Przypis LD do nieukończonego utworu Franciszka Morawskiego „OJCIEC KAROL ANTONIEWICZ”
Stanisław Egbert Koźmian w życiorysie jezuity – ojca Karola Antoniewicza pisze że: „W styczniu 1852 po raz pierwszy przybył do Wielkopolski. Porozumiał się z władzami duchownemi i misye na nadchodzącą wiosnę i lato ułożył. Nie potrzeba przypominać, z jakiem braterstwem duchowieństwo, z jaką wdzięcznością obywatele, z jakiem uniesieniem lud przyjął Misyonarzy.”.
Ojciec Karol Bołoz Antoniewicz
(1807-1852)
Jezuita, misjonarz, kaznodzieja, poeta.
Natomiast w „napisanym na kształt pamiętnika” życiorysie generała Franciszka Morawskiego zawarł dwie wzmianki o księdzu Karolu Antoniewiczu z listów otrzymanych od generała. Oto te fragmenty:
[...] Był to rok pierwszych misyi jezuickich w Poznańskiem. Zaczęły się od Krobi. Odprawiono je następnie w Krzywiniu, Kościanie, Niechanowie. Jenerał był na misyach w Krobi i Krzywiniu. Unosił się nad wymową O. Antoniewicza. W liście z 11 maja [1852] tak mówi o misyi krobskiej:
„Wracamy z misyi krobskiej, gdzie przez ostatnie dnie było ciągle 25,000 ludzi. Nie tylko błogie ale nadzwyczajne było wrażenie. Szkoda że bierzmowania na inny czas nie odłożono, bo dwa cele, zamiast jednego, rozpraszały uwagę, jedno niejako drugiemu przeszkadzało. Księży było ciągle przeszło 40stu, wszyscy gorliwie pomagali. Sądzę, że odniosą przekonanie, że aby czynić wrażenie z kazalnic, tak jak na misyach trzeba przemawiać do serc, a nie na kilku moralnościach, słowami Pisma św. okraszonych, przestawać. U nas nabożeństwa, uroczystości, zawsze były godne i przyzwoite, lecz z kazalnic uboga tylko suchość spływała, gdy przemowy kaznodziejskie jedynie wstrząsnąć dusze ospałe i skibę grubą grzechu odwalić mogą. Uważałem nieraz, że im lepsze kazania w jakim kościele, tem i parafie lepsze. Daj Boże, aby to się zmieniło choć w części. Po lepszych kazaniach będą i lepsze spowiedzie, a po lepszych spowiedziach i życie lepsze." [...]
[...] Nie zgadzam się na to co w ostatnim numerze powiedzieliście [mowa tu o braciach Stanisławie Egbercie i Janie Koźmianach oraz o redagowanym przez nich „Przeglądzie Poznańskim” – przyp.LD] o obywatelach Księstwa, że odjechali w czasie cholery. Jeżeli to było wyjątkiem, więcej powinno było być miejsca dla pochwały niż nagany, a jest przeciwnie. Wreście, z góry potępiać odjeżdżających wszystkich nie należało, bo to od indywidualności, od stosunków różnych zawisło, wreście w troskliwe matek serca zajrzećby potrzeba. Mogą być istotne powody, a jeśli wtenczas urządzi się wszystko, lekarz ciągły, apteka domowa, służba dla chorych, i zostawi dozór zupełnie zastępujący i potrzebną sumę na wydatki, zwłaszcza parę koni dla posłania zawsze po księdza, nie widzę czemu koniecznie narażać dzieci na śmierć, lub okropne sieroctwo? Byłoby to szukać jakiejś glorioli w męztwie zmuszonym, umrzeć niepotrzebnie, zostać męczennikiem bez zasługi, bo bez rozsądku i roztropności. Mniemam że dowodzę miłości bliźniego kiedy proszę o pobłażanie dla niego. O. Antoniewicz nawet ks. Markiewicza dla zbytku trwogi indywidualnej nie chciał posłać do nawiedzenia cholerycznych.” [...]
____________________
Franciszka Morawskiego nagrobek „KSIĘDZU ANTONIEWICZOWI” (też z przypisami)
|