Aleksander Jankowski
Chałupa w dilie z opaską wokoło na przyciesi i kościół w blochy wiązaniem zewnątrz opasany. Rzecz o potrzebie reinterpretacji źródeł do dziejów architektury drewnianej w Wielkopolsce.
Trwające od ponad 150 lat badania architektury drewnianej na ziemiach polskich zaowocowały pokaźną literaturą. Jej merytoryczną wartość oceniano różnie. Niektóre dzieła tuż po opublikowaniu uznano za policzek wymierzony polskiej nauce. Treści innych weryfikowały kolejne generacje badaczy. W niemal każdej wypowiedzi krytycznie oceniano stan wiedzy o budownictwie drewnianym, postulując konieczność opracowywania syntez opartych na pogłębionych, interdyscyplinarnych studiach.
Niestety dotychczas literatura nie wyszła poza przyjęte przed kilkudziesięciu laty schematy metodologiczne. Budowle drewniane, bezwzględnie dominujące w krajobrazie kulturowym dawnej Rzeczypospolitej, sprowadza się do kilku typów konstrukcyjnych. Panuje opinia, że dawni mistrzowie cechowi stawiali bądź tylko obiekty zrębowe albo sumikowo-łątkowe bądź szkieletowe (często zresztą mylnie definiowane jako szachulcowe). Utrwaliło się też przekonanie, że na naszym obszarze - w pasie od Pomorza, przez zachodnią Wielkopolskę, po Śląsk - przebiega granica miedzy strefami budownictwa szkieletowego oraz zrębowego. Dopiero w ostatnich latach odrzucono ostatecznie anachroniczny, zrodzony w XIX w. pogląd o etnicznych rodowodach obu konstrukcji.
W polskiej literaturze przedmiotu w zasadzie nie zakładano w konstrukcji ścian innych rozwiązań niż zrębowe, sumikowo-łątkowe i szkieletowe oraz – jako odosobnione, traktowane marginalnie – przysłupowe. Ta dotychczasowa, uboga typologia musi budzić zdziwienie na tle różnorodności architektonicznych systemów drewnianego budownictwa Zachodu, zważywszy, że procesy rozwojowe uniwersalistycznych technik ciesielskich były inspirowane dorobkiem cechowego rzemiosła zachodniego. Jego tradycje musiały trwać na terenie Rzeczypospolitej znacznie dłużej niż w dynamicznie rozwijających się centrach Europy nowożytnej, oszczędnie gospodarującej drewnem. U nas, u progu nowożytności, budowle drewniane stanowiły 99%. Drewno jako budulec długo dominowało również w tak prestiżowych przedsięwzięciach, jak fundacje kościołów. Liber beneficiorum Jana Łaskiego uświadamia, że około 1500 r. w archidiecezji gnieźnieńskiej z około 500 świątyń tylko 30 było murowanych. Później, w dobie staropolskiej, wbrew potocznemu mniemaniu ranga budownictwa drewnianego nie malała, lecz jeszcze się podnosiła. Przyrost ilościowy architektury monumentalnej następował powoli i to z powtarzającymi się okresami regresów. Po pożogach wojennych z połowy XVII w. Najjaśniejsza Rzeczypospolita odbudowywała swoje dwory, folwarki i miasteczka przy użyciu drewna. Pozwalało ono - jak pouczał anonimowy autor siedemnastowiecznego traktatu Krótka nauka budownicza...: bez wielkich zawodów i prętko[!] budować. Oprócz mistrzów cechowych obróbką drewna zajmowali się cieśle dworscy i wiejscy oraz tzw. partacze*. W razie potrzeby zatrudniano też młynarzy. Do ich obowiązków należało wszystko opatrywać w przyległym dworze, podwaliny, ryny, węgły i około dachów, aby nigdzie nie ciekły i tak też każdej rzeczy poprawić co na cieśle należy.
Źródła staropolskie jednoznacznie wskazują, że przywiązanie do budownictwa drewnianego wynikało nie tylko z niezawodności budulca i jego powszechnej dostępności. Zrębisty dwór miał swoją wymowę ideową niczym kontusz, „czerep rubaszny” czy karabela. W opinii Anzelma Gostomskiego szlachcic marmurowe pałace [...] zostawiał onym, którzy cudzymi rękoma wszystko sprawować zwykli. Drewniany dwór wzniesiony podług nieba i zwyczaju polskiego wydawał się jedyną siedzibą godną ziemianina, wiodącego żywot człowieka poczciwego. Znana anegdota zaś głosiła, że w razie potrzeby gotowy jest on dwór taki postawić sobie nawet w Toskanii. Zygmunt Gloger, który u schyłku XIX w. przeglądał staropolskie inwentarze zawierające opisy dworów z Litwy, Podlasia, Małopolski, Wielkopolski i Pomorza, szacował, że jeden dwór murowany przypadał na 1000 drewnianych. Nota bene równie silne przywiązanie do budownictwa drewnianego cechowało chłopów nawet po dziewiętnastowiecznych reformach agrarnych. Gloger wspomina, że w dobrach należących do jego rodziny wkrótce po uwłaszczeniu chłopi rozebrali wzniesione dla nich murowane domy i zbudowali sobie chałupy drewniane. Zresztą jeszcze w latach pięćdziesiątych XX w. w niektórych wsiach Polski południowej murowane domy uchodziły za biedniackie.
Niestety, z olbrzymich zasobów drewnianego budownictwa wiejskiego i małomiasteczkowego pozostały zaledwie pojedyncze, przypadkowo zachowane zabytki. Trudno na ich podstawie zrekonstruować pełny obraz możliwości twórczych i mnogości typów konstrukcyjnych. Próby odtworzenia tego obrazu przez „etnograficznie zorientowanych” badaczy z naukowego punktu widzenia nie wytrzymują krytyki. Formułowano je na podstawie zasobów z XIX i XX w. z błędną tezą, że odzwierciedlają schematy warsztatowe i wzorce konstrukcyjne typowe dla Rzeczypospolitej szlacheckiej. Zignorowano oczywisty fakt, że reformy w dobie industrialnej i postindustrialnej spowodowały głębokie przeobrażenie infrastruktury wsi i miasteczek, ich oblicza kulturowego i cywilizacyjnego. Surowe, pruskie przepisy przeciwpożarowe, odgórne nakazy i wzorce budowlane, nowe zasady przestrzennej organizacji wsi, inna jakość drewna, zmiana narzędzi i sposobu jego obróbki czy inżynierskie normy budowlane wykluczają, by w zachowanych zasobach z XIX i początku XX w. bezkrytycznie dopatrywać się bezpośredniej ciągłości tradycji. Ignorancję względem tych fundamentalnych przeobrażeń wytykał już zresztą Zygmunt Gloger, pisząc w 1907 r.: Grzeszą nasi badacze prawie wszyscy tym, że uważając chatę dzisiejszą za stary zabytek budownictwa ludowego, nie uwzględniają wielkiego przełomu, jaki w budownictwie ludowem nastąpił w wieku XIX [...] wskutek radykalnej reformy rolniczych i ekonomicznych stosunków ludu polskiego.
Próby rekonstrukcji dziejów architektury drewnianej muszą uwzględniać wszelki zachowany materiał archiwalny (ikonograficzny i pisany). Nie wolno pomijać (co oczywiste) także pochodzących z XIX w. pamiętników i sprawozdawczych relacji badaczy oraz „starożytników”-amatorów, którym dane było widzieć budowle drewniane o starej już wówczas metryce. Te ostatnie źródła wymagają jednak krytycznej weryfikacji. W opisach tych poetyka pochylonych od starości ścian i omszałych gontów brała górę nad charakterystyką istoty rozwiązań konstrukcyjnych i logiki wzajemnych związków między elementami struktury. Brak aparatu pojęciowego w połączeniu z postromantycznym kultem narodowej przeszłości i pełną emfazy stylistyką wymaga, by w interpretacji tego języka zachować właściwy dystans, a niekiedy zmusza do spekulacji. Możemy więc tylko domniemywać, że Antoni Podgórski, wyróżniając w 1857 r. typ namiotowy szkoły przeworskiej, miał na myśli domy przysłupowe. Różne wnioski można wyciągnąć z opisu bóżnicy w Przedborzu pióra Zygmunta Glogera. Badacz dostrzegł tam balustradę otaczającą ściany od zewnątrz opartą na podmurowaniu. Dopiero gdzieś mimochodem rzucona uwaga, że u góry dopomaga ona [balustrada] ścianom dźwigać wiązania dachowe, pozwala definiować to rozwiązanie konstrukcyjne jako quasi-przysłupowe, tzn. takie, w którym ciężar dachu współdźwiga zdwojony, zrębowo-słupowy system nośny.
Już tylko te dwa przykłady potwierdzają słuszność stwierdzenia Karla Klöcknera: mówić o budowli, która istnieje i mówić o budowli tylko na podstawie obrazów, rysunków i opisów – to istotna różnica. Szczególnie dotkliwie daje się ona odczuć, gdy badacz zdany jest wyłącznie na opis źródłowy, w którym mnożą się terminy nieznane współczesnej typologii dawnego budownictwa.
Staropolskie inwentarze i lustracje pełne są określeń ciągle budzących spory. Nie ustaje dyskusja, czy np. określenie w blochy oznacza wyłącznie konstrukcję zrębową czy także sumikowo-łatkową; czy przez pojęcie szachulec rozumieć należy ogólnie konstrukcję szkieletową czy tylko sumikowo-łątkową. Pojawiły się również opinie, że blochy i szachulec nie oznaczają konstrukcji, lecz rodzaj budulca. Dowodem mają być sformułowania: blochy węgłowane, szachulec rznięty, szachulec ciesany. Do tego „interpretacyjnego chaosu" przyczynili się również badacze, którzy mylili szachulec ze strychulcem. Należał do nich m.in. jeden z pionierów polskiej etnografii Ludwik Puszet.
Skalę problemów z poprawnym odczytaniem dawnej terminologii ciesielskiej w pełni oddają zmagania tak doświadczonego badacza archiwaliów, jak Józef Burszta, który podjął próbę odtworzenia zabudowy siedemnastowiecznej wsi wielkopolskiej na podstawie unikatowych źródeł z epoki. Są to Regestra Rządzenia rzemieślników do wszelakowych Budynków w Maiętności Runowskiej, spisywane od 1636 r. przez Andrzeja Jaroszewskiego, zarządcę dóbr zwanych „kluczem runowskim", należących do starosty nieszawskiego Pawła Działyńskiego.
Klucz w pierwszej połowie XVII w. składał się z pięciu wsi, tworzących wydłużony kompleks folwarków położonych około 12 km na północny zachód od Nakła. W Regestrach skrupulatnie odnotowano budowę nowych chałup i budynków gospodarczych oraz umowy zawierane z cieślami. Powtarzające się określenia dotyczące konstrukcji ścian w blochy, w szachulec, w słupy wskazują, że we wsiach majętności runowskiej przeważały chałupy sumikowo-łątkowe z partiami szkieletowymi lub szkieletowe. Pojawia się jednak także tajemnicza dla Józefa Burszty wzmianka o izbie w dilie opaską wokoło tej izby na przyciesiu wiązaną. Zapis ten łączy się z innym fragmentem Regestrów, mówiącym o dodatkowej zapłacie dla cieśli Jana, który wyróżniał się inszym sposobem budowania chałup.
Usiłując rozwiązać tę zagadkę, J. Burszta nie ustrzegł się błędu. Dilie uznaje za rodzaj drągów, natomiast kwestię opaski kwituje stwierdzeniem, że trudno odgadnąć, co oznacza. W tak zdawkowo scharakteryzowanej konstrukcji badacz dopatrywał się dalszego zubożenia budownictwa. Tymczasem dilie – znane również Glogerowi – to nie drągi, lecz bale z czterech stron piłą odarte, czyli krawędziaki, które w Regestrze winny być interpretowane jako „sumiki” między łątkami. Z pewnością też wspomniany cieśla Jan, budujący inszym sposobem, nie otrzymałby dodatkowej zapłaty, gdyby stawiał konstrukcję prostszą i bardziej prymitywną niż sumikowo-łątkowa czy tylko szkieletowa. Zatem wzrost kosztów budowy musiał wynikać z zastosowania dodatkowych elementów, które kryją się pod pojęciem owej zagadkowej dla Burszty opaski.
Określenie opaska w odniesieniu do konstrukcji budowli drewnianych pojawia się również w źródłach osiemnastowiecznych, np. w pochodzącym z 1756 r. Inwentarzu wsi Biała koło Trzcianki wymieniono stodołę w opaskę na blochy w słupy wystawioną. I w tym przypadku analizujący źródło etnograf pozostał bezradny.
Trudności, jakie przysparza interpretacja źródeł do dziejów budownictwa drewnianego z XVII i XVIII w., wynikają z różnych przyczyn, przede wszystkim z nieuzasadnionej selekcji obiektów. W badaniach drewnianej architektury arbitralnie dokonał się dość sztywny podział naukowych kompetencji. Wiejskie i małomiasteczkowe budownictwo mieszkalne i gospodarcze: domy, stodoły, spichlerze, mielcuchy czy lamusy uznano za domenę etnografii, a drewniane kościoły i siedziby pańskie – za przedmiot badań historii sztuki (historii architektury). Tymczasem wieś stanowiła jednolity organizm społeczno-ekonomiczny o specyficznym obliczu, którego dominantami były dwór i kościół. Nie wdając się szerzej w krytykę obiegowych kryteriów dawnej kultury ludowej, m.in. upatrujących w drewnianym budulcu cechę „ludowości”, trzeba zauważyć, że w warunkach siedemnastowiecznej gospodarki folwarcznej właściciel dóbr był w zasadzie jedynym „inwestorem” - fundował świątynię parafialną, dbał o jej „fabrykę”, stawiał budynki gospodarcze, chałupy dla kmieci i zagrodników. Bez jego akceptacji nie podejmowano żadnych prac. Kmiotkom ma urzędnik ukazać jako się mają budować: a żądny nowego budowania nie ma stawić, aż z wiadomością jego. W tym kontekście rozpatrywanie budownictwa wiejskiego jako zjawiska wyabstrahowanego z szerokiego nurtu rozwoju technik ciesielskich świadczy o braku znajomości uwarunkowań historyczno-kulturowych. Naturalnie cieśle działający w dobrach szlacheckich reprezentowali różny poziom umiejętności i stosownie do tego przydzielano im różne zadania. Budowę domu bożego powierzano najczęściej mistrzom stosownie wyspecjalizowanym lub architektom, takim jak np. Marcin Snopek. Natomiast stodoły, chałupy czy nawet dom pański stawiali zazwyczaj cieśle folwarczni czy partacze. Zwykle pan włości zabiegał, by z gospodarstwem związać rzemieślników różnych specjalności, wychodząc z założenia, że co się doma robi, to bywa lepiej i sporzej, zwłaszcza kto ma rzemieślnika osiadłego.
Doświadczenie historyka sztuki uczy, że budowniczowie drewnianych świątyń nie zawsze prezentowali mistrzowską biegłość. Zdradza to niejeden wielkopolski kościół. Z drugiej zaś strony, jak dowodzą Regestra klucza runowskiego, do budowy chałup nie zatrudniano partaczy, lecz cieśli i to z odległych stron: z Bydgoszczy, Chojnic czy Mirosławca koło Wałcza.
O wyborze warsztatu decydowała na pewno zamożność właściciela dóbr. Niekiedy górę brała niechęć szlachty do organizacji cechowych, uchodzących za szkodliwe, drogość czyniące i ludzi ubogich niszczące. Z tych powodów prace powierzano albo architektom, albo przedsiębiorcom budowlanym, działającym w Rzeczypospolitej przynajmniej od XVI w. Na terenie Wielkopolski znane są ciesielskie przedsiębiorstwa budowlane o charakterze rodzinnym, prowadzone z pokolenia na pokolenie, jak np. rodzina Schöneecke – stawiająca chałupy, kościoły, a nawet wieże w okolicach nadnoteckiego Wielenia. Nierzadko z niechęci do korporacji cechowych - niezależnie od statusu materialnego inwestora (fundatora) – roboty budowlane zlecano różnym rzemieślnikom spoza struktury cechowej. Zdarzało się, że nadzór prowadził sam zleceniodawca. Zwykle dysponował on podstawową wiedzą o budownictwie. W XVII i XVIII w. gwarantowały ją zarówno szkoły jezuickie, gdzie wykładano podstawy architektury, jak też popularne poradniki i traktaty. Autorzy tych dzieł pouczali, jak budując kościół, dwór czy folwark zmniejszyć koszty, których to złość, to lenistwo i głupota rzemieślnika bywa przyczyną.
Taką elementarną wiedzę musiał posiadać np. proboszcz kościoła w Dobrzycy, ks. Stanisław Łukomski. Zawierając w 1778 r. kontrakty na budowę nowego kościoła drewnianego – z cieślą, pilarzami, stolarzami i gontarzami – określił w najdrobniejszych szczegółach koncepcję architektoniczną oraz zakres i charakter prac. W umowie z cieślą Antonim Wilczerowiczem z Pleszewa proboszcz nakazywał, by postawić wieżę fasunem iak iest [w kościele] w Magnuszewicach. [...] Wielkie wrota iako naykształtniey y naymocniey które być maią dubeltowe. [...] Gradusy do wielkiego Ołtarza na kształt roży ma zrobić. [...] Schod na Chór y na Wieży rżniętą drabką dać. Zapewne proboszcz dobrzycki musiał osobiście doglądać budowy i udzielać wskazówek, gdyż majster Wilczerowicz nie umiał czytać, a w umowie, zawierającej drobiazgową instrukcję, podpisał się ręką trzymaną. Pewne jest, że niepiśmienny cieśla z Pleszewa, prawdopodobnie działający poza korporacją, dobrze znał – jak zresztą wszyscy pozacechowi – techniki i rozwiązania konstrukcyjne mistrzów, posługiwał się też tymi samymi co oni narzędziami.
Bez wątpienia zagadnienia drewnianego budownictwa w XVII i XVIII w. trzeba rozpatrywać w kontekście wspólnoty ugruntowanej tradycji ciesielstwa, mającej ponadnarodowy charakter oraz obejmującej wszystkie dziedziny budownictwa (zarówno sakralnego, jak i świeckiego). Wspólnota ta utrwalała się samoistnie, a upowszechniały ją we wszystkich kręgach społecznych „wędrówki cechowe" i wędrowni cieśle. Dopatrywał się jej już w początkach XX w. Marian Sokołowski: Poznanie wszelkiego rodzaju zabytków budownictwa drewnianego, a zatem zarówno starych dworków [...] świronków [spichlerzyków], spichlerzy, synagog [...] wiąże się ściśle z budownictwem samych kościołów. Też same formy w szczegółach, taż sama tradycja ciesielskiego rzemiosła, utarte sposoby zastosowania i użycia materiału, powtarzać się muszą tu i tam i przykładem jednym rozjaśniać zagadkę przykładu drugiego. Wychodząc z takiego założenia, rozstrzygnięcia zagadki budowania w opaskę wolno poszukiwać w kręgu drewnianej architektury sakralnej.
Na termin opaska natrafić można w protokołach wizytacyjnych wielkopolskich świątyń drewnianych z XVII i XVIII w. Dokumenty odnotowują: kościół w Kiszkowie zbudowany w blochy z opaską (1799), kościół pw. Świętego Krzyża na przedmieściach Obornik drewniany, opasany na sposób pruski (1777), kościół w Żoniu k. Margonina z blochów [...] wystawiony na okół opaską w wiązanie (1782), a o kościele w Dębnicy k. Gniezna z opaską dookoła nie obitą (1781). W aktach wizytacyjnych kościoła w Prochach k. Wielichowa odnotowano w latach 1718, 1724 i 1787: Ecclesia lignea de fortis morę pruthenico cincta. Natomiast o kościele w Oporowie zapisano pod rokiem 1672: Ecclesia ab extra more pruthenico lateribus circumducta intra lignea constructa.** [wyróżnienia autora; podkreślenia LD].
Wymienione tu świątynie należą do unikatowej grupy 40 drewnianych budowli sakralnych, zachowanych tylko na obszarze Wielkopolski, które cechują się specyficzną zdwojoną, zrębowo-szkieletową konstrukcją ścian. W tej zróżnicowanej typologicznie grupie dominują kościoły o ścianach zrębowych (lub sumikowo-łątkowych), otoczonych od zewnątrz szkieletem (oszalowanym lub wypełnionym cegłami)***. I one właśnie stanowią klucz do wyjaśnienia konstrukcji wzmiankowanej w Regestrach dóbr runowskich. Z całą pewnością chałupa z 1652 r., stawiana w dilie opaską wokoło na przyciesiu wiązaną, miała zdwojoną konstrukcję ścian: ścianę sumikowo-łątkową (z sumikami określanymi jako dilie) okalał szkielet.
Nie wiadomo, skąd pochodził cieśla Jan, budujący chałupy inszym sposobem. Zastosowana przez niego skomplikowana, zdwojona konstrukcja ścian z całą pewnością wyróżniała się solidnością, a przy tym znacznie zwiększonym zużyciem drewna budowlanego, istotnie podnoszącym koszty. Z zapisu źródłowego trzeba wnioskować, że ten „sposób” wznoszenia domostwa nie był ówcześnie rozpowszechniony w budownictwie wiejskim, choć przetrwał tu do drugiej połowy XVIII w., o czym przekonuje cytowany fragment Inwentarza z Białej koło Trzcianki.
Zdwojone konstrukcje ścian były w XVII w. raczej dobrze znane w drewnianej architekturze sakralnej, także w bezpośrednim sąsiedztwie Runowa. W czasie, gdy spisywano Regestra, we wsi Sypniewo k. Więcborka, na granicy majętności runowskiej, stał już kościół, opisywany w protokole wizytacyjnym z 1652 r. jako od zewnątrz – ligno murata, we wnętrzu – totus tabulata. Była to więc budowla o zdwojonej konstrukcji ścian: ze zrębem okolonym konstrukcją szkieletową z ceglanym wypełnieniem. Nie znamy daty jej wzniesienia; na pewno istniała przed 1600 r., gdyż tekst wspomnianej wizytacji wzmiankuje, że wówczas kościół w Sypniewie przejęli bracia czescy. W 1650 r. świątynia ponownie wróciła do katolików. Odnowiona w 1652 r. kosztem właściciela wsi Andrzeja Witosławskiego, przetrwała do 1781 r., kiedy to na jej miejscu stanął istniejący do dziś nowy kościół. System konstrukcyjny zastosowany w kościele z 1781 r. w pełni odpowiada opisowi wizytacji z 1652 r.: zrębowe, ułożone z krawędziaków ściany (określone jako totus tabulata) obiega od zewnątrz szkielet z murowanym (ceglanym) wypełnieniem (nazwany ligno murata). Abstrahując od ceglanego wypełnienia szkieletu, architekturę obu kościołów w Sypniewie w zasadzie mogłyby charakteryzować słowa źródłowego opisu konstrukcji chałupy w kluczu runowskim: w dilie z opaską wokoło na przyciesi.
Kościół wzniesiony w 1781 r. odtwarzał nie tylko system konstrukcyjny poprzedniego, ale również jego koncepcję architektoniczną. Relacja z 1652 r. zawiera wzmiankę o parze dwukondygnacyjnych aneksów spinających prezbiterium, mieszczących na piętrach kaplicę oraz lożę kolatorską. Analogiczne dwukondygnacyjne aneksy pojawiły się też w nowej świątyni, choć nie wiadomo po co; pozostawiono je całkowicie niedostępne.
Zdwojona konstrukcja ścian, nieodnotowana dotychczas w literaturze przedmiotu o budownictwie drewnianym dawnej Rzeczypospolitej, nie należała, co warto podkreślić, do rzadkości. Stosowano ją zarówno w architekturze sakralnej (w kościołach, zborach i bóżnicach), jak i pałacowo-dworskiej. Z XVIII w. pochodzą źródła wzmiankujące dwory o takiej konstrukcji. Inwentarz wsi Grodziec k. Konina z 1762 r. wymienia pałac w opaskę częścią w drzewo erygowany. W Nadarzycach k. Wrześni w 1771 r. znajdował się dwór w wiązarek budowany a wewnątrz w blochy, między wiązarkiem strychulec. W Kotlinie do dziś przetrwał (niestety zrujnowany w ostatnich latach) dwór o zdwojonej (w tym przypadku zespolonej słupowo-dylowej), konstrukcji ścian, wzniesiony w 3 ćwierci XVIII w.
Zdwojoną konstrukcje ścian w dworach odnaleźć można także poza obszarem Wielkopolski, co dodatkowo potwierdzałoby tezę o ponadregionalnej wspólnocie ugruntowanej tradycji ciesielstwa. Zygmunt Gloger podał, że w 1660 r. starosta przemyski Madaliński wzniósł w Drozdowicach dwór, w którym ciężar dachu nie na budynku, ale na wiązaniu dokoła budynku uczynionym leży. Zastosowanie takiej konstrukcji w domu pańskim znajdowało w tym czasie dobrze już ugruntowane podstawy teoretyczne. W cytowanym podręczniku budownictwa zalecano: Aby ściany znowu opasane i obtoczone wiązaniem były. To ankrami do ścian przypięte krzywić się jej nie da. A przy tym dach wspierając siła folgi ścianom przyniosą. [...] Opasanie albo z gliną zrównać [...] albo toż po prusku cegłą. To opasanie miałoby być możnali z dębiny tartej.
Koncepcja struktury architektonicznej dworu czy kościoła, zakładająca zdwojoną konstrukcję ścian, bliska jest - a w niektórych realizacjach tożsama - budownictwu przysłupowemu. Jego początki lokują się na obszarze Niemiec i sięgają przełomu XV i XVI w. Zapewne w tym samym czasie albo niewiele później budynki o zdwojonej konstrukcji ścian pojawiły się na naszych terenach. Wszak już w połowie XVII w. autor Krótkiej nauki budowniczej zamieścił precyzyjny opis tego rozwiązania, uznając je za zgodne z niebem i zwyczajem polskim.
Opaskę – czyli szkielet wokół zrębu – obwiązywano też przy istniejących już budowlach zrębowych lub sumikowo-łątkowych, grożących zawaleniem. W takim przypadku nowo dostawiony szkielet przejmował część ciężaru dachu, odciążając stary, nadwyrężony układ nośny. Nie wdając się w charakterystykę różnych relacji tektonicznych między więźbą dachową i wtórnie zdwojoną konstrukcją ścian, trzeba zauważyć, że taka metoda remontu musiała być dość dobrze znana, skoro zalecali ją wizytatorzy kościołów. Na przykład w aktach wizytacyjnych kościoła w Ostrowitem k. Słupcy pod rokiem 1779 znajduje się uwaga o potrzebie uczynienia opaski wokoło, aby ruina kościoła nie nastąpiła. Z kolei w protokole wizytacji z 1785 r. kościoła w Brudzewie k. Słupcy zapisano, że opaska wielce potrzebna by ściany, które są mocno wyprężone, wyprostowane być mogły.
Konkludując, zapisy źródłowe, traktujące o budownictwie drewnianym, konfrontowane z wynikami najnowszych badań architektonicznych, potwierdzają potrzebę weryfikacji wielu poglądów na temat architektury drewnianej nie tylko w Wielkopolsce. Nawet z rozważań ograniczonych zaledwie do jednej spornej kwestii terminologicznej wyłania się obraz architektury drewnianej znacznie bogatszy i bardziej złożony niż dotychczas rekonstruowany i to nie tylko na naszym obszarze kulturowym.
_________________________
Wybrane 3 przypisy Aleksandra Jankowskiego (z 68 przypisów wybrał LD):
*/ Pojęcie partacz (od łac. a partiliter - pojedynczo, osobno, lub partilis - pojedynczy, osobny - ktoś kto działał poza systemem cechowym) nie miało ówcześnie znaczenia pejoratywnego.
**/ Archiwum Archidiecezjalne w Poznaniu, Akta wizytacyjne, sygn. AV 17 (1672-1685), k. 183v.
***/ Kościoły drewniane o zdwojonej konstrukcji ścian są przedmiotem badań autora i tematem przygotowywanej monografii: Kościoły drewniane o zdwojonej konstrukcji ścian. Zagadnienia nierozpoznanych systemów architektonicznych w XVII-XVIII w. budownictwie sakralnym Wielkopolski. Na ten temat zob. m.in.: A. Jankowski, Drewniany kościół w Gąsawie – przykład nierozpoznanej konstrukcji w architekturze sakralnej, „Ochrona Zabytków" 2001 nr l, s. 19-29; tenże. Uwagi o zrębowo-szkieletowej konstrukcji ścian w architekturze sakralnej, w: Architektura ryglowa – wspólne dziedzictwo. Anticon 2000 - Materiały Polsko-Niemieckiej Konferencji, Szczecin 2000, s. 173-188; tenże, Osiemnastowieczne kościoły, s. 147-180; tenże, Drewniany kościół w Gąsawie. Uwagi o podwójnej konstrukcji ścian w architekturze sakralnej, w: Zabytkowe budowle drewniane i stolarka architektoniczna wobec współczesnych zagrożeń, pod red. E. Okonia, Toruń 2005, s. 155-193
_________________________
Spis ilustracji:
Str. 70 - Rozmieszczenie wzmiankowanych w tekście kościołów o zdwojonej konstrukcji ścian. Rys A. Jankowski
Str. 72 - Prochy (powiat grodziski) – kościół parafialny pw. Świętego Krzyża i św. Mikołaja (początek XVII w.). Rzut. Rys. A. Jankowski
Str. 74 - Oporowo (powiat leszczyński) – kościół parafialny pw. Niepokalanego Poczęcia NMP (1640 r.). Przekrój prezbiterium i rzut. Rys. A. Jankowski
Str. 75 - Oporowo – kościół parafialny. Fot. P. Anders (2008 r.)
Str. 76 - Dębnica (powiat gnieźnieński) – kościół parafialny pw. św. Mikołaja i św. Jadwigi (1726 r.). Przekrój korpusu nawy i rzut. Rys. A Jankowski
Str. 80 - Kiszkowo (powiat gnieźnieński) – kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela (1733 r.). Przekrój.
Str. 82 - Żoń (powiat chodzieski) – kościół parafialny pw. św. Marcina (1749 r.). Przekrój korpusu nawowego i rzut. Rys. A Jankowski
Str. 84 - Oborniki – kościół parafialny (obecnie filialny) pw. Świętego Krzyża (1766 r.). Przekrój korpusu.
Str. 75 - Oborniki – kościół Świętego Krzyża. Fot. A. Jankowski (2004 r.)
_______________________
Źródło:
„Kronika Wielkopolski”, Nr 2 (126), Rok 2008; /tam:/ Aleksander Jankowski: Chałupa w dilie z opaską wokoło na przyciesi i kościół w blochy wiązaniem zewnątrz opasany. Rzecz o potrzebie reinterpretacji źródeł do dziejów architektury drewnianej w Wielkopolsce, (str. 69-86).
________________________
dla www.krzemieniewo.net
wypisał: Leonard Dwornik
|