Listopada 21 2024 21:41:07
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Ludwik Plater.

Franciszek Morawski
Ludwik Plater.

Smutna wiadomość obiła się o serca prawe. Dzwon pogrzebowy wygłosił śmierć zacnego Ludwika Platera. Znowu więc jeden rycerz naszej ciężkiej walki legł na bojowisku, znowu jeden kamień z baszty ojczystej zapadł w przepaść wieczności. Nie ma już u nas szkół samo-domowych, każdy zmarły młodzian jest wydartą, wszystkim nadzieją, każdy zgon wojaka, wytrąconym orężem, każda śmierć starca przypomnieniem naszych wysileń, sławy, błędów, cnót i całego szeregu nieszczęść krajowych. Wszystkie nasze boleści tak są spokrewnione, że cierpieniem jednego wszyscy cierpiem, a tak posplatane z sobą, że dotykając jednej, dotykamy wszystkich. Minęły już czasy szumnych pochwał i pochlebstw pogrzebowych. Świat coraz w surowszą przybierając się postać, nie tylko ostrzejszym wzrokiem ściga żyjących, ale z każdym zadźwiękiem dzwonu żałobnego, w groźną sędziego obleka się togę. My z słusznych powodów zwiększyliśmy te ostrość dla siebie. Nie wolno nam dla samych domów naszych ni żyć, ni umierać, nie same pokrewne serca sądzić nas będą. Surowość to, o ile nie przekracza pobłażania chrześcijańskiego, postępem być może; sprostuje się przez nią droga działania. Czyny nasze obwarują się ostrożnością, nie będziem chęcią znaczenia bezcenić sprawy publicznej, nie będziem szałem płochości, najświętszych zabijać nadziei, chwila nawet pogrzebowa zyska nakoniec na prawdzie, zwiększy się jej uroczystość, godność, a więc i religijniejsze zostawi wrażenie. Przyznanie takich korzyści ostrym świata sądom w chwili, gdy mam mówić o zmarłym, dowodzi jaką wartość życiu jego nadaję.

Ludwik Plater był synem kasztelana Trockiego, pierwsza jego młodość spłynęła w Warszawie, a jakie w domu rodzicielskim zaszczepiono w nim zasady, jakie duch publiczny rozżarzał uczucia, jak szlachetnym serce jego poddało się pociągom, poświadcza najlepiej ten zapał, który go w 1792 roku ku ojczystym porywał szeregom. Zbytnia młodość stanęła na zawadzie tak pięknemu popędowi, nie mogło serce rodzicielskie zezwolić na zniszczenie pierwszym trudem obozowym przyszłych domu i kraju nadziei.

Zawiedzioną na nowo została w tej wyprawie świetna otucha wyjarzmienia się z pod obcej i ciężkiej opieki, upadał gmach narodowy, a serce Ludwika najsroższym rozdarte zostało ciosem. Ojciec jego nie odpowiedział tej wyższości silnego charakteru, tej doskonałości obywatelskiej cnoty, którą z takim rozmiłowaniem synowskiem dotąd w nim uwielbiał. Czy nie przypuszczał okropnych skutków sejmu grodzieńskiego, czy omamiony ułudną króla wymową, czy podchwycony podstępem i zastraszony groźbą wielowładnego wówczas ambasadora obcej potęgi, w chwili słabości dał się zmusić do przyjęcia kanclerstwa na tym nieszczęśliwym sejmie. Potępiono czyn słabości, z żalem przecież nad człowiekiem, bo znano jego uczucia, przeszłość, wiedziano że nie żądza smutnej godności przywiodła go do tego kroku, widziano na koniec i te rozpacz daremną, której wszelkie drogi cofnięcia zamknięto. Ale zbliżała się, przyszła na koniec chwila wielkiego zbudzenia się narodowego, a sam war zaburzenia po polskiej huczał stolicy. Słuszne i niesłuszne wyroki śmierć szerzą. Potwarz zawsze tak potężna, a w chwilach podobnych stojąca tuż przy toporze kata podaje swego jadu do oskarżeń ojca Ludwika. Kryje się trwożna przyjaźń, słabieje siła truchlejącej obrony, rośnie burza ludu i już ma gromy swemi uderzyć obwinionego, kiedy młodziuchny jeszcze Ludwik stawia jej czoło. Rzuca się z taką odwagą w sam zamęt orkanu, nie uważa na groźby, miecze i mordem dyszących podżegaczy, najpotężniejszych dobywa sił rozumu, najgorętszych słów serca, i o wzorowy rozsądku i łagodności ludu! o cudzie synowskiej wymowy! Miękczy, przekonywa, zwycięża i ojciec ocalony! Nie znam innych czynów młodości Ludwika, lecz ten mi za wszystkie stanie i zaręczy. Wonny dym podobnej ofiary wzniósłszy się aż do stóp Przedwiecznego, musiał opaść napowrót błogosławieństwem na głowę Ludwika..

Jeden krok w młodości silnie na drodze cnoty postawiony, zbyt często na całe życie stanowczym bywa. Piękność wspomnienia ratuje przyszłość naszą, nie łatwo podniósłszy się, zniżyć, uszlachetniwszy, zbezecnić. Miłość własna, uczucie godności, a nad wszystko rozkosz zakosztowana cnoty, utrzymują nas na drodze prawości i ofiary nam ułatwiają. Takim był udział Ludwika Platera. Nie dość mu było na jednem bohaterstwie, zapragnął drugiego, stanął pod rozwiniętym sztandarem boju rozpaczy. Jako przybocznik dzielnego jenerała Sierakowskiego, walczył pod Słonimem, Krupczycami, Terespolem a po nieszczęśliwej bitwie Maciejowickiej, przeszedł do sztabu Tomasza Wawrzeckiego, następcy Kościuszki.

Krew, łzy, więzy, zwaliska i mogiły pozostały jedynie z wysilenia całego ludu. Rozbite nadzieje domierały w sercach. Zapadłe nad całym narodem wieko grobowe tłumiło życia ostatki. Smutne boleści są wspomnienia owych czasów, bo nie tylko naród upadł, ale i godność, nieugiętość duszy polskiej. Nie nauczyliśmy się jeszcze byli długim lat przeciągiem cierpieć z godnością. Mało zwłaszcza w śród młodzieży pozostałej w kraju wyższych widziano uczuć. Rozpacz ją zgnębiła, rozpacz od wiary odwiodła, rozpacz na drogę lenistwa i wstydnej rzuciło wesołości. Do liczby nie wielu wybrańców należał Ludwik Plater. Mniej jak zdobytą, więcej jak zmiękczoną i brudzącą się rzuciwszy stolicę, zamknął się z rodzicami w ich posiadłości na Litwie. Ciężyły szeroko prawa zdobyczy, godniejsze dusze w doli rolników szukały niepodległości spokojniejszej. Nie znano, nie dorozumiano się nawet wówczas, tej nowej wygórowanej zbrodni wypierania mordem z ostatnich zakątów życia domowego. Plater więc również, jak lepsza młodzież oddał się pracy rolniczej, podnosząc ją nauką, uzacniając zwiększoną o wieśniaka troską.

Ale mijały lata, wojny i liczne przemiany europejskie. Walczono i znów stanowiono ugody, przychylniejsze nam nawet rządy z zdobywcami ziem naszych zawierały traktaty, o nas ani wspomniano. Zdało się, że gdy zorza nowego światła i życia z takim blaskiem rozjaśniła Zachód. spędzone ku nam ciemności grabą na ziemi naszej nocą zapomnienia legły. Wrzawa bojów świata zagłuszyła skargę nieszczęścia, prawa całego ludu, odrzucono między drobnostki niegodne dyplomacyi rządów chrześciańskich, i w tak to okropnem położeniu, bez nadziei i ratunku, kilku mężów powzięło myśl zaciągnięcia się, pod zdobywczą nawet władzę, w ten rodzaj służby publicznej, któryby ziomkom najwięcej przyniósł korzyści, nowe w zgnębionych zbudził życie i kiedyś może do narodowych przygotował usług. Oświata krajowa pierwszym ich działań była przedmiotem. Kierowali nią Czartoryski i Czacki w częściach przez Rosyą zajętych, Plater obowiązek wizytatora szkół przyjął na siebie. Jakie cuda korzyści stworzyło to znane przewodnictwo, ile zapału do nauk, ile szlachetniejszych uczuć wzbudziło, jak wzrosła świetna nadzieja z młodzieńcami Krzemieńca i Wilna, świadkowie tylko tych czasów wiedzieć to mogą, i żadna siła z księgi dziejów karty tej nie wydrze. Rozpogodziło się niebo nad tą bujnością przyszłego żniwa i godniejszym przynajmniej żyliśmy życiem. Ale nieznużonej gorliwości Platera praca ta nie była dostateczną. Wykształciwszy się wysoko w nauce wyższego leśnictwa, dał się powołać do zarządu lasów, niegdyś do rządu polskiego należących. Otworzenie nowego zawodu rodakom jedynym będąc jego celem, za pierwszy warunek położył przybranie samych ziomków za podrzędnych sobie pomocników. Przyjęto żądanie, aby obowiązek przyjął, lecz gdy już wszelkie ulepszenia i nowy rozwinął porządek, niedotrzymanie przez władzę warunku stanowczego zmusiło go do podania się o uwolnienie i wrócenie znowu do ciszy domowej.

Wywołał go z niej rok 1812. Własna wola, przemoc lub okoliczności daremnie często skazują wyższego człowieka na cichą skrytość, obwód ścieśniony. Nadchodzą zdarzenia, gdzie każdy zwraca się po czyn lub radę, tam gdzie jest światło i cnota. Są chwile, gdzie każdy rząd, choćby nawet najmniej moralny, doświadczonej prawości szuka. Odsuwa on na chwilę wstręt lub nieufność, ulega potrzebie i godniejszy wybór czyni. Nieraz w życiu Platera dojrzemy tej prawdy. Dziwnym był los jego. Zawsze był i odpychany i przyciągany razem przez nieufną mu władzę. Zasługą jego było, że nie zrażał się jednem, nie udumniał drugiem. Nadszedł, jak rzekłem, rok 1812. Dwóch cesarzy na czele wojsk potężnych wyzywało się do walki światowej. Cesarz Północy, chcąc uskarbić sobie przychylność Litwinów, ustanowił komitet obywatelski, pośredniczący między jego wodzami a właścicielami ziemi, dla zabezpieczenia od nadużyć. Dołączył on i dalszy cel, mienia ciągle pod okiem znakomitszych Litwinów do tegoż komitetu wybranych. Ludwika Platera umieszczono w jego składzie, a gdy wojska rossyjskie cofać się zaczęły i komitetowi z niemi ustępować kazano. Po opuszczeniu zaś Litwy odesłano go do Petersburga, gdzie z taką nadzieją, uniesieniem a nakoniec i rozdarciem duszy dalekim być musiał świadkiem i olbrzymiego boju i ważących się losów narodów, i świat głuszącego upadku.

Przybył nakoniec rok 1815. Dla silniejszego serc polskich zajęcia i poparcia tą nową siłą dążeń swoich na kongresie wiedeńskim, cesarz Aleksander to do tymczasowego rządu, to do przyszłej rady stanu znakomitszych, z ziem dawniej od nas oderwanych, wybierał obywateli i do Warszawy odsyłał. Młodzież Litwy i Wołynia przyjmowano w szeregach nowo tworzonych, przyszłych nawet polskich, z tamecznych stron, wskazywano nam Senatorów. Zdało się, że cała Polska zlewała się na nowo. Słowa monarsze do coraz pewniejszych uprawniały nadziei. Mimo tkwiącego w sercach niedowierzania, rosły przecież te nadzieje, po tylu klęskach i zatratach tak łatwe do wyrozumienia. Nie dziw więc, że i Plater, powołany do Rady stanu, dzielił je z innemi. Szczęśliwy, że raz przecie w formach narodowych z ziomkami i dla ziomków publicznej poświęci się usłudze. Ale gdy już obrady kongresowe swego doszły kresu, gdy powtórną walką zgnieciony został olbrzym świat wstrząsający, gdy przyrzeczona ustawa konstytucyjna dla utwierdzenia wziętości europejskiej nowego monarchy nadaną była przez niego, z zdziwieniem naprzód, a potem ze smutkiem i rozpaczą ujrzano tych krótkich złudzeń gaśniecie. Władza brata monarszego nie chciała ograniczyć się samem dowództwem wojska, a przydany do nowego rządu dozorca rosyjski, przeciwne nowym prawom rościł żądania, codzień z śmielszą odwagą i zręcznością rozwijał podstępne dzieło niszczenia swobód nadanych. Nie ubliżając zasługom innych, śmiało rzec mogę, że Ludwik Plater na tem nowem bojowisku z celującym walczył męstwem i godne swojej prawości odnosił z niej podejrzenia, zarzuty i groźby. Znana jego miłość pracy była tak wielką, że do kilku razem wydziałów powołany został, do zawiadowania lasami rządowemi, do dozorowania dóbr narodowych i do edukacyi publicznej. Nie długo przecież ani w wydziale oświecenia, ani dóbr narodowych nie mógł pozostać człowiek, dla którego przepis niezboczną drogą, dobro publiczne ciągłym celem, a prawo religijnym prawie było dogmatem. Usunięto go z edukacyi, a w zarządzie dóbr krajowych dany mu był za wpływem dozorcy rosyjskiego następca najohydniejszym słynny cynizmem. Nie jeden na podobną walkę wystawiony ulega, jak mówi, okolicznościom, inny broniąc niby niepodległości swojej, odsuwa się od dalszej usługi krajowej. Plater nie dal się zachwiać swojej gorliwości, nie lękał się utraty godności osobistej; z podwojonym zapałem poświęcił się, zostawionemu wydziałowi lasów rządowych. Dopóki tylko w czemkolwiek mógł służyć krajowi, nie czuł się poniżonym. On pierwszy utworzył wyższe leśnictwo w Królestwie, to rozmiarem i uporządkowaniem, to kształceniem ku temu celowi młodzieży krajowej, to wydawaniem "Sylwana", najlepszego wówczas pisma peryodycznego, bo najdokładniej odpowiadającego potrzebie. Ale jakkolwiek od miłych, bo usłużnych krajowi odsunięty został zatrudnień, jakkolwiek tak nadzwyczajną z natury czynność na tak ciasny skazano okręg, były przecież chwile, gdzie potrzeba jego światła i pracowitości zmuszała niechętną mu władzę do przyzywania go do siebie. Ilekroć szło o wyrobienie projektu do prawa, wymową i wyższem rozumowaniem popierania go na sejmie, Platera najczęściej na tej narodowej stawiano widowni, i wówczas mniemanych względów i łask chwilowych stawał się przedmiotem.

W skutku to podobnych zasług nadano mu godność senatora. Wybór ten zyskał potwierdzenie w pochwale narodu, choć razem z Platerem głęboko zasmuconego, przestąpieniem przy tej łasce form konstytucyi, w tym samym dniu przez monarchę zaprzysiężonej.

Tyle zalet, zasług a zwłaszcza potrzeba jego światła i nieznużoności, byłyby może skłoniły władzę wyższą, do pojednania się z Platerem, ale przemożniejszą była jej nieufność i podejrzliwość drażliwa: do takiego nawet w końcu wyrosła wstrętu, że gdyby ostatni minister skarbu, twardym wówczas oporem prześladowcom Platera groźny, tarczą go swoją nie zasłonił, na zawsze byłby odepchniętym od wszelkiej nawet sposobności służenia krajowi. W tej to nie ustawnej walce i zdobywczej i odpornej przepracował dni swoje Plater aż do roku 1830, kiedy jedna noc listopada całą postać narodu zmieniła. Nowe życie wytrysło z bruków Warszawy, aż po ostatnich starej Polski zadrgnęło kończynach. Po wszystkich pyłach ciała narodowego zatętniła krew nawalna. Jakby na drugiej dolinie Józefata, żyjący jeszcze polskim życiem, łączyli się z wychodzącemi z grobów przeszłości. Wszystko zlewało się w jeden obóz ludowy. Te same wiatry co powiewały sztandarami Tyszowców i Racławic, przez całą Polskę zawiały. Nie zapomniał wówczas i Plater o swojej powinności. Nie usuwał się, nie obliczał z trwogą i stratami, nie oglądał się na przyszłą zemstę możliwego zwycięzcy. Wysłany z starym i zacnym Kniaziewiczem dla popierania sprawy ziomków u nowego rządu Francyi, wszystkie dni, nocy. myśli, czucia i kroki ku temu jedynemu zwracał celowi. Zdawało się, że łączność interesów, świeżość wspomnień świetnych, współczucie całego ludu i glosy tak zacnych mężów wymogą jakieś śmiałe przedsięwzięcie. Polityka Francyi w ciasnym zasklepiła się obrębie i Polska pod przemocą padła. Odtąd to Plater pozostał w Paryżu, dzieląc dolę szlachetnych wygnańców naszych, aby zaś w żadnej ofierze nie pozostał za ziomkami, co jeszcze posiadał z pozostałości ojcowskiej poszło na łup zwycięzcy.

Czynność jego w tak smutnem nawet położeniu nowe działaniu swemu otworzyła pole. Gdzie tylko znalazła się potrzeba przemówienia za ziemią ojczystą, gdzie zdanie polityczne, błąd historyczny sprostować, nową myśl rzucić ku dobru wygnańców lub kraju wypadało, tam pewno Plater pracą swoją zapełniał pisma publiczne. Należał do twórców towarzystwa literackiego, do wspierania pracą i gorliwością każdego szlachetnego zamiaru. Lecz co mu szczególną i jemu właściwą nadawało wybitność, to ta łagodność sporne braci kojąca namiętności, to wszelki brak zazdrości, to nie należenie do nikogo, prócz ojczyzny, to zamknięcie się jedynie w cichej i użytecznej pracy, to pokój w boleści.

Ale zwykła u tylu wygnańców wróżba bliskiego zgonu, niezwyciężona tęskność do ziemi rodzinnej i jego trawić zaczęła. Nie mógł już do pokrewnych sobie serc powrócić, przytulił się przynajmniej do polskiej ziemi i popiołów przeszłości. O! z jakąż radością rozpatrywał się on za swem przybyciem w twarzach naszych, jak rzewnem wiódł okiem po zostającym obyczaju polskim, po wnętrzu dworców naszych.

Łza jego radości witająca tę ziemię, może porównać się tylko z tą łzą wygnanego także Niemcewicza, którą to w Wielkiej Polsce po raz ostatni żegnał ostatnią Polski granicę. Nie odetchnął jeszcze z tej radości Plater, kiedy po tej pracy serca już nową dla siebie wymarza, układa i wydaje obszerne dzieło statystyczne tej części Polski, która go tak czule przyjęła, a ledwie co dokonał tego pisma, już nadgrobowa nawet jego pracowitość zbiera materyały do przyszłych jego pamiętników. Świadek tylu przemian, jakież bogactwo wspomnień byłby nam zostawił, a jak wszystko byłoby pełne prawdy poczciwej! Pozazdrościły nam losy, śmierć nie dozwoliła tak miłej puścizny.
Liczne zasługi życia publicznego nie pozwoliły mi dotąd przyłączyć nie mniej ważny, choć skromny wieniec cnoty domowej. Trzydzieści lat patrzący w Warszawie na jego życie rodzinne, pięknemi tylko duszę poiłem przykłady. W wzorowych nawet domach za wzór je wskazywano. O! nie mało przyczyniają się te ciche zasługi do dania nieomylnego wyroku o mężu krajowym. Trudnem jest dojście do rzetelnej prawdy. Życie ludzkie tak tajemniczemi węzły i tylu sprzecznościami powikłane, miłość własna tak usilnie za dni naszych pokrywa błędy, tyle błyszczącej wybitności drobnym dodaje zasługom i zręcznym pozorem ćmi istoty czynu. Ciągłe tylko pełnienie cnót domowych ręczy nam za szczerość publicznych, w każdym z domów naszych leży w skarbcu rodzinnym ten kamień probierczy surowo odróżniający, co było pobudką czynów publicznych, czy pochwała, czy sumienie, chęć znaczeń i wziętości, czy prawość obywatelska, niskość ziemskiego celu, czy uczucie religijne? Kto te co dzień, co chwila pełni obowiązki cnoty i ofiary, nigdy przez świat nie widziane, nie nagradzane pochwałą, ludziom obojętne, przez rodzinę nawet jego nigdy dostatecznie nie odpłacone, kto niczym się nie zraża, dla drugich tylko żyje, przestaje na nagrodzie serca i w Bogu ufa nad wszystko, o! ten nie mylnie i w życie publiczne zaniesie tę prawość, miłość i łatwość ofiary. Wszystkie inne dowody o szczerości człowieka publicznego mogą, być w części oparte na prawdzie, mogą też być i błędne, ten jeden nigdy nie zawiedzie.

Oto są dni Ludwika tak długie, pełne i w tak drobny zebrane obraz. Nie żąda odemnie skromność jego, abym mu wieniec wielkości splatał, nie żąda cień zacny, abym zapierał błędów od ludzkiej nie odłączonych natury, ale kto tyle jako mąż, ojciec, syn, żołnierz, urzędnik, senator, autor, wygnaniec i chrześcianin różnych do korony swojej zostawia zasług, kto tyle serca, duszy, umysłu, zdrowia, pracy i ofiar ciągle przynosił ojczyźnie, o! ten nie był pospolitym jej synem, ten przez całą przestrzeń Polski godny jest pamięci!

______________________________

Biogram Ludwika Platera (1775-1846)


WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,924,701 Unikalnych wizyt