Listopada 21 2024 07:29:22
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


ADAM ŁUSZCZEWSKI 1799-1853

ADAM ŁUSZCZEWSKI 1799-1853 POSEŁ NA SEJM ROKU 1831

Na cmentarzu przy kościele w Oporowie wśród wielu znakomitości z wieku XIX i XX, pochowany został również Adam Łuszczewski. Jego grób znajduje się po stronie południowej cmentarza. Jest dość mocno zniszczony, a tablica inskrypcyjna trudno czytelna. Adam Łuszczewski był synem Jana Pawła Łuszczewskiego i Aleksandry z Cieciszowskich. Urodził się w roku 1799 w majątku Strugi pod Sochaczewem. Był wychowankiem Uniwersytetu Warszawskiego i posłem z powiatu sochaczewskiego na sejm 1831 roku, gdzie podpisał akt detronizacji Romanowów. Po upadku powstania listopadowego osiadł najpierw w Dreźnie, skąd emigrował do Paryża. Ostatecznie w roku 1840 osiedlił się z rodziną w Poznaniu. Często odwiedzał Morawskich w Oporowie, ponieważ jego żona Teofila ze Skarżyńskich (również pochowana w Oporowie), była córką Marii czyli siostry Pauli, żony Józefa Morawskiego. Podczas jednej z takich wizyt zachorował i zmarł, a Morawscy zgodzili się, aby został pochowany na przykościelnym oporowskim cmentarzu. Adam Łuszczewski miał pięcioro dzieci: Aleksandrę, Mariannę, Jana Pawła, Irenę oraz Bronisława.

GRÓB ŁUSZCZEWSKICH NA CMENTARZU W OPOROWIE


Napisy na tablicy inskrypcyjnej:

Teofila
z Skarżyńskich
Łuszczewska
ur. 30 List. 1809
umr. 8 Grud. 1856

--------------------------

Adam Łuszczewski
ur. 1799
umr. 24 Maj 1853

--------------------------

dziecko Łuszczewski
ur. i zm. 1831

HERBY NA TABLICY INSKRYPCYJNEJ


Herb Korczak Łuszczewskich


Herb Bończa Skarżyńskich

Na temat Adama Łuszczewskiego, dość obszerną wzmiankę zamieścił w swoim dziele „Przechadzki po mieście Poznaniu”, Marceli Motty:

"Pójdźmy teraz dalej, panie Ludwiku, Młyńską ulicą, po tej samej stronie. Masz tutaj, niedaleko od Królewskiego rynku, zieloną kamienicę ze znakiem Opatrzności u góry; nie było jej jeszcze przed piędziesiątym rokiem. Miejsce jej zajmowały, w części mały, bezpiętrowy, żółty domek, w części wielka drewniana brama, prowadząca na podwórze, za którem był niewielki ogródek. Do owego domku wszedłem pierwszy raz latem czterdziestego trzeciego roku, przynosząc list i pozdrowienie od Antoniego Szymańskiego z Paryża, urzędnika w prefekturze Sekwany, dla państwa Łuszczewskich, z którymi był dawniej zaprzyjaźniony. Zastałem wszystkich przy stole, pana, panię, trzy córki i dwóch chłopców; dziatwa była jeszcze mała, z wyjątkiem dorastającej najstarszej panny. Tak się zaczęła moja z tą rodziną znajomość, za którą wdzięczny byłem i jestem poczciwemu Szymańskiemu.
Pan Adam Łuszczewski, syn Pawła, ministra sprawa wewnętrznych za Księstwa Warszawskiego, przybył tu i osiedlił się między nami czterdziestego roku. Różne on i ciężkie przechodził losu koleje; zaraz w młodości i szkoły kończył i nauki uniwersyteckie w Warszawie odbywał, sam siebie niemal kierując i dozorując, ponieważ rodzice bardzo wcześnie go odumarli; a nie doszedłszy nawet do lat dwudziestu, jako najstarszy, objąć musiał opiekę nad niedoletnią siostrą i dwoma młodszymi braćmi, oraz zarząd znacznej fortuny ziemskiej po rodzicach odziedziczonej.
Mimo młodego wieku wypełnił ten trudny obowiązek z rzadką sumiennością, a troskliwości jego nie tylko zachowanie majątku, lecz i staranne wykształcenie zawdzięczało rodzeństwo, za co go aż do śmierci najczulszą wdzięcznością wynagradzało. Że się pan Adam ze zadania swego wywiązał, jakby lepiej rodzice nie mogli, okazały skutki. Siostrę wydał za wojewodę Wodzyńskiego, a jak znakomita to była osoba pod względem serca i duszy mieliśmy dostateczną sposobność poznania, bo owdowiawszy na wychodztwie, długo tutaj bawiła w Poznaniu i przez niejaki czas później zastępowała miejsce matki najmłodszej pannie Łuszczewskiej. Brat jego Wacław, ojciec Deotymy, zajmował pokaźne stanowisko w administracyi Królestwa, najmłodszy zaś, osiadłszy na wsi, cieszył się, jako radzca ziemstwa, powszechnym szacunkiem współobywateli.
Dopiero po spełnieniu tej powinności względem najbliższych, którą za pierwszą uważał, pomyślał Adam Łuszczewski o ustaleniu własnego losu i w małżeństwie z panną Teofilą Skarżyńską znalazł sowitą zapłatę za to dla rodzeństwa był uczynił. Ale nie długo mógł się cieszyć spokojem i szczęściem domowem; wybuchło powstanie listopadowe wkrótce po jego ożenieniu, a Łuszczewski musiał opuścić wiejskie zacisze, podążyć do Warszawy i jako poseł sochaczewski zająć miejsce w sejmie, dokąd go przywiązanie i zaufanie obywatelstwa powiatowego wysłało. Miał na tem wybitnem stanowisku bez przerwy udział we wszystkich obradach i uchwałach sejmowych, nie wyłączając detronizacyi Mikołaja; podążył, po zajęciu Warszawy, wraz z innymi do Zakroczymia, a gdy się sprawa nieszczęsna skończyła, nie mogąc bez narażenia się na srogą niewątpliwie karę pozostać w kraju, powodowany prócz tego wspólnemi wszystkim nadziejami, poszedł na wychodztwo.
Z Drezna, gdzie początkowo osieść zamierzał, aby bliższym być swoich, wygnany przez rząd saski, który, jak wszystkie inne niemieckie, urazić nie śmiał Mikołaja, schronił się Łuszczewski do Paryża, gdzie dziewięć lat niemal przepędził. Tutaj przebył ciężką szkołę życia. Złudzenia, któremi się z początku karmiono, ulatywały jednoto drugiem, a spory, nieprzyjaźnie, nienawiści w obozie wychodztwa wśród obcych goryczą napełniać musiały serca ludzi po prostu myślących i szczerze do sprawy narodowej przywiązanych, do których pan Adam należał. Przeszłość jego i rodowe stosunki ciągnęły go do Czartoryskich, dalekim jednak pozostał od zabiegów i knowań stronniczych, bo, prócz wstrętu do tego, były bliższe troski i kłopoty. Cały piękny majątek w Królestwie został zabrany; aby zabezpieczyć się od niedostatku i utrzymać uczciwie rodzinę, która się pomnożyła, trzeba było ratować co się dało i obmyślać środki do życia, a to przychodziło nie łatwo wśród obcych i w takim oddaleniu od swoich. Wypadki czterdziestego roku przyniosły niespodzianą ulgę. Korzystając bez zwłoki z nieco pomyślniejszych dla nas konstelacyi politycznych, przeniósł się pan Adam do Poznania i tutaj resztę życia swego przepędził. Życie to, na które patrzałem, było ze wszech miar budującem. Iluż to ja widziałem panów, dawniej zamożnych, którzy, straciwszy fortunę i stanowisko, bądź to przez wypadki, bądź częściej jeszcze z własnej winy, nie potrafili w Nowem położeniu, nic zapomnieć i niczego się nauczyć! Pan Adam zrozumiał odrazu co robić i jak robić trzeba.
Nie szczędząc starań i zachodów potrafił, z pomocą pozostałych w Królestwie krewnych i przyjaciół, ocalić niektóre resztki niemałego dawniej majątku i przyzwoite, choć skromne, utrzymanie rodziny zabezpieczyć. Wypełniwszy poprzednio w kraju jak najsumienniej obowiązki Polaka i obywatela, chodziło teraz przedewszystkiem o przyszłość dzieci i ich wychowanie. Zajął się tem pan Adam jak najgorliwiej, sam wypełniał miejsce nauczyciela i zastałem go nieraz uczącego chłopców Kub córki, któremu to zadaniu zwykle przedpołudniowe godziny poświęcał.
Synowie winni mu przygotowanie do szkół, córki całe niemal wykształcenie, wszystkie zaś dzieci winny owe gorące uczucia patryotyczne i silne zasady religijne, które, sam będąc niemi głęboko przejętym, wpajał im troskliwie od pierwszych lat. Pomagała mu w tem wiernie i wytrwale żona. Przebywałem dawniej dość dużo między ludźmi i miałem szczęście poznania kilku matron polskich, które przymiotami swemi, życiem, nawet postawą wzbudzały głęboki szacunek w każdym, co się do nich zbliżył; jedną z najwybitniejszych między niemi była pani Łuszczewska. Nie jest to frazes, panie Ludwiku; gdybyś był widział tę twarz poważną i miłą, na której ślady cierpień i zmęczenia nie zatarły dawniejszego powabu, witającą cię uprzejmym dobroci uśmiechem; gdybyś był się przypatrzył temu spokojnemu a skrzętnemu obmyślaniu i załatwianiu wszelkich spraw domowych, tej czujnej pieczy o wszystkie potrzeby moralne i materyalne męża i dzieci, gdybyś poznał tę szczerą i cichą pobożność, będącą główną, że tak powiem, osią jej uczuć i myśli, a przytem w wyobrażeniach, mowie, pożyciu z ludźmi, nawet w ruchach tę barwę wielkoświatowej dystynkcji, byłaby pani Łuszczewska pozostawiła w twej pamięci toż samo wrażenie, które ja ci tutaj tak pobieżnie i niedokładnie skreślam.
Zachodziło pod niejednym względem pewne podobieństwo między małżeństwem. Pan Adam miał wyraz twarzy równie łagodny, trochę smętny, jak żona, nawet w nieczęstym uśmiechu jego przesuwał się odcień boleści, odznaczała go przytem niezwykła spokojność umysłu, pewna cierpliwość i rezygnacya, którą i zewnętrznie widać było w nieco pochylonej postawie i powolnych poruszeniach; pani Adamowa, znacznie wrażliwsza, żywsza w uczuciach i myślach, dodawała w ciemnych chwilach często otuchy i nadziei; oboje zaś w najszczerszem przywiązaniu i najprzykładniejszej zgodzie odbywali tę tak ciężką teraz dla nas Polaków wędrówkę życia. Nie poprzestał jednak Łuszczewski na stosunkach prywatnych i zachował około własnej rodziny; przez owe lat kilkanaście, które tu przeżył między nami, jednoczył się, ile mógł, z życiem naszem narodowem i publicznem. Wypadkom czterdziestego szóstego roku pozostał obcym zupełnie, będąc w przekonaniach swoich przeciwnym ludziom i dążnościom, które je wywołały; do tego co się czterdziestego ósmego roku działo tylko pośrednio mógł się mięszać, gdyż jako nie tutejszemu i przez rząd tylko cierpianemu, oględność była nakazaną; wiem jednak, że i datkiem ile zdołał, radą i pośrednictwem był czynny, a niejednemu z wychódźców bawiących tu wtenczas lub przejeżdżających, przez wpływ swój lub znajomości, znaczną wyświadczył przysługę. Naw skroś religijne jego usposobienie pociągało go szczególnie do spraw miłosierdzia, dla tego też, od samego początku Towarzystwa dobroczynności, o którem ci już wspominałem, należał nie tylko do radzących jego członków, lecz zajmował się osobiście i sumiennie ubogimi powierzonymi jego opiece, lub sam ich wyszukiwał, a ustępując jako jeden z ostatnich z tego pola działalności, pozostał aż do śmierci w dyrekcyi ochronek, które jemu głównie zawdzięczają, iż się po czterdziestym ósmym roku, w owych kilku latach zniechęcenia publiczności, utrzymały i teraz jeszcze dobrodziejstwem są dla biednej ludności miejskiej. Przyzna każdy z moich współczesnych, który choć trochę żył tutaj między ludźmi, że państwo Łuszczewscy przykładem swoim i namową, przyczynili się nie mało tak w mieście jako tu i owdzie na prowincyi do rozbudzenia ducha miłosierdzia i chrześciańskiej dobroczynności w wyższych kołach naszego społeczeństwa. Dom ich był od samego początku, pod towarzyskim względem, jednym z najprzyjemniejszych i powiedzieć mogę jeden z najbardziej ożywionych w Poznaniu. Nie tylko państwo sami przyciągali do siebie swoją szczerą uprzejmością, lecz przez stosunki rodzinne i stanowisko dawniej w kraju zajmowane byli w bliższej lub dalszej styczności z mnóstwem wybitniejszych osób polskiego społeczeństwa. Niemal każdy znaczniejszy obywatel z Królestwa, przejeżdżając przez Poznań, wchodził do skromnego domku przy Młyńskiej ulicy, aby odświeżyć dawniejszą znajomość z jego mieszkańcami.
Niepamiętam naturalnie wszystkich, których tu spotykałem, lecz przypominam sobie jako częstych gości, Łubieńskich i Morawskich, którzy byli spokrewnieni, Wesołowskiego, Woronieckiego, pułkownika Skarżyńskiego, przyjaciół z czasów powstania i wychodztwa, Cieszkowskiego Augusta, Władysława Szółdrskiego z żoną, ks. Aleksego Prusinowskiego i ks. Kameckiego, z którym, gdy jeszcze w kraju był zamożnym obywatelem, łączyła Łuszczewskich bliższa zażyłość. I szło tak dłużej niż lat dziesięć wszystko w tym domu zacnie, spokojnie i pomyślnie, o ile w życiu polskiem pomyślnie być może; dzieci wzrastając nadziei rodziców niezawodziły, rodzice zespoili się już z tutejszym światem, który dawniej był im obcym, stosunki ich ustaliły się i ulepszyły, a pan Adam, zakupiwszy ten grunt, domek dawniejszy przedłużył, podniósł o piętro i na kamienicę zamienił, którą godłem Opatrzności naznaczył, wywdzięczając się za jej opiekę; poprzednio zaś, między podwórzem i ogródkiem, postawił dla siebie mieszkanie. I jeden i drugi budynek praktycznie a wygodnie urządzony, bo, jak mi wiadomo, pan Adam sam wszystkie plany do nich robił i szczegółów wykonania budowli pilnie doglądał. Nie długo jednak cieszył się nową siedzibą, gdyż, ledwo wykończoną została, pięćdziesiątego trzeciego roku, przybywszy w odwiedziny do pokrewnego Oporowa, zapadł, skutkiem mocnego przeziębienia, na tyfoidalną febrę i, po krótkiej chorobie, zszedł z tego świata w pierwszej godzinie Wniebowstąpienia Pańskiego, jeszcze w sile wieku, mając niespełna lat pięćdziesiąt pięć. Jak żywot był zacny i cichy, tak i śmierć przykładna cierpliwością i spokojem, z któremi, do ostatniej chwili przytomny, pocieszał i hamował ciężką boleść otaczającej rodziny. W dzień pogrzebu pożegnał zmarłego ks. Prusinowski, oceniając w pięknej i rzewnej przemowie wiernego chrześcijanina i patryotę. Byłem tego świadkiem, panie Ludwiku, z jakiem męztwem srogi ten cios znosić potrafiła pani Łuszczewska i żal swój pokrywać zwykłą łagodnością oblicza, jak starała się bliższemu i dalszemu otoczeniu zastąpić pod wszelkim względem ojca i męża; to też wszystko, po niejakimś czasie, szło znów spokojnie w dolnem mieszkaniu tego tylnego domku, tylko pana Adama nie było, za którym każdy tęsknił. Ale nie długą była tęsknota dla pani Łuszczewskiej; niespełna trzy lata po zgonie męża, w Grudniu pięćdziesiątego szóstego roku, przedwcześnie świat ten opuściła, skutkiem zapalenia płuc, którego wycieńczone od dawna siły jej ciała przemódz nie mogły. Odwiedziłem ją kilka dni przed śmiercią i podziwiałem ową spokojną odwagę i chrześciańską pokorę, z którą, od pierwszej niemal chwili choroby, końca swego oczekiwała. Spoczywa obok męża w Oporowie. Zdążyła jednak zabezpieczyć los dwóch starszych córek, zanim się z dziatwą swoją rozłączyła."

-------------------------------------------------------------
Źródło:
Marceli Motty, „Przechadzki po mieście Poznaniu”, część II, str. 144-151, Poznań 1888.

Zobacz też:
MOWA ŻAŁOBNA NA POGRZEBIE ADAMA ŁUSZCZEWSKIEGO

WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,922,170 Unikalnych wizyt