W jednym z licznych listów do Stanisława Egberta Koźmiana generał Franciszek Morawski pisze:
„Ostatni raz już nudzę cię prośbą o radę. Poprawiam ostatecznie Paryzynę, która, dla nadzwyczajnie delikatnych odcieni, więcej trudności mi zadawała, a przytem pierwszym moim przekładem była z Byron’a. Kiedym więziony pod Uralskimi górami nie mógł w pierwszym roku wymodlić sobie żadnej książki do czytania, ani jej sprowadzić sobie, ratując się w tak nieznośnem położeniu, z pamięci zacząłem przekładać Paryzynę, i jak mogłem przełożyłem, częściami dobrze, częściami mniej wiernie*. Chcąc później, po otrzymanej już wolności, przekład ten do należnej przywrócić wierności, czyniłem co mogłem, ale zawsze ślad widoczny pierwotnej niewierności został i nigdy zupełnie zatrzeć się nie dał. Niepodobna już prawie zaradzić temu zupełnie, a szkoda byłoby tak uroczy kwiat Byronowskiej poezyi wyrzucać ze zbioru mego, zwłaszcza że są miejsca silnie bardzo oddane; przeto proszę zwrócić uwagę choć na kilka wierszy, które mię najbardziej trapią… Idzie mi o to, aby z małą obrazą wierności, jasno i gładko było po polsku. Wierność czasami niekoniecznie potrzebną będąc, w gimnastyczną tylko zmienia się walkę, kiedy na to przedewszystkiem zważaćby wypadało, że się dla Polaków ich językiem pisze. Aby tylko obrazowi nadać jego wybitność i wyssać z niego tyle ile możności poezyj, i styl oryginału naśladować, dość jest podług mnie. Można coś dodać lub ująć, lecz zawsze w duchu oryginału; nie uważać na szczegóły drobniejsze, często tylko dla rymu położone, śmiało tłómaczyć jak poeta, a nie jak kopista, służalec niewolniczy; nie dagerrotypować, lecz kunsztownie naśladować, to zawsze miałem na myśli w moich przekładach. Może niesłusznie, może też słusznie, lecz zgodnie z naturą moich zdolności. Oto jest moje wyznanie wiary. Podług tego chcę być sądzonym…. Na dziś tyle, zostaje jeszcze kilkanaście wierszy mniej dobrych, lecz z temi sam się męczyć będę. Posyłam tylko te, których zwalczyć nie mogę.”
____________________________
*/ W liście tym Franciszek Morawski nie wspomina o opisywanym Jędrzejowi K. (Andrzejowi Edwardowi Koźmianowi) swoim pobycie w Stydyniach na Wołyniu w roku 1837, podczas którego „… W czasie dwóch tygodniowych mrozów obrałem sobie szczególną pracę. Bez oryginału, z pamięci jedynie przekładałem Paryzynę wierszem… Później dostawszy oryginał, przełożyłem Więźnia Czyllonu". [przyp. LD]
___________________________
Źródło: Lucjan Siemieński, „DZIEŁA LUCYANA SIEMIEŃSKIEGO” – „PORTRETY LITERACKIE”, Tom IV – „Żywot Franciszka Morawskiego”, Warszawa 1881 (str. 163-164 i 93*).
___________________________
Dla www.klassa.net
wypisał: Leonard Dwornik
|