|
Franciszek Morawski
Jako Pan Gadulski wnuczce swojej dawne miłostki opowiada.
Nie taka miłość, wnuczko kochana,
Za moich czasów tam była;
Miłość ta Bożą wolą nazwana,
Z wolą się starszych godziła.
Gdy się w kim krasą urodnej dziewki
Strzelisty affekt rozniecał,
Nim jeszcze do niej smalił cholewki,
Ojcu się wprzódy zalecał.
A ojciec czekał, co rzeknie matka,
I stryjów zdania gromadził;
Pytał o wolą babki i dziadka,
Jezuity zwłaszcza się radził.
Innym też w ów czas był gust niewieści,
Chłystek się w serca nie wnęcał;
Dawniejszy luboń miał lat trzydzieści,
I już wąs dobrze zakręcał.
Stricte on, stricte wprzód się wywodził,
Myśląc o pannie lub wdówce,
I z swego herbu i kto go rodził,
Co miał w sperandzie, w gotówce.
Kto chciał być miłym oczom bogdanki,
Chełmem się, zbroją okrywał;
Taki to tylko swej Imościanki,
Rękę i serce zdobywał.
Chwackiż to gaszek był w dawnych latach,
Musiał przy pannie się zwijać;
I na ognistych sadzić bachmatach,
I kulę kulą wybijać.
Musiał on gracko uciąć mazura,
I śrebrną krzesać podkówką;
Musiał w powietrzu rozebrać kura,
A gęsto machać krzyżówką.
Największych nawet kluczów dziedziczka.
Mogłaż tam uciec z serduszkiem,
Kiedy tak szczerze spijał z trzewiczka,
A zawsze pełno i duszkiem.
Zagrzmiała trąba, błysnął proporzec,
Ruch, rwetes w całej krainie;
On głaszcząc wąsik przed stary dworzec
Na dzielnym przypadł turczynie.
Nie mdlała panna, ni z trwogi bladła,
Ścisła dłoń zbrojnej prawicy;
Złote mu serce na szyję kładła,
Z obrazkiem Boga-Rodzicy.
I odtąd co dzień u stóp się Bóstwa,
Z koronką w ręku modliła;
I sama piekła chleb dla ubóstwa,
Niedziołki nawet suszyła.
A gdy znów Siwosz przed dworca progiem
Pod dzielnym zagrżmiał młodzieńcem;
Z całem swem szczęściem padła przed Bogiem
Z wstydliwym wyszła rumieńcem.
On jej o bitwach krwawych i dziarskich,
O wodzu-królu powiadał;
A całe snopy szablic tatarskich,
Przed nogi ojca jej składał.
I w krótce, w krótce w wiejskim kościółku
Kapłan ich ręce zjednoczył,
A dziaduś z wnuczką na jej wesółku,
Po raz ostatni podskoczył.
Lecz gdzież te czasy, co niegdyś były?
Zbiegły, ach wiecznie już zbiegły;
W sercu tej ziemi, na dnie mogiły,
Wraz z starą cnotą poległy!
_________________________________________
PRZYPISKI* AUTORA DO: JAKO PAN GADULSKI.
Boża wola: Czuć Bożą wolą do kogo, było to samo co kochać się w kim.
Dziewka: Dziewką każdą nazywano pannę.
Smalić cholewki, koperczaki stroić a nawet aprsztyfikować się znaczyło, co teraz — umizgać się.
Jezuity zwłaszcza się radził: W każdym zamożniejszym dworze był Jezuita, najczęściej członek rodziny, który był wyrocznią całego domu.
Luboń, lubonia — kochanek, kochanka — patrz Linde.
Rozebrać kura: każdy młodzian dobrze wychowany musiał umieć rozebrać pieczonego kuraka na powietrzu, a gdy zawstydzić go chciano o podsiedzenie kogoś godniejszego przy stole, kładziono wewnątrz kuraka szpikulec żelazne i wołano — nie daj się kurku!
I sama piekła chleb dla ubóstwa: Na znak wielkiej ofiary religijnej — w czasie wyprawiania nabożeństwa za dusze rodziców, lub gdy pokutowało we dworze — Panie i Panny same piekły chleb dla ubóstwa. — Sam to przed 40 tą jeszcze laty widziałem.
Niedziołki nawet suszyła: Suszyć, być suchotami, było więcej niż pościć; nie jadano w dzień talii masła, mleka i najczęściej nic gotowanego. Suszono poniedziałki dla uproszenia u Boga dobrego męża: dziś tak chwalebny zwyczaj ledwie między niektóremi garderobianymi pozostał. Nie tylko cały tydzień, ale i niedzielę suszyć, było tę zasługę do naywyższego stopnia podnieść.
_________________________________________
*/ W petersburskim wydaniu „Poezye Franciszka Morawskiego” z roku 1855 (Tom VII serii „Skarbczyk poezyi polskiej”) przypiski te zostały pominięte [przyp. LD].
Wiersz ten błędnie cytowany przez Oskara Kolberga jako wiersz K.Z(akrzewskiego)
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|