Przypis LD do wiersza Franciszka Morawskiego „Fragment charakteru”
Lucjan Siemieński, opisując okres od „wrócenia Morawskiego rodzinie i przyjaciołom” (powrót z zesłania w Wołogdzie w drugiej połowie 1833 r.) do chwili wyjazdu generała-poety z synem Tadeuszem w Poznańskie do dziedzicznej Luboni („Dzieła Lucyana Siemieńskiego – Portrety Literackie - Tom IV”, Warszawa 1881), w „Żywocie Franciszka Morawskiego” na str. 76-79 , pisze:
» Na wygnaniu kiedy był pozbawiony wolności, ustępował przed niepodobieństwem, lecz teraz wolny, czując się w każdym kroku skrępowanym — nie dziw, że się gryzł i szamotał....
Jędrzej K[oźmian] zgadując ten jego niepokój, ciągle go nakłaniał do pisania:
„Nudzisz mię zawsze tem wołaniem: Pisz! Chyba nie wiesz, co się w mojej duszy dzieje. Kontent jestem, że przynajmniej rozumieć mogę co czytam, a ty chcesz, żebym tworzył! Do obudzenia poezyi w duszy trzeba zapewne pewnej dozy nieszczęścia; ale kiedy się tej trucizny codzień więcej dolewa, kiedy się chodzi po cierniach, śpi na cierniach, kiedy wszystkie wielkie i cała szarańcza małych przykrości oblegnie człowieka, kiedy chwili nawet odetchnąć nie dadzą, rójże tam rymy, rozkoszuj po polu marzenia! Jeźli potrafisz—winszuję; ja nie umiem. Pozwoliłem sobie dzisiaj wziąć Byron'a z twojej księgarni i czytałem cały ranek Manfreda. Gdybyś tu był, tłómaczylibyśmy go razem, choćby prozą lub białym wierszem, wiecejby język poetyczny zyskał na tem niż na całym Owidyuszu Kicińskiego... ”
[...] W tym wewnętrznym rozstroju, w bijących na niego z różnych stron przykrościach [...] w listach swoich ciągle utrzymywał, że nie pisze. I prawda: nie pisał długo obmyślanego, na szeroki warsztat nałożonego dzieła — ale kiedy niekiedy wydobywał się z jego duszy jęk, kwilące ptaszę, w złotych piórkach poezyi... Innym razem, posyła wiersze, jak powiada: „jeszcze ciepłe, przed trzema godzinami w drodze do Lublina zrobione" — był to ów fragment charakteru, w którym odmalował siebie i stan swój wewnętrzny. [tu LS przytacza pełny tekst utworu]. „Ale cóż to za dziwak! powiesz. Może być; lecz ten dziwak zrozumiał siebie bardzo dobrze i ciebie kocha czule. Żal mi teraz, żem te wiersze tu skreślił, bo dla frankomanów niedość wylizane, a dla tych, co sądzą o literaturze podług czasów ś. p. Augusta III-go, będą głupie. Mniejsza o to, może są głupie istotnie.”
To co w wyznaniach jego listowych tu i ówdzie spotykamy, znalazło się w tem drobnem ognisku poezyi. Nie jest to zatem byroniczne drapowanie się w czarny płaszcz mizantropa, nie jest to urojona liberya przesytu, i pysznego nieszczęścia, nawdziewana dobrowolnie przez bajroniznjącycb młodych marzycieli, ale szczera spowiedź duszy, stan jego rzeczywisty. Nie wiem okoliczności, lecz mógłbym się domyślać, że był jakiś nacisk na niego, żeby z pod chorągwi, pod którą od lat najmłodszych tak zaszczytnie służył, przeszedł do innego obozu. Może były jakieś uśmiechające się widoki karyery, może paradoksami politycznemi usiłowano zachwiać z mlekiem wyssaną wiarę, doświadczeniem nabyte przekonanie? Ostatnich pięć wierszy powyższego fragmentu wyraźną ma cechę wyznania, które byłoby tylko próżną przechwałką z patryotycznych sentymentów, gdyby nie było odpowiedzią na coś, co zaszło....
Otóż i nadeszła upragniona chwila oglądania dzieci! W kwietniu (1834) przyjechały z Wołynia.
„Dzieci są tu od tygodnia. Za trzy dni rozjeżdżamy się. Panna Kamilla (siostra żony) z Marynią na Wołyń, ja z Tadziem do Luboni. Nowe życie, obowiązki, zatrudnienia, powołanie, związki, towarzystwo, czekają mię. Trzeba się całkiem przetworzyć. Przykra ta nagła przemiana w wieku, kiedy już wszystko zastarzałe w człowieku; ale cóż począć! Dobra chęć torować będzie drogę, a Bóg pomoże."
Generał z synem wyjechał w Poznańskie i osiadł w dziedzicznej Luboni. «
|