Listopada 21 2024 20:24:51
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


Józef Sokołowski

Kajetan Koźmian
Józef Sokołowski

W epoce tej tak przesyconej powiastkową literaturą wyznam, iż z tylu licznych jej płodów taki wstręt powziąłem do niej, iż zakazałem sobie mordować ócz nad czytaniem tych urojonych, wymarzonych często przez niesforną i zagorzałą imaginację tworów. Lecz ona ma swoich zwolenników i wielbicieli, szczególniej w młodej płci żeńskiej, bo rozprawia o niej i o jej miłosnych uczuciach; jej pochwałami skłoniony wziąłem się do przeczytania Jedynaczki Józefa Korzeniowskiego; przybyły do tego i te powody: 1-mo zasłużona reputacja autora w różnych rodzajach obecnej literatury; 2-do że bohaterem tej powieści jest p. Sokołowski, już wprawdzie zgasły, lecz niegdyś mi dobrze znany mój czterdziestoletni przyjaciel, którego zacność, poczciwość, wychowanie, ogładę i talenta ceniłem, który często przebywał w domu moim, bawił w nim po kilka tygodni i zostawił mi po sobie wyborne i niezrównane rysunki swoje, które zdobią tekę mego syna i mego pokoju ściany, 3-tio że bohaterka tej powieści Pelisia, żyjąca jeszcze, przez męża swego rodzonego siostrzeńca mego szwagra jest niejako spowinowaconą ze mną; znam i ją, i jej piękne potomstwo osobiście. Podczas rewolucji 29 listopada, mieszkając kilka miesięcy w Kaliszu, poznałem jej matkę i ją samą jako cnotliwą żonę, przykładną matkę i już z marzeń miłosnych zupełnie wyleczoną. Dam wiec tych osób obraz taki, jakimi je znałem, a szczególniej p. Sokołowskiego, aby czytelnik porównywając go z romansową i wymarzoną powieścią dowiedział się, co jest prawdą, co fałszem, a co nawet zapewne mimo chęci autora zakrawa na potwarz.

Józef Sokołowski, syn słusznego i oświeconego obywatela, posiadającego starostwo czułczyckie w Hrubieszowskiem, oddany został na pensję do jednego z Francuzów w Warszawie, tam wyuczył się języka francuskiego, rozmaitych talentów, a szczególniej rysunku, do którego miał nieporównaną zdolność. Z tej pensji wróciwszy do domu już po śmierci swego ojca ze wszystkimi przymiotami, które zaszczycają młodzieńca dobrze wychowanego, licząc zaledwo lat dwadzieścia, przy postaci przyjemnej, proporcjonalnie wyrosłej, twarzy nieco ospą zaznaczonej, lecz świeżej i można rzec nadobnej, włosów blond, znalazł się w bliskim sąsiedztwie pani Świerskiej wdowy z domu Ślubowskich, która miała córkę jedynaczkę, jedyną dziedziczkę ojcowskiego majątku, piękną, młodziutką, pobierającą wychowanie w domu; nie pomnę jakie miała imię, lecz pewnie nie to, które jej autor Jedynaczki nadał. Sokołowski uczęszczając do domu pani Świerskiej zakochał się namiętnie w tej jedynaczce i pozyskał łatwo jej wzajemne uczucia, ale matka panny inny familijny miała projekt, co do postanowienia córki. Brat jej rodzony Ignacy Ślubowski, później dziedzic Radzynia, miał za sobą Cieszkowską, starościankę klesczelewską, rodzoną siostrzenicę szwagra mego, żywiła więc projekt wydania córki za Ignacego Cieszkowskiego, rodzonego brata pani Ignacowej Ślubowskiej, i sprzeciwiła się skłonnościom córki. Córka wychowana w posłuszeństwie zmuszoną była oddać swoją rękę Ignacemu Cieszkowskiemu, temu, który był pierwszym prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, później plenipotentem i rządcą ordynacji zamojskiej. Sokołowski ten zawód w miłości tak mocno uczuł, że oddaliwszy się z miejsca i od osoby przez siebie ulubionej dostał czarnej melancholii i odosobnił się od ludzi. Cała ta miłosna historia łatwo rozgłosiła się w okolicy.

Wieś nieszczęśliwego Sokołowskiego dotykała Zulina, majątku pani oboźnej koronnej Krasińskiej, z domu Ossolińskiej, która często z synem swoim jedynakiem Józefem Krasińskim, w Królestwie Polskim szambelanem cesarskim, a następnie senatorem kasztelanem, przemieszkiwała. Pani Krasińska przez litość nad nieszczęśliwym przywabiła go do swego domu, przebywał w nim, a równość wieku, wychowania, gustów łatwo zespoliła z sobą dorastających młodzieńców, i to do tego stopnia, że i za życia pani oboźnej i po jej śmierci Sokołowski został nieodstępnym towarzyszem Józefa Krasińskiego. Razem rysowali, układali komedie i grali. Przez niego generał Wincenty Krasiński uprzejmością i grzecznością przynęcił do swego domu Sokołowskiego. Sokołowski acz doskonały rysownik małych przedmiotów, nie mający nigdy pretensji stania się malarzem — nawet nie spostrzegałem w nim w tej sztuce, a szczególniej w historii malarstwa, jej mistrzów i ich tworów odznaczającej się biegłości, jaką tylu nawet możnych amatorów, jak np. Jan Tarnowski i Sierakowski, zajaśniało — rysował sobie z upodobania dla siebie i przyjaciół.

Wprawdzie Józef Sierakowski doskonały znawca talentów w tym rodzaju, który znakomity zbiór obrazów najsławniejszych mistrzów po sobie zostawił, który Włochy całe, Francję i Anglię zwiedził, poznawszy rysunki i osobę Sokołowskiego mawiał przede mną, że w Sokołowskim uznaje tak wysoki talent i trafność do karykatur, iż gdyby chciał dwa lub trzy lata za granicą, a szczególniej we Włoszech ten talent wydoskonalić, przeszedłby Hogarta (1). Ale Sokołowski nie był dość zamożny, aby tę podróż przedsięwziął, i mniej cenił w sobie ten talent, który wszystkich zachwycał. Rozrywając się nim w swoim smutku, tworów swego ołówka, pióra lub pędzlika udzielał tylko przyjaciołom; przez delikatność i poczciwość charakteru mniej podchwytywał w osobach śmieszność, by ich na szyderstwo wystawiać, jak ich naturalny a odznaczający od drugich układ, a jak to bardzo trafnie wyraził p. Korzeniowski, że jego słów tu użyję: „Odznaczał je rysunek doskonały, podobieństwo zupełne z figurą, ze stroju, zakładu rąk, ze sposobu, jakim który trzymał książkę, tabakierkę lub cybuch; każdy był takim na papierze, jakim był zwykle, kiedy się nie układał, kiedy nad sobą nie czuwał". Ja dodam, iż na podobieństwo twarzy rzadko się sadził, lubo i to mu się udawało.

W chwili, w której Sokołowski uczęszczał do domu generała Krasińskiego, właśnie był celem śmiechu i szyderstw ów sławny Jaksa Marcinkowski, który istotnie był chodzącą karykaturą lichych i zarozumiałych poetów, tak że w całej jego postaci i dumnych ruchach głupstwo się malowało. Na prośby towarzystwa zbierającego się u Krasińskiego Sokołowski odrysował go w postaci, po dobrym obiedzie deklamującego z pychą swoje wiersze, i podchwycił w nim tak trafnie cały jego układ, ubiór itd., że odtąd Marcinkowski z usprawiedliwioną Jaksadą Olizara przejdzie do potomności. Gdy ten mały ćwiartkowy portrecik ukazał się, powstała myśl w towarzystwie, przebywającym u generała i Józefa Krasińskich, owych ćwiartkowych portrecików wielu osób to towarzystwo składających. Sokołowski skłonił się i odrysował prawie wszystkich, kobiet nie rysował nigdy, bo te owego towarzystwa w pałacu Czapskich nie składały.

Mam z uprzejmości dla mnie generała Wincentego Krasińskiego kilka sztuk z owej kolekcji portrecików, o której wspomina p. Korzeniowski, a która znajduje się teraz u p. Adama Krasińskiego, syna Józefa, którą p. Korzeniowski, jak mówi, widział, ale ją albo źle widział lub niedobrze pamięta. W niej Marcinkowski nie fajkę trzyma, ale swoje poema Rzeki czy też Gorset; generał Morawski nie w chwili deklamacji wierszy swoich, lecz przy lulce w ustach; ja bez podobieństwa twarzy, z założonymi w tyle rękami z postaci i układu nader podobny. Najpodobniejsi z twarzy, z układu: generał Krasiński z cygarem w ustach i Osiński, gdy tabakę zażywając, rozśmiesza drugich, sam się nie śmiejąc. Wszystkie inne portreciki, jak generała Turny, pułkownika Hofmana, Waleriana Krasińskiego, Husarzewskiego itd., itd., doskonałe wyobrażają podobieństwo, lecz nie są na arkuszach, lecz na ćwiartkach in octavo rysowane i kolorem powleczone. W moim domu i dla mnie zrobił Sokołowski w różnych formatach generała Andrzeja Karwowskiego, sławnego warszawskiego brukowca, siedzącego na ulicy na kłodzie drzewa i zbierającego od przechodzących brukowe plotki; Józefa Sierakowskiego, radcę stanu, w jego znanym płaszczu i kapeluszu, Sermeclera, znanego w Warszawie eks-oficera artylerii, nieśmiertelnego do kobiet wzdychacza i skąpca, Józefa Kossakow¬skiego, zwanego kręcigłówką, Lindego, a nade wszystko owego opasłego Okołowa, bufona i żarłoka zasiadającego do obiadu, z napisem na dole: Cuncta terrarum subacta (2).

Sokołowski po rewolucji ciągle trzymał się domu Józefa Krasińskiego. Gdy ten umarł, przeniósł się do swojej rodzonej siostry Grothusowej, żony dynasty hrubieszowskiego (3), następnie zapragnął gospodarstwa i otrzymał w kilkoletnie posiadanie starostwo czułczyckie, stracił na nim, wdał się w proces, na koniec w samotności, nawykłszy do trunku, miarę jego podobno przebrał i w stanie z wolna niknącego zdrowia z powszechnym żalem przed kilku laty umarł.

Sokołowski prócz talentu rysunku był wybornym aktorem i na teatrze amatorskim cudowną grą zachwycał. Oto już wszystko o Sokołowskim, przez porównanie tego artykułu z Jedynaczką, prawda jasno się okaże.

Co do jedynaczki, ta jeszcze żyje, matka jej niedawno umarła. Teraz zrobię uwagę, czy godziło się pod imieniem słusznego i powszechnie poważanego człowieka, którego rodzina zamieszkuje obwód hrubieszowski, siostra rodzona żyje za Grothusem, prezesem Towarzystwa Hrubieszowskiego przez Staszica założonego, wymarzyć romansową powieść, zupełnie sprzeczna z prawdą, a nawet dodam, z moralnością. Można malować charaktery osób żyjących, lecz im wtedy należy dać imiona zmyślone, by się sami w obrazach poznali, lecz malowanie osób żyjących pod ich własnymi imionami, gdy jest pochwałą, zakrawa na pochlebstwo, gdy jest przyganą lub fałszem, jest więcej jak satyrą, jest paszkwilem, i w każdym rządnym kraju ściganym by było jak potwarz sądownie. Wprawdzie autor Jedynaczki na końcu powieści nadaje jej cel moralny — ostrzec matki zbyt pieszczące swoje dzieci, córki zbyt wypieszczone i nawykłe do rządzenia się od początków życia swoją wolą, iż w pożyciu towarzyskim zatruwają pomyślność rodziców, swojej całej rodziny i tych nawet, którzy z nimi w jaki bądź związek wchodzą. Ta prawda jest niewątpliwą; lecz czyli została rozwinięta i dowiedzioną przystojnie, przyzwoicie i wiaropodobnie? Temu zaprzeczę i zdaje mi się, iż urojona w imaginacji autora Pelisia, istotna poczwarka rodzaju żeńskiego, w naturze nie może istnieć. Pan Korzeniowski zrobił tak, jak ten spowiednik, co przez niezręczne pytania na spowiedzi młodej panienki właśnie uczy ją występków, o których nie słyszała.

Dodam jeszcze jedną uwagę, iż w tej powieści nie poznaję właściwego autorowi ani smaku, ani stylu, ani poprawności; spostrzegam makaronizmy niepotrzebne, usterki gramatykalne, wyrażenia gminne lub prostackie. Zapewne rzecz obstalowana, musiała być spiesznie wykończoną, aby przyniosła zysk i gazeciarzowi i autorowi. O auri sacra fames (4) gdy opanowała umysły, talenta poszły na tandetę i stały się łachmanami.

____________________

Przypisy Wydawcy:

(1) William Hogarth (1697—1764), znakomity angielski rytownik i malarz obyczajowy; twórca słynnej karykatury: Modne małżeństwo.

(2) »wszystko na ziemi poddane«

(3) W założonym przez Staszica Towarzystwie Rolniczym Hrubieszowskim funkcję dziedzicznego wójta pełnili członkowie rodu Grotthusów. Tu mowa o żonie pierwszego prezesa Towarzystwa, Józefa Grotthusa. zob. H. Brodowska, Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie, Warszawa 1958.

(4) »O święty głodzie złota!«

____________________
Źródło:
Kajetan Koźmian: „Pamiętniki”, Zakład Narodowy imienia Osslińskich – Wydawnictwo,
Wrocław 1972 (tom III, rozdz. XIX, str. 523-528)

Zobacz też tekst w wyszukiwarce Google Book Search:
„PAMIĘTNIKI KAJETANA KOŹMIANA obejmujące wspomnienia od roku 1815”,
nakładem Konstantego Wodeckiego, w drukarni „Czasu” W. Kirchmayera,
Kraków 1865 (oddział III i ostatni, str. 424-431 „Józef Sokołowski”)
[ http://books.google.pl/books?id=QyIEAAAAYAAJ&printsec=frontcover&dq=Kajetan+Ko%C5%BAmian ]

____________________
Dla www.krzemieniewo.net
wypisał: Leonard Dwornik

JAKUB SOKOŁOWSKI (1784-1837) – rysownik, malarz, grafik (współczesny biogram ze wzmianką, iż to rzekomo Kajetan Koźmian „zmienił imię Sokołowskiego na Józef”)

KAJETAN KOŹMIAN (1771-1856) – autor powyższego wspomnienia, który tytułowego bohatera znał osobiście i często gościł w swoim domu (więc raczej dobrze zapamiętał jego właściwe imię)


WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,924,411 Unikalnych wizyt