|
|
O korzystaniu z tekstu "Giermka" |
|
O korzystaniu z tekstu „Giermka” Franciszka Morawskiego do nauczania języka polskiego w gimnazjach zachodnio-pruskich w 2 połowie XIX wieku.
( f r a g m e n t y )
[ . . . ] Znamy gimnazyum (acz nie w naszej prowincyi), gdzie się robią co najwięcej dwa wypracowania na rok, a z tych jedno bardzo często jeszcze dziwnym jakimś sposobem ginie, i dla tego nie może być przejrzane. Znamy inne, gdzie kwartanerzy i tercyanerzy przez trzy całe lata deklinują i znowu tylko deklinują stół, ryba, pole etc. Biedne malcy ze łzami w oczach poddają się tej zabijającej umysł i tępiącej ducha operacyi w przekonaniu, iż pełnią swój obowiązek, choć ścinają zęby i zaciskają pięści na nauczyciela spełniającego w ten sposób swe zadanie. Znamy jeszcze jedno, gdzie nauczyciel swem postępowaniem rujnował swą powagę w oczach uczniów. Bo niekontrolowany przez dyrektora, nietylko na lekcye języka polskiego często nie przychodził, ale nawet czasami kazał uczniom cichaczem wynosić się z klasy i sam w końcu na palcach za nimi się wynosił. Sapienti sat! Zanim poczniemy się upominać o rozszerzenie zakresu nauki języka polskiego po szkołach pruskich, przestańmy najpierw sami odgrywać rolę augurów, którzy dziwno, że się nie śmieją, gdy się spotykają.
Nie mówiliśmy dotychczas o uczeniu się wierszy na pamięć. Przyznam się, iż wobec ważniejszych zadań, jakie trójoddziałowej nauce języka polskiego przypadają, jestem za największem ograniczeniem w tym względzie. Za moich czasów nauka języka polskiego była przeważnie, zwłaszcza w niższych klasach, nauka wkuwania sobie w pamięć wierszy i to nawet po części takich, które, jak np. Giermek Morawskiego, dla sekstanera i kwintanera absolutnie nie są przystępne, choćby dodać do nich jak najstaranniejsze objaśnienia. Rezultat był taki, iż mi i wiersze i z nimi cała nuka polskiego języka w ogóle zupełnie obrzydły i gdyby mi później nie było dopomogło cokolwiek własnego instynktu i cokolwiek własnej pracy, byłbym teraz bodajnie z większym interesem czytał hymny Rig-Vedy (jakkolwiek wielce ciekawe w swoim rodzaju), niż Maryą lub Pana Tadeusza. W skombinowanych oddziałach podobne nadużywanie poezyi w celach ogłupiania młodzieńczych głów już ze względu na czas ograniczony nie jest możliwem. Ale i tu pono niekiedy więcej jeszcze niż jest godziwa poświęca się czasu na uczenie wierszy. Zdaniem naszym wystarczyć powinno, gdy się w pierwszych trzech latach najniższego oddziału wćwiczy np. następujące wiersze: 1. Czapla, ryby i rak. 2. Skarb ukryty. 3. Małpa i dwa szczury. 4. Pieśń poranna i Pieśń wieczorna Karpińskiego. 5. Do bociana. 6. Część jakąś Wiochny. 7. Ballada jakich wiele. 8. Brzoza Gryżyńska. 9. Święty Izydor. Powrót Taty, najsłabsza pono z ballad Mickiewicza a mimo to najczęstsza w zbiorkach poezyi dla młodzieży przeznaczonych, ma ustęp, który o ile zauważyć mogłem, zwłaszcza na umysły więcej rozwiniętych chłopaków, jakiemi są już uczniowie kwarty, komiczne zawsze sprawia wrażenie. Jest niem miejsce od „ha! jak się macie” aż do „pełno radości i krzyku”. Przeciwko powabnym zresztą z wielu względów poemacikom Wesele, Dziewczę polskie i Branka Litwina miałbym motywa pedagogiczne do nadmienienia. Sądzę bowiem, iż onego szum brum, onego sem tem rem tem da kutana, jakie wieje niemal z każdego wiersza Wesela, już i tak aż nazbyt w naszem spólecznem życiu, a dwa ostatnie utwory zbyt są ubogie w treść głębszą, aby się ich uczenie na pamięć uczniowi opłaciło. Ustępy z Zachwycenia i Błogosławionej, chętnie przyswajane uczniom już na tym stopniu, należą do oddziału najwyższego, bo tam dopiero uczący się potrafi uczuć i ocenić ich niezrównane i oryginalne piękności. Dla następnego oddziału proponowałbym choćby następujący kanon: 1. Giermek. 2. Kniaź Dymitr Wiśniowiecki. 3. Pani Twardowska. 4. Wesele Bieleckiego. 5. Ustęp o Litwie z Pieśni o ziemi naszej. 6. Duma o Stefanie Potockim. 7. Leszek Biały. 8. Polowanie (ks.II Pana Tadeusza). 9. Łowy na niedźwiedzia. 10. Miecznik i Marya. W oddziale najwyższym uczenie na pamięć wierszy opierać się powinno ściśle na lekturze. Krótkie wyjątki z co najpiękniejszych ustępów rozbieranych utworów wedle wyboru nauczyciela będą najodpowiedniejszym materyałem memoryacyjnym. Po za obrębem właściwej lektury przyswoićby uczniom chyba można którą z Satyr Krasickiego i Popas w Upicie z powodu ich niezwyczajnych w swoim rodzaju zalet dykcyi i obrazowania. […]
„Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu” mógłbym prawie zawołać z poetą. Lądów nowych wiem, że nie odkryłem; gdybym wszakże jakiego doświadczeńszego żeglarza zachęcił do puszczenia się na to mało znane morze, wielką miałbym zasługę. Trudność w tem wprawdzie niemała, że w dzielnicy pruskiej nie posiadamy żadnych organów naukowych, ale temat jest ważny i wdzięczny i dla tego wart kosztów i mozołu. Dotychczas bowiem nauka języka polskiego udziela się więcej wedle subjektywnego widzi mi się odnośnych nauczycieli niż wedle ustalonych zasad racyonalnej metody. I ztąd nikłość jej owoców, nieodpowiadających ni w części setnej nakładowi czasu i pracy. Jest bowiem język polski w obecnym stanie nietylko czemś zewnętrznie stojącym po za regularnym planem lekcyj, nad czem tak często płaczemy, ale i wewnętrznie czemś stojącem po za biegiem umysłowego rozwoju młodzieńca. Tym też tylko sposobem wytłumaczyć sobie mogą niechęć do nauki ojczystego języka, jaką czasami w uczniach wzorowych zresztą co do pilności i zachowania zdarzało mi się spotykać.
____________________
Źródło:
„Gazeta Toruńska” nr 116 z dnia 23 maja 1882 r.
____________________
Dla www.klasaa.net
wypisał: Leonard Dwornik
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|