|
|
Wyjątek ze wspomnień starca |
|
Kajetan Koźmian
Wyjątek ze wspomnień starca
Franciszek Morawski, generał
Pisałem żywot brata mego ks. Józefa Koźmiana, biskupa kaliskiego, w nadziei, że znajdzie wiarę u potomnych, trzymałem się w nim nieskażonej prawdy i na jej poparcie wystawiłem czyny jego i sprawy; sąd zostawiłem potomnym. Teraz pisząc nie żywot, lecz sąd mój nie o rodzonym, lecz o przybranym, którego mi Opatrzność dała, bracie, generale Franciszku Morawskim — bo związkom, jakie mnie z nim we wspólnym publicznym i prywatnym zawodzie łączą, słowo przyjaciela nie wystarcza: pisząc jako o towarzyszu wśród złej i dobrej doli kraju, jako o autorze, poecie i jednym z najzacniejszych i najszlachetniejszych mężów, rad bym wyrobić na moim sercu chwilową obojętność, a władze mego umysłu ocucić i podnieść, aby zdanie moje mniej się zdawało podejrzanym lub stronnym.
Za wojskowymi zasługami Morawskiego mówi jego życie od młodości aż do rewolucji i ich oceniać nie będę, zna je cała powszechność polska na placach boju, na urzędzie ministra wojny. zna w pokoju, w burzach rewolucyjnych, w doli pomyślnej i niedoli kraju, i te zasługi i talenta na wieśniaczym zagonie powszechnym szacunkiem i umiłowaniem odpłaca. Prawi ludzie prawość jego wielbią i wysławiają. Jest on jedną z tych szczęśliwych istot, co może ma zazdrosnych, nieprzyjaciół nie ma. Bo któż by go nie chciał mieć przyjacielem, kto gościem, kto współbiesiadnikiem? Były czasy, w których ożywiał towarzystwo jako upragniony jego ulubieniec.
Za sławą literacką mówią jego umysłowe płody, z których go opinia powszechna między najcelniejszymi wieszczami naszych czasów umieściła, a potomność bez zawodu zachowa i utrzyma. Długi bym musiał wyliczać szereg jego oryginalnych i tłumaczonych tworów, w których z gorącej a zawsze sfornej i nieprzesadnej imaginacji, z czystości smaku i szczęśliwego władania narodowym językiem, ze smaku, z harmonii i snadności wiersza, z jasności i poprawności stylu, równie jak poeta tak rymotwórca na wysokim stopniu doskonałości stanął. Nie ma się on za geniusza, chociaż, jeżeli to słowo może mieć jakie znaczenie, jemu by słusznie przystało. Śmiem twierdzić, że żadnego z tych poetów, których znałem i z którymi zawód dzieliłem, tak hojnie nie uposażyła natura i w zdolności umysłowe, i w przymioty serca, te warunki nieodzowne i konieczne do stania się równie szczytnym, jak powabnym, a zarazem pożytecznym społeczności autorem poetą. Jaka niezrównana w nim zdolność do wszystkich rodzajów poezji i rymopisma! Wielu ubogaciła natura do tego lub owego rodzaju, w którym na pierwszym miejscu między poetami stanęli, Morawskiego śmiem powiedzieć do wszystkich, tak że igraszką dla tego rzadkiego dowcipu stało się z równą łatwością i doskonałością przenosić pióro od przedmiotów poważnych, od surowych do wesołych, od groźnych do tkliwych, od wzniosłych do pospolitych, od przerażających do powabnych, od smutnych do żartobliwych. Proteuszaż (1) to przymiot przemieniać się i brać postacie według swojej woli i upodobania? Nie, właściwiej mu służy nazwisko Amfiona (2) Polski, wzruszającego kamienie na budowanie dla siebie kościoła pamięci, i nie zaprę się nigdy tych wierszy, które o nim w Ziemiaństwie polskim umieściłem:
Co, kiedy tkliwym pieniem natchniesz rymy twoje,
Piękność wzdycha i rycerz porywa za zbroję.
Chcemy z nim razem płakać, czytając jego żale po stracie żony; chcemyż serce przyjemniejszymi uczuciami napełnić — weźmy jego ulotne wiersze do córki, do wnuków; zapragniemyż się karmić wzniosłymi myślami — czytajmy jego ody, jego szczytną poezję, śpiewane sztuki, wynalazki itd., jak np. Balon, Drogi żelazne; chcemyż ugłaskać bolę duszy, wyjść z powątpiewania o cnocie i ofiarach serc szlachetnych, weźmy przed oczy Giermka; chcemyż się natchnąć wiarą i znaleźć ją w prostocie, przeczytajmy Izydora; chcemyż się myślą wznieść do Boga, co nas wyżej podniesie, jak jego hymny? Sprawiedliwi wielbiciele bajkopisarza francuskiego i tylu naśladowców jego, Naruszewicza, Trembeckiego i tego mniej poprawnego w stylu Juliana Niemcewicza, którego sama snadność, łatwość i niejakie pociągające zaniedbanie La Fontaina postawiły, czytajcie z uwagą bajki Morawskiego, tym poważniejsze, że narodowe, zupełnie narodowe, a uznacie, że zachwiał palmę przez Niemcewicza otrzymaną. Nie powiem, aby w niektórych nie przeczerpywał czasem przedmiotu w zbyt drobnych obrazach i rysach, sztucznie, niezmiernie sztucznie wydanych, lecz za obfitych — i w bogactwie oszczędnym być trzeba — lecz to są bajki młodości jego i w bardzo małej liczbie; a za to ileż jest niezrównanych, dowcipnych, satyrycznych, a zawsze moralnych i trafnych jak np. Kogut i Gęsi lub Kartofle, które się w pamięci piętnują.
Ileż w jego ulotnych pismach przyjemnej nauki, zabawy, rozkoszy dla czytających. Wszystko w nich znajdziesz, przeszłość, obecność, a wszędzie prawdę najwłaściwszymi, najpowabniejszymi farbami malowaną. Gdyby z pisma jego wszystkie inne z niepowetowaną dla literatury szkodą zaginęły, a tylko Wizyta w sąsiedztwie, a szczególnie Dworzec mego dziadka pozostały, już by autor przez bezstronnych, a pamiętających owe czasy i towarzystwo sędziów, które on nie wiem czy jedynie ze słyszenia lub też z przypatrzenia się im w dzieciństwie odmalował, między najcelniejszych poetów i pisarzy z palmą w ręku policzonym by 7ostał. Tego rodzaju utwory Morawskiego mają jeszcze i tę zaletę, że je zaprawia i uszlachetnia najczystsza, rzewna, tkliwa, z serca pochodząca, nie przesadna i nie uwłaczająca przeszłości i poczciwym przodkom, miłość ojczyzny, niepodobna do tej, jaką fałszerze patriotyzmu w naszych chwilach dla wziętości pokupu i zysku zwykli występować. Nie cierpi u niego dla patriotyzmu sztuka, prawda, smak, właściwość, styl, zdobi on nim utwory, ale sztuki pod jego panowanie nie poddaje i ofiar mu ze smaku i zdrowego rozsądku nie czyni; dla tej przyczyny i znawców, i nie znawców włada wszystkim umysłem i sercem, jak chce. W pierwszej części swego Dworca zamierzył nam zabawić i rozśmieszyć poczciwymi, dobrodusznymi, a w niektórych postaciach śmiesznymi staroświeckimi typami, śmiejemy się do rozpuku i wskazujemy w obecnym plemieniu podchwycone pozostałych figur podobieństwo; w drugiej części chciał nas rozczulić, chciał abyśmy po tych krotochwilnych chwilach zapłakali nad naszym losem i rozdarł nasze serca tale boleśnie, że sam zdrajca kraju musiałby gorzko zapłakać nad swoim dziełem. To może za nagłe przejście z miłych uczuć do okropnych, czyż nie wydaje tego nadzwyczajnego talentu do zwalczania trudności różną bronią i w jednej chwili, z jednakową zręcznością i triumfem.
Te są zasługi Morawskiego poety w literaturze, te w jego oryginalnych lub naśladowanych utworach. Osądzę go teraz jako tłumacza.
Nie przystępnymi są dla mnie języki niemiecki i angielski; o francuskim sądzić nieco mogę; o tłumaczeniach przeto z Schillera, Byrona i innych tyle tylko powiem, że porównując je z różnymi tych samych autorów tłumaczeniami, czuciem i domyślnością jedynie starego poety i pisarza dochodzę i twierdzę, że Morawski współzawodników daleko za sobą zostawił, że znajdą w Morawskim snadność, jasność, łatwość, potoczystość, a w innych różnego pióra tłumaczeniach rozwlekłość lub ciemność, utrudzenie, mordujące wytężenie sił, a często niepoprawny styl, a w spadkach przymus i usterki wnosić mogę z samej ckliwości w czytaniu, a przeciwnie z przyjemności, jaką się czuje w odczytywaniu Morawskiego tłumaczeń, utwierdzają mnie w moim mniemaniu, że wielu współzawodników daleko za sobą zostawił. Lecz gdy przezieram i porównywam z oryginałem już jako właściwszy sędzia i krytyk jego tłumaczenie Andromachy Racina, z głębokiego przekonania nie waham się wyznać, iż to tłumaczenie jest wyborne i doskonałe, tak wiernie razem oddaje oryginał, tak Morawski stał się w nim Racinem, iż co powiedziałem o przekładzie Kornela przez Osińskiego powtórzyć mogę o Morawskim:
Kto tak Racinowi sprostał,
Jakby pióra jego dostał.
I bez wątpienia jest to tłumaczenie najcelniejsze i najwierniejsze, dzieło nieprzełamanych trudności dwóch tak sprzecznych języków, ze zmiękczenia w naszym rycerskiego jego usposobienia, wdzięków i słodyczy miłosnych, czuciów i westchnień, najtrafniejszym płodem pięknego umysłu i tkliwego serca.
Osiński, surowy krytyk, mistrz nieugięty i obrońca literatury klasycznej, starożytnej i nowszej, a szczególnie łacińskiej, z pierwszych początkowych tworów młodości Morawskiego uznając w nim pojętnego i bystrego ucznia szkół i akademii niemieckich, powziął obawy, aby młodzieniec gorącej i niepohamowanej imaginacji duchem swojego pióra nie wpłynął na młodzież, której zwykle wyskoki niepohamowanej wyobraźni podobać się zwykły, nie obłąkał i nie stropił tej młodzieży z tego toru, który jej w naukach swoich jako mistrz literatury wskazywał; lękał się tym mocniej i tym surowiej drobne i rzadkie nawet usterki wytykał, że wychodziły spod pióra młodego wojskowego, równie przymiotami umysłu i serca, jak urodziwą i nadobną postacią hojnie od natury obdarzonego i przez wykształcone wychowanie, dowcip, sposób znajdowania się w towarzystwie powabnego i pociągającego do siebie, a przez te zalety już będącego celem wielbienia, pochwał i westchnień pięknych kobiet; wiadomo jest, że u nas kobiety i ich upodobania, i mniemania na wszystko w towarzystwie wywierają przewagę. Jakoż Morawski w początkach swego poetycznego zawodu zbyt może ubiegając się za nowością i popularnością, zawsze postępowy i biegnący naprzód niewiele się obzierał na bogatą przeszłość, bądź nie dość znał, bądź zaniedbał poznać literatury: grecką i rzymską, bądź nie dość je zgłębił, a zatem i ocenił. Francuzi mniej, Niemcy i Anglicy więcej mieli dla niego powabu i po nich rozrzucone piękności cały jego entuzjazm zajęły, a lubo ten logiczny i smakowny umysł wady ich znał i nie naśladował, swoboda ich i wyłamywanie się spod form, które powagi rozsądku wieków ustaliły — obronę w nim znalazły. Przecież Morawski postępując, mniej nauczał niż się sam uczył; wkrótce ten chciwy nauki dowcip silniej poznawszy język łaciński i zgłębiwszy w nim autorów, wczytawszy się w greckie w tłumaczeniach wzory, mniemania i uprzedzenia swoje albo zmienił, albo umiarkował. Tacyt o teściu swoim Agrikoli powiedział: „Ten wzniosły i szczytny umysł w młodości swojej ujęty pięknością filozofii i sławy nauk greckich zapędził się w nie, więcej gorąco niż ostrożnie, lecz za postępem lat i rozsądku, pohamowawszy zbyt uniesione chęci, zatrzymał, co jest najtrudniejszym z mądrości, miarę". — Te słowa do Morawskiego o pierwotnym jego w akademiach niemieckich czerpaniu nauk, o jego poezji i wyobraźni słusznie tu zastosować mogę. Tak z postępem wieku, raczej lat naszych, wszyscy się doskonalimy, jeżeli nas uparta miłość własna, ten główny nieprzyjaciel sławy naszej, nie zaślepia.
Morawski wkrótce postrzegł, jakie pogarda wszelkich form wyprowadza na umysłach nieprzygotowanych i niedojrzałych skutki.
W Krakowie podczas emigracji wojska, rządu i konfederacji w nieszczęśliwej cesarza Napoleona z Rosją w r. 1812 wojnie (3), taki niepojęty szał i ledwie nie nazwę wściekłość do tańców, zabawy i wszelkiego rodzaju rozrywek za namową Francuzów opanowała młódź, cywilną i wojskową, a szczególnie kobiety, szał, jaki w obecnych okolicznościach widzimy w Warszawie, iż za poduszczeniem generała Kniaziewicza i Marcina Badeniego, oburzonych na to zgorszenie, puściłem w obieg sub ignoto satyrycznych kilkanaście wierszy. Ustały tańce i zabawy, stare matrony i poważniejsi mężowie ukontentowanie objawili, lecz młódź obojej płci obraziła się i zasmuciła. Młodzi pisarze ujęli się za tańcami. Ustał szał skoków, rozpasała się wierszomania, niezręczna, złośliwa, trywialna, niezgrabna, licha i trwała dni kilkanaście. Morawski tą polemiką wierszoklectwa oburzony napisał satyryczny, dowcipny wiersz na rymokletów i ten dopiero wytrącił pióro z rąk nieuków i usta im zamknął.
W roku 1815, gdyśmy się wszyscy zjechali do Warszawy i za odżyciem Polski i literatury i poezja rozwijać się zaczęła, i chęć do niej ocknęła się w młodych umysłach, pomiędzy dobrymi tworami zjawiły się szczególniej z Litwy mnogie i niepojęte dziwotwory. Morawski, z początku pobłażający tym płodom, w częstych między mną a Osińskim o potrzebie wstrzymania tej wyuzdanej niezdolności sporach był za przebaczeniem i oczekiwaniem, mniemał surowość naszą co do zachowania prawideł i form szkodliwszą postępowi niż pobłażanie tej niesforności pomysłów i za nimi zapędów pióra. Lecz gdy w tej gawiedzi pismaków zjawiły się wiersze Kiszki, Mola (4), a nade wszystko, gdy ze swoim Gorsetem przybył do nich w towarzystwie zarozumiałości i pychy ów nędzny rymokleta (5), Morawski dowcipną satyrą pod tytułem Parnas polski zmusił do milczenia przez Marcinkowskiego nikczemnych rymokletów. Wkrótce w liście swoim przypisanym Julianowi Niemcewiczowi wydał i wydrukował swoje wyznanie wiary w poezji; w pierwszej części tego listu gorzko wyrzucił obrońcom klasycyzmu ich nieprzebaczającą surowość, sarkastycznie wytknął niewolnictwo form i uprzedzenie przeciw nowości; lecz zanadto dowcipkował przeciw tym, z którymi jako o rzeczy serio i ważnej z umiarkowaniem rozmawiać się przystało, prócz tego zbyt lekko i powierzchownie osądził klasyków starożytnych. Zbyt niesłusznie zarzucił im pochlebstwa, nie pomny na czasy, na epoki i różnice Oktawiana od Augusta. Według mego zdania z większym uszanowaniem należało się dotykać tych powag w literaturze osiemnastu wieków uwielbieniem uświęconych, a zarzut pochlebstwa przynajmniej z większą nieśmiałością i wątpliwością mierzyć. Lecz za to w drugiej części każdy wiersz jego jest sztychem, jest puginałem dla romantyków, innowatorstwa i niezgrabnych naśladowców ballad Mickiewicza. Szyderstwo z niesfornych płodów, przestrogi i rady dla młodzieży są wyborne i wybornym wierszem nakreślone; łączy w nich naukę z wzorem jak pisać należy, zgoła ta druga część okupuje pierwszą. To jest moje zdanie i przekonanie o tym liście, może błędne i mylne, lecz wyrażeniem jego daję dowód mojej bezstronności pod tym godłem: „Przyjaciel Plato — więcej przyjaciółką Prawda".
Morawski w następnych swoich licznych we wszystkich prawie rodzajach poezji ogłoszonych i nieogłoszonych płodach, tak z nimi postępował jak ten niezmiernych dostatków bogacz, marnotrawny przez lekceważenie wartości i drogich kamieni, które w nieprzebranym swoim skarbie posiada; chwytali je z rąk jego wszyscy, a on je rozpraszał i zbogacał nimi całą powszechność. Wieleż to jego dziwnie pięknych tworów, rozrzuconych po kwaterach, po mieszkaniach, po framugach, po kominkach i piecach, tworów wyniosłych, lekkich, dowcipnych, fantastycznych, rozpoczętych, niedokończonych, pisanych według powziętych wrażeń, sprzątniętych zostało przez ręce nieznajome i nie znające się na ich wartości; wieleż zginęło, wieleż sam spalił lub podarł; skarby prawie dla potomnych, które by ich obznajmiły w rzetelnych rysach z okolicznościami, jakie nas otaczały, z osobami, które wpływały na losy kraju, a którym on bystrym okiem z bliska się przypatrzywszy, według wrażeń, jakie cnotliwe jego serce odbierało, w doskonałych obrazach lub pierwotnych rysach malował i potem odstąpił i zarzucił. Gdybym tylko te wiersze zawsze dowcipne, zawsze trafne, często wesołe z jego listów do mnie, do mego syna, do generała Krasińskiego przesyłanych wypisał, zebrałby się drobny tom poezji lekkiej, zabawnej, zawierającej część historii czasów, w których żyliśmy.
Mówią, że poeci, rymopisy, złymi są lub przynajmniej miernymi prozaikami a nie zawsze dobrymi mówcami; może to jest niejaką prawdą, jednak zaprzeczył jej Morawski mową swoją w Sedan ku uczczeniu pamięci księcia Józefa Poniatowskiego (6) w obu szczątków wojska polskiego i francuskiego powszechności wyrzeczoną, zaprzeczył licznymi nekrologami po śmierci przyjaciół swoich ogłoszonymi, w których rozrzewnione jego serce lało spod pióra łzy i ból nie zmyślony, zaprzeczył artykułami krytycznymi teatru narodowego w towarzystwie Iksów wydawanymi, które z dowcipu, ze snadności, naturalności stylu jako utwór jego pióra powszechność zgadywała, zaprzeczył w rozmaitych rozprawach o literaturze udzielanych poufałym przyjaciołom, zaprzeczył wymownymi przemówieniami w sejmie rewolucyjnym podczas urzędowania na Ministerstwie Wojny.
Ja jako stały i ciągły jego korespondent, śmiem twierdzić, iż gdyby mi wolno było wydać zbiór listów jego do mnie i do syna mego pisywanych, które jako nieoceniony pomnik chowam, śmiem, powtarzam, twierdzić, że stylu epistolarnego, daru zaprawiania go naturalną spod pióra płynącą wesołością, dowcipem, urozmaiceniem i razem zdrowymi spostrzeżeniami i zdaniami nikt w Polsce w wyższym stopniu nie posiadał; dziś odczytują się po kilkakroć z tą samą i nie mniejszą przyjemnością, tchną zawsze tą samą świeżością, tym samym powabem, jakby dziś pisane były, Zgoła jeżeli Francuzi słusznie się chlubią swoją panią Sévigné (7) i Wolterem i my moglibyśmy się poszczycić zbliżonymi do nich pomnikami, gdyby w nas było tyle troskliwości o sławę narodową w odznaczających się przynajmniej jej świadectwach, ile w tym oświeconym narodzie jest o najdrobniejsze tej sławy pamiątki.
Z licznych pism i utworów Morawskiego, o których wyżej wspominałem, niewielka tylko część drukiem ogłoszoną została; mowa w Sedan, List do klasyków i romantyków, niektóre bajki i wyjątki ulotnych wierszy, rozrzucone po pismach periodycznych i gazetach, zbiór rozmaitego rodzaju poezji w Poznaniu czy we Wrocławiu wydany bez klasyfikacji i wyboru, Dworzec mojego dziadka przyjacielowi przypisany, na koniec w pięknej ozdobnej edycji Pięć poematów lorda Byrona, przez drukarnię w Lesznie w roku 1852 wybite, na świat narodowy wyszły. Reszta w ukryciu spoczywa [Kajetan Koźmian pisał te słowa w roku 1854 – przyp.LD], próżno się publiczność upomina o Bajki, a szczególniej o przekład Andromachy. Usłuchaż głosu jej potomstwo i dopełniż tego, na co ojciec tak jest obojętnym i mniej dbałym? Wróżę, spodziewam się i już mam tego zakład i dowód w edycji Pięciu poematów podjętej przez zacnego syna, który w szlachetnym swoim sercu uczuł, jakim jest spadkobiercą. Lecz niech się spieszy z dalszym wydaniem i dla swojej i dla narodowej sławy; póki ojcu wiek służy, niech zajrzy do jego teki, niech wyciągnie i z niej, i z pamięci ojca te skarby, te dostatki albo rozproszone albo w cieniu zachowane, przecież nie zapomniane, niech je w zupełny zbiór ułoży i obdarzy nimi literaturę krajową.
Gdyby wiek mój zgrzybiały mógł mi dozwolić, nie namyślałbym się zostać tego zbioru wydawcą, a to z trojakiego powodu: mojej dla autora wdzięczności, raz za przyjemność, której doznawałem w czytaniu, po wtóre rady, poprawy, przynaglenia, których mi nie szczędził przy wydaniu mojego Ziemiaństwa i pisaniu Czarnieckiego poematu; trzeciego na koniec powodu wyznanie gwałtem się z mego serca wydziera. Morawski wywarł najszczęśliwszy wpływ na wykształcenie serca, umysłu oraz smaku w literaturze w jedynym synu moim; od młodu wojskowy nie pobłażał mu, lecz przez własne doświadczenie i powierzanie się miary i ostrożności nauczył. W całym życiu moim zajęty jedynie wychowaniem syna, może bym był bez związków [z Morawskim] mniej dopiął tego celu, nie mogąc tak wtajemniczyć w jego uczucia powagi ojcowskiej, do czego przyjaźń tylko i zbliżona młodość zna drogi. Nigdy szczerość, otwartość ze strony podległego nie posuwa się do tego stopnia i o tyle, ile jest życzoną, zawsze jest linia nie przestępna i nie zatarta, która przedziela powagę wieku od młodości, i tylko przyjaciel może być i stać się niejako spowiednikiem, albo karcącym, albo rozgrzeszającym łagodnie. Często ta tajemniczość i obawa wyjawienia i wyznania chociażby przed najłagodniejszym ojcem ma tamę albo we wstydzie, albo w szlachetności i dobroci serca dziecięcia, przez którą mniej się lęka strofowań, jak zasępienia czoła rodzicielskiego i posądzeń na dalsze lata. Tego ja w życiu moim doświadczyłem. Morawski pozyskawszy przyjaźń i ufność mego syna, spotkał się z tym pociągiem jego serca do siebie, które między nimi nieograniczoną otwartość ustaliły, a ciągłym wzorem swoim jako obywatel, jako mąż i stały przyjaciel ojca zrobił go tym, czym jest teraz. Jemu więc winienem część moich pociech, które zbierałem w czerstwiejszym wieku i którymi zgrzybiałą starość moją krzepię.
Są ogniwa w łańcuchu życia ludzkiego, które im są jednostajniejsze i podobniejsze do siebie, tym silniej ten łańcuch spajają. Dola Morawskiego jakże jest podobna do mojej; on stracił ukochaną żonę i ja straciłem pierwszą; on stracił starszego a poważanego od wszystkich i siebie a razem drogiego sobie brata, i ja straciłem i najstarszego, i młodszych; on cieszy się synem i córką i ja cieszyłem się drugą, i cieszę się pierwszym; on odbiera pieszczoty wnuków i ja tą rozkoszą żyję; jego cierpienia fizyczne i moralne przygniotły i ja wśród tego samego prawie rodzaju niemocy życie wlokę; on na koniec, nie ubiegając się nigdy za dostatkami, rozbrojony z oręża osiadł ojczysty zagon i orał, i ja odłączony od zawodu publicznego na podobnym zagonie nie tęskniłem; na koniec on podzielił za życia majątek między syna i córkę, mieszka przy synie, udziela się córce i pomyślnością ich sędziwe lata uprzyjemnia sobie, i ja zrzekłem się majątku na syna, osiadłem pod jego opieką z żoną i jemu winienem długi mój wiek i swobodę. Tak związanemu wszystkimi ogniwami z przyjacielem, cóż mi pozostaje na odpłatę jego doświadczonej wierności, stałości? Tylko jedno życzenie, aby Opatrzność raczyła przeciągnąć życie jego za kres dla mnie przeznaczony, a oszczędziła mu tych najboleśniejszych ciosów, które we mnie i syna uderzyły, a nad którymi płakał wraz z nami.
Charakteru osobistego mego przyjaciela opisywać nie będę w szczegółach, w jednym rysie jego wydam, oba nim do siebie podobni jesteśmy i dlatego się kochamy jakby bracia z jednej krwi i ciała. Oba w naszych zdaniach, zachowując sobie do praktykowania przepisane to prawidło „męża prawego i niezłomnej duszy" Horat[ius]. Gdy się o czym mocno i nie bez powodu przekonamy, nawet przyjaźni nie czynimy z przekonania ofiar i ustąpień; każdy z nas po rozprawach i sporach odchodzi z głębszym dla siebie wzajemnym szacunkiem i przywiązaniem bez najmniejszego zachmurzenia czoła. Kiedy się wyznaje i ma jedne zasady, jedne prawidła w głównych podstawach moralności, religii, cnoty, miłości, kraju, kiedy o szczerości tego wyznania nie ma powątpienia, lecz wzajemną w nim ufność, różność zdania we wszystkich innych przedmiotach polityki, literatury, wypadków, na które zapatruje się z różnych i odrębnych stanowisk i w które to wypadki według oddzielnego położenia i skłonności albo wciągnieni, albo wmieszani zostaliśmy; tam mówię, różność zdania lub przekonania, te spory, są tylko przelotnym meteorem zawsze oświecającym ciemną przeszłość i jest razem świadectwem wzajemnego uszanowania niepodległości powiększającym szacunek i miłość przyjacielską. Lecz jednego charakterystycznego rysu odróżniającego od innych, a szczególniej poetów, autorów, pisarzów, w przyjacielu moim opuścić nie mogę. Morawski nie ma do swoich tworów wnętrzności i miłości ojca, a do obcych cień nawet zazdrości w nim nie postał. Owszem, swoje mało cenić, cudze płody wynosić i więcej w nich piękności niż wad i usterków wyszukiwać było całego życia jego ciągłą i niezmienną i jemu tylko właściwą skłonnością; wszystko odnosił do kraju, do dobra literatury, nie do siebie i dla siebie. Sława literacka jest mu obojętną. Dlatego kończę ten artykuł o nim napisem umieszczonym przeze mnie pod jego wizerunkiem, który zdobi moją ścianę, napisem charakterystycznym dla jego osoby i talentów:
Nieobce wawrzynowi w niebo wznosząc skronie,
Rycerz prawy, wieszcz wzniosły spoczął na zagonie,
Zaprzeczył Krasickiemu, choć z nim chwałę dzielił,
Więcej się cudzą sławą niż swoją weselił.
______________________________________
Przypisy redakcji w wydaniu wrocławskim z 1972 r.
(1) Proteusz, według mitologii greckiej bożek morski, syn Posejdona, obdarzony darem wróżbiarstwa i zmiany swej powierzchowności.
(2) Amfion, legendarny król, poeta i muzyk, syn Zeusa i córki króla Teb Antiopy, posiadał cudowną lirę, na której dźwięk kamienie same ułożyły się wokół Teb, których królem został z kolei Amfion.
(3) Było to wiosną 1813, a nie w r. 1812, skoro rząd i konfederacja przeniosły się do Krakowa z końcem lutego 1813 r.
(4) Wincenty Kiszka Zgierski, hrabia, wierszokleta wileński, wydający własnym nakładem niezrozumiałe ody i triolety, których nikt nie czytał.
(5) nędzny rymokleta — to Kajetan Jaksa Marcinkowski; zob. tom l, rozdz. XI, przyp. 73.
(6) Fr. Morawski, Mowa na pogrzebie ks. J. Poniatowskiego, Sedan, 13 grudnia 1813, Paryż 1814.
(7) Marie de Rabutin-Chantal, Madame de Sévigné (1626—1696), francuska autorka listów o treści historycznej i obyczajowej.
______________________________________
Źródło:
Kajetan Koźmian: „Pamiętniki”, Zakład Narodowy imienia Osslińskich – Wydawnictwo,
Wrocław 1972 (tom III, rozdz. XVII, str. 490-501)
Zobacz też tekst w wyszukiwarce Google Book Search:
„PAMIĘTNIKI KAJETANA KOŹMIANA obejmujące wspomnienia od roku 1815”,
nakładem Konstantego Wodeckiego, w drukarni „Czasu” W. Kirchmayera,
Kraków 1865 (oddział III i ostatni, rozdz. „Franciszek Morawski”, str. 409-423)
[ http://books.google.pl/books?id=QyIEAAAAYAAJ&printsec=frontcover&dq=Kajetan+Ko%C5%BAmian ]
Post scriptum:
Marian Kaczmarek i Kazimierz Pecold w UWAGACH EDYTORSKICH do cytowanego wyżej wydania „Pamiętników” Kajetana Koźmiana z 1972 r. (tom I, str. 27-28) piszą między innymi:
W historii pamiętnikarstwa polskiego Pamiętniki Koźmiana zajmują dość szczególną pozycję. Autor przystąpił do ich spisywania w r. 1850 i ukończył pracę po 5 latach jako liczący 84 lata starzec. Tekst Pamiętników Kajetana Koźmiana ukazuje się obecnie po raz pierwszy w pełnym wydaniu. Pierwsza edycja Pamiętników przygotowana przez Andrzeja Edwarda Koźmiana, syna Kajetana, utrwaliła na sto lat zniekształconą, a raczej tendencyjnie zmienioną postać Pamiętników. Wszystkie następne wydania powtarzały i przedrukowywały wersję synowską, nie konfrontując jej z autografem. Tekst obecny został oparty w przeważającej większości na autografach Pamiętników. Podstawę stanowiły trzy wolumina, znajdujące się w Bibliotece PAN w Krakowie pod wspólną sygnaturą 2049 (oprawa sztywna, format 21x16,8 cm). […] Ze względu na czyste i staranne pismo, małą ilość zmian i skreśleń należy sadzić, że jest to ostateczna redakcja tekstu Pamiętników. Na tej podstawie można przypuszczać, że autor korzystał ze swoich luźnych notatek, poczynionych wcześniej. Wskazuje na to wiadomość w liście A. E. Koźmiana do F. Morawskiego z 30.I.1850 r.: „Z radością widzę, że mój ojciec wziął się znowu do pracy, opisując życie brata, które tylko za ramy posłuży, zbierze swoje wspomnienia, spisze swój pamiętnik [...]”
Uzupełnieniem wyżej wspomnianych autografów jest rękopis jednego rozdziału (wchodzącego w skład t. 3) pt. Wyjątek ze wspomnień starca — Franciszek Morawski, generał. Jest to zeszycik składający się z 10 kart, własność Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. 2931. Został on napisany w 1854 roku i jako kopia przesłany Maryli z Morawskich Jezierskiej [córce Franciszka Morawskiego – przyp.LD].
Wspomniane rękopisy obejmują podstawowy zrąb tekstu Pamiętników i są najważniejszą, wiarygodną podstawą w edytorskim opracowaniu tekstu. Natomiast brak podstawy rękopiśmiennej dla kilku rozdziałów spowodował konieczność posłużenia się przedrukiem. […] Mimo poszukiwań nie udało się odnaleźć autografów czterech rozdziałów z tomu 3: Wincenty Krasiński, Józef Sokołowski, Kilka słów o literaturze i Wiosna roku 1855. W Bibliotece Czartoryskich znajduje się rękopiśmienny odpis (sygn. 3216) — prawdopodobnie syna K. Koźmiana — 10 rozdziałów wchodzących w skład t. 3, a obejmujących również 4 wyżej wymienione. W niniejszej edycji jedynie rozdział pt. Wincenty Krasiński oparty został na tym odpisie ze względu na dość istotne różnice w stosunku do pierwodruku. Natomiast tekst 3 pozostałych rozdziałów (Józef Sokołowski, Kilka słów o literaturze i Wiosna roku 1855) ma podstawę pierwodruku.
[ . . . ]
______________________________________
Dla www.klasaa.net wypis ten i post scriptum
nadesłał w dniu 12.12.2008 r.: Leonard Dwornik
(jako przypomnienie 147 rocznicy śmierci
generała Franciszka Dzierżykraja Morawskiego)
Biogram Kajetana Koźmiana (1771-1856) – dozgonnego przyjaciela Franciszka Morawskiego
Franciszek Morawski – ŻYWOT KAJETANA KOŹMIANA (wspomnienie pośmiertne prozą)
|
|
|
Dwór Drobnin Kościół Pawłowice Dwór Oporowo Kościół Drobnin Pałac Pawłowice Kościół Oporowo Pałac Garzyn Dwór Lubonia Pałac Górzno |
|