Franciszek Morawski (?)
Bajka o Zającach
Ponieważ teraz moda bajki prawić,
więc by was, bracia, zabawić,
ja powiem o Zającach.
Tylko nie pomnę, w których miesiącach
była w lesie wielka wrzawa:
chciał Tygrys Lisowi dać prawa.
A że to było przy takim ogrodzie,
gdzie sobie w miłej swobodzie
żyły Zajączki spokojnie,
kazał im Tygrys być w wojnie
i rzekł im te słowa puste:
„Walczcie za waszą kapustę!”.
„O, będziem bronić!” – krzyknęła gromada,
nie wiedząc, że Lew kapusty nie jada.
„Będziem bronić! – krzyknęły Zające
i stanęło ich tysiące.
Zające to były, lecz śmiałe,
na śmierć i rany niedbałe,
z siarką, ołowiem znajome.
Już nawet Wilki łakome
omijały je z daleka –
poznały jak ból dopieka,
gdy za kapustę swą własną
kogo zadrasną.
Ale mówiąc między nami,
między tymi Zającami
było od przodków
wiele wyrodków
lub – jaśniej mówiąc – było tam bez lików
podłych Łasiczek i dumnych Królików.
Łasiczki na obie strony
biły pokłony,
Króliki, za piecem siedząc,
szeptały sobie
tak w każdej dobie:
„A czy my głupie bić się za kapustę,
kiedy my i tak tłuste?”.
Zające jedne
biły się biedne
i chociaż to mówiły z nich niektóre:
„Ej, dostaniem bracia w skórę”,
ale przez wdzięczność słuchały Tygrysa –
wyrwał ich temu lat kilka
z łagodnych pazurków Lisa,
z krwawej paszczy żarłocznego Wilka.
Tymczasem Lew gniewny srodze,
pędził Tygrysa po drodze
i wszystkie leśne narody,
którym on zabrał swobody,
wzywał do walki wspólnej
dla dobra sprawy ogólnej.
Widząc, że Tygrys się kończył,
najpierwszy Lis się przyłączył,
niosły dalej jego pęta,
mniemając, że on zesłany
został od Pana nad pany,
by ród męczony od wieka
uwolnił z jarzma człowieka.
Lecz gdy ujrzeli widocznie,
że mimo wszelkie rozumy
wylewa ich krew dla dumy
i nigdy świat nie odpocznie,
więc razem go odstąpiły,
aby pokazał swe siły.
A Zające biedne
Zostały z nim jedne.
Pomagały Lwowi Brytany
i padł Tygrys krwią zalany.
Zające myślą: „Ot, bieda,
nikt tam wiary nam nie da,
że my za kapustę swoję
takie krwawe wiodły boje”.
Ale zwyciężca wspaniały
rzekł do nich „Narodzie stały,
wrócę wam miłe swobody,
idźcie na wasze ogrody!”.
Zajączki sobie – skik, skik – szybkim biegiem
stanęły nad Wisły brzegiem.
Ale cóż państwo powiecie?
Nie dacie wiary, a przecie
skoro z nich głodny który nieboraczek
chciał skubnąć kapuściany krzaczek, nie było wleźć kędy,
tak wszystkie zajęły grzędy
i Łasice, i Króliki,
jeszcze swe dumne wzniosły okrzyki”
„Precz stąd, hałastro uboga,
co nie wzięła was wojna sroga!
Żadnej własności nie macie,
tylko rozruchów szukacie,
a chcecie użyć tej losów odmiany,
którą przez nasze mądre stworzyliśmy stany”.
Na to Zajątki, od głodu
wpośród własnego usychając rodu,
gotowały się już cicho;
zrobiły Królikom i Łasiczkom licho
i na taki się koniec wzięła rzecz zanosić:
miały Królików zdusić, potem Lwa przeprosić.
Ale któż zgadnie
to, co w przyszłości wypadnie?
Wszystkie Zajączki wołały:
„Gdzież nasz obrońca wspaniały?
Oddał nas jak niewolników
pod rządy dumnych Królików”.
A nie wiedziały nic o tem,
że on był nowym zajęty kłopotem:
Wilki i Lisy obłudne,
co mu pomagały w godziny trudne,
z tym się projektem koniecznie naparły,
żeby Zajączki pożarły.
Próżno przekładał im ów dobroczynny:
„Co wam przewinił ten naród niewinny?
Przypomnijcie ów ród miły –
gdy zewsząd bisurmańskie psiarnie was goniły,
robił przysługi wam znaczne”.
Lecz oni zawsze swoje: „Będziem jeść, bo smaczne”.
Wtenczas Lew, choć mocniejszy,
lecz bardzo spokojny,
nie chciał zaczynać już wojny,
odstąpił im tylne skoki,
lecz to wyjdzie im przez boki:
zobaczą wszyscy widocznie,
jak nasz Zajączek odpocznie
skąd do Polski sus wysoki –
ci, co trzymają za skoki,
będą z lisimi ogony
skakać przez nasze zagony.
Tymczasem, nim to wszystko ma nastąpić,
Lew, co bez łaski nie może i stąpić,
teraz już w kraje swe wrócił
i tron Królików wywrócił.
Zające biedne
poważa dziś jedne:
rozdał kapusty im wiele.
Nawet w tym nowym podziele
Zajączek jeden bez nogi,
poczciwy, stary, ubogi,
co wodził w boje i w szyki,
dostał w swe rządy Króliki.
Chwali to głosów tysiące,
i woła: „O, Boże,
gdy być może,
niech ich przemieni w zające!”.
W tej chwili radości prawej,
gdy tak król losów łaskawy,
żeby go ocenić wspaniale,
dawały Zające bale.
I ja tam byłem,
miód, wino piłem.
Trzeba by skończyć tak bajkę zabawną,
lecz ja wam wspomnę moję piosnkę dawną:
nie wiem, co dalej będzie, ale jak się dowiem,
miejcie zawsze cierpliwość – w drugiej bajce powiem.
______________________________
Komentarz edytorski i objaśnienia MK:
Podstawa edycji: odpis z Biblioteki Narodowej w Warszawie (sygn. IV 5737 – zbiór różnych wierszy z XIX w.). Trudno stwierdzić, czy taki był oryginalny tytuł, czy też nadał go autor kopii; przy tytule dopisek: „przez Franciszka Morawskiego”. Być może sam autor o niej zapomniał albo też nie chciał o niej pamiętać ze względu na wymowę utworu. Trudno stwierdzić, czy bajka ta była drukowana, jako że odnaleziony odpis mógł zostać sporządzony bezpośrednio z autografu lub z innej kopii.
Jest to bajka polityczna: zawiera wyraźne aluzje do kampanii napoleońskiej i stosunków między mocarstwami europejskimi przed rokiem 1815. Zrozumienie utworu ułatwia objaśnienie znaczenia bajkowych bohaterów, podane pod tekstem przez autora rękopisu. Car Aleksander I (Lew) został przedstawiony w pozytywnym świetle, ale bez nadmiernych pochwał i zachwytu, ponieważ autor (jeśli był nim Morawski) jako wysoki rangą oficer (stopień pułkownika zdobył w kampanii rosyjskiej Napoleona) nie mógł sobie pozwolić na krytykę cara, a jako napoleończyk – na czołobitność.
Bajka ta jest niedopracowana i dość długa, byłaby zatem najdłuższą bajką Morawskiego. Mógł ją napisać w bardzo wczesnym okresie, tj. ok. 1815 r. Za taką datacją przemawiają także zawarte w utworze aluzje polityczne. Odpis zawiera wiele błędów gramatycznych i ortograficznych, a wiadomo, że poeta dbał o poprawność językową i błędy pojawiają się u niego przede wszystkim w bajkach najwcześniejszych, choć oczywiście mogą to być błędy autora kopii.
Powrót do spisu treści edycji z 2017 r.
|