął się z wytrwałością podziwienia godną, ze słodyczą niezrównaną, z cierpliwością miłości wychowaniem swych dziatek, zapewne wszystkim nam mógłby być wzorem tak rzadkim w narodzie naszym troskliwości ojca o umysł, serce i duszę dziatek. Jeszcze go widzę pomiędzy Wami, kochane dzieci zmarłego, przy twym, szanowna wdowo, boku, jak wesoło zabierał się do trudnej nauczania pracy, jak swem wylaniem dla was był wam bodźcem do przezwyciężenia wszelkich trudności, jak was prowadził w coraz dalsze nauk wiadomości pociągiem serca ucząc się z wami niejako, by wam przykre trudności swą ojcowską osłodzić miłością a nabyte już przez was umiejętności wystawić jako owoc pracy waszej, nie podajając ich wam za dar własnego poświęcenia. Jeszcze go widzę jak od pracy do rozrywki przechodził niewinnej, jak waszem szczęściem szczęśliwy dzieckiem się pomiędzy wami stawał, wasze zabawy dzielił, w waszem tylko gronie wypoczynek po pracy znajdował, jak przemysł miłości ojcowskiej z każdej sposobności korzystał, by niespodzianą sprawić radość, tą radością serce wykształcić, duszę podnieść, umysł do dalszej pracy usposobić. Z jakąż to bacznością każdą sam poznał książkę, nim ją podał dziatkom, sam z sumienną pieczołowitością poznawał nauczycieli, którzy mieli być przewodnikami dziatek. A wychowanie to wzorowe tak naturalnym szło biegiem, iż ani dziatki, ani świat nie widział i nie wiedział, ilu było zabiegów owocem, ilu namysłów skutkiem, jakiej pracy plonem! Poznał Adam Łuszczewski iż daremne są nasze skargi na brak ludzi, któryby upadającemu narodowi mogli być i w upadku podporą i lepszej przyszłości rękojmią, daremne usiłowania około publicznego dobra, jeżeli nie będziem sobie sami sposobić w troskliwem i sumiennem wychowaniu młodzieńców, coby i z dostatecznem przygotowaniem umysłu i z dzielnem ustaleniem woli i charakteru mogli pojąć zadanie na naszych pokoleniach ciążące i pojęte obowiązki z silną wykonać wolą, jeżeli nie będziem wychowywać córek i matek, coby dawnych matron wzorem umiały zarządem domu uszczęśliwieniem rodzin sposobić szczęście narodu. Ognisko domowe jest narodowej pomyślności gniazdem. Przejął się tą prawdą drogi nasz Zmarły i tak swą rodziną zarządzał, tak swoje wychowywał dziatki. Przykład ten niepowinien dla narodu zaginąć i jeżeli mniej głośny wzór takiej rodzinnej cnoty, jeżeli ja go tutaj może pierwszy jawnie przed większem opowiadam zgromadzeniem, jeżeli uznanie go i nagrodę zań sam sobie Bóg zachował, nie powinien przynajmniej zaginąć w waszej rodzinie, dziatki zmarłego! Ojciec wasz dał go wam w puściźnie wyższej nad majątki i skarby, tę pozostałość winniście przekazywać jeszcze późnym pokoleniom jako największy skarb odziedziczony po ojcu waszym.
Serce ś. p. Adama Łuszczewskiego tak dla rodziny wylane, tak do rodzeństwa przywiązane nie ograniczyło się tylko na swym domu. Gdziekolwiek go głos miłosierdzia powołał wszędzie z gotowością biegł, uprzedzając wezwanie, nie ustraszając się trudnościami z wytrwałością nawet wtedy niewzruszoną, kiedy wszyscy o powziętem dziele dobroczynności zwątpili. Takiej sumiennej, spokojnej pracy dawał dowody w Towarzystwie Dobroczynności w Poznaniu, przy którem stał aż do ostatecznego rozwiązania; tak mianowicie działał w Dyrekcyi Domów Ochrony, które jeżeli dzisiaj jeszcze istnieją w Poznaniu, jeżeli dotąd swym dobroczynnym wpływem dziatki ubogie od nędzy i upadku ochraniają, zawdzięczają to tylko jedynie i wyłącznie żywemu zajęciu się tym instytutem Adama Łuszczewskiego. Z razu wszyscy się garnęli do tego przedsięwzięcia, wszyscy radzić lubili około nowego pomysłu, a zaledwie się przeciwności nawinęły, usunęło się całe koło rządzących, musiałyby były dziatki liczne rozsypać się znów na bruk i obnosząc swą biedę po mieście przyzwyczajać się do lenistwa, rosnąć w ciemnocie i nawykać do grzechu; wtedy Adam Łuszczewski z cichością sobie właściwą, z podziwienia godną skromnością, bez wrzawy zajął się ochronami i od lat już pięciu blisko, nieomal wyłącznie, osobistem staraniem utrzymywał ten przybytek niewinności dla Boga tylko sławy, dla bliźniego pożytku. Gdyby tutaj być mogły te drobne dziatki, oneby swemi modłami przed Bogiem, swą łzą przed światem oddały mej pochwale stwierdzenia świadectwo. Jako niewiasty w Joppie przy zwłokach Thabity Piotrowi okazywały szaty ręką zmarłej robione, takby ta dziatwa swojemu modłami głosiła zmarłego opiekuna chwałę. To też wiedzieli wszyscy, że niedarmo o pomoc w dziele dobroczynnem udadzą się do ś. p. Adama Łuszczewskiego, Dom sierot, opieka nad nawiedzonymi przed dwoma laty powodzią, Towarzystwo zajmujące się urządzeniem Missyi odbywających się obecnie w Poznaniu nie jedną i niemałą posługę zawdzięczają jego czynności. A chociaż w jakiemkolwiek zajęciu znalazł przeszkodę, trudność albo przykrość, nie umiał się skarżyć, cierpiał cicho, zniósł spokojnie z godnością i z pokorą, które tak rzadko z sobą chodzą w parze.
W takiem życiu, w takiej wytrwałej cnocie, co nietylko z uczucia obowiązku płynie ale wynika jakoby z naturalnego usposobienia duszy, daremniebyście szukali powodów światowych, tylko ludzkich pobudek; do wielkich głośnych, świetnych czynów wystarcza nam popęd naturalny, wystarczą świeckie widoki, w cnocie cichej i wytrwałej należy szukać głębszej podstawy, wyższych celów, silniejszych sprężyn, tam wiara chrześciańska objawionego Boga jest zasadą, nadzieja chrześciańska wiecznej w Boga nieśmiertelności jest dążenia przedmiotem, miłość chrześciańska ogarniająca Boga i ludzi jest siłą działającą. Widzieliśmy to w zmarłym Adamie. Całe jego życie było dziełem chrześciańskiego usposobienia, Adam Łuszczewski był chrześcianinem wierzącym, katolikiem posłusznym kościoła swego; nie chcąc się w niczem odrodzić od swych przodków zachował także najdroższą po nich puściznę, zachował wiarę, nie odstępując od niej nigdy, pragnąc utrzymać solidarną tradycyą z narodem, nie chciał z niej uronić, najdroższego skarbu narodowego, nie chciał odstąpić religii, co ojców naszych wielkim wychowała narodem. A jak dobroczynność jego nosiła na sobie cechę prawdziwego miłosierdzia chrześciańskiego, gdzie lewica nie wie, czego udziela prawica, tak też religijność jego była bez wszelkiej wystawy, bez rozgłosu; pełnił i pełnił w szczerym nabożeństwa duchu wszystkie obowiązki chrześcianina, katolika, ale pełnił je w cichości skromnej, w skrytości przed oczyma świata, nie jakoby się chronił niewiernego świata, ale pojmując pobożność według zasad Chrystusa, który nauczał: „Gdy się modlić będziesz, wnijdź do komory swojej, a zawarłszy drzwi, módl się ojcu twemu w skrytości, a ojciec twój, który widzi w skrytości, odda tobie”.
Takie pędząc życie szczęśliwe, o ile w naszej smutnej doli ktokolwiek szczęśliwym być może, przybył ze swą rodziną do pokrewnego domu, tutaj odebrać rozkaz powołania Bożego do lepszego żywota. Bóg chciał, aby od dwudziestu trzech lat ze swego domu wygnaniec nie w swojem mieszkaniu złożył swe kości do ziemi; ale w swej chorobie, kiedy znosząc najdolegliwsze, najboleśniejsze cierpienia z niewypowiedzianą cierpliwością, kiedy widział w końcu swej choroby jakoby przez natchnienie bliską a niespodziewaną pewność swej śmierci, cieszył się jeszcze tem, że umiera jak żył spokojnie, cicho, na ustroniu od zgiełku wielkiego świata. Opatrzony sakramentami świętemi, dawszy błogosławieństwo każdemu z pozostających z osóbna, udzieliwszy rad ostatnich dziatkom strapionym, uzbroiwszy ich na drogę życia swemi przestrogami sam wszystkich pocieszał, sam ich o folgowanie żalowi usilnie błagał jako chrześcianin, oddawając ducha swego w rękę Pana z pokojem sumienia czystego, przenosząc się do pokoju królestwa niebieskiego. Czekał tylko zdaje się na pierwszą godzinę wniebowstąpienia Pańskiego, aby w tę uroczystość kiedy wszyscy tryumf życia wiecznego nad śmiercią doczesną obchodzim, pójść za głosem Boga i stawić się Panu w niebie po odebranie nagrody za swą wiarę, za swe cnotliwe uczynki i po miłosierdzia zlitowanie nad swą ułomnością ludzką. Czyż takie życie waszego Adama nie podaje wam dostatecznej w waszej stracie pociechy? Czyżby słowo ludzkie zdołało was silniej podnieść jak taka śmierć po takiem życiu? Wiem ja, ileś straciła owdowiała żono i ty siostro ciężko kochającego i kochanego brata stratą zgnębioną, i wy dobre dzieci dobrego ojca, i wy nieobecni, tak rzadko widzeni a zawsze tyle uściśnienia braterskiego spragnieni bracia, czuję że wam waszego Adama nic nagrodzić nie zdoła, ale on w swej szczęśliwości, tak się od Boga spodziewamy, niech wam będzie sam jak stratą tak i pociechą. Nie będę wam w imieniu Zmarłego dziękował za wylaną pieczołowitość w chorobie, boście wypełnianiem tego obowiązku potrzebie własnego serca tylko ulgę w strapieniu przynosili, ale was raczej prosić będę imieniem jego abyście pamięć w modłach waszych niewygasłą zachowali po nim do chwili, w której was Bóg z nim połączy.
Myśmy chrześcianie i wierząc mamy nadzieję, że rozłączenie nasze doczesne, prędzej czy później i wy za nim pójdziecie, a on jedno po drugim będzie witał w przybytkach pańskich u podwoi niebieskich, wyjdzie z miłością wam naprzeciw i Bogu was odda, jak was od Boga odebrał.
Jużeśmy odprawili bezkrwawą ofiarę za zbawienie duszy jego, pójdźmy dokończmy ostatniej dlań posługi na ziemi a do nieba zasyłajmy zań modły gorące i nieustanne, aby go Bóg przyjął do chwały swej na wieki wieków. Amen.
Poznań
Czcionkami Ludwika Merzbacha
1853
Zobacz też:
KRÓTKI BIOGRAM ADAMA ŁUSZCZEWSKIEGO
|