Tekst z tomiku POEZYE FRANCISZKA MORAWSKIEGO (Petersburg 1855)
Wizyta w Sąsiedztwo.
(Z czasów Stanisława Augusta.)
Obraz I.
W dzień niedzielny, dzień letni, po mszy, po obiedzie,
Pan Wojski na wizytę taradajką jedzie,
Zacny Pan i domator; żył on niegdyś w świecie,
Lecz się od lat dwudziestu zakopał w powiecie.
Woli on braci szlachtę, niż te korowody,
Jakieś tam, Boże odpuść, cudzoziemskie mody,
Które (uczciwszy uszy) głupce tylko lubią,
A do reszty i naród i wiarę zagubią.
Po polsku on ubrany jest od stóp do głowy;
Kontusz, jak Bóg przykazał, ciemny, rodzynkowy
Żupan jasny bez fałszu, z grodeteru szyty,
Bócik kształtny, czerwony, i słucki pas lity.
Na piersiach za kontuszem pektoralik złoty.
Przy nim lśniący łańcuszek misternej roboty,
Trzcina z dziatkiem kościanym: sygnecik maleńki,
Przedślubny jeszcze datek kochanej Kasieńki.
Wszystko w nim narodowe: czapka, wąs, czuprynka,
Pod szyją, jakby gwiazda, z parangonu szpinka;
Nakoniec karabela, co Szwedów pamięta,
A jak w sercu, tak w uściech zawsze prawda święta.
Takim jest nasz pan Wojski; już z twarzy wyrazu
Wszystkie przodków twych cnoty wyczytasz od razu.
Głową on kompromisów i sejmików lumen,
Zna i dzieje krajowe, i legum volumen;
Ma sporą sylwam rerum, stare kordy, zbroje,
Wreście się za piwniczkę nie powstydzi swoję;
Ma czem przyjąć sąsiada, uczcić przyjaciela,
Ma kielich po Auguście i beczkę Popiela.
Ale nie on sam tylko Podstolstwo odwiedzi,
Po prawej jego zacna magnifika siedzi;
Z rodu, cnót, konnexyi dama znakomita,
Zawołana gosposia i Polka zabita —
Przybrała się, jak zwykle, na wyższą wizytkę,
W manele i mitenki, lankotki, lewitkę
W agażanty z forbotem, kornet z fontazikiem,
Balsamkę za gorsetem i perły z krzyżykiem.
Ma w swej konsyderatce wszystkiego po trosze
Ma książeczkę z koronką, dla ubóstwa grosze,
Dla dziateczek Podstolstwa z pierniczkami paczkę
Larendogrę, różaniec, chustkę i tabaczkę.
Jadą, - dąży pospieszna szóstka koni zwinnych,
Z tyłu hajduk Franciszek, sługa z lat dziecinnych,
Stoi tam zawsze czujny na głos Pana, Pani,
A smagłym słynny biczem stary Wach furmani.
Gracko on i ogniście umie państwo wozić,
Wie kiedy siwki zaciąć — wie kiedy pogrozić;
Żadna w gąszczu tak zręcznie nie przemknie się żmija,
Jak nasz Wach i odsiebie i k'sobie wywija.
Z Bogiem on się do każdej podróży sposobi,
Nie ruszy, nim przed końmi biczem krzyżyk zrobi;
Zjeżdża z winnym respektem panom orderowym,
Biskupom, Infułatom i wozom żniwowym;
Ależ wara pijakom, zwłaszcza żydom wara!
Nie Wach to już na ów czas, lecz jakaś poczwara,
Łaje Pan, krzyczą Żydy, on jak Jędza sroga
Smaga niecne Kaimy — mordyasze Boga.
Nie taką jest gorączką hajduk, kumotr Wacha,
Stary, zwinny famulus, choć nieco rubacha.
Rozłóż mu wszystkie skarby, usyp góry złota,
Grosza nawet poczciwa nie dotknie prostota.
W panu on tylko swoim żyje i istnieje,
Pan się smuci, on smuci, pan śmieje, on śmieje.
Słońce to uczciwości w tysiąc cnót ozdobne,
Przecież równie jak słońce ma swe plamki drobne
Ledwie, że Pan rozpocznie dyskurs obiadowy,
Jużci się i Franciszek wtrąca do rozmowy;
Zawsze z jakąś nowinką lubi przybyć z rana,
Nigdy bez dykteryjki nierozbierze pana,
Z najmniejszego on plotkę uprzędzie pozoru,
Nosi ją z dworu na wieś i ze wsi do dworu.
Gotów przysiądz na wszystko, nawet na rusznicę,
Że jadącą na miotle widział czarownicę.
Żegna się, kiedy sowę w pośród dnia spostrzegnie,
Żegna się, kiedy zając drogę mu przebiegnie;
Ziewając nawet zwyknie usta palcem żegnać,
By chcącego w nie wskoczyć djabełka odegnać.
Szkoda przytem, że wielki bibosz jest z Franciszka,
Ożenił się on z flachą, przyrósł do kieliszka;
O piątej czasem z rana już ma czub zalany!
Lecz cóż ma Wojski czynić? nadto z nim spętany.
Dziadek jeszcze u dziadka służył za hajduka,
Później Ojciec u Ojca, a dziś wnuk u wnuka.
Dwa to dęby z jednego pnia wyrosłe społem,
Z tą różnicą, że jeden w niebo sięgnął czołem,
Szeroko się konary rozgałęził swemi,
A drugi jak wilk prosty pozostał przy ziemi.
Cmoknie nagle, podcina konie Wach ochoczy,
Żwawo się turkocąca taradajka toczy;
Wojski w dobrym humorze, Franciszek szczęśliwy,
Patrzą razem na pola. zżęte na pół niwy;
Cieszą ich mnogie garście i obfite snopy,
Pozostałe z soboty przeliczają kopy.
Ręczą obaj za pewność jutrzejszej pogody,
Wychwalają ciągnące krów i owiec trzody,
Unoszą ich skaczące młode wołki, źrebce;
A Jejmość sobie z cicha swój paciorek szepce.
Wzmaga się coraz żywsza z hajdukiem rozprawa,
Często Wach na głos pański z taradajką stawa;
Lata dzielny Franciszek, zwinny, wierny służka,
To śpiącego przy bydle przebudzić pastuszka,
To spojrzeć czy granicznych nie nadpsuto kopców,
To z grochu Podstolego powyganiać chłopców,
A gdy wraca za pojazd, Pan zwolna, nieznacznie
Na wiejskie plotki, baśnie, wyciągać go zacznie;
Poduszcza go na Wacha, do żartów podwodzi,
Powaśnia stare kumy i znów obu godzi.
Bawi go głupstwo sługi, bawi gniew małżonki,
Co nie może od śmiechu domówić koronki.
Ale już widać szczyty Podstolstwa zaciszy,
Krześlata krętej dróżce wierzba towarzyszy,
Co ciągle obcinana i znów obrośnięta,
Pięćdziesiąte już może rodzi prawnuczęta;
I tak wierzch swój zielonym umaja obwodem,
Jakby starzec marzeniem strzelający młodem.
Ciągną się, jakby hufce w tłumne szyki zbite,
Lemieszowych wojaków chaty mchem pokryte.
Każda z nich płotem chróstu broni się na przodzie,
Ma w bocznej straży szopkę — stodółkę w odwodzie.
Stoją głównym korpusem, jak czworobok spory,
Pańskie stajnie, owczarnie, gumna i obory;
Browar nawet wojennym ustawiony planem,
Spichlerz tam magazynem, karczma markietanem.
Wzbija się po nad wszystkich, jakby wódz dostojny,
Dwór o wielkim kominie, kitą dymu strojny;
A jakby na sztandarze zagonowej chwały,
Na wzniosłym szczycie wiązu sterczy bocian biały.
Wjeżdżają wreście w bramę, godło gościnności,
Która ciągłem roztworem zda się wołać gości.
Grzmi, tętni taradajka, już zdala słyszana,
Z turkotu swego w całej okolicy znana.
Wszyscy się nagle od swych zrywają stolików,
Od kupców, maryaszów, kasztelanów, ćwików,
Kawy! kawy przyrządzić! woła Podstolina,
A Podstoli galopem każe przynieść wina.
Trzaska stangret, zajeżdża szóstka dzielna, żwawa,
Wysiada z wolna Wojski i na stopniu stawa,
Wita wierszem łacinskim zacnego sąsiada,
Sąsiad mu ex abrupto drugim odpowiada,
Śmieją się i w potężne ujmują ramiona,
Pan Szymon Pana Piotra, a Pan Piotr Szymona.
Biorą damy i wiodą dziećmi obskoczeni,
Xiądz Dziaduś exjezuita, czeka na nich w sieni,
Której przestwór ogromny, tak szeroki, długi,
Że mógłbyś w niej bezpiecznie dom wystawić drugi. —
Zniża się do nóg Wojskiej służebna Barbara,
Kłania się Pan Dyrektor, dyga Madam stara,
Ruch i rwetes po domu: pędzą do swej pracy
Stary Grzegorz piwniczy, szafarz Bonifacy;
Uwija się klucznica, krząta, szuka, pyta,
A tym czasem się z Wachem drugi wąsal wita,
Ściskają się hajducy, na tabaczkę proszą,
I chyłkiem po za dworem do karczmy wynoszą.
__________________________________________________
Przypiski Autora do WIZYTY W SĄSIEDZTWO.
(w wydaniu petersburskim 1855 przypiski Autora do Obrazu I pominięto)
____________________________________________________
Wydania WIZYTY W SĄSIEDZTWO z przypiskami.
O ocenzurowanej treści petersburskiego tekstu WIZYTY W SĄSIEDZTWO.
|